Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2011, 11:36   #84
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Na zamku na spotkaniu z królem

Sala Audiencyjna w której obecni byli Valamir Telasaar, Andaras, Kh’aadz, Dearbhail, Endymion, Fain, Golin, Eldarion, Argar, medyk, majordomus, dowódca garnizonu, strażnicy

Andaras wchodząc na widok Perły tylko uniósł brew, w pytającym geście. Zamiast wyjaśnień, usłyszał jedynie że Perła chce rozmawiać z Golinem. Najlepiej w cztery oczy. W co on u diabła gra?... Cóż co by to nie było, mam nadzieję że nie będzie to sztylet w plecy.- pomyślał Animista. Choć obecność Perły tutaj nie mogła wróżyć nic dobrego.... Elf jednak nie miał na to wpływu. Pozostawało się zatem z tym pogodzić. Przynajmniej póki co....

- Dobrze zgadłeś panie.- elf uśmiechnął się do króla. - Jam jest Andaras, Animista.

- Skąd jestes Andarasie Animisto? Nie kojarzę ani twojego imienia ani twej twarzy z Ithilien. Czyżby z Greenwood? - pytał Eldarion podchodząc bliżej.

- Nie panie nie znam swego ojca. Nie pochodzę z tych głównych osad elfich. Wychowywała mnie ludzka matka. Kto wie może jest on gdzieś tam..-zamyślił się. Po chwili jednak dodał. Ponoć sprawa w jakiej mnie wezwano jest pilna. Przejdźmy zatem od razu do rzeczy. Oto jest panie przedmiot waszych gorliwych poszukiwań.- powiedział Andaras. Wykładając na najbliższy stół pudełko. Odwijając jednocześnie z kawałka materiału w jakie je zawinął.

- Tak, sprawa jest pilna Andarasie. Skoro jednak czekaliśmy tak długo na ten przedmiot, poczekamy i jeszcze chwilę. Mamy na zamku lorda, któremu potrzebna jest natychmiastowa pomoc leczniczej magii. - powiedział Eldarion odbierając pudełko. - Jeśli potrafisz, to twoja pomoc jest konieczna.

- Skoro moje talenty się przydadzą. Z przyjemnością pomogę potrzebującemu.

- Bardzo dobrze. - król podziękował spojrzeniem. - Majordomus poprowadzi cię do zatrutego lorda.

Nim wyszli Andaras usłyszał jeszcze...

- Endymionie, Kh’aadzu Żelaznoręki, Dearbhail wojowniczko Rohanu i tobie... - zawiesił głos patrząc na łysego khazada.
- Fainie. - mruknął pod wąsem krasnolud pochylając lekko czoło.
- Fainie z Morii. - król uśmiechnął się smutno. - Dziękuję. - powiedział patrząc na wasze umorusane krwią i zmęczone twarze. - Mrok nadciąga z północy a jego pierwszy cien padł na Tharbad dzisiejszego dnia. Lord Marroc i lord Derufin nie żyją. Książę Dol Amroth walczy o życie. Teraz idźcie do komnat, które zostały już dla was przygotowane. Odpocznijcie i odświeżcie się. Jutro zajmiemy się sprawą artefaktu. - powiedział unosząc lekko do góry trzymany w ręku przedmiot.

Majordomus poprowadził go komnaty zajmowanej przez ofiarę. Nie tracąc czasu ani nie zwlekając.

- Lord Adrahilas padł ofiarą truciciela. - powiedział majordomus do Andarasa. - Medyk orzekł, że do czasu kiedy upora się z lekarstwem bardzo pomoże choremu magia. Z lorda z każdą chwilą ucieka życie. - dokończył smutno zarządca zamkowy.

- A lordowie Marroc i Derufin otruci. - wyszeptał pobladły.

Andaras przypomniał sobie swoje wysiłki przy Thurgu. Wiedział że amulet mu nie pomoże. Thurg konał z jego pomocą bardzo długo. A i tam był cień szansy na ratunek. Utrzymanie przy życiu Lorda i choć częściowe oczyszczenie go z trucizny leżało w zasięgu jego możliwości. Tym razem nie będzie głupi nie skorzysta z amuletu.

-Zajmę się nim. Czy poza Lordem ktoś jeszcze z otrutych żyw i pomocy potrzebuje?

- Podobno jeszcze król pił z tych samych dzbanów co reszta, ale mówił, że mu nic nie będzie i żeby ratować lorda Adrahilasa. Lord Lond Daer i nasz kochany Lord Marroc nie żyją... Czy jest coś w czym mogę pomóc? - zapytał zarządca.

Andaras rzucił okiem na pacjenta. Był nieprzytomny bez żadnych drgawek czy majaków, tylko oddech i tętno miał znacznie obniżone poniżej normy. Temperatura ciała raczej spadała jak rosła. Elf co prawda spodziewał się czegoś odwrotnego. Ale trucizny działały różnie wiedział o tym.

Potem do strażnika przy drzwiach.

- Nie mnie tu wydawać rozkazy czy zajmować się waszą robotą. Więc potraktuj to jako radę.Nie wiadomo czy ktoś nie będzie chciał dokończyć zlecenia. Dwóch ludzi przy drzwiach by się przydało jako minimium. I nie wpuszczać nikogo prócz medyka. Magia wymaga skupienia więc nie należy mi przeszkadzać- powiedział Andaras ostatnie zdanie do końca prawdą nie było ale wolał zostać sam.

Strażnik nawet się nie poruszył za bardzo tylko w milczeniu przeniósł wzrok na Andarasa.

- Nie mogę opuszczać pod żadnym powodem obecnosci Lorda Adrahilasa. - odpowiedział starażnik spokojnie, z akcentem zdradzającym Dol Amroth.

-W takim razie ty zostań.- zakończył elf.

Wiedział jedno. Może pomóc księciu, jednak musi czekać do wczesnych godzin porannych. Swoją magiczną moc leczenia wyczerpał już tego dnia. Na koniu Rohmirki. Mógł tylko próbować pomóc choremu czarami które jeszcze nie w pełni opanował. Wiedząc to odegrał dobre przedstawienie. Musiał przecież odczynić swoje czary już teraz. Księciu zaś tak naprawdę przyjdzie czekać do momentu dostarczenia antidotum. A dopiero potem rano elf pomoże mu magią. Pokonując to czego nie zwalczy specyfik. Zostawało czekać na medyka i liczyć że książę dożyje...

- Mam antidotum. - powiedział przejęty Gines wbiegając do komnaty. - Po zażyciu jeszcze przez kilka nich będzie osłabiony jesli przeżyje. - dodał. - Miejmy nadzieję, że twoja magia mu pomoże tam, gdzie ja nie potrafię.

Podszedł do Adrahilasa z fiolką z dłoni i wlał choremu lekarstwo do ust.

- Teraz zostaje czekać. Pierwsze godziny będą najtrudniejsze. - powiedział wpatrując się w księcia Dol Amroth.

-Dałem z siebie wszystko teraz wszystko w rękach bogów. Wspominano podczas rozmowy w sali że Lord Marroc bał się magi, można wiedzieć dlaczego?

Medyk przez chwilę patrzył na Andarasa po czym unikając jego wzroku powiedział skupiając się na chorym.
- Nie Panie. Nie wiem tego.

Elf widział unik wzrokiem medyka. Dawało to pewne wątpliwości co do prawdziwości jego słów. Postanowił spróbować od innej strony.
-Pomyśl chwilę może jednak coś sobie przypomnisz, albo powiesz kto może coś wiedzieć na ten temat.-elf próbował łagodnym proszącym wręcz tonem.
-To może okazać się błahostką ale może być też dla mnie ważne.

- Lord Marroc nie żyje. - odrzekł z prawdziwym żalem Gines. - Jakie to ma znaczenie i dlaczego może być ważne dla ciebie elfie, skoro nawet nie znałeś mego Pana? - zapytał chłodno.

-To banalnie proste. Czasami na zamkach szlachetnie urodzonych można spotkać jakieś stare zapiski. Cześć z nich prawi o magi, tak rzadko dziś praktykowanej. Żeby się rozwijać i móc jeszcze lepiej pomagać muszę się uczyć. Tak jak każdy panie z ksiąg. Z tym że innych. Każda okazja na poszukiwania jest dobra.


- Ach... - westchnął Gines. - Wcześniej na zamku przebywał stary Animista. W zasadzie całkiem niedawno, bo pięć lat temu. W jego starej pracowni w wieży teraz ja urzęduję i mieszkam. Ale żadnej księgi nie widziałem. Musiał wziąć ze sobą ją gdy zniknął. - wzruszył ramionami. - Przynajmniej tyle słyszałem. - dodał pieczołowicie ocierając księciu krople potu, które wystąpiły na czoło chorego.

-Książę brzydzi się magi a miał Animistę na zamku?- zdziwił się elf.

- Nie wiem jak niegdyś, ale od czasu kiedy ja mu służyłem, to jest pięć lat, to tak. Nie przepadał za nią zupełnie tak samo jak pewien krasnolud, którego kiedyś poznałem za młodu.

-Wrócę tu jeszcze później panie. Gdy moje moce trochę się zregenerują. Jak panie trafić do Majordomusa? Gdy usłyszał odpowiedź od zdziwionego medyka wyszedł.

Na korytarzu zrobiło się w tym czasie zamieszanie. Szczęk zbroi, przyspieszone kroki. Pod drzwiami pojawiło się więcej zbrojnych. Samo wydarzenie może nie niesamowite. Ale bardzo, bardzo niepokojące... Mogli się tu pokazać na skutek wydanych dużo wcześniej rozkazów. Ale wątpił w to... Według jego teorii pokazali go bo ten gnój Perła wydał go przed Golinem. Nie powiedział pewnie dużo ale widać wystarczyło. Andarasa niepokoiła bardzo frywolna natura Perły. Podejrzewał go. Teraz oczywiście wręcz był pewny że jest kolejnym królewskim sługusem. Trzecim już w jego bezpośrednim otoczeniu. Muszą się rozmówić, koniecznie muszą się rozmówić. A jeśli zdradził. Cóż policzą się wtedy inaczej. Rozważania zakończył stając przed drzwiami Majordomusa.

- Panie wiem że jest późno i budzę ale Lord Adrahilas nadal walczy z trucizną. Zrobiłem co mogłem... Ale wciąż jego los jest niepewny... Zasłyszałem od medyka że wcześniej był tu ponoć na zamku Animista. Co w odniesieniu do niechęci lorda do magi wydaje mi się rzeczą dziwną. Jako osoba najbardziej obeznana ze sprawami zamku może coś o tym wiesz. Chodzi oto czy hmm odejście Animisty nie ma czegoś wspólnego z tą niechęcią. Bo jeśli ma mógł on odchodzić w "pośpiechu"- to był eufemizm elfa na wygnanie bądź stracenie go. A spodziewać się można wszystkiego. A to dawałoby szansę że jest tu gdzieś na zamku jego księga. A w niej mogą być formuły które mogą się przydać przy leczeniu Lorda Adrhiliasa.- była to tylko teoria. Ale jeśli ktoś coś wie o jakiejkolwiek księdze tego typu to właśnie majordomus. Założenia elfa nie muszą być słuszne. Wychodził z punktu wyjścia że jeśli jest tu cokolwiek, to gdy przedstawi sprawę w takim świetle może liczyć na pomoc. W końcu waży się życie Adrahiliasa. A elf naprawdę szczerze i od serca chciał mu pomóc. Nigdy nie bawiła go śmierć która nie miała uzasadnienia. Ta miała uzasadnienie ale nie w oczach Animisty. Rozważał on pewną rzecz od dawna...

Majordomus przez długą chwilę nic nie mówił, później zamknął drzwi i powiedział.

- Dobrze. Zaprowadzę cię elfie do niego. A Lord Marroc już nie żyje. Skoro może to pomóc księciu, to zgadzam się. Pójdź za mną. Idziemy do lochów. - powiedział z przejęciem zarządca zamkowy zdając sobie sprawę, że od tego może zależeć życie lorda Dol Amroth i być może samego króla Eldariona.

Poszliście do piwnic które zamieniły się niżej w lochy. Na ostatnim poziomie, gdzie powietrze było tak zatęchłe, że majordomus miał problemy z oddychaniem, doszliście do końca korytarza wykutego w skale. Na skałach oświetlonych migotliwym, słabym i ginącym płomieniu pochodni majordomusa widać było wilgoć, grzyb i krople wody. Pod nogami pluskała woda. Elf był w lekkim szoku. Wiedział o konieczności eliminowania przeciwników. Więzieniu niewygodnych ludzi. Ba był nawet skłonny przyznać że tortury czasami mogą być konieczne. Do wydobycia kluczowych informacji. Ale to co widział poziom wyżej nie mieściło mu się w głowie. Więźniowie skuleni w ciemnych kątach, wielu z nich przykutych, wychudzonych i obdartych. Jęczących bądź drących się bez sensu. Cześć nie była normalna z całą pewnością... Cholerny sadysta pomyślał o Lordzie Marocu. Dobrze że zdechł. To co tu widział... Przekraczało dalece w jego mniemaniu, to co władcy robili w imię konieczności. Zresztą to co zrobił temu biednemu animiście.... To było dla elfa nie wyobrażalne. Przecież próbował on pomóc lordowi, magia to subtelna rzecz nie zawsze wychodzi. Na ostatnim poziomie jednak cele były puste i nieruchome. Gdzieniegdzie walały się kości rozciągnięte przez szczury po skalnych wnękach.

Zatrzymaliście się na końcu korytarza, który blokował ogromny, przeogromny głaz.

- Za tym jest cela. Tam został wrzucony pięć lat temu. Razem ze swoją księgą. Dla upokorzenia. Nie wiem jak dźwignąć ten blok skalny. W lochach jest wielu wrogów lorda Marroca. - powiedział w zaufaniu - Nie byłoby roztropnie prosić o pomoc miejscowy garnizon. - dodał. - Już i tak jest sporo dezercji i buntu. czasem prawda winna być pogrzebana w ciemnościach dla jasnej przyszłości dnia dzisiejszego. To nie jest najlepszy czas na to. Niewielu ludzi na zamku wie o istnieniu tych lochów, a jeszcze mniej jest przydatna do odblokowania tego głazu. - dodał.

Teraz Andaras już wiedział dlaczego garbaty klucznik jest niemową. Piwnic zaś strzegło zawsze kilku strażników. Wiedział też że dobrze dla Lorda iż zginął otruty. Inaczej osobiście by go wykończył.

- Dam sobie radę mam zaufanych druhów. Zaprowadź mnie panie do komnaty Khaaza. Powiedź też strażnikom że jeszcze tu wrócimy. Przekaż też panu Valamirowi by do nas dołączył.

W drodze powrotnej elf rozmyślał i podjął kilka decyzji. Pierwszą było sprawdzenie czy ktoś tu jest żyw, przy zdrowych zmysłach i nadaje się do uwolnienia. Zrobi to z pomocą Valamira właśnie, zresztą i tak musi z nim pogadać i lepiej mieć go pod ręką. Skała oczywiście zajmą się krasnoludowie to ich działka. Choć Andaras spodziewał się ciężkiej przeprawy z kompanem. Normalnie jest on burkliwy. A gdy jest jeszcze obrażony rozmowa może trwać do rana.... A oni nie mieli tyle czasu. Druga decyzja która kwitła w nim od dawna to rozmowa z samym królem. Czas podjąć decyzje czy jest bardziej za królestwem, czy za Herumorem. Królestwo które choć nie doskonałe, czego miał tu namacalny przykład. Wydawało mu się lepszą alternatywą od orków. Pytanie tylko na ile ich król jest elastyczny i bystry. Sprawiał wrażenie takowego ale czy tak jest w istocie.... Ostatnią sprawą była księga, jeśli ją wydobędzie może faktycznie ona pomóc księciu. Istotne było też to że najwyraźniej poprzedni Animista wyprzedzał go w fachu. A to oznaczało że jego księga może się okazać cenna i w przyszłości....

Po rozmowie z Khaazem która była niczym męcząca biegunka przyszła kolei na Perłe. Odpowiedział na wezwanie o dziwo... Jego tłumaczenia były niewiarygodne. Ponoć dowiedział się o zamachu przypadkiem, a potem wlazł na zamek cała reszta rewelacji była nie mniejsza. Andaras miał mieszane uczucia.... Na koniec rzekł.

-Długo nad tym myślałem i muszę porozmawiać z królem. Jak tylko wyjdziemy z tych podziemi.

Kolejna wycieczka do lochów nie przyniosła rezultatu w postaci kogoś kto byłby w stanie przedstawić im swoją sprawę. Więźniowie mimo prób wypytywanie ich byli albo szaleni, albo bez języka. Wszyscy zaś na skraju wyczerpania i wymęczenia.

-Nic z tego nie będzie- powiedział Perła wracając do Andarasa.
-Wiem- odrzekł elf.-Wracamy do reszty powinni zaraz jakoś załatwić sprawę tego głazu.

Poszli i w milczeniu przyglądali się pracy krasnoludów. Od której oddali się gdy okazało się że ich wysiłki na nic się tu nie zdadzą. Andaras zastanawiał się jak powoli i w jakich cierpieniach musiał umierać ów Animista. Miał nadzieję też że nie zamienił się w nic paskudnego. Ktoś obdarzony darem w takiej sytuacji mógł się zamienić w widmo albo inne paskudztwo. I zrobić wiele innych nieprzyjemnych rzeczy nie mając nic do stracenia... Ta myśl go natchnęła wyrecytował formułkę wykrycia zła by upewnić się czy po drugiej stronie nic się nie czai. Zrobił to gdy krasnoludy były blisko ukończenia swego dzieła. Tak by czar działał jeszcze po pozbyciu się kamienia. I gdyby coś wykrył można było namierzyć jego bezpośrednie źródło.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 09-05-2011 o 11:52.
Icarius jest offline