Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2011, 23:16   #86
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Tharbad, Kwiecień 251 roku


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rSwAZnRn9Zs&feature=related[/MEDIA]

W ciemnym i wilgotnym lochu, którego wydrążony korytarz rozświetlały dwie pochodnie trzymane przez Perłę oraz garbatego klucznika, Kh’aadz z Fainem zajmowali się potężnym głazem blokującym przejście. Za tą przeszkodą wedle słów majordomusa miała znajdować się cela zapomnianego animisty. Powód jego uwięzienia wiadomy był garstce wtajemniczonych, do której późno w nocy dołączył również Andaras.

Kh’aadz ustawiając nadziak przy krawędziach skały będącej swoistą framugą wrót ściskał oburącz trzon swojej ulubionej broni. Fain, pieczołowicie splunąwszy w obie dłonie, płaską częścią potężnego topora, miejscem, osadzenia go na drzewcu, uderzał w obuch wbijając szpilę nadziaka w kamień. Odpryski skalne powiększały otwór to odłamując się lub tworząc powiększające się rysy biegnące wzdłuż głazu blokującego otwór. Pracowali tam, gdzie woda wypływała kroplami drążąc sobie drogę. Oczyszczone z zaprawy i zluzowane łączenia puszczały coraz większą ilość kropel. Blok skalny jednak ani drgnął. Fain otarł pot spływając z łysej czaszki na krzaczaste brwi, które łączyły się nad jego wydatnym nosem w jedną linię gęstwiny rudego żywopłotu.

Kh’aadz nie tracił wiary i po chwili przyglądania się przeszkodzie, gestem który postronnym laikom mógłby wydawać się desperackim aktem dania ujścia frustracji, uderzył obuchem biorąc zamach zza ucha w dolną część kamienia. Co prawda zrobił to w dużym stopniu bardziej na wiarę licząc na poluzowanie skalnych drzwi jak na ich wyważenie.
Na początku usłyszeli pomruk i dziwne dźwięki, które towarzyszyły echu jakie poniosło się po lochu od metalu nadziaka, spotykającego się z przeogromną mocą silnych ramion Żelazonrękiego, z kamieniem. Stający pod wrotami poczuli wibracje i rysy rozbiegające się niczym sieć pajęczyny dookoła tunelu w którym osadzony był monolit.

Andaras, który choć nie wyczuł żadnej złej magicznej mocy bezpośrednio w bliskim jego otoczeniu i tak cofnął się o krok do tyłu obserwując reakcję krasnoludów, jednak to Perła zadziałał zdecydowanie i konkretnie wiedziony impulsem jakby nadprzyrodzonego zmysłu. Wybił się w bok rzucając się na elfa, przygniatając go kiedy wylądowali w niszy korytarza. W tym samym momencie Kh’aadz postąpił tak samo z Fainem chwytając go w locie za kołnierz koszulki kolczej kiedy uskakiwał na bok w drugą stronę. Garbaty niemowa zdążył wydać z siebie pomruk zdziwienia kiedy skała rzygnęła ostrymi odpryskami kruszonych kamieni niesionych przez fontanny tryskającej wody. Głaz z przeciągłym chrobotem i hukiem wody, która wdarła się do tunelu, na jej ramionach obrócił sie niczym moneta wypadając jak drzwi pod kopnięciem z framugi. Nim pochodnia starego kaleki zgasła wraz jego życiem zmiażdżonym przez skalny bok jego krzyk utonął w fali żywiołu.

Woda, uwolniona z tamy głazu, wdzierając się spienionym bałwanami swoim nurtem pociągnęła wszystkich; wymywając ich jak piasek z zakrzywień korytarza, w których wylądowali unikając przygniecenia blokiem skalnym. Wraz z pierwszą falą popłynęli obijając się od ścian tunelu, obracając się w wodzie, tłukąc, nogami, barkami, ramionami i rękoma, które chroniły głowy od sklepienia, kamiennego korytarza i ścian. Trwało to kilka sekund, choć im zdawało się to trwać całą wieczność wieczność. Im dalej niesieni z prądem wody odpływali od otworu przez który wdarł się żywioł tym poziom nurtu obniżał się rozlewając po korytarzu i jego nielicznych odnogach, wnękach, którymi były otwarte cele.

Zatrzymali się na zakręcie o który uderzyli wpadając wszyscy na siebie i tam już zostali. Kiedy z trudem łapiąc powietrze i plując zgniłą wodą stanęli na nogach prócz kilka siniaków i zadrapań nikomu na pierwszy rzut oka nic się nie stało. Jedynie Perła po grymasie jaki wykrzywiał jego twarz zdawał się odczuć kąpiel najbardziej i wstał ostrożnie jako ostatni. Noga rwała żywym bólem i czuł jak brakowało jej miejsca puchnąc w bucie.

Wody w korytarzu było teraz po kolana. A cały poziom skąpany był w nieprzeniknionych ciemnościach i musiało minąć trochę czasu zanim wzrok krasnoludów przyzwyczaił się do mroku wyłaniając niewyraźne kontury otoczenia. Andaras, który najlepiej radził sobie w takich warunkach brocząc w wodzie ruszył z powrotem do celi. Za nim podążył Kh’aadz zostawiając Faina w towarzystwie opierającego się o ścianę i kompletnie otoczonego szczelnym mrokiem Valamira.

Ich nozdrza uderzył smród zatęchłej zgnilizny. Cela blokowana skałą okazała się pieczarą. Dość obszerną na szerokość więcej jak sześciu ludzi stojących w szeregu z rozpostartymi dłońmi. Wysoka zaś była na piętnaście stóp a linia poziomu wody, który ostał się nim wypłynęła do lochów zatrzymywał się na wysokości dziesięciu. U szczytu sklepienia z którego kapała miarowo leniwa kropla zawieszone były na łańcuchach żelazne klatki. Doliczyli się sześciu. W czterech z nich skuty kajdanami znajdował się szkielet w łachmanach. Piąta zawierała najlepiej zachowane szczątki więźnia, który siedział oparty plecami o kwadratowy sześcian upleciony z prętów.

Po przyjrzeniu zastygłej masce twarzy Andaras zapadł się w sobie. To był elf. A jego głowa zmieniona nieznacznie przez dekompozycję, która dopiero zaczynała zmieniać rysy oblicza trawiąc jego ciało od całkiem niedawna, uderzyła w niego wizją jak przez mgłę znajomej twarzy z dzieciństwa...

Jakby z oddali usłyszał łomot metalu, który poprzedził głośny plusk jaki wzbił okrąg wody kiedy szósta klatka spadłą z sufitu. Kh’aadz uderzając obuchem w łańcuch umocowany u ściany zerwał go uwalniając najmniejszą z zawieszonych, żelaznych obiektów. Pod kolejnym ciosem puściła kłóda lecz khazad nie sięgnął do środka po zawartość, którym była oprawiona w skórę księga.

Kh'aadz bardziej zainteresował się drugim blokiem skalnym, bliźniaczo podobnym do tego, który przed chwilą wraz z Fainem ruszyli z posad. Blokował podobny otwór, dzięki któremu zrozumiał, że wykuta w skale komnata była poszerzonym korytarzem, zablokowanym z obu stron, a woda kapiąca ze sklepienia pochodziła ze zbiornika wodnego, lub żyły wodnej, które musiały znajdować się na bezpośrednio nad nimi. Teraz już nie miał wątpliwości, że najprawdopodobniej znajdują się pod Gwathlo.











Gdzieś, Wiosna 251 roku



Rosła postać mężczyzny w czarnej zbroi, z zacienionego tronu wpatrywała się przenikliwie w stojącego przed nim orka.

- Z czym przychodzisz? – zapytał lodowato we współnym języku.

- Panie, Lungash przynosi wiadomość z Arnoru. – powiedział przymilnym głosem scout o sobie. – Raport ze skrytki - podniósł do góry ściskany dotąd pakunek jakby dopiero wzrok Króla Orków mu o tym przypomniał.

Potężny Uruk-hai stojący obok tronu zszedł po kamiennych stopniach i odebrał z rąk zwiadowcy przesyłkę. Gestem ręki odprawił płaszczącego się w ukłonach scouta, który cofając się zniknął z pomieszczenia.

Herumor, którego niemal już wszystkie plemiona orków czciły swoim Czarnym Panem, Królem Orków i Czarnym Lordem, wyciągnął dłoń do Gorthaka i po chwili odwijał skórzane skóry spięte rzemieniem. Czarny Uruk-hai, kapitan Legionu Czarnych Orków dyskretnie zerkał z ukosa zająwszy swoją pozycję przy siedzącym władcy na przedmiot, którym okazała się szkatułka. Drewniane pudełko pokryte było wymalowanymi czerwoną farbą runami. Na widok Herumora, który bez zastanowienia za pomocą sztyletu otworzył szkatułkę nie zważając na pieczęcie, wojownik instynktownie odwrócił wzrok w zdumionym lęku cofając się o pół kroku.

- Nie bój się Gorthak – odezwał się widząc umięśnionego wojownika, który skurczył się w sobie spodziewając się najgorszego. – To jest bełkot runiczny. Pozbawiony sensu. Żeby naszym scoutom do łba nie przyszło tego otwierać. – dokończył z pogardą i rozbawieniem.

Po chwili otworzył złożoną na czworo jedną z kartek listu i zaczął czytać...










Tharbad, Kwiecień 251 roku






Po południu u szczytu pustego marmurowego stołu w sali audiencyjnej siedział Król Eldarion w towarzystwie ośmiu postaci. Po jego prawej ręce, zajmowali kolejno miejsca: jego siostrzeniec, czyli książę Osgiliath Argar, strażnik Endymion, Valamir Telasaar z Umbaru i wojowniczka z Rohanu Dearbhail. Po drugiej stronie rzędu wyżej wymienionych zajmowali miejsca: kapitan Golin, elf Andaras oraz dwaj krasnoludowie z Morii Kh’aadz Żelaznoręki i Fain syn Molina.

- Zebraliśmy się tutaj nie na biesiadę, lecz w zgoła innym celu. – powiedział zatroskany król. – Dzisiejsza noc była owocna w raporty i meldunki nadchodzące z królestwa. Nie bez przyczyny jestem w Tharbadzie, gdyż tak jak przeczuwałem jego strategiczne położenie przyczyni się do ważnych wydarzeń, które niestety zaczynają się spełniać jak koszmarny sen na jawie. Wróg zaatakował Śródziemie uderzając na Mordor.

- Strażnicy z Ithilien donoszą o pojawieniu się orków w Górach Cienia. Cirith Ungol nie jest już we władaniu naszych sojuszników a za Czarną Bramą znowu zagnieździło się zło. – zabrał głos młody książę Osgiliath. - Brama jest zamknięta i strzeżona przez Variagów. Wątpliwe jest to czy to są najemnicy. Żaden zwiadowca nie wrócił żywy z doliny Udun i płaskowyżu Gorgoroth... Szykujemy się do ataku spodziewając się najgorszego.

- To co dochodzi do mnie to informacje o jeszcze nowym zagrożeniu. – podjął znowu Eldarion - Armii Orków, jakiej nie widziało Śródziemie. I to nie byle jakich, podrzędnych goblinów, z którymi walczyli nasi ojcowie i dziadowie. Lecz Uruk-hai. Naszym wrogiem jest Herumor. Lord i bliski sługa Saurona, jeden z ostatnich Czarnych Numenorejczyków , przeciwko któremu mój ojciec Król Aragorn II Ellesar ponad dwieście lat temu prowadził kampanię rozbijając resztki armii Mordoru. Wtedy Hermuor przegrupował się mając wciąż potężne zastępy plemion orków i trolli. Miał być pobity a jego Kult Orków zdławiony w zarodku. Tak się nie stało. Czarny Lord zszedł do podziemi. Do głębokich zakamarków ziemi, gdzie podporządkował sobie wszystkie plemiona orków. Zastępy wojowników, którzy nigdy nie widzieli światła dnia, słońca. Mało tego. Krzyżując Variagów i dzikich Easterlingów i Czarnych Haradrimów dalekiego południa stworzył armię Uruk-hai. O tym rodzaju orków niektórzy z was mogli już cos słyszeć w przeszłości. Saruman w klęsce pod Helmowym Jarem posiadał tysiące tych potężnych wojowników. Lecz o ile Sauron stworzył tylko jeden Legion Czarnych Uruk-hai, który był jego gwardią przyboczną, to Herumor ma ich dzisiaj dziesiątki tysięcy. A Uruk-hai a tym bardziej ich elicie, czyli Czarnym Urukom blask słoneczny nie jest żadną przeszkodą. To nie wszystko. Za Szarymi Górami rozpleniły się zimne smoki, nazywane tak, bo nie zieją ogniem. Stamtąd spodziewać się należy głównego ataku. To z tamtych gór i Żelaznych Wzgórz ma zalać Śródziemie plaga zła. Jeśli po stronie Herumora, po której to już stoją Vaiagowie, staną plemiona ludzi z Rhun oraz handlujący z nami jak dotąd Haradrimowie, to moi kochani stoimy przed nie lada wyzwaniem. Ich armie zwłaszcza jeśli uderzą ze wszystkich stron wiążąc nas na kilku frontach będą trudnym do zgryzienia orzechem... - mówił a jego wzrok spoczął dłużej na Andarasie.

- Sojusz z Rohanem jest nierozerwalny i wierzę, że jeźdźcy równin staną u naszego boku jak zawsze. – uchylił lekko czoła w stronę wciąż lekko zawstydzonej Dearbhail. - Ostatnimi naszymi sojusznikami są dzielni khazadzi. – powiedział patrząc na siedzących w milczeniu krasnoludów. – Fainie z Morii, dziękuję za zaproszenie na uroczystość otwarcia Mostu Khazad-dum. Przekaż swoim braciom, że choć osobiście na ceremonii mnie zabraknie, to pojawi się godne reprezentowania królestwa osoba w postaci mojego siostrzeńca, księcia Osgiliath. On razem z tobą wyruszy jeszcze dzisiaj do Gór Mglistych. Nie bez przyczyny jesteś drogi Fainie przy tym stole. Dziękuję starszyźnie Morii za ostrzeżenie. Na szczęście zdawałem sobie sprawę z zagrożenia choć nie sądziłem, że nastąpi ono tak szybko. Wciąż miałem nadzieję, że będziemy mieli jeszcze czas... Ale o tym dalej... Fainie synu Molina wiedząc już jakie chmury zbierają się nad Śródziemiem z każdej niemal strony ufam, że zdasz swoim braciom rzetelną relację. Książę Argar jako mój przedstawiciel pojedzie prosić o potwierdzenie sojuszu. Nowego lub Ostatniego Przymierza. Ta wojna będzie decydującą o losach tej ziemi na następne tysiące lat.

- A później stamtąd ruszam do Edoras. Przedstawić sprawę królowi Rohanu. - dodał młody książę.

- Królu Eldarionie, – zaczął Fain, po tym jak wstał od stołu zgrzytając niemiłosiernie krzesłem o marmurową posadzkę. – gdyby to ode mnie zależało, to odpowiedziałbym już teraz, że masz naszą przyjaźń i wsparcie w nadchodzącej wojnie. Mój topór masz na pewno elfie! – zagrzmiał gromko basem marszcząc krzaczaste brwi, zmieszany po chwili, że zapomniał się z kim rozmawia.

Król ze szczerym uśmiechem przyjął uroczysto- żarliwe zapewnienie krasnoluda i gestem ręki zaprosił go z powrotem do zajęcia krzesła.

- Nie bez powodu jestem w Tharbadzie. – powiedział Eldarion patrząc po zgromadzonych. – Wczorajsza noc pokazała, że nasz wróg jest potężniejszy i bardziej zorganizowany niż najgorsze nasze wcześniejsze przypuszczenia. Dzisiaj przy tym stole miała obradować moja rada, czyli ja z moimi Lordami. Lord Fornostu nie dotarł na spotkanie związany mobilizacją rangerów z dalekiej północy. Lord Marroc i Derufin zostali otruci, choć wszyscy wierzyliśmy, że Tharbad nie jest tak skorumpowany jak dwór na Minas Tirith. Okultyści obrośli w siłę werbując w swoje szeregi rzesze ambitnych i okrutnych ludzi obiecując im złote góry, stanowiska i zaszczyty. W zamian za służbę w imię Morgotha. Pana Niedoskonałości. Idą za nim nawet szlachetnie urodzeni...

Zatrzymał się na chwilę w swoim przemówieniu wyraźnie zastanawiając się nad czymś.

- Adrahilas będzie zdrów. - odezwał się. – Kryzys minął. W pewnym sensie wszyscyście go uratowali. – powiedział z podziwem a ci, o których była mowa dobrze wiedzieli, że król ma ich na myśli. - I za to wam serdecznie dziękuję. Mojemu życiu nic nie zagraża. Może zamachowiec łudził się, że mnie może ten jad szkodzić. Ja nie wybrałem Daru Ludzi i moje ciało jest mocniejsze od wszelkich chorób i trucizn. Argar zaś trunku nie spożywał zajęty innymi sprawami, które wino i piwo mąciłoby głowę. Sprawca jest na wolności i tobie Golinie zlecam jego ujęcie.

- Tak jest Królu. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby sprawcy spisku zapłacili z nawiązką za śmierć Lordów Marroca i Derufina i za próbę podniesienia ręki na Waszą Miłość i księcia Aragora – odpowiedział strażnik bez zastanowienia.

Niektórym wydawało się, że po raz pierwszy raz słyszą tyle słów wypowiedzianych na raz przez tego mrukliwego i ważącego każde słowo człowieka. Siostrzeniec króla z aprobatą spojrzał na mężczyznę, który nie najlepiej czuł się w tak dużym towarzystwie i widać było, że już palił się do działania.

- Do pozostałej czwórki z was, czyli mojego strażnika Endymiona, Kh’aadza Żelaznorękiego, Derbhail z Rohanu i elfa Andarasa, których wczoraj prosiłem o dostarczenie mi artefaktu, dzisiaj dołączam piątą osobę, czyli Valamira Telasaara z Umbaru. Otworzyłem szkatułkę i rozumiem, że tylko przez waszą ostrożność lub grzeczność nie sprawdziliście jej zawartości. Oto ona. – powiedział król kładąc na stole papiery, które przesunął w stronę wszystkich.

Wysokie wrota otwarły się na oścież kiedy do Sali wkroczył kapitan Bran. Dowódca garnizonu wyspy.

- Królu! Cardoc jest u Bramy Południowej! Żąda widzenia Lorda Marroca!

- Prowadź go przed moje oblicze za dwie godziny. Nie wcześniej. – odpowiedział Eldarion.

W międzyczasie, w oczekiwaniu na pojawienie się nowego wodza Dunlandu, prastare pergaminy wraz z listem, który był kreślony całkiem niedawno, krążyły między siedzącymi przy stole. Pergaminy zawierały stare runy, które zostały przetłumaczone kilka godzin wcześniej, wnioskując po ich świeżości oraz fragment mapy, który dotykali ostrożnie, aby pergamin nie rozpadł się w ich palcach. Czas i być może woda zrobiły swoje, gdyż mapa nie była zbyt wyraźna. Zwłaszcza kreślone wieki temu napisy były rozmazane i jakby nie do końca czytelne.
















- To są wskazówki, do odkrycia miejsca ukrycia artefaktu, którym jak podejrzewam jest te tajemniczny Hunmaicon... - powiedział król. - Trzeba to odkryć i zrozumieć dokładnie znaczenie jego potężnej mocy, co będzie kluczem do tajemnicy Herumora. Dlaczego tak bardzo chce wejść w jego posiadanie.

Później z dna szkatułki wyjął jeszcze jednen papier.

- A to jest list, który był dołączony do pergaminów. Spisany zapewne kilka miesięcy temu przy Ostatnim Moście... - dodał Eldarion pokazując jako ostatni dokument kolejny pergamin.








 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline