Marie w duszy dziękowała Bogu, że właśnie skończyła się msza- w świątyni zostało tylko parę starszych kobiet i jakieś dzieci, które za zadanie miały zapewne wysprzątanie kościoła za jakieś karteczki z Matką Boską. Jak zwykle...
Dumna ze swojego planu, który miał jakieś szanse się powieść, Marie szła już tylko przyspieszonym krokiem w kierunku wyjścia na zakrystię. Szybko doszła do drzwiczek za ołarzem, pchnęła je i weszła do czegoś, co było zapewne jakąś salą na mniejsze katechezy i wystawy. Zresztą nawet teraz były tam jakieś obrazy, pewnie księża szykowali lud do obchodów święta Wielkanocy. No cóż, chwała im za to, ale teraz Marie napewno nie interesowała się Jezusem Ukrzyżowanym i zdjętym z krzyża...
Szybko wyszła z pokoju i wpadła na mały korytarzyk. Całkiem ładnie urządzony, z uroczym dywanikiem i kilkoma naprawdę niezłymi reprodukcjami. A na końcu... Drzwi! Tak, upragnione drzwi, za którymi czekał już zaśnieżony świat New Alrec, za którymi możliwe, iż czekało wybawienie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby...
-
Może chusteczkę, moje dziecko?- odezwał się nagle głos za plecami Marie-
Krwawisz. Zapraszam do biura, tam będziesz mogła spokojnie obmyć ranę. I przy okazji wyjaśnić mi, co tu robisz...
Marię powoli obróciła się do tyłu. Ksiądz. Napewno nie młody, dość pulchny i z bródką, lecz jego twarz wyrażała coś innego niż u innych, zadufanych w sobie duchownych... Delikatny uśmiech i miłość, przyjaźń... Wydawał się naprawdę sympatyczny...
-
No, już, jeszcze się pani przeziębi!- zaśmiał się duchowny, poczym otworzył obite skórą drzwi...
[center:f819a676b0]
[/center:f819a676b0]