Jak tylko rozpoczął się ostrzał, Richard przywarł do ziemi. Podniósł głowę i akurat zobaczył jak Perconty wczołguje się do rowu.
~Cholera!~ pomyślał.
-Grant zabierz Percontiego trochę dalej! Vest pomóż mu. White, Talibur, Campton ruszajcie do stodoły! Szybko póki jest jeszcze dym. Ja, Lipton i Evans biegniemy za wami. Ramirez, Vest Wynn, to trzecia grupa, jeśli dym się rozwieje, czekać! Dokopać im! - ryknął sierżant i pchnął, na znak rozpoczęcia natarcia Whita. White, Talibur i Campton wybiegli z rowu i w szyku rozproszonym ruszyli w kierunku stodoły. Jak tylko tamci wybiegli Richard razem z Liptonem i Evansem zajęli pozycję na skraju rowu.
- Trzymaj się Frank- rzucił jeszcze do Percontiego.
- Ta jest, proszę dokopać ode mnie szkopom - odpowiedział Perconty z trudem.
Winters odwrócił się i patrzył jak pierwsza trójka biegnie pod osłoną dymu.
- Ramirez, poczekajcie aż przebiegniemy jakieś 10 metrów i ruszajcie.
Odczekał jeszcze chwilę i ruszył, a za nim, Lipton i Evans. Biegł i powoli zaczął odczuwać ból w nodze. Skupił się, jeszcze tylko kawałek. Gdzieś obok przeleciała seria, ale na szczęście nikogo nie trafiła. Dobiegł do stodoły, a tam White, Talibur i Campton zajęli już pozycję. White i Talibur przy prawym rogu stodoły, Campton przy lewym.
- Jaka sytuacja?- zapytał sierżant i kucnął obok White. Trzymając Garanda przy barku, wychylił się lekko zza stodoły. |