Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2011, 22:28   #21
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Khaldin przeklinał głośno zaistniałą sytuację. Gobliny, ciągnięcie człeka przez las, odwlekanie głównego zadania… jednak mimo wszystko, w głębi duszy czuł się lepszym krasnoludem, właśnie dlatego, że pomógł tym ludziom w potrzebie. Jednak na wszelki wypadek, na przyszłość, postara się ładować w mniejsze kłopoty. Jeżeli tylko będzie miał taki wybór.

Kiedy nadciągnęła noc i nie było ani widu, ani słychu pomocy, Khaldin rzekł: - Najwidoczniej nasza mała bohaterka wpadła na jakieś gobliny. Zamiast nam pomóc, tylko nakarmiła ich brzuchy. I moglibyście przestać tak skomleć. – Zaczął marudzić. Nagle jego uszu dobiegł tętent kopyt. Na wszelki wypadek Khazad dał nura w krzaki. Wziął rozbieg, na drugą stronę drogi, i skoczył. Lecąc na płasko starał się wcelować w krzaki. Miał nadzieje, że gruby brzuch i listowie zamortyzują trochę upadek. Przy uderzeniu o ziemię jęknął. Jorgen zaczął krzyczeć, krasnolud pomyślał, ze to głupie zachowanie zdradzi ich obecność.

A niech to, zauważyli mnie” – przeklinał w myślach Khaldin. –Dobra! To tylko ja, Khaldin krasnolud! – krzyknął. – Napadły nas gobliny, szukamy schronienia. Mamy rannego! – dodał.
 
Mortarel jest offline  
Stary 10-05-2011, 11:04   #22
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Nie znam takowego - odpowiedział jeździec, słysząc imię krasnoluda. - Ale miano Kloebe mi się o uszy obiło. Pokażcie no się tutaj, ale bystro!
Mężczyzna swoje słowa poparł wymownym ruchem pistoletu. Jorgen z pomocą Johannesa wychynęli na drogę. Khadlin, nie mając innego wyjścia, uczynił to samo. Już po chwili wszyscy trzej byli bacznie lustrowani wzrokiem obu jeźdźców. Najwidoczniej oględziny wypadły pomyślnie, gdyż pistolety zniknęły w olstrach, a mężczyźni zeskoczyli z koni.
- Gobliny... To mniemam, że szanowny, nieznany mi krasnolud rozprawił się z nimi na cacy. Gdzie Wam droga wypada? Do Wurzen, czy może w stronę Middenheim?
- Do Middenheim...
- Do Wurzen...
- dwie odpowiedzi padły niemal równocześnie. Mężczyzna zaśmiał się.
- Tobie krasnoludzie jedynie spokojnej drogi możemy życzyć, a rannemu pomocy udzielim. Tasso, na Twojego konia rannego złożym. Dzieciak pojedzie ze mną. Do zajazdu nie jest chyba daleko. Tam się niechybnie szanownym panem Kloebe zaopiekują. - Rozkazy zostały wydane pewnym, władczym głosem, nawykłym do komenderowania. Tasso z niemałym trudem wciągnął Jorgena na wierzch konia, a Johannes usiadł przed dowódcą. - Jazda! Szerokiej drogi!
- W Wurzen udaj się do Dietera Betzworgenna, powiedz żeś mi pomocy udzielił w potrzebie... Będę do końca życia do bogów modły zanosił w Twej intencji, za to żeś mnie i synka od goblinów wyratował. Dzięki raz jeszcze...
- dodał jeszcze Jorgen i już po chwili dwaj konni, z dodatkowym ładunkiem odjechali traktem ku karczmie. Khadlin został sam. Jeszcze przez chwilę stał na drodze, po czym ruszył w kierunku miasta.

Wedle słów Bretza, do Wurzen miał dwa dni drogi, a na razie pokonał może trzecią część tego dystansu. Było już całkiem ciemno, ale krasnolud nie chciał zatrzymywać się na postój. Szedł przez pogrążony w ciemnościach las, wsłuchując się w dziwaczne odgłosy dobiegające spomiędzy pni. Jakieś szelesty, pomrukiwania i od czasu do czasu, przeszywający, mrożący krew w żyłach krzyk. Krzyk, którego nie mogło wydać gardło żadnej zwyczajnej istoty. Postanowił, że dopóki jest ciemno nie zatrzyma się na odpoczynek.
Dopiero nad ranem, gdy pierwsze promienie słońca rozjaśniły niebo, zmęczony Khadlin zatrzymał się na popas. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, był też głodny i zmarznięty. Schronienie znalazł w starej szopie stojącej przy drodze. Poza stosem siana i brudnymi futrami leżącymi w kącie, nie było tu nic. A i tak owa szopa zdała się Khadlinowi pałacem, godnym samego krasnoludzkiego króla. Padł na cuchnące, wilgotne futra i niemal natychmiast zasnął.
Obudził się, gdy słońce było już wysoko na niebie i przeświecało przez liście na wierzchołkach drzew. Nic nie mąciło spokoju i majestatu lasu, który przez to wydał się Khadlinowi jeszcze bardziej straszny. Po szybkim zjedzeniu paru kęsów prowiantu ruszył w dalszą drogę.

Już pod wieczór dotarł do miasta. Otoczone było solidnym, kamiennym murem. Mimo iż Burza Chaosu przetoczyła się przez cały Ostland, niszcząc i plądrując, samo Wurzen nie nosiło śladów oblężenia. Mury były nietknięte, okoliczne pola porastało zboże, a na pastwiskach pasły się krowy. Jedyną pozostałością po wojnie był wielki, zatłoczony obóz dla uchodźców, zorganizowany pod murami miasta. Krasnolud nie miał problemów z dostaniem się do środka, po uiszczeniu opłaty w wysokości srebrnego szylinga, pilnujący bram żołnierze przepuścili go.

Teraz szedł w cieniu masywnych murów miejskich, zastanawiając się co robić dalej. Szukać noclegu, czy też od razu udać się do celu swej misji - pałacu barona von Wallensteina, a może poszukać krewnego Jorgena, Dietera Betzworgenna. Musiał szybko podjąć decyzję. Niebo, po słonecznym dniu, wieczorem zasnuło się chmurami, z których właśnie zaczęło padać.

 
xeper jest offline  
Stary 14-05-2011, 17:21   #23
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Przypadkowe spotkanie z jeźdźcami uwolniło Khaldina od zbędnego ciężaru, jakim był człowiek i jego syn. Tylko spowalniali krasnoluda. Zupełnie zapominając o dziewczynce, którą wysłał po pomoc, khazad ruszył w swoją stronę.

Droga była nieciekawa. Biegła przez las, a do tego wszystkiego khazadowi przyszło podróżować nocą. Nie chciał nawet wiedzieć, jakie paskudztwa czaiły się między drzewami. Starał się jak najszybciej iść przed siebie i nie zatrzymywać się. Nad ranem dotarł do jakiejś szopy, a że był zmęczony to niewiele myśląc zasnął w jej wnętrzu. Po przebudzeniu ruszył dalej przed siebie, aż dotarł do celu podróży.

Miasto zrobiło na Khaldinie duże wrażenie. Zwłaszcza jego mury obronne. Były masywne, wykonane z kamienia. Khaldin był pewien, że przy budowie musiały pomagać krasnoludy. Ludzie są zbyt mało pojętni, kiedy idzie o budowanie z kamienia. Jedynie krasnoludzkie ręce mogły wznieść coś tak potężnego i zarazem pięknego. Nawet, jeżeli w rzeczywistości mury zostały wzniesione przez ludzi, to i tak nikt nie byłby w stanie wytłumaczyć tego dumnemu krasnoludowi.

Jako, że w mieście miał przynajmniej trzy cele, do których powinien się udać, Khaldin postanowił, że zacznie od spełnienia swego obowiązku. Wypytując napotkane osoby o drogę, skierował się w stronę pałacu von Wallensteina.
 
Mortarel jest offline  
Stary 15-05-2011, 23:13   #24
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Khadlin

Khadlin bez przeszkód dotarł do pałacu, wskazanego mu przez uciekających przed deszczem przechodniów. Siedziba barona znajdowała się w najbogatszej części miasta. Wraz z rezydencjami innych wielmożów, oddzielona była murem od biedniejszej części Wurzen. Dwóch strażników w biało-czerwonych, pasiastych jakach, przepuściło go dopiero, gdy okazał list adresowany do barona. Szybko, uciekając przed lejącą się z chmur wodą, zmierzał do wrót okazałego pałacu, z którego ścian zwieszały się proporce o pasiastym wzorze.


Znów musiał okazywać pismo jakie dostał od von Blomberga i tłumaczyć cel swojej wizyty. Tym razem kazano mu czekać. Na szczęście nie na zewnątrz, a w niewielkiej komnatce znajdującej się tuż przy głównym, reprezentacyjnym holu. Cały czas towarzyszył mu wysoki, ponury jegomość, który udawał że go nie ma. Nie reagował na pytania i zaczepki krasnoluda, tylko cały czas stał z opuszczonymi rękoma i wpatrywał się w ścianę. Po długiej chwili, pojawił się inny lokaj, który gestem wskazał Khadlinowi aby szedł za nim.

Krasnoluda wprowadzono do obszernego gabinetu, którego jedną ścianę zajmował wielki regał z książkami, drugą okno, a na trzeciej zawieszony był pokaźnych rozmiarów gobelin, przedstawiający myśliwych polujących na dzika. Przy masywnym, dębowym biurku siedział mężczyzna w sile wieku, jego starannie przyciętą brodę i włosy zdobiły pasma siwizny.
- Co to za pismo? - wyciągnął rękę po list. Potem bez słowa przełamał pieczęć i zagłębił się w lekturze. W miarę jak czytał, jego twarz nabierała czerwonej barwy. Krasnolud widział jak baron bezgłośnie przeklina pod nosem.
- Tego już za wiele! - zakrzyknął w końcu. Ze złością zgniótł kartkę i cisnął nią w kąt. - Przeklęci Khornici! Przeklęty Krieger! Krasnoludzie, mów co tam się wydarzyło. Byle szybko. Trzeba działać. A Ty, Meltzer, przynieś więcej wina. Tylko dobrze podgrzej!

Jans

Lało jak z cebra. Wszyscy ludzie się gdzieś pochowali. Ulice zamieniły się w rwące potoki, wymywające nieczystości ze wszystkich zakamarków. Jans brodzący niemal po kostki w wodzie, zauważył mijającego go właśnie nadgniłego kota. Był w mieście od trzech dni i dopiero teraz udało mu się umówić na spotkanie z hrabią von Kruppem. Szczerze wątpił, że na spotkanie pofatyguje się sam arystokrata. Jans bardziej spodziewał się jakiegoś jego wysłannika, szczególnie, że karczma „Pod Rogiem Obfitości” cieszyła się złą sławą i niezbyt wyszukaną klientelą.

Karczma stała w obskurnym zaułku, tuż przy rzece. Z okien widać było przeprawę promową i niedawno wyrosły na drugim brzegu, obóz uchodźców. Jans wszedł do środka. Od razu uderzył go w nozdrza smród niemytych ciał, rzygowin i gnijącej słomy zaścielającej podłogę. Skinął karczmarzowi głową, dając znak, że ma tu spotkanie i rozejrzał się po izbie, w poszukiwaniu swojego przyszłego pracodawcy. Stoliki w większości zajęte były przez brudnych, niedomytych obdartusów raczących się rozcieńczonym piwem za pieniądze, jakie udało im się wyżebrać lub ukraść. Drugą grupę stanowili żołdacy i najemnicy, obecnie bez pracy, roztrwaniający swoje ostatnie pieniądze. Siedzący przy stoliku w rogu mężczyzna nie pasował do otoczenia. Roztaczał wokół siebie aurę bogactwa i wyższości, która to aura nie pozostała niezauważona przez innych bywalców lokalu. Świadczyły o tym wrogie, łakome spojrzenia i niespokojnie poruszające się palce. Tylko dzięki leżącemu na stole pistoletowi, mężczyzna ów jak do tej pory uniknął kłopotów.

- Jestem Armin von Krupp - przedstawił się mężczyzna, gdy Jans dosiadł się do stolika. Na twarzy Skalpa pojawiło się zdziwienie. A jednak jego pracodawca pofatygował się sam. Sprawa musi być poważna, a zatem i dobrze płatna. Skłonił głowę w geście powitania.
- Cieszę się, że zgodziłeś się porozmawiać ze mną. Mam również nadzieję, że nie jesteś zbytnio strachliwy i przesądny. - Hrabia popatrzył Jansowi wprost w oczy. - Muszę od razu zaznaczyć, że nie jesteś pierwszym człowiekiem z jakim rozmawiam w interesującej mnie sprawie. Od dłuższego czasu poszukuję kogoś, kto podejmie się pewnego zadania, ale niestety Ranald mi nie sprzyja. Nie ma chętnych lub nie są zainteresowani, chociaż płacę dobrze.
- Przejdę do szczegółów - Szlachcic chyba dostrzegł znudzoną tym wstępem minę Jansa. - Wynagrodzenie wynosi czterdzieści złotych karli. W Lesie Cieni znajduje się coś co chciałbym odzyskać. Zostało to skradzione mojemu ojcu wiele lat temu przez jego sługę, kultystę Chaosu. Owa rodzinna pamiątka znajduje się na starym cmentarzysku kilka dni drogi od Wurzen. Mniej więcej znam lokalizację owej nekropoli. Owe skąpe informacje, zaledwie ich garstka, to wszystko co udało mi się dowiedzieć przez ostatnie lata. Sam nie mogę się tam wybrać, gdyż trzyma mnie tu służba u barona von Wallensteina, dlatego też szukam kogoś kto uda się na miejsce, odzyska zrabowane dziedzictwo rodu von Krupp i wróci z nim do mnie. Podejmujesz się?
 
xeper jest offline  
Stary 16-05-2011, 18:40   #25
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Jans „Skalp” Zingger słuchał słów hrabiego von Kruppa bardzo uważnie. Precyzyjniej byłoby nawet stwierdzić, że łowił jego każde zdanie i dzielił od razu włos na czworo. Ale to mógłby stwierdzić tylko baczny obserwator, bowiem przez lwią część rozmowy „Skalp” nie patrzył nawet na zleceniodawcę, znudzonym wzrokiem wpatrując się gdzieś w powałę, tudzież pilnie szukając brudu za paznokciami. Ale to były tylko pozory. W tym samym czasie szacował ryzyko i kontemplował zapłatę. I zerkał co rusz na pistolet leżący przed nim na stole.

Rachunek składający się z „za i przeciw” wypadł na rzecz wyprawy na cmentarzysko. Choćby w deszczu. Dlatego gdy tylko von Krupp skończył mówić „Skalp” odparł:

- Podejmuję się tego zadania, Wielmożny Panie. W końcu mieć czterdzieści karli, a ich nie mieć, to w sumie osiemdziesiąt, prawda, he, he – zaśmiał się ze swego powiedzenia. Jednak jego żart nie wywarł na hrabim najmniejszego wrażenia:

- Czyli podejmujecie się zadania? – von Krupp upewnił się tonem człowieka chcącego zrobić wreszcie interes i opuścić śmierdzący „przybytek”, który służył za miejsce spotkania. Nazwa "Róg obfitości" jakoś nie pasowała do tego miejsca, trzeźwo zauważył „Skalp”.

Już wiedział, że dobił targu, ale postanowił zgodnie z jedną niepisanych zasad handlu zażądać więcej niż chciał osiągnąć.

- Tak – potwierdził powoli smakując to słowo. – Tak. Ale Las Cieni, a dokładniej nekropolia w Lesie Cieni, to nie jest majówka, Mości Hrabio, dlatego potrzebuję oprócz złota jeszcze dobrej stali. Takiej co wytrzyma trudy podróży. Rozumiecie? Miecz, od któregoś płatnerzy z Wurzen w zupełności mi wystarczy.

I nie czekając na odpowiedź von Kruppa ciągnął dalej:

-Musicie dać mi też więcej wskazówek co do drogi i wyglądu owej pamiątki – Skalp starannie zaakcentował ostatnie słowo. – Choć cmentarzysko może być i małe, nie chciałbym rozkopywać niepotrzebnie niczyich grobów… Taki kodeks honorowy grabarza… sami wiecie - tłumaczył meandry swego fachu. - To co? Przepijem trunkiem na zgodę?
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 16-05-2011 o 19:19.
kymil jest offline  
Stary 18-05-2011, 20:00   #26
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Tak ładnego budynku, jakim była rezydencja barona, Khaldin nie widział od dawna. Wierzył, że została ona wybudowana przez najlepszych khazadzkich rzemieślników. Zanim jednak udał się do środka, przystanął na chwile przy murze, który oddzielał bogatą część miasta od części biedoty. Zaglądając raz na jedną, raz na drugą stronę powtarzał: -Bieda, bogactwo, bieda, bogactwo… hmm… zostaję tutaj!- zakrzyknął udając się na „bogatą” stronę muru.

Pędem udał się do posiadłości barona, nie zważając na deszcz. Przystanął na chwilę przy strażnikach, mierząc ich wzrokiem. –Biały i czerwony… hmm, muszę zapamiętać.- powiedział pod nosem. Na drodze do barona co chwila stawali mu jacyś dziwni ludzie, którzy kazali okazywać świstek papieru, jakby miał on być więcej wart niż słowa krasnoluda. Było to trochę irytujące dla khazadzkiej dumy. Do tego ten dziwny ponurak, który się za nim szwendał. Khaldin próbował go szturchnąć, kopnąć w kostkę, ugryźć, ale nic. Brak reakcji. W końcu dał sobie spokój z głupimi zaczepkami.

W końcu! Udało się dotrzeć do barona. Ależ jego gabinet był bogato zdobiony i ile w nim było książek. „Blee książki”- krasnolud skrzywił się na samą myśl o tym paskudztwie. Żeby odwrócić wzrok od nieprzyjemnego widoku, postanowił patrzeć się na okno.

Po krótkiej rozmowie, z której khazad zrozumiał jedynie tyle, że baron się zdenerwował, nastąpiła chwila ciszy, w której powinna paść odpowiedź Khaldina. Niestety biedak nie był przyzwyczajony do rozmów z tak wysoko postawioną osobą. Nigdy nie był dobry w rozmowie, ani tym bardziej nie znal się na obyczajach arystokratów.

-Ten..tego. No wydarzyło się, wydarzyło.- zaczął niepewnie. –Razem z towarzyszami, krasnoludami rozbiliśmy obóz. No i wtedy jak zawsze zaczęliśmy grać w kości… i ja miałem dwie czwórki, na co Sorir, najstarszy krasnolud rzekł, żem musiał oszukiwać. Bo on miał dwie trójki, rozumie Wać pan. A ja mu na to, jak nie przyłożę!- uniósł rękę do góry w wymownym geście, a następnie kontynuował - I nagle wyskoczyli oni, zza drzew. I bitwa była. Ale szybko żem padł ogłuszony na ziemię, gdzie uznany za zmarłego zostałem pozostawiony. – wyrzucił z siebie krasnolud, na jednym tchu!

-Bez moich kompanów!- zawołał z lamentem w głosie. –Ruszyłem na poszukiwania, ale zamiast kompanów karczmę znalazłem, która jeszcze gorzej niż nasz obóz po bitwie wyglądała. I tam dano mi tą wiadomość, którą polecono mi tu dostarczyć. – krasnolud starał się mówić jak najlepiej potrafił. Miał też nadzieję, że niczego nie pomieszał, co często mu się zdarzało. Oby baron go zrozumiał.
-Jestem tylko prostym krasnoludem, nie obraź się panie, za mój brak manier. - dodał na końcu, gdyż uznał to za stosowne.
 
Mortarel jest offline  
Stary 20-05-2011, 14:54   #27
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Khadlin

- A więc to sprawa osobista - baron uśmiechnął się do siebie i pociągnął solidny łyk z parującego pucharu. Taki sam kielich stał przed krasnoludem, który jednak miał pewne opory w piciu wina. Wiadomo, brodaty lud gustował raczej w piwie, napój z winogron uważając za elfi i babski wynalazek. Von Wallenstein po raz kolejny przeczytał list. Uspokoił się, tylko jego twarz nadal pozostawała czerwona. Podniósł oczy na krasnoluda. - Za tą wiadomość wynagrodzenie otrzymasz, zgodnie z tym co von Blomberg napisał. Piętnaście złotych koron powinno Cię zadowolić, prawda?

Oczy Khadlina przybrały rozmiar i kształ owych monet, gdy pomyślał jaka to kwota. Z radości aż chwycił puchar i łyknął wina. Skrzywił się i niemal je wypluł, było ohydne.
- Ale mam dla Ciebie coś lepszego - kontynuował baron, niezrażony zachowaniem krasnoluda. - Zapłacę Ci trzy razy tyle, jeśli podejmiesz się pracy dla mnie. Raczej nie będzie to kopanie złota w Górach Szarych, gdzie jak wiadomo, złota nie ma. Muszę powstrzymać Kriegera! I pewnie z chęcią mi w tym dopomożesz. W końcu masz powody aby nie życzyć mu dobrze...

Krasnolud popatrzył podejrzliwie na barona. Czego on od niego chciał? Na duchy przodków, czyżby chciał aby Khadlin wybrał się samotnie na wyprawę przeciwko rycerzowi Chaosu? Chyba zmysły postradał.
- Nie, nie. Nic z tych rzeczy - Von Wallenstein najwidoczniej poprawnie rozszyfrował spojrzenie krasnoluda. Konspiracyjnie ściszył głos. - Aby go załatwić potrzebuję paru rzeczy. Jest pewien rytuał, który pozwoli się go pozbyć. Wiesz krasnoludzie, nie jest on do końca praworządny. Gdyby magowie się dowiedzieli, lub co gorsza łowcy czarownic, wtedy byłoby po nas... Rozumiesz o czym mówię? No ale do rzeczy. Pierwsze co trzeba zdobyć to klejnot, jaki ponoć spoczywa na pewnym cmentarzysku kilka dni drogi z Wurzen, w głębi Lasu Cieni. Chcę abyś wybrał się tam i zdobył ten kamień. Oczywiście nie wyruszysz sam. Znajdę Ci odpowiednich towarzyszy. Czterdzieści pięć sztuk złota za tak prostą robótkę to naprawdę wiele. Będziesz także miał przywilej noszenia mych barw. Oficjalnie przyjmę Cię na służbę, a służba u von Wallensteina to zaszczyt...

Jans

Hrabia von Krupp spojrzał na targującego się Skalpa z obrzydzeniem. Mimo wszystko, po chwili rozważania dodatkowego wydatku, skinął głową.
- Dobrze - odpowiedział. - Dostaniesz miecz, o który prosisz. Osobiście wybiorę dla Ciebie ostrze z mojej zbrojowni. Nie będzie to jednak wurzeńska stal, a coś lepszego. Moje brzeszczoty pochodzą z najlepszych kuźni Imperium i Tilei. Ten, który Ci dam nosi markę Capicello z Lucini. Zadowolony?
- Oczywiście nie ma takiej możliwości, abyś był w stanie zadanie owo wykonać samotnie. W związku z tym dołączy do Ciebie ktoś, kto pomoże Ci w zdobyciu tego co ukradziono mej rodzinie...

Przerwał na moment widząc zaniepokojenie na twarzy Jansa. Ależ Ci ludzie w dzisiejszych czasach stali się pazerni.
- Nie obawiaj się. Pieniądze jakie oferuję są w całości dla Ciebie. Całe czterdzieści złotych koron zasili Twoją kiesę. A teraz do rzeczy... Chodzi o pierścień, podobny do tego - Wysunął w stronę twarzy Jansa palec, na którym błyszczała masywna, złota obrączka z oszlifowanym szafirem. - Niemalże identyczny, tylko kamień jest zielony. Cmentarzysko, na którym ten podły kultysta zakończył żywot leży nieopodal Regensdorfu, a raczej tego co z niego zostało. Nieco na północ od ruin, na szczycie wzgórza stoi kamienny obelisk. U podnóża owego wzgórza znajduje się to cmentarzysko. On gdzieś tam leży. Jedyne co wiem o nim, to że nazywał się Udolf.

Carolus

Brat Dieter nie żył. Z tego co dowiedział się od ludzi, których pytał o kapłana, to Dieterowi zmarło się dwa lata temu. Przyczyną śmierci były suchoty, na jakie cierpiał od wielu lat. Carolus wpatrywał się w mokry od ciągle padającego deszczu, nagrobek swojego dawnego opiekuna i zastanawiał co ma dalej robić.

Nie miał się nawet gdzie zatrzymać. Nie znał tu niemal nikogo. Co prawda opuścił to miasto zaledwie kilka lat temu, ale jego życie w Wurzen było ściśle związane z bratem Dieterem i nikogo poza nim wówczas nie potrzebował. Postanowił swoje kroki skierować do świątyni Sigmara, po to aby pokrzepić się modlitwą i równocześnie spróbować porozmawiać z zakonnikami. Miał nadzieję, że brat Dieter zostawił mu przed śmiercią jakąś wiadomość.
Świątynia pogrążona była w mroku. Wnętrze rozświetlały tylko nieliczne świece. Tylko wokół figury Młotodzierżcy było jaśniej. Tam też dostrzegł jakiegoś odzianego w habit kapłana. Carolus podszedł do niego i przedstawił się, równocześnie wyjaśniając powód swojej wizyty.

- Ach tak - odparł niemłody już, mocno wyłysiały kapłan. - Brat Dieter, niech Morr czuwa nad nim w swym królestwie. Tak, pamiętam Cię. Jestem brat Igor. Chodź ze mną, gdyż nie godzi się rozmawiać przed obliczem Sigmara...

Carolus został poprowadzony na tyły świątyni, do niewielkiej salki, która pełniła funkcję pokoju i sypialni dla kapłana sprawującego dyżur w przybytku. Stało tu łóżko, stół i dwa krzesła. Na regałach spoczywały jakieś książki, zapas świec i kaganków oraz starannie poskładane szaty liturgiczne. Brat Igor wyjął dwa kubki i nalał do nich wina. Gestem zaprosił Carolusa do stołu i napicia się.
- Dieter zawsze miło Cię wspominał. Do samej śmierci liczył, że go odwiedzisz. Ale widocznie nie miałeś czasu, szkoląc się w tych całych Kolegiach - w głosie starego kapłana brzmiał wyrzut i niechęć. - Dieter zostawił coś dla Ciebie. Powinno gdzieś tu być...

Igor zaczął szperać w szafce, jednak bez rezultatu. Przez chwilę rozglądał się bezradnie po pomieszczeniu, po czym wyszedł bez słowa. Wrócił po kilku minutach niosąc niewielkie, drewniane pudełeczko. Podał je Carolusowi.
- Było w piwnicy. To dla Ciebie. - Młodzieniec wziął podarunek i ostrożnie otworzył. W środku było kilka złotych monet i list. Carolus wyciągnął papier i zaczął czytać.

Cytat:
Drogi chłopcze. Jeśli czytasz te słowa to znaczy, że jam już w ogrodach Morra. Nie płacz nade mną, tak jak ja płakałem nad Twym losem. Mam nadzieję, że Twój brak kontaktu ze mną, nie wynikał z niechęci ani wrogości a ze zwyczajnego braku czasu. Szkoda, że nie dane nam się już było zobaczyć. Pozostawiam Ci to oto złoto, gdyż na pewno Ci się przyda, przecież pewnie nie masz się nawet gdzie zatrzymać. Jeśli kiedykolwiek potrzebowałbyś pomocy skontaktuj się z Dagmarem Broelicke lub jeśli jego już nie ma na tym świecie, z jego następcą, aptekarzem w Aptece Pod Dwoma Sokołami. Powodzenia chłopcze i wspomnij czasem miło swego opiekuna.
Twój, Dieter.
Carolus nie zwlekając udał się do „Apteki Pod Dwoma Sokołami”. Mieściła się ona w kamienicy stojącej tuż przy murze odgradzającym dzielnicę bogaczy od reszty miasta. Szyld był nieco wyblakły, ale dało się na nim odczytać napis i rysunek dwóch ptaków krążących na tle nieba. Stark wszedł do środka. We wnętrzu było ciemno i czuć było ten specyficzny, obecny w każdej aptece zapach ziół, chemikaliów i czegoś jeszcze, co nazwać potrafili tylko aptekarze. Nie było tu zbyt wiele miejsca. Większość pomieszczenia zajmowały przeszklone regały, na których półkach spoczywały białe, porcelanowe słoje. Jedna ściana zastawiona była wielką szafą, z tysiącem podpisanych drobnym druczkiem szufladek. Spod sufitu zwieszał się kompletny szkielet. Do jakiej istoty należał, tego Carolus nie był w stanie stwierdzić. Gdy wszedł, przymocowany do drzwi dzwoneczek obwieścił, że do apteki zawitał klient. Już po chwili pojawił się stary i pomarszczony aptekarz, cały w czerni, z kryształowymi szkłami na nosie.

Gdy Carolus Stark przedstawił się i wyjaśnił powody dla jakich znalazł się w aptece, twarz starego aptekarza, Dagmara Broelicke rozjaśnił szeroki uśmiech, a zmarszczki ją pokrywające na moment wygładziły się. Starzec zdawał się bardzo uradowany wizytą.
- Tak, tak... W samą porę... Właśnie ten czas... Właściwa osoba o właściwym czasie i w właściwym miejscu...- mamrotał pod nosem. Potem podniósł wzrok na Carolusa, w jego oczach płonął ogień. - Bogowie mi Cię zesłali. Nie masz się gdzie zatrzymać biedaku, zatrzymasz się tutaj. Na poddaszu mam izdebkę, możesz ją zająć na jak długo chcesz. Nie masz pracy i pieniędzy, dam Ci je. Możesz u mnie pracować. To znaczy nie tu, w aptece... Potrzebuję kogoś, kto będzie podróżował po okolicy i zbierał dla mnie różne odczynniki, zioła i takie tam... Masz chłopcze wiedzę, skoroś uczył się w Kolegiach...
- To jak będzie?
- Ścisnął rękę Carolusa z siłą, jakiej nikt nie spodziewałby się po starcu.
 
xeper jest offline  
Stary 20-05-2011, 17:57   #28
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Gdy Hrabia von Krup ofiarowywał mu tileańską stal, Jans ze zdumienia podniósł brwi:

- Fiu, fiu, mości Hrabio – błysnął pożółkłymi zębiskami nie kryjąc uznania – właśnie kupiliście sobie moją dozgonną wdzięczność, oprócz mej oczywiście fachowej usługi. Zadowolony, to mało powiedziane. Wiecie, jak to mówią „Życie to ostry miecz, na którym jakiś dobry bóg napisał: walcz, kochaj, cierp...”. A przynajmniej tako mi rzekła pewna dobra kurwa w zamtuzie w Middenheim.

Widząc co prawda ponownie niesmak na twarzy von Kruppa niczym nie zrażony paplał dalej. W końcu nie często zdarzało mu się rozmawiać ze szlachetnie urodzonym jak równy z równym, szczególnie o swych przewagach w łożnicy:

- A druga jej z kolei na to odparła, jako żem gwoli wyjaśnienia dwie turkaweczki naraz zamówił, że w życiu mężczyzny są najważniejsze trzy rzeczy: miecz, honor i bimber. W sumie, więc wychodzi na to, że brzeszczot ważna rzecz. A Wy mi taki fundujecie… Do stóp padam.

Na słowa szlachcica o dodatkowej parze rąk do pomocy, i to bez obcinania wynagrodzenia Skalp zakrzyknął do karczmarza:
- A! A! A przyniesie mi tu dwa kufle pienistego piwa. Tylko nie szczać mi tam, he, he. Za wcześnie na to, he, he – zaśmiał się już tradycyjnie ze swego kolejnego żartu, tym razem nie sam znajdując paru niewybrednych odbiorców wśród klienteli nadrzecznej gospody.

- Khhym, khyym… - zaraz spoważniał, gdy von Krupp pokazywał mu pierścień i objaśniał drogę do nekropolii:

- Zielony, cmentarzysko, Regensdorf, ruiny, obelisk, Udolf – powtórzył, gdy hrabia skończył, na znak, że słucha wystarczająco uważnie. A po chwili dodał pozornie od niechcenia:
- Zielony kamień znaczy się albo szmaragd albo jadeit albo perydot, obaczy się na miejscu - łyknął w zamyśleniu trochę gorzkiego piwa, które jakiś kocmołuch postawił przed nim na ławie. Nie było najgorsze.

- Powiem tak Panie, jestem gotów, choćby i jutro do wymarszu. Zatrzymam się tutaj na noc, chyba, że udzielicie mi gościny jako żem od dziś Pański oddany sługa - spojrzał po raz pierwszy von Kruppowi prosto w oczy.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 20-05-2011 o 18:05.
kymil jest offline  
Stary 20-05-2011, 20:23   #29
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Stark nie liczył na wiele gościnności po przybyciu do Wurzen. W końcu opuścił to miasto gdy był jeszcze dzieckiem, nie pozostawiając w nim żadnej przyjaznej dłoni. Jedyną osobą którą pamiętał i często wspominał, jakiej nigdy nie mógłby zapomnieć, był brat Diter- kapłan w służbie Sigmara. To on przygarnął osieroconego Carolusa i postanowił objawić mu prawdę o Wielkim Młotodzierżcy.

Przechadzając się ciasnymi uliczkami przypominał sobie jak biegał tu i ówdzie z drewnianym mieczykiem strasząc „straszliwe myszony”. Czynił to może na przekór Diterowi, który zawsze chciał wychować chłopca na godnego siebie następcę. Idąc dalej wspominał, jak to przy masywnych murach tego miasta myślał o dalekim świecie kryjącym się za nimi.

Carolus dotarł w końcu na świątynny plac. Postanowił wejść przez przyświątynny ogródek z którym wiązał wiele przygasających już w jego umyśle wspomnień. Znajdował się tam nagrobek, którego nie pamiętał. -Brat Diter- Przeczytał smutnym głosem. Nagrobek brata Dietera sprawiał wrażenie zadbanego, chociaż ostatnie zapalone przy nim świeczki już dawno się wypaliły. Pomodliwszy się dziękczynnie ruszył ku świątynnym drzwiom.

„Nic się tu nie zmieniło” zauważył zamykając za sobą zdobione odrzwia. W głębi, przy świecach stał kapłan, który jak sądził Stark, opowie mu o losie swojego opiekuna. Jedyne co otrzymał to pożegnalny list z garścią monet i instrukcjami. Ruszył więc ku Aptece Pod Dwoma Sokołami- jak polecił mu zmarły, z której nie raz przynosił Dieterowi zioła.

Stary Dagmar Broelicke poznał chłopaka od razu.
-Potrzebuję kogoś, kto będzie podróżował po okolicy i zbierał dla mnie różne odczynniki, zioła i takie tam... Masz chłopcze wiedzę, skoroś uczył się w Kolegiach...- To jak będzie? -

Wiedzy zielarskiej Stark nie posiadała za wiele, ale stary aptekarz pewno mu wszystko wytłumaczy, a pokój na poddaszu brzmiał i tak dużo lepiej niż cela w Kolegium w której przesiadywał ostatnie lata. Po chwili zastanowienia odrzekł
- Jeśli zapłata godziwa będzie, godna moich długich studiów, które wyrwały mnie z tego miasta, takowa, że poza chlebem i na datek świątynny jakiś i dla kieszeni zostanie, to z chęcią pozostanę na twych usługach jakiś czas! Ugość proszę tylko ciepłą strawą strudzonego wędrowca, bo dawno nic w żołądku nie miałem, to omówimy warunki mojej pracy-
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.
Cartobligante jest offline  
Stary 21-05-2011, 19:59   #30
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Piętnaście złotych koron! Oczy krasnoluda rozbłysły na samą myśl brzęku monet, które otrzyma. Toż to fortuna. Za takie pieniądze będzie mógł kupić wiele rzeczy. Ale po co kupować! Lepiej jest posiadać to złoto i cieszyć oczy jego widokiem. Tak! Khaldin już wiedział, że dzięki służbie u barona zdobędzie swój własny skarb. Niczym królowie pod górami.

Następne słowa barona niemal spowodowały atak serca u khazada. "Trzy razy tyle co piętnaście koron! Ile to do diabła jest?!" Khaldin nie był dobry w rachunkach, ale intuicja podpowiadała mu, że jest to na tyle dużo, że może cieszyć się z tego trzy razy bardziej niż z piętnastu koron.

-Panie! Będę służył Ci z oddaniem. Mój topór jest na twoje rozkazy. – rzekł brodaty. – Odnajdę ten klejnot i dostarczę go do Ciebie jak najszybciej. Będę nosił twe barwy z dumą, tak jakby były krasnoludzkie- to dla mnie zaszczyt. Postaram się dowodzić ludźmi przydzielonymi mi do pomocy w zadaniu najlepiej jak zdołam, aby ich jedynym celem było odnalezienie klejnotu. – zapewniał Khaldin kłaniając się przy tym nisko, a jego oczy płonęły na samą myśl o nagrodzie jaka go czeka. Rozpierała go też duma na samą myśl, że otrzyma od barona ludzi, pod swą komendę. Tak jak prawdziwi krasnoludzcy przywódcy, tak i on będzie kierował wyprawą z polecenia samego barona. I przywdzieje jego barwy.
 
Mortarel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172