Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2011, 19:38   #1
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[Autorskie Dark Fantasy +18] Północ

Północ

Prolog

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4k5bqzx3HRQ&feature=fvst[/MEDIA]

Każda opowieść, nawet ta najmroczniejsza, musi mieć jakiś początek. Czasem jest on spektakularny niczym powstanie supernowej, innym razem coś wydającego się błahostką urasta do niewyobrażalnych rozmiarów, niczym iska opadająca na strzechę. W jednym momencie rozpoczyna się tysiąc małych historii, drugie tyle zaś się kończy, czasem koniec jednej opowieści rodzi drugą, jest to cykl którego nie da się przerwać. Wszystko to zaś obserwują gwiazdy jak i słońce, czasem nawet leniwe oko księżyca. Teraz jednak spojrzenia wszystkich punktów na niebie przykute były do jednego obiektu, zaczynała się historia, opowieść zapowiadająca się naprawdę interesująco...

~*~

Para buchała z końskich nozdrzy, gdy te galopowały przez noc, ciągnąc za sobą czarną karetę. Koła pojazdu zostawiały głęboki ślad na piasku, zaś skryty pod czarnym kapturem woźnica, batem poganiał zwierzęta. Wioska majaczyła w oddali, nieliczne światła paliły się w okiennicach osób które jeszcze nie odeszły w objęcia snu. Księżyc oświetlił karetę w momencie gdy woźnica otworzył mała klapkę za sobą i swym skrzekliwym głosem oświadczył skrytym wewnątrz pasażerom.
- Dojeżdżamy, Panie, widzimy już wioskę. – osobnik wyszczerzył się paskudnie. Brakowało mu wielu zębów, zaś pozostałe były dziurawe i krzywe. Mały robaczek przemknął po ustach woźnicy by po chwili zniknąć w ich wnętrzu, nie tylko on zresztą, wiele owadów dążyło do tamtego miejsca.
- Nie zatrzymuj się. –odpowiedział zakapturzonemu głos z wnętrza karety. Zimny i dystyngowany, jednak ton wyraźnie sugerował pogardę wobec adresata tej wypowiedzi. Paskudny woźnica przytaknął bez słowa i zamknął klapkę poganiając konie.
Jego skryty w powozie pan odsłonił czarną kotarkę przysłaniającą okno karocy i spojrzał w ciemność nocy. Niebo było bez chmurne, gwiazdy świeciły jasno, niczym tysiące błyszczących oczu w oddali. Spojrzenie właściciela powozu przeniosło się na chwilę na ławę naprzeciwko niego. Spały tam dwie kobiety, chociaż nieprecyzyjnie było nazwać stan w jakim się znajdowały snem. Nie oddychały, lecz nie były też martwe, ich ciała wciąż były ciepłe, jednak ich umysły znajdowały się gdzieś daleko, gdzieś poza światem. Obok kobiet siedziała zaś mała postać, skryta po wieloma warstwami szmat. Śmierdziała niemiłosiernie, a jej ubiór poplamiony był w wielu miejscach krwią i moczem. Gdy oddychała rzęziła ciężko, wypuszczając powietrze nosem z obleśnym dźwiękiem. Właściciel powozu spojrzał nań z obrzydzeniem.
- Zaraz dojedziemy, przygotuj się.- w odpowiedzi uzyskał tylko cichy złowieszczy chichot wydobywający się spod sterty materiału.

Powóz zatrzymał się przed metalową bramą prowadzącą do miasteczka. Stary Jim, który tego dnia stał na straży wycelował do woźnicy ze swej dwururki. Przymknął jedno oko, a delikatny powiew wiatru poruszył siwymi włosami jego brody.
- Kto jedzie? O tej porze nie wpuszczamy już przejezdnych! –krzyknął w stronę woźnicy nie spuszczając go z oka. – Odjedzcie i jeżeli chcecie wracajcie gdy wzejdzie słońce. Zresztą ni...- Jim jednak nie dokończył zdania gdyż jego wzrok przykuły otwierające się drzwi karocy. Z wnętrza pojazdu wysiadł wysoki mężczyzna o długich czarnych włosach, które związane miał w koński ogon. Ubrany w dobrze skrojony czarny garnitur, oraz długą pelerynę tego samego koloru. Wysokie buty zagłębiły się w piasku, a spojrzenie jego czerwonych oczu spoczęło na starym strażniku. Bladolicy osobnik ruszył w stronę starca, bez żadnego słowa.
- Ty jesteś... co wy tu robicie... –zająknął się Jim, by potem bez namysłu nacisnąć za spust.
Kula poszybowała w stronę podróżnego ten machnął jednak jedynie ręką, odbijając pocisk na bok. Wampir westchnął i zniknął w mroku, jak gdyby nigdy go tam nie było. Stary Jim rozejrzał się z przerażeniem w koło, gdy nagle poczuł zimny dotyk na szyi. Silny ruch zakończył jego życie, starzec ze złamanym karkiem opadł na ziemię.
Wampir szedł szybko przez pogrążoną we śnie wioskę, przemykał w cieniu niczym integralna część nocy. Dobrze wiedział gdzie idzie, nie było czasu na zwłokę. Zatrzymał się przed jednym z budynków, wybijając się mocno w górę sięgnął dłońmi do okna. Zwinnie niczym kot wtargnął do małej sypialni. Na łóżku spała młoda dziewczyna o czarnych włosach i przeciętnej urodzie. Nocny łowca zbliżył się do jej łóżka i pochylił nad nią. Jej niebieski oczy otworzyły się nagle, a spojrzenia wampira jak i jego ofiary spotkały się. Z oka dziewczyny popłynęła jedna jedyna łza, a potem straciła świadomość opadając bezwładnie na łoże.


Wampir wziął ją delikatnie na ręce i opuścił pokój tą samą drogą, którą się do niego dostał. Nie minęło kilka chwil gdy wchodził z powrotem do karocy, i umieścił dziewczynę obok pozostałych.
- Zajmij się nią, nim wrócą jej zmysły, nie chce by się obudziła wiesz co robić. –powiedział do postaci ukrytej pod śmierdzącymi szatami, a ta z cichym chichotem zbliżyła się do młodej dziewczyny.
Bladolicy łowca spojrzał przez okno w ciemność nocy i głośno rzekł do woźnicy.
- Jedziemy dalej, czas nas nagli.

Bat pogonił zaś konie w ciemność nocy...

Dwa dni później

Budynek karczmy „Ponad Światem” podchodził do lądowania. Para buchała z miechów a wielkie skrzydła poruszały się coraz wolniej, rozrzucając piasek na wszystkie strony. Karczma po chwili z cichym skrzypnięciem metalu wylądowała na pustyni.


W środku zaś siedziało już kilkanaście osób, olbrzymie sumy pieniędzy przeszły z rąk do rąk by karczma zabrała ze sobą pasażerów, wam to jednak nie przeszkadzało, przynajmniej podróż była bezpieczna. Okoliczności zaś dziwaczne. Zostaliście tu zaproszeni niemal bez pytania, brano was z łapanki, ot na pokład przelatującej karczmy wpuszczano każdego osobnika, który trudnił się łowieniem wampirów, lub był zwykłym najemnikiem. Odbywało się to w takim pośpiechu że nawet nie znaliście swych imion, a osób było mało bowiem nigdzie nie było ogłoszeń o zleceniu, wszystko działo się w wielkim nieładzie.
Ponadto kilka razy doszło do strzelaniny, kiedy to jakiś łowca pomylił karczmę z atakującym go statkiem. Od tamtego czasu zaczęto najpierw ostrzegać przed lądowaniem, oraz obwieszczać przybycie oficjalnym "hymnem" który charakteryzował karczmę. Dzięki temu obeszło się bez zbędnego rozlewu krwi.

Zbieranie łowców zaczęło się o świcie dwa dni temu, karczma kierowała się swa powietrzną trasą w stronę malutkiej wioski gdzie niedawno swe życie stracił stary Jim. Na jej wieżyczkach stali obserwatorzy, którzy wypatrywali obozowiczów, jak i podróżnych. Darmowy przewóz tym zacnym przybytku był prawdziwą rozkoszą. Wody tu nie brakowało, a i noc spędzona w ciepłym łóżku była czymś przyjemnym.

Za oknem majaczyła mała wioska, miasteczko nic nie znaczące w Toris, wysunięte mocno na południowy wchód ludzkiej części tego świata, do stolicy były stąd ponad dwa tygodnie porządnym wozem, do gór granicznych zresztą podobnie.
Barman rozstawił kufle z wodą na stoliki przy których siedzieliście, tu nigdy nie brakowało tego płynu. W kącie pomieszczenia stało małe radio z którego cicho leciała jedna z popularnych ostatnio piosenek.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FCEUDH_zAqk[/MEDIA]

Towarzystwo zaś tu zebrane było naprawdę dziwaczne, ludzie, roboty gdzieś kręcił się nawet jakiś mutant, jednak karczma miała swe zasady, nie można było tu walczyć i było trzeba się do tego stosować. Mimo to atmosfera była napięta, a kilku nadpobudliwych gości wyrzucono za próg - bez ówczesnego lądowania rzecz jasna.
Popijając wodę czekaliście na rozwój sytuacji, może w końcu ktoś wyjaśni wam po co zostaliście tu zebrani.

Z pokoju barmana, wyszedł niski korpulentny człowiek, ubrany w dobrze skrojony strój. Przy pasku zwisał mu pozłacany pistolet, zaś na głowie spoczywał kowbojski kapelusz . Siwe włosy spływały mu po pomarszczonej twarzy, kiedy przysunął sobie krzesło i bez żadnego niepotrzebnego wstępu zaczął mówić.

- Nie będę wam tu dupy zawracał jakimiś bajeczkami że miło mi tu widzieć takich zacnych poszukiwaczy, bo wcale nie jestem szczęśliwy, że tu jestem. –rzekł i zdrowo pociągnął z kufla, kropelki drogocennej wody popłynęły mu po podbródku i upadły na ubranie. – Jednak okoliczności zmusiły mnie do zebrania łowców i najemników w tym miejscu. –staruch odchrząknął i mówił dalej. – Ostatnio po całym Południowym Toris krążą plotki o dziwny powozie porywającym ludzi. Na początku uznaliśmy to za typowe łowy wampirów, to jednak co innego. Przy takich łowach najczęściej atakują one jakąś małą wioskę i tyle. –mówiąc to na jego twarzy nie widniały żadne emocje, śmierć wieśniaków nic dla niego nie znaczyła. – Tym razem jednak jeden powóz porusza się po całym Toris a z wiosek znikają tylko pojedyncze osoby, czasem ginie strażnik. Te przeklęte pijawki cos knują! –mówiąc to uderzył pięścią w stół i powstał z miejsca. – A my chcemy wiedzieć co! Powóz pojawił się tutaj dwa dni temu i porwał Alicję Konstie, córkę jednego z mieszkańców, to już trzecia dziewczyna która znikła w ten sposób.- mężczyzna westchnął i ponownie napił się wody. – Według nas następnym celem tych tajemniczych napadów, będzie miasteczko Luna, oddalone o 3 dni drogi ścigaczem stąd. Wysłaliśmy tam trochę żołnierzy, ale jeżeli to naprawdę wampiry, nie mają oni zbytnich szans. –mężczyzna pogrzebał w wewnętrznej kieszeni ubrania i rzucił na wolny stolik mieszek. – To zaliczka, 100 000 Rumbli, chcemy byście dorwali ten powóz, odbili porwanych o ile jeszcze żyją, i zgładzili wampiry czy bestie które nim podróżują. Kiedy wrócicie do Grot z zakładniczkami zapłacimy wam resztę. 15 milionów Rumbli. –powiedział akcentując tę kwotę. A była to ogromna suma pieniędzy nawet po podziale mogła starczyć na naprawdę dobry sprzęt, lub spokojne życie do końca dni na tym świecie. – Jakieś pytania? Jak nie, to przed karczmą stoją ścigacze, benzyny jest akurat tyle że starczy do Luny, macie przewagę gdyż powóz porusza się tylko nocą, może go dogonicie.- zakończył starzec osuszając kufel i pstryknięciem palców zamawiając kolejny.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 08-05-2011 o 20:15.
Ajas jest offline