W nocy nic godnego uwagi się nie wydarzyło, za to rano, ku zaskoczeniu Piotra, pojawili się sojusznicy. Już myślał że to niemożliwe napotkać większy oddział sprzymierzeńców. Mimo wszystko miał mieszane uczucia. Wiadomo jak skończyła się poprzednia walka z nieznanym wrogiem. Piotr widział, że te wojsko jest kiepsko zorganizowane ,zebrane w naprędce, co nie wróżyło nic dobrego. Z drugiej strony jaki miał wybór? Iść gdzieś w nieznane? To także spore ryzyko. Na pewno w dużej grupie szanse na przeżycie były większe, ostatecznie to go skłoniło do przyłączenia się do nadjeżdżających oddziałów. Szybko dotarli na linie frontu.
- Pierwsi pójdą żołnierze! Piechota zabezpieczy front, za nimi czołgi umocnią linię! Ochotnicy ruszą ostatni, jako wsparcie, będą pomagać żołnierzom tak, gdzie zostaną wyznaczeni. Huraa!
Taaa… ja jestem ten „ochotnik”, więc pewnie mam robić za mięso armatnie, niedobrze-pomyślał Piotr.
- Kamienicami! Okrążyć ich kamienicami!-wykrzyknął jakiś żołnierz
Jasne, żeby to coś jeszcze dało…ale skoro tak chce…raczej chiał…to trzeba wykonać. Piotr zamierzał przez kamienice zajść wroga od tyłu, może pojawi się okazja by przywalić „kosmitom” |