Wątek: Psy Wojny
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2011, 16:41   #18
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Bitwa była już wygrana. Widział to Siedlicz, który musiał sobie poradzić praktycznie tylko z goblińską jazdą, która na swoich wilkach mogła być zwrotna, ale na pewno nie była rozsądna, a tu, na polu i trakcie, nie miała szans z końmi. Zanim rajtaria i lansjerzy porządnie zawrócili, tamci wpadli już na pędzących im na przeciw oddział z Mielau. Wilki zawyły, gobliny wrzasnęły i zakwiczał tylko jeden czy dwa konie, taranujące usuwające się na wszystkie strony wargi. Nie były wyszkolone, by atakować znacznie większych, uzbrojonych wrogów od przodu. I w ten sposób większość z nich wpadła wprost na szable i lance nadciągającej z boku jazdy. Odciągnęli na chwilę ich uwagę, ale to wszystko, co zdołali zrobić.
Druga grupa jeźdźców ruszyła na pozostawionych z tyłu rajtarów, ale wystarczyło kilka wystrzałów i zerknięcie na sytuację na polu bitwy, aby natychmiast zawrócić i czym prędzej brać nogi za pas.

Znacznie mniej widziała piechota, rozpaczliwie walcząca o życie i utrzymanie szyku. Po pierwszym impecie orki zostały zatrzymane na tarczach, choć nie odbyło się to bez strat. Zanim Schnitze wziął się za siebie, sytuację uratował Ragnar.
- Krok w tył! Uderz! Kusznicy do mieczy! Naprzeć pawężami! Teraz! Zwijaj od prawej!
Wróg miał przewagę liczebną, ale przegrał z dyscypliną, zwłaszcza, gdy z boku uderzyli kusznicy, a zza pleców tarczowników - uzbrojeni w bagnety muszkieterzy. Ich przeznaczeniem nie była walka wręcz z wyjącymi wściekle, gwałtownymi orkami, ale jako wsparcie posłużyli dobrze. Choć kilku z nich poległo, gdy nie odskoczyli wystarczająco szybko. Impas trwałby jeszcze przez jakiś czas, gdyby nie szarża jazdy. Z północy nadjechali łucznicy, którzy siekali swoimi lekkimi mieczami, a z drugiej strony w szeregi orków i goblinów wbiła się lekka jazda, nie litując się nad żadnym ze stworzeń. Ale i sama poniosła straty, gdy ich nieopancerzone konie uginały się pod ciosami. Sam orczy przywódca zabrał ze sobą kilku ludzi, jednemu nawet odrąbując głowę. Przebiły go ze trzy włócznie, kilka bełtów i mieczy i dopiero wtedy padł. Ciężko było to zaliczyć jako zasługę tylko jednego człowieka.
Z jego śmiercią zaś było już po bitwie. Orków po lasem już praktycznie nie było, a te, które jeszcze żyły, szybko zostały dobite. Większości goblinów udało się zbiec w lasy, bo nikt ich nie gonił dalej niż do bariery drzew. Ale przynajmniej dwie setki leżały wszędzie dookoła, podobnie jak prawie sto orków, zabitych pod Mielau.
Nie bez strat, choć te na dobrą sprawę nie były ogromne, jak na ilość zabitych zielonoskórych. Największe poniosła wrażliwa na ostrzał lekka jazda oraz tarczownicy, przez chwilę muszący zatrzymywać ponad dwukrotnie liczniejszego przeciwnika. Wielu ludzi odniosło też pomniejsze rany, ale tymi nikt się nie przejmował. Odnaleziono jednakże kilkunastu ciężej rannych, których jeszcze można było odratować oraz kilka luzaków.

Dowódca obrońców, jeden z rycerzy, którzy poprowadzili wycieczkę z wioski, odnalazł Wagnera niedługo po bitwie. Gdy uniósł przyłbicę, okazało się, że ma około dwudziestu lat. Bardziej jeszcze chłopak niż mężczyzna. Zasalutował mieczem.
- Dziękujemy wam za wybawienie. Ma godność Albert von Klitzke. Zieloni zaskoczyli nas wczoraj, niestety mój pan ojciec poległ, podobnie jak nasz suweren, gdy wycofywaliśmy się tutaj. W wiosce jest jeszcze trochę piechoty, poza tym tylko uzbrojeni prostaczkowie. Doszły nas słuchy o kolejnych grupach zielonych, obawiam się, że nierozważnie byłoby tu zostawać.
Nie przyznał tego otwarcie, ale najwyraźniej zostawiał decyzję Wagnerowi. Także tą dotyczącą wioski i znajdujących się w niej ludzi.
- Tu się nie obronimy. Głupio zostawiać tych, cośmy uratowali. Chyba, żeby wzmocnić umocnienia, jeśli mają jedzenie to można się tu bronić. Tylko nie ma komu potem nam na pomoc przyjść.
Ragnar splunął na jakieś truchło, wypowiadając te słowa. Gdzieś z daleka nadchodziło głuche, rytmiczne dudnienie.
- Bębny...
 
Sekal jest offline