Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2011, 20:37   #83
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Kh'aadz nie zdążył dogonić Faina przed wejściem na salę audiencyjną, gdzie znowu stanęli przed obliczem króla. Gdy Fain przekazał Eldarionowi wiadomość z Khazad-Dum, Kh'aadz zaczął powżnie zastanawiać się, czy i jego przesyłka poza radosnymi wieściami, nie zawiera podobnego, ostrzerzenia... Nie wątpił, że jest to prawdą, nikt nie wysyłał by takich ostrzeżeń dla żartu, a zwłaszcza krasnoludy, co dodatkowo zazębiało się z informacjami, jakimi podzielił się z nim Andaras. Świat rzeczywiście znowu stawał w obliczu wielkiej wojny. Lecz nie wojny o bogactwa czy ziemie... Wojny o przetrwanie. Król szybko ich odprawił, a Kh'aadz nie miał nic przeciwko temu. Szybko udał się do wyznaczonej dla niego komnaty, zmył z siebie bród walki i smród zakrzepłej krwi, po czym zasnął przeklinając głupotę i zadziorność Andarasa, który widać nie zamierzał oszczędzać nadszarpniętych
już nerwów krasnoluda, pukając do jego drzwi w środku nocy...

-Od razu mówię że przychodzę z głębszych pobudek. Życie księcia wisi na włosku. By mu pomóc potrzebuje pewnej rzeczy... - Andaras nie czekał na zaproszenie przepychając się obok Kh'aadza do jego pokoju.
- Którą mam nadzieje pomożesz mi zdobyć.- kontynuował zimnym, zupełnie nie ugodowym tonem nie czekając na reakcję Khaaza na jego widok.
- W dużym skrócie kontynuował mijając oszołomionego krasnoluda i zamykając drzwi: Od medyka wiem że na zamku był wcześniej Animista. Zaś od majordomusa że podpadł on Lordowi Marocowi. Ten będąc chorym sadystą zamurował go żywcem w lochach razem z jego księgą czarów. Trzeba tam zejść, przesunąć cholernie wielki głaz i dostać się do księgi. - Elf terkotał jak nakręcony, nie pozostawiając czasu na wtrącenie się w jego słowotok.
- A potem z jej pomocą wyrecytować kilka frazesów które mają dużą szansę pomóc Księciu... Recytowaniem zajmę się ja przesuwaniem ty i najlepiej Fain to nie mała skała. Majordomus przestrzegł mnie że o tajnym miejscu kazi wie niewielu miejscowych żółnierzy. I by uniknąć dalszych dezercji i buntu lepiej by tak zostało. Ci zaś co wiedzą raczej nie będą skorzy do pomocy. Najlepiej zatem byłoby to zrobić po cichu i w towarzystwie jak najmniejszej grupy. Zatem pomyślałem o tobie i Fainie. Los księcia dalej jest niepewny... Piszesz się na małą wycieczkę? - Dopiero po tej przydługiej przemowie zamilkł na chwilę czekając na odpowiedź, jego oczy jednak za nic nie chciały spotkać się ze wzrokiem Kh'aadza.
- Nadzieję mozesz sobie mieć, ale niby czemu miało by to mnie a tym bardziej Faina obchodzic? -Kh'aadz odzyskał razon i założył ręce na piersi.
- Chcesz sobie ratować książąt i księżniczki, twoja rzecz. - zakończył niemal warcząc.
- Chcesz go mieć na sumieniu? - zapytał niby niewinnie elf.
- Ja go nie otrułem - krasnolud odparł w podobnym tonie.
- Uważasz że odmówienie pomocy umierającemu to coś innego? - elf skrzyżował tym razem ręce.
- Nie przypominam sobie aby mnie prosił o pomoc. - Krasnolud wspinał się na wyżyny upartości i grubiaństwa.
- A czy to coś zmienia? Jeśli ktoś kona a ty możesz mu pomóc. Odmówisz pomocy tylko dlatego że nie poprosił? I dyskretnie miniesz fakt że jest nieprzytomny? - elf wiedział że Khaaz podroczyć się musi. Ale się zgodzi. Tak samo jak on sam. Obaj jeszcze nie zapomnieli o kłótni z korytarza. - Tym razem również elf ugryzł się w język. Ani słowem nie powiedział że to nie honorowe.
- Dalej mi się to nie widzi, skoro go zamurowali żywcem, to już zdechł, a zamek jest na wyspie i dam sobie ręką uciąć, że podziemia są zawilgocone jeśli nie zalane, a to znaczy, że książka dawno się rozsypała. Poza tym, wątpię, żeby Fain miał ochotę pomagać Ci w czymkolwiek po tym jak go potraktowałeś. - Kh'aadz nie dawał za wygraną.
- Mnie? Nie nie on pomoże tobie albo księciu. Ty zaś księciu choćby ze względu na h.. cholernie męczące po pewnym czasie sumienie. Mnie w to nie mieszaj... Ja tu tylko sprzątam. Księgi magiczne zaś są bardziej wytrzymałe nic ci się zdaje. Zresztą nic nam nie szkodzi. Możemy siedzieć i patrzeć... Zdechnie ten książe nie zdechnie. Albo chociaż spróbować mu jeszcze dodatkowo pomóc. To jak idziesz czy marudzisz dalej? - Andaras kombinował jak przysłowiowy koń pod górę...
- Wierz mi, moje sumienie by nie ucierpiało... Chciałeś coś jeszcze czy tylko takimi pierdołąmi mi rzyć po nocy zawracasz? - Khaadz dawał wyraźnie do zrozumienia, że nie da się oddzielić wydarzeń, które miały miejsce wieczorem a chwilą obecną, a próby elfa aby tak czynić coraz bardziej go irytowały.
Andaras tylko zmarszczył czoło na te słowa.
- Nie to nie.- wzruszył ramionami. I ruszył z powrotem ku drzwiom.
- W jednym Ci przyznam rację Elfie... Jesteś uparty jak osioł... - Kh'aadz rzucił do pleców Andarasa.
- Andaras tylko uśmiechnął się pod nosem słysząc słowa krasnoluda. Mógł sobie na to pozwolić stojąc do krasnoluda plecami. -A ty to niby nie?
- Odsuniemy ten kamień, ale nie licz na nic więcej... - powiedział widząc, że elf się zatrzymał w pół kroku.
- I jeśli lubisz swoje zęby, lepiej nie odzywaj się więcej do Faina. - poradził jeszcze przyjacielowi.
- Fain to dla mnie powietrze. A z powietrzem się nie rozmawia więc nie widzę problemu- jedno Animista wiedział na pewno. Książę jeśli wyżyje leży mu podwójnie. I to bardziej za tą przeprawę.
- Lepiej żebyś szybko nabrał rozumu. - Kh'aadz odrzekł nad wyraz poważnie.
- A teraz zabieraj stąd swój chudy tyłek, zanim się rozmyślę.

Po tej rozmowie Kh'aadz ociągając się nieco ruszył by zapukać do drzwi Faina. Przyjaciel, co było do przewidzenia spał jak zabity pochrapując niczym smok. Ale rodzina Kh'aadza nie na darmo nosiła nazwisko Żelaznorękich, gdy drzwi pod ciężkim łomotem grubych jak bochny chleba dłoni krasnoluda o mało co nie wyleciały z framugi, chrapanie po drugiej stronie urwało się zastąpione momętalnie donośnymi przekleństwami. Po kilku sekundach w drzwiach stanął dzierżący w dłoni topór i odziany jedynie w portki Fain, syn Molina.
Kh'aadz bez zbędnych słów wszedł do pokoju przyjaciela i stuknął o blat drewnianego stołu dwoma kubkami i gąsiorkiem dobrej gorzałki, w którą zaopatrzył się korzystając z lordowskich zapasów. Pochmurne dotąd oblicze Faina pojaśniało jak nieprzymierzając majowa jutrzenka...
Po dwudziestu minutach, rozumy krasnoludów nadal były ostre niczym żeleźdźca ich najlepszych toporów, lecz nosy już czerwonawe niczym kwitnące maki, a dwulitrowy gąsiorek prawie pusty.

...
- Dałeś mu po gębie? - zdziwił się Fain lekko rozbawiony polewając sprawnie.
- Należało mu się. - odburknął Kh'aadz wychylając swój kubek do dna. Fain jakby na potwierdzenie beknął głośno, zanosząc się znowu śmiechem i klepiąc Kh'aadza po ramieniu.
- To jak, pójdziesz z nami? - Żelaznoręki zapytał przyjaciela jednocześnie polewając według kolejności.
- Jeszcze za mało wypiłem żeby mu nie poodgryzać tych sterczących uszu jak go tylko zobaczę. - rzucił jak zwykle poważnym tonem, wychylając kolejny kubek.
- Pierwszy raz widziałem, żeby się tak pieklił... widać lubi tą swoją kobyłę...
- Jak dla mnie może ją nawet po nocach chędorzyć i jej szeptać czułe słówka. Pieprzony kabanos...- oburzył się na wspomnienie powodu całego zajścia Fain.
- Ale drugi raz przepraszał za to nie będę. - dokończył już spokojniej, kończąc kolejny kubek i dla podkreślenia nieodwołalności swojego zdania stuknął nim głośno o blat.
- To jak będzie? Idziemy? - zapytał Kh'aadz zanosząc się śmiechem i pokazując Fainowi, że w gąsiorku nie zostało ani kropli wyborowego napoju.
- Eeeh Szlag by to trafił...- żąchnął się rudobrody, niewiedzieć czy bardziej na brak gorzałki, czy na wspomnienie Andarasa.
- Ale niech się do mnie nawet nie odzywa! - warknął unosząc ostrzegawczo palec.
- Załatwione brachu. - Zapewnił go Kh'aadz wymierzając przyjacielskiego kuksańca w ramię Faina.
...

Do podziemi zchodzili w milczeniu odprowadzani ciekawskimi, bądź znacznie częściej obłąkanymi spojrzeniami "rezydentów" tej części zamku, nie zaczepiali nikogo i tego samego chcieli w zamian, choć czasami
potępieńcze wycie tych, którzy jeszcze mieli na to siły wywoływało na ich plecach nieprzyjemne ciarki. Uprzedzony przez Kh'aadza Andaras nie odzywał się do Faina, a nawet starał się na niego nie patrzyć,
aby za wszelką cenę uniknąć pretekstu do kolejnej, tym razem być może bardziej żarliwej i bezpośredniej dyskusji w któej padło by wiele mocnych argumentów siły. Gdy dotarli na miejsce a ich oczom ukazał się dwumetrowej wysokości
niemal idealnie okrągły płąski głaz wkomponowany w ścianę, z której wystawał na prawie pół metra, cała czwórka zatrzymała się przyglądając się przeszkodzie, stojącej im na drodze. Głaz był inny niż otaczające go skały, widać, ktoś musiał go tu przytargać
a to nielada wyzwanie... A skoro ktoś zadał sobie tyle trudu, by go tu umieścić, to zapewne zwykłe łomy i krzepa nie wystarczą... O czym przekonali się po 5 minutach bezowocnych prób usunięcia głazu z drogi.
- I co teraz? - zapytał nieco rozczarowany Andaras.
- Teraz się odsuwacie i nie przeszkadzacie... To fachowa robota, więc wymaga fachowego podejścia. - odparł nieco pouczającym tonem Kh'aadz wyciągając nadziak i badając uważnie sam głaz jak i ściany i podłogę wokół niego, ostukując od czasu do czasu niektóre fragmenty.
Fain również zakrzątnął się ochoczo przy blokującym przejście kamiennym bloku, ciesząc się, że robota nie skończyła się tylko na zwykłym fizycznym wysiłku, ale stanowić będzie nielada wyzwanie. Kh'aadz oczyścił podłogę w okolicy głazu szukając śladów przesówania tak dużej masy,
Co chwila wymieniali się z Fainem spostrzeżeniami w swoim ojczystym języku, nie dla tego by wykluczyć innych z rozmowy, po prostu mowa ludzi nie miała odpowiedniej ilości fachowego słownictwa dotyczącego murarki i kamieniarstwa. Dwie krasnoludzkie głowy, zaczęły wytęrzoną pracę, nad usunięciem tego dużego głazu... KApiąca po nim woda, dawała nadzieję, że choć część zaprawy została wypłukana, lub skruszała, był to obiecujący dla obu khazadów ślad, którym postanowili podążyć
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline