Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2011, 17:24   #31
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Samantha nigdy nie sądziła, że świt może trwać tak długo. Przecież od czasu kiedy wstała, przygotowała się do zejścia i wypiła poranną kawę, upłynęła przynajmniej godzina, a przecież gdy się obudziła było już w miarę jasno. Brass Harbor było dokładnie tak ponurym i paskudnym miejscem jak inna część Nowej Anglii, którą zapamiętała ze swojego kilkumiesięcznego „zesłania”. Krótki spacer do domu, który wynajmował wuj nie zajął im wiele czasu, ale buł dziwnie irracjonalny. Po za Jamesem „zabawiającym” rozmową z nowo poznaną kobietę nikt nie przejawiał chęci do rozmowy. Jakby ponury klimat i pobliski las kładły się ciężka zasłona na ludzkich duszach. Zresztą dialog który prowadzili, też nie poruszał zbyt pozytywnych tematów. Zaginięcie chłopca, który był przewodnikiem Adriana po okolicy i pewnie najlepiej orientował się w tym co profesor robił i gdzie bywał, nie było dobrą wiadomością.

Gdy zbliżyli się do budynku dziwny dreszcz przebiegł jej po plecach. Ten ciemny las za nim wyglądał zdecydowanie dziwnie jak na gust panny Halliwell, a jednak reakcja bibliotekarki zaskoczyła ją.
Już wcześniej, mimo grzecznościowych uśmiechów, kobieta wydawała jej się przepełniona smutkiem. Spotkanie z dziwacznym konstablem zaniepokoiło ją, teraz zaś widok lasu nie wywołał w niej po prostu nieprzyjemnych skojarzeń jak u Sam, ale wprawił w prawdziwe zaniepokojenie:
- Kiedy się do niej wybierzesz obejrzeć zdjęcie chłopca powinieneś ją delikatnie wypytać czym się tak przestraszyła – powiedziała panna Halliwell do Jamesa spoglądając z zastanowieniem na plecy pospiesznie oddalającej się Mirandy. - Z pewnością wie dużo więcej niż powiedziała, zarówno o tym miejscu jak i o tym co się tutaj dzieje.
Odruchowo potarła ramiona czując przenikające ciało zimno. Zdecydowanie następnym razem wychodząc na zewnątrz trzeba się będzie ubrać dużo cieplej. Jednak czy niska temperaturą można sobie było tłumaczyć tę nagłą, dziwną potrzebę ukrycia się w bezpiecznym miejscu?
Jej myśli przerwała Lucy wspominając o zaginięciu córki gospodarzy tawerny. Sam nie miała o tym pojęcia, a Virgil zdecydowanie nie wyglądał rano na kogoś komu zaginęło dziecko. Kolejna zagadka o której nie miała pojęcia. Bardzo wiele się tutaj działo za jej plecami, a każda kolejna informacja była dziwniejsza od poprzedniej.
Po raz kolejny to James, niczym Don Kichot ruszył odważnie do przodu atakując „wrota niezdobytej twierdzy” i... jak było do przewidzenia rozbił się o barierę zamkniętych drzwi.
Sam uśmiechnęła się lekko, literackie porównanie pozwoliło jej zapanować nad stanem umysłu i ponownie powrócić do zwykłej rozsądkowej postawy. Ani wymiana zdań na temat zasadności ich zamknięcia, ani nagły dźwięk zegara wybijającego upływ czasu nie zachwiały jej spokojem.

Kiedy Solomon poradził sobie z zamkiem za pomocą uzyskanego wczoraj klucza weszli do środka.
Zważywszy na okoliczności towarzyszące ich dotarciu do tego miejsca, wnętrze domu, przynajmniej na parterze, okazało się rozczarowująco pospolite i zwyczajne. Pachniało kurzem i pastą do podłóg. Zewnętrzne światło przedzierało się do niego bladą smugą rozwiewając mrok. Wchodząca na końcu Sam zobaczyła wysoki zegar kopertowy który narobił przed chwilą niespodziewanego hałasu, jakąś niedużą szafkę, dalej na bocznej ścianie, nieco większą szafę z wieszakami na których wisiały płaszcze. Czworo drzwi z korytarza prowadziło do salonu - zapewne największego pomieszczenia w tym domu, oraz kuchni, małej łazienki i dodatkowej, maleńkiej sypialni. Były jeszcze schody prowadzące na górę. Wyłożone czerwonym dywanikiem. To właśnie tam, na piętrze, widzieli kogoś poruszającego firaną. Teraz jednak dom był cichy. Poza odgłosami jakie wydawała przechodząca za Jamesem do kolejnych pomieszczeń Sam i jej towarzysze nie było słychać żadnego innego dźwięku. Nic. Cisza. Tylko tykanie zegara odmierzało miarowo sekundy wahadłem.
Nie dziwiła się temu jednak wcale. Jeśli ktoś się tu ukrywał na pewno zrobi wszystko, by pozostać niezauważonym i zachować maksymalny spokój. Na wszelki jednak wypadek nie poszła za mężczyznami na górę. Może teoria z ukrywającą się na górze Ewą była prawdziwa, a może ktoś inny chronił sie tutaj w tajemniczych celach. Samantha nie miała ochoty spotkać się z potencjalnym napastnikiem. Wolała by mężczyźni jako pierwsi sprawdzili czy wejście na górę jest bezpieczne.
Po zerknięciu na kuchnie, łazienkę, weszła do dodatkowej sypialni, rozglądając się po niej z ciekawością. Podeszła do szafy i otworzyła ja ostrożnie.
Potem przeszła do salonu. Nigdy nie lubiła wystroju w stylu myśliwskim. jak na jej gust był zbyt ciemny, ponury i naturalistyczny. Z ciekawością przyjrzała się biblioteczce, czytając tytuły ksiąg, które tam ustawiono.

Właśnie sięgała po jeden z tomów, gdy wrócili panowie oznajmiając że nie znaleźli nikogo na górze. James przez chwilę wyglądał jakby zastanawiał się nad tym co powiedzieć. W końcu wysnuł swoją teorię o duchach, którą bardzo szybko i w dość racjonalny sposób, ale bez większego powodzenia próbowała obalić kuzynka Lucy.
Sam już miała wyrazić zwoje zdanie, gdy rozległ się nagle głośny dźwięk dochodzący wyraźnie, z podobno pustych pomieszczeń na górze. Po raz kolejny tego dnia kobieta poczuła jak ciarki przebiegają jej po plecach. W tym momencie teorie Jamesa wydawały się szokująco realistyczne.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline