Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2011, 10:55   #67
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Dirith;
Twoja decyzja została przyjęta z ulgą. Jedynie mężczyzna na koniu
sprawiał wrażenie, jakby było mu wszystko jedno. Wojownik wskazał
ręką w głąb uliczki i ruszyłeś za nim. Wszyscy pozostali pozbierali
się i wlekli się za wami, udając, że was nie znają. Mężczyzna na
koniu jechał na samym końcu. Miałeś wrażenie, że coś go trapi i
momentami oglądał się kątem oka za siebie.
Zaprowadzili cię pod jedną z kamienic na opustoszałej ulicy.
Opustoszałej, jak całe miasto, nie były to slumsy czy dzielnica ruder...
Ot, stary, nieco zaniedbany dom.
http://cryssta.deviantart...ld%20house&qo=5
Wojownik wszedł pierwszy i zaprosił cię do środka. Z korytarza do
pokoju. Pokój był nawet ładny – zdecydowanie nie spelunowaty.
http://browse.deviantart....et=120#/d1yxub0
Zauważyłeś, że ten na koniu nie wszedł do środka a stukot końskich
kopyt oddalił się od okna, aż ucichł. Przy kominku stał intrygująco
wyglądający mężczyzna.
http://ferrilonver.devian...sin%20dude&qo=0
-A! – skinął powitalnie głową na twój widok. – Witaj, zatem, jak
mniemam, jesteś zainteresowany moją propozycją... To świetnie. Lubię,
jak interesy się układają...
Wskazał ci stół i krzesło. Jeden z pachołków-sługusów położył na
brzegu stołu zapisany zwój papieru. Od razu poznałeś, że to nie pismo
Riktela, ani tym bardziej kartka z jego księgi. Zwój był nowy, jakby
ktoś niedawno go zapisał...
- Mów mi Turmoil. Potrzebuję kogoś, kto potrafiłby przetłumaczyć to
drowie pismo – facet przy kominku wskazał na kartkę. – Jeśli dobrze
się spiszesz, mam tego więcej... a co za tym idzie i więcej złota w
zapłatę. Więc? Byłbyś w stanie to przetłumaczyć? – wskazał czysty
welin na stole i pióro z kałamarzem.

Ursuson;
Dirith niejako osaczony przez obcych zachował zimną krew. Chwilę
rozmawiali, po czym mroczny elf po dobroci poszedł z tamtymi. Wyglądał
jakby panował nad sytuacją... Może się znają?
„Mości rycerzu, nie idźmy za nimi! – znów ten głosik z plecaka! –
Po co, ah? To przecież... drow! Zabijaka! Ah, morderca, szubrawca! Pasuje
tutaj, do nich! Nic tu po nas, panie! Nie oddalajmy się od reszty, po co
zabłądzić, to przecież drow!”

Śledziłeś jednak Diritha i jego grupę, miałeś złe przeczucia.
Krążyli bocznymi uliczkami, aż zobaczyłeś zza węgła, jak ostatni z
towarzyszących pachołków znika za drzwiami jednej z kamienic.
- Zgubiłeś się? – usłyszałeś cichy, ostry męski głos tuż za
plecami.
Obejrzałeś się powoli i spokojnie, zobaczyłeś mężczyznę w kapturze
i dwarfa, który wyglądał jakby całe życie trudnił się bijatykami w
karczmach.
http://browse.deviantart....set=48#/d21xojn

Dirith;
- Zgadza się – powiedziałeś w miarę spokojnie podchodząc do stolika
aby przyjrzeć się zwojowi.
- Świetnie.
- Nazywam się Dirith, i bardzo chętnie mógłbym przetłumaczyć
więcej.. w końcu łatwego zarobku nigdy nie za wiele tym bardziej, że
całe swoje złoto straciłem z tym przeklętym statkiem który zatonął..
- rzekł wczytując się w tekst i próbując ocenić z której części
pochodzi ten fragment.
Pismo owszem, było w języku drowim. Ktoś je przepisał nie znając
języka, na tyle na ile potrafił, więc litery były koślawe, ale bez
problemu się doczytywałeś. Fragment pisma mógł pochodzić z notatek
Riktela, opisywał bowiem ze szczegółami, jak poddawano „badaniom”
drowiego niewolnika, wyczerpanego pracą przy kopaniu nowego tunelu i
niezdolnego już do pracy. Opisano dokładnie w jaki sposób łamano
ofierze kończyny i niszczono stawy, a następnie odcinano kończyny by
przyczepić je w innym miejscu ciała – i sprawdzano jak się przyjęły
i czy funkcjonują. Co zaskakujące, okazało się że bez pomocy
potężnej magii, a jedynie jakichś eliksirów, wymienionych tylko z
nazwy, Riktel przeprowadzał pierwsze udane eksperymenty tworzenia chimer z
nogami na przedłużeniach ramion czy rękami zamiast stóp... Tak, to
zdecydowanie wyglądało na fragment notatek Riktela.
- Zanim jednak przejdę do faktycznego tłumaczenia pozostaje jedna kwestia
do omówienia. Mianowicie ile złota dostanę za to tłumaczenie? - spytał
się siadając na krześle i przygotowując się do spisania tłumaczenia.
Turmoil wyglądał na skorego do dyskusji.
- 10 sztuk złota za każdą kartkę. W tym mieście za takie pieniądze
trzeba nadstawiać karku lub latami uprawiać ziemię i hodować owce. Do
tego oczywiście zapewniam swoją wdzięczność i możliwość kolejnych
zleceń – zachęcił. – Zastanów się nad tym, przyjacielu, w tych
stronach ludzie rzadko widują mroczne elfy i mało kto im ufa...
- hmm.. Na początek mogłoby być, a z późniejszymi tłumaczeniami się
zobaczy . - uśmiechnął się lekko po czym Dirith zaczął spisywać w
miarę dobrze przetłumaczoną treść na pusty pergamin.
Turmoil obserwował z zadowoleniem. Kiedy pisałeś, w pomieszczeniu
pojawił się mężczyzna, jeździec, którego widziałeś wcześniej.
Skinął głową, na co Turmoil rzekł;
- Przepraszam na moment, panowie, interesy...
Turmoil i jeździec wyszli do pokoju obok, zamykając za sobą drzwi.
* * *
- Nie jest sam. Jakiś wojownik za nim przyszedł. Wygląda
niebezpiecznie.
- Szpieg...?
- Nie wiem. Ale zapewne będzie szukał tego drowa.
Turmoil zaklął.
- Nie zapominajmy też o tym cholernym, chodzącym drzewie! – syknął.
– Nie stać mnie na to, żeby jakiś cholerny dąb zwalił mi dom na
głowę!
- Co robić? – spytał spokojnie jeździec.
- Rozeznamy się w sytuacji. Dajcie mu odejść, ryzykujemy zbyt wiele.
* * *
Dirith;
Turmoil wrócił do pomieszczenia, ale sam.
- Tak więc teraz jest jeszcze jednak sprawa do załatwienia, mianowicie
kiedy otrzymam wspomnianą zapłatę? - spytał pod koniec przepisywania.
Turmoil obejrzał kartkę, którą zapisałeś.
- Teraz – odpowiedział z uśmiechem, kładąc na stole mieszek z
dziesięcioma sztukami złota. – Dziękuję, lubię kiedy interesy się
układają. Wróć jutro z rana, będę miał tego więcej – wskazał na
kartkę z drowim. – Daruj, dziś muszę zająć się interesami w porcie.
Wróć jutro.
Ruszył do drzwi i wyszedł z kamienicy, jego najemnicy ruszyli za nim,
dyskretnie prowadzać cię do wyjścia.

Ursuson;
- Toż to jakiś patyk wychudzony! – zaczął dwarf. – Za moich czasów
to po tych ulicach chodził prawdziwe chłopy, a tu takie chuchro!
Dwarf zaczął się wyżalać, jak to polował na smoki, podróżował na
górach i jadł na śniadanie móżdżki niedźwiedzi. Mężczyzna w
kapturze wymknął się dyskretnie, by powrócić niebawem.
- ...A takim to ryj prałem w kołysce...!
- Wiesz... – ten w kapturze przerwał głośne rozważania dwarfa. –
Lepiej się już zamknij i odprowadź go do knajpy... Widać ze nietutejszy
i się zgubił – spojrzał na ciebie ostrzegawczo.
- A co ja, niańka?! – wrzasnął dwarf.
Mężczyzna w kapturze machnął tylko ręką i bez słowa zniknął w
bocznej uliczce.
- Eeeeeeeeeeh, mięczaki! – żachnął się dwarf. – A ty czego
sterczysz?! – ofuknął cię. – Rusz się, pokażę ci skarbeńku,
gdzie powinieneś teraz siedzieć!
Klepnął cię w ramię i nie znosząc sprzeciwu pchnął cię w drogę
powrotną do knajpy.

* * *

Reitei, Ano;
- Będzie. Zaczynamy dziś wieczór. Nigdzie się nie wybieraj, wskażesz
drogę, dziadku.
- Znakomicie, znakomicie! – ucieszył się gnom.
Kelnerka zebrała monety, kiedy odchodziła gnom klepnął ją w tyłek, na
co zachichotała do niego.
- Tak, dziś mi się wszystko układa! – Fizzcrank wskoczył się na
stołek obok ciebie. – Piwa, ślicznotko! Mam dobry dzień!
- Jakie my?! - zaprotestował Ano - ja się na nic takiego nie pisze. Ledwo
wygrzebałem się z jednej jaskini i już mam się pakować do następnej?
Chyba oszalałeś? - wykrzyknął podirytowany.
- Panowie, panowie, panowie! – uspokoił gnom. – Nie nie, to nie
jaskinia! To mój warsztat! Mój dom! Mój dobytek! Nie jakaś... brudna
grota z brudnymi drowami! – rzucił udanym, jak mu się zdało, żartem
do półefla.
- Dobrze przemyślałem sprawę i mogę się podjąć tego zlecenia -
powiedział Ano
- No! O właśnie! Tak trzymać!
- Jest jeszcze jedna kwestia do omówienia mości panie. Przyjmujemy tylko
złoto, żadnych pana wynalazków - Ano był raczej tradycjonalistą, nie
był przekonany do wszelkich nowinek technicznych.
- Jak tam wam pasuje! – machnął ręką gnom. – Ale jakbym był na
waszym miejscu to bym chciał poszanować laserowym celownikiem przy łuku!
– mrugnął do przechodzącej obok kelnerki, ta znów zachichotała.

Mag który stracił pamięć był nerwowy i zagubiony w całej sytuacji.
- O co chodzi? - zapytał oschle - Wiemy, że straciłeś pamięć, ale nie
wiem jak mielibyśmy ci pomóc.
- Nie wiem, ale znam tylko was, nikogo innego nie znam, nic nie
pamiętam!... – zaczął znów histeryzować.
- Może obecny tu pan Fizzcrank będzie mógł coś na to zaradzić.
Podobno tutaj wszystkich zna w mieście.
- He? Że co? – gnom odstawił kufel i zerknął na maga. – O kurcze. A
tak. Noooooooo, to mój szczęśliwy dzień! – zakrzyknął. – Majaram
w moim warsztacie! No to jestem spokojny...
- Znasz mnie? – wybałuszył oczy mag.
- Pfffffff! – gnom splunął piwem. – Buahahahah!!! Dobre!
- Nie, naprawdę, znasz mnie?!
Gnom wybałuszył oczy.
- Wszyscy w tym mieście cię chyba znają...? Wszyscy znają pierwszego
maga!
- Pierwszego maga...?!
- Buahahah, dobre dobre! – chichotał gnom. – A tak na serio, to mam
nadzieję że zechcesz pomóc z tym warsztatem! Dla ciebie to pewnie
błahostka, wiem że pewnie nie masz czasu, aleeee... – przyjrzał się
szatom mieszczanina na magu. – Myślę że warto poświęcić chwilkę i
dla dobra nauki obejrzeć to coś w moim warsztacie! To może być jakaś
nieziemska istota z piekieł czy coś, wy magowie to pewne lubicie!
Proszę! A moja żona zrobi ciasto... hyk... – pił dalej.
Załamany mag również popijał i starał się przypomnieć sobie
cokolwiek.

W knajpie;
Reitei, Ano, Kiti, Szrama, Almartelur;
Nieśmiertelny scenariusz...
[media]http://www.youtube.com/watch?v=xlULgi92zK8[/media]

Słońce tymczasem wędrowało po nieboskłonie... Aż nadszedł wieczór.
- Nnnnnno! – zaczkał gnom. – To panowie teraz do mnie na chatę!
Mag-mieszczanin był wciąż załamany.
- Proszę... skoro wiesz kim jestem, odprowadź mnie do rodziny, do domu!
- Hmmm jasne... – mruknął gnom. – Czyli że nie pomożesz?
- Wybacz, ale miałeś bardzo ciężki dzień, zaczął się na czubku
chodzącego drzewa!!! Chce do domu, źle się czuję, jestem chory,
proszę!...
- Eh... no tak tak... Minerwo?
- Tak? – gnomia kelnerka w drzwiach obejrzała się za Fizzcrankiem.
- Już po pracy! Odprowadzisz proszę jednego z gości do domu? Mówi że
źle się czuje, a ja z chłopakami muszę lecieć na chatę, zobaczyć co
mi tam biega w warsztacie, nim się rozmyślą!
- Jasne – zachichotała gnomia kelnerka.
- No, ruszaj, nie wstydź się! – Fizzcrank wskazał magowi gnomią
panią.
- Dzięki... Dziękuję wam za wszystko! Kiedy tylko ten koszmar się
skończy...!

Mag wyszedł z gnomią kelnerką, wy zaś ruszyliście za Fizzcrankiem
przez miasto.
- To tutaj!
Weszliście do wolnostojącego budynku, drzwi były przygotowane na wymiar
ludzki, widać specjalnie dla klientów. Salon wyglądał jak salon
każdego nor lanego domu, z tym że sprzęty i niektóre meble miał wymiar
gnomi.
- Mieszkam za miastem, tu mam warsztat – wyjaśnił Fizzcrank.
Wskazał wam drzwi po lewej.
- Tam na dole jest warsztat. Powodzenia! Jak coś złapiecie dajcie znać!
Najlepiej od razu zatłuczcie jak zobaczycie! Nie chce tego łapać, po co
mi to, co bym z tym zrobił? Tłuczcie jak się coś poruszy!

Zeszliście na dół po kamiennych schodkach. Generalnie w warsztacie
panował nieład czyli „porządek pracy”.
http://plfoto.com/zdjecia_new/1254390.jpg

Zaciekawiły was lampy na ścianach – dawały światło nie dzięki
ogniowi, a jakiejś nie-magicznej, jasnej sile. Bez trudu odnaleźliście
dziurę o której wspominał gnom.
http://www.nz.pasnik.pl/waio_ziejaca_jama.jpg

Dziura była dosłownie wydrapana w podłodze, w kamieniu! Była na tyle
mała że żadne z was się tam nie wciśnie – znaczy wcisnęłoby się
zapewne, ale istniało duże ryzyko zaklinowania się. W warsztacie było cicho...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline