Tass skinął głową na wychodzącego przyjaciela, spojrzał na chłopaka. Nie mógł uwierzyć i poczuł śmieszny gniew na Leonarda. Ten bydlak, jak on mógł to zrobić i kazać decydować jemu? Niziołek spojrzał w oczy umierającego chłopaka. Już dawno wiedział co zrobi i za co siebie nienawidził. Podszedł do chłopaka i wyciągnął jeden ze sztyletów zdobytych na skrytobójcy. Zamachnął się i rozciął koszulę chłopaka i spojrzał na ranę.
- Baranie! Podobno kochasz sercem a nawet nie wiesz gdzie jest?!
Spojrzał na głębokie cięcie, być może chłopak nie trafił przełyku ani tchawicy, w sumie nie zauważył Tass by ranny pluł krwią.
- Będziesz żył młody, byłeś idiotą i zapewne nim zostaniesz, ale powiem ci coś co być może cię pocieszy. Tam w karczmie jest dziewczyna, która samotnie ją prowadzi i mam wobec niej dług. Więc nie myśl że darowałem ci twoje winy, o nie wyświadczam jej tylko przysługę. Zabiorę cię do niej, niech cię wyleczy, obiecaj mi tylko że to koniec z twojej strony z lekkomyślnością. ***
Leonardo trochę się naczekał zanim radosne szczekanie Avro zapowiedziało powrót niziołka. Tass nie wyszedł sam, a z dwoma towarzyszami. Obok niego szedł wielki Lorens cały poobijany, brudny i ze skwaszoną miną niosący na rękach rannego Izareya. Gdy ujrzał spojrzenie kamrata tylko wyrzucił z lekkim uśmiechem.
- Nie pytaj ty mały gnojku.
Po czym z promiennym uśmiechem ruszył w dół ścieżki co chwila ostrzegając Lorensa co mu zrobi gdy nie dotrzyma obietnicy.