Khaldin przeklinał głośno zaistniałą sytuację. Gobliny, ciągnięcie człeka przez las, odwlekanie głównego zadania… jednak mimo wszystko, w głębi duszy czuł się lepszym krasnoludem, właśnie dlatego, że pomógł tym ludziom w potrzebie. Jednak na wszelki wypadek, na przyszłość, postara się ładować w mniejsze kłopoty. Jeżeli tylko będzie miał taki wybór.
Kiedy nadciągnęła noc i nie było ani widu, ani słychu pomocy, Khaldin rzekł: - Najwidoczniej nasza mała bohaterka wpadła na jakieś gobliny. Zamiast nam pomóc, tylko nakarmiła ich brzuchy. I moglibyście przestać tak skomleć. – Zaczął marudzić. Nagle jego uszu dobiegł tętent kopyt. Na wszelki wypadek Khazad dał nura w krzaki. Wziął rozbieg, na drugą stronę drogi, i skoczył. Lecąc na płasko starał się wcelować w krzaki. Miał nadzieje, że gruby brzuch i listowie zamortyzują trochę upadek. Przy uderzeniu o ziemię jęknął. Jorgen zaczął krzyczeć, krasnolud pomyślał, ze to głupie zachowanie zdradzi ich obecność.
„A niech to, zauważyli mnie” – przeklinał w myślach Khaldin. –Dobra! To tylko ja, Khaldin krasnolud! – krzyknął. – Napadły nas gobliny, szukamy schronienia. Mamy rannego! – dodał. |