Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2011, 00:22   #115
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Redania, Trovel:

Teddevelien:


-Plugawe elfy!

Nie ma jak chwytliwe rozpoczęcie przemówienia. Gdyby kapitana mianowano oratorem, z całą pewnością świat by się skończył.
Lub wprost przeciwnie.

Gawiedź, bez krępacji eskalująca nienawiść do długouchej rasy, dotarła w skali oburzenia, do poziomu obrzucania skazańców błotem czy zgniłym pożywieniem nie nadającym się nawet na pokarm dla zwierząt.

Na jednym z zamaskowanych elfów spoczywał jeszcze pomidor pokryty szaro-zielonym meszkiem.
Tuż przy stopach innego leżała ryba, której smród zmieniał kolor twarzy pobliskich gwardzistów do tego stopnia, iż mieszczanie znajdujący się niedaleko mieli podstawy do obaw.
Nikt nie chciał mieć na sobie treści żołądkowych. Szczególnie należących do innej osoby.

Każdy bez trudu mógł sobie wyobrazić zarówno początek agresji ludu, będący jedynie poszumem bluzgającej pod nosem tłuszczy aż do chwili, w której popłynęło pierwsze wyzwisko.
Za kilka chwil kolejne przetoczyło się w powietrzu, docierając do nieco wydłużonych uszu.

Eksterioryzacja nasilała się stopniowo, by już nikt nie krył się z bardzo dokładnym opisywaniem rodzin przyszłych wisielców na kilka pokoleń wstecz. Naturalnym następstwem były "rękoczyny" w postaci masowej akcji pozbywania się niestrawnych nieświeżości z własnego lokum.

Ostatni element Ted miał wątpliwy zaszczyt oglądać nawet w chwili obecnej, lecz nieciężko wyobrazić sobie, zdarzenia poprzedzające.

Niemniej kapitan, nieustępujący delikatnością rasowemu krasnoludowi, apostrofą do elfów, uciszył motłoch!

-Za zbrodnie dokonane...-przeczytał z mocno pomiętego i nieco poplamionego pergaminu znaczonego pieczęcią królewską, urywając.
Jego oczy biegły po tekście, linijka po linijce.
W końcu zatrzymały się.

-Bla, bla, bla, z mocy nadanej mi przez Miłościwie Nam Panującego Radowida V Srogiego, sczeźniecie na sznurze, czego wam serdecznie życzę!-sparafrazował końcówkę podniszczonego papieru.

Czemu lancknecht nie atakował?!
Ostatnie chwile życia pięknej rasy uciekały bardzo szybko. Życie przesypywało się przez palce jak wyjątkowo miałki piasek.
Została już jedynie garstka.

Lepszej okazji mogło już nie być!

-Kat!-zawołał kapitan, zaś postawny mężczyzna skinął mu głową, ruszając w kierunku podestu z zapadniami.

Towarzysz ćwierćelfa poruszył się niespokojnie, z kwaśną miną sięgając niespiesznie kładąc dłonie na rękojeściach.

Nagle w oddali podniósł się wrzask ludzi, poprzetykany piskiem kobiet!
Była szybka.
Krzyki oznaczały, iż towarzyszka Teda zlokalizowała cel i nie bacząc mieszkańców Trovel, dokonała egzekucji.

Z resztą właśnie o to chodziło. Uwaga miała być odwrócona na dwie strony, rozluźniając ochronę trzeciej, zaś najszybszym na to sposobem było przyciągnięcie uwagi cywilów.

-Co do...-odwrócił się dowódca pobielały na twarzy.

-Alarm! Matka Pirentia! Matka Pirentia!-grzechot metalowych części, będący heroldem zapowiadającym przybycie strażnika, obwieścił nadciąganie złych nowin.
Poplamiony krwią mężczyzna dyszał ciężko.

-Wyduśże prędzej!

-Umiera! Brzuch...

Raptowna wrzawa podniosła się w innej części miasta! Najwyższy stopniem gwardzista odwrócił się na pięcie, nie wierząc w to, co się dzieje!

-Potrzebna pomoc!-zawołał kolejny mężczyzna podzwaniający ekwipunkiem w biegu.

-Nie mów...

-Mistrz Geltr nie żyje!

Nagle z tłumu wyskoczył najemnik! Wyszarpnął miecz z pochwy, gładkim cięciem otwierając gardło kapitana!

Zaskoczone straże zareagowały z opóźnieniem, stając w gotowości bojowej tuż po tym, jak bezwładne ciało ich dowódcy osunęło się na ziemię.

Tymczasem lancknecht nie próżnował. Natychmiast wydobył sztylet Teda.

-Do elfiaka!-wrzasnął rzucając właścicielowi jego broń, zaś sam skoczył na halabardzistę!
Zamachnął się, lecz jego cios spadł wprost na drzewce!

Oczy Redańczyka rozszerzyły się! Drugi z mieczy wszedł w ciało, omijając kości.
Napastnik obrócił się, w ostatniej chwili zginając wyprostowaną rękę. Ominął blok piki, błyskawicznie wracając w kierunku, z którego wyprowadził cios!

Klinga wyszła z drugiej strony szyi!


Redania, okolice Gheliboru:

Vernar:

Chłopi popatrzyli po sobie, jakby w malutkich rozumkach rozważając propozycję wampira.
Trzeba było przyznać, iż móżdżki nie pracowały szybko, przetwarzając informacje w tempie spokojnego marszu starego, schorowanego osła bez jednej nogi.

-No... Tak to chiba być może-zaawansowany proces myślenia najwyraźniej powodował swędzenie pustej czaszki, gdyż wieśniak często się po niej drapał.

Chociaż równie prawdopodobne były wszy.

-Przynieś no kosy. Kosić będziem-rzekł do "odważnego" Janisa jego kamrat.
Ten jedynie skinął głową, obracając się na pięcie w kierunku ściany chaty, gdzie leżały oparte cztery kosy.

Każda kolejna gorsza od poprzedniej. Najprawdopodobniej nabywane były, by "odświeżyć" sprzęt niezbędny do sianokosów.
Efekt był jednak taki, iż miał cztery ostrza chyboczące się w luźnym uścisku drewna.

Po prawdzie trzymały się jedynie dzięki wbitemu i zagiętemu, grubemu gwoździowi.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 13-05-2011 o 15:09.
Alaron Elessedil jest offline