Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2011, 13:19   #2
necron1501
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
Anne "Ruda" Morgan& Wiewiór

Anne spojrzała na powoli zbliżające się miasto. Lawirując pomiędzy pieszymi i przeróżnymi wozami kierowała się w stronę bramy. Ludzie legli do miasta jak mrówki, najemnicy w nadziei na zarobek, kupcy żeby móc się obłowić, do tego wszelakie pospólstwo przyjeżdżające na turniej, chcąc wyrwać się z monotonnej codzienności.
Anne wyprostowała się w siodle, chcąc określić czy zdoła jakoś przebrnąć przez tłuszę. Miała dość tego mozolnego tempa. Odgarnęła swoje ognisto-rude włosy po czym pogoniła konia. Nie musiała silić się na specjalne ruchy, kopanie w boki konia, czy inne, jakże mizernie wyglądające próby jazdy konnej jakie widywała wielokrotnie na drodze. Jej wierny towarzysz wytrzymał z nią już 5 lat i rozumieli się bez słów, wystarczył napięcie mięśni, odpowiedni, delikatny ucisk.
Ruszyli z kopyta, mknąc pomiędzy korowodem szarego tłumu. Co jakiś czas ktoś odbijał się od piersi konia, jednak nikt nie zdążył wygłosić swojej opinii na temat nie uważnego jeźdźca. Jedyne co zdążali zobaczyć to drobna sylwetka kobiety, na olbrzymim koniu. No i oczywiście burza rudych włosów.
Strażnicy przy bramie nie zwrócili na nią nawet uwagi, było po nich widać, że gorąco oraz żmudna służba nie wyostrza czujności. Morgan skierowała konia w stronę centrum. Wiedziona informacjami od kupców z którymi zeszłej nocy dzieliła ogień, dojechała prawie bez przeszkód do "Zwinnej Łasicy", karczmy na tyle blisko położonej do pałacu, w którym miał odbyć się turniej, oraz na tyle daleko, żeby poranne przygotowania do występów nie zbudziły jej z samego ranka.
Karczma mimo doskonałego usytuowania, wciąż miała wolne miejsca, co poprawiło humor dość nieszczęśliwej Anne. Jedyne o czym teraz marzyła to kąpiel. Kurz drogi oblepiał całe jej ciało, co niszczyło jej samopoczucie. Karczmarz jedynie otaksował ją wzrokiem i zadał zwyczajowe pytanie: " Masz pieniądze". Ehh ileż to ona razy to słyszała. Jej znoszone, w niektórych miejscach zniszczone, do tego w tym momencie brudne ubranie, nie robiło najlepszego wrażenia na właścicielach zajazdów. Nic zresztą dziwnego, sama by sobie nie zaufała. Nie chcąc nawet otwierać gęby, w której również znajdował się pył, wysypała parę złotych monet na blat i spojrzała pytająco na karczmarza. Kochała przyglądać się ich zdziwionej minie. Co jak co, ale praca najemnika zapewniała jej odpowiednie zarobki, co prawda nie wydawała ich na ładne ciuszki czy inne śmieci tylko na broń i ukochanego konia, ale kto tam się czepia szczegółów. Wielki Misiak, jak go przezwała w myślach, skinął głową na służkę która zaprowadziła ją do pokoju.
Pokoik był schludny i dość dobrze wyglądający, widać było że dobrze im się prosperuje. Duże, wyglądające na wygodne łóżko stało w rogu pomieszczenia, obok niego stała komoda. Po drugiej stronie pokoju stała mała umywalka i bala do kąpieli. Okno, przez które świeciło słońce, było otwarte na oścież. Służka otaksowała Anne krytycznym wzrokiem i zadała zbawienne pytanie:

- Przynieść wodę?
- Poproszę - powiedziała z westchnieniem ulgi Ruda, przeciągając się - Nic tak dobrze nie robi, jak kąpiel po podróży - dokończyła z uśmiechem. Karczmarka, lub kim ona tam była, obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju. Nie minęła chwila, a dwóch wielkich chłopów przynieśli wodę, którą wypełnili balę stojącą w rogu oraz kawałek mydła. Wyszli bez słowa, widocznie nie mieli nic więcej do dodania. Zaraz po nich wszedł młodzik, który przyniósł juki. Dziewczyna poczuła się winna, że z powodu zmęczenia zapomniała o koniu. Na szczęście mieli dobrą obsługę i jej zwierzęcy towarzysz otrzymał odpowiednie przyjęcie. Będzie musiała kupić mu w ramach przeprosin jabłko. Nie martwiąc się jednak dłużej tym problemem, Anne zrzuciła ubranie, i zanurzyła się w wannie. Przeciągłe westchnienie jednoznacznie wskazywało, że lepiej być nie mogło. Ciepła woda rozluźniała spięte mięśnie, jednocześnie spłukując z niej cały trud drogi. Jedynie siłą woli powstrzymała się od zaśnięcia w wodzie. Szybko namydliła się po czym jeszcze raz popłukała. Nic sobie nie robiąc z otwartego okna i kapiącej z niej wody, wyszła z bali i podeszła do tobołków. Osuszyła się ręcznikiem po czym ubrała w czyste rzeczy. Nie marząc już o niczym innym jak wygodne łóżko, padła na upragniony mebel.

- Kurwa - mruknęła przeciągle Anne, słysząc hałas na dole. Mrucząc kolejne przekleństwa, rozejrzała się ledwo przytomnie po pokoju. Ciemność panująca za oknem, które ktoś zamknął, wskazywała na środek nocy. Do tego zniknęła bala z brudną wodą, a jej brudne ubrania, leżące na podłodze, zostały wyprane i ułożone na komodzie. Będzie musiała podziękować obsłudze, choć była wściekła na siebie, że nie zachowała ostrożności. Miecz leżał przy tobołkach, jakieś 3 metry od niej. Do tego nie słyszała jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Psiocząc na czym to świat stoi, powoli podniosła się z łóżka i poczłapała na parter, do sali głównej. Ten sam mężczyzna, który wynajął jej pokój stał niedaleko drzwi coś tam tłumacząc. Dziewczyna uniosła powątpiewająco brew na słowa o ochronnym ołtarzyku. Wątpiła, żeby naprawdę miał jakąś moc, ale jak chce wierzyć, nie jej sprawa.

- Nie zamierzasz wpuścić tej łomoczącej osoby do środka? Coś mi się zdaje, że za nie długo dużo z niej nie zostanie - mruknęła - A jeśli nie, to ją ucisz, spać się nie da - Szczerze powiedziawszy miała w dupie co się stanie osóbce stojącej na zewnątrz, ale łomot i krzyki strasznie jej przeszkadzały spać.

Karczmarz położył palec na ustach.

- Nie zdajesz sobie sprawy o czym mówisz kobieto. Widziałem w ich oczach szaleństwo i żądzę mordu.

Jakby na potwierdzenie jego słów jedną z okiennic przeszył topór i wyrąbał w niej niewielki otwór. Przez niego ujrzeliście wykrzywioną twarz człowieka o szalonych, dziwnie błyszczących oczach. Z jego ust kipiała piana ze śliny.
Anne spojrzała powątpiewająco na karczmarza. Co prawda osoba na zewnątrz nie wygląda na w pełni normalną, ale strach w głosie nie był zbytnio uzasadniony.

- W takim razie zatłucz go, odstrzel, zaknebluj, cokolwiek. Albo chociaż podaj coś do picia, jeśli spać się nie da - powiedziała Anne, siadając ze zrezygnowaniem na jedno z krzeseł. Jej nadzieje na długi sen legły w gruzach.
Karczmarz doskoczył do okna i chwytając jedną z pałek walnął zaglądającą postać prosto w czoło. Uderzony wrzasnął z wściekłości i odskoczył.

- Lepiej mi pomóż załatać dziurę, zanim nam jakąś pochodnię wrzucą do środka. - powiedział trochę sapiąc - Cholera nadała ich właśnie dzisiaj. Co się w tym mieście dzieje ? - nie czekając na reakcję kobiety chwycił kawał dechy, dziwnym przypadkiem leżący koło baru i zaczął maskować otwór.

- Czy ja wyglądam jak kobieta - robotnik? Tam ten chuderlak stojący na schodach się tak samo nada - mruczała gniewnie, podnosząc się z krzesła - Mam nadzieję że za pomoc remontową będzie jakaś obniżka na pokój, chyba że to specjalne atrakcje dla przejezdnych - warczała dalej, zabierając broń karczmarzowi. Miała wrażenie że mężczyzna nie ma pojęcia jak się obsługiwać bronią - Ty łataj, ja go potłuczę jakby co -

- W porządku, za pomoc dostaniecie coś ekstra. Ten wypadek nie był wplanowany w pobyt - zarechotał ubawiony nagle karczmarz - Uwielbiam kobitki z niewyparzoną buzią. Co cię przygnało do Usy?

Anne spojrzała z rozbawieniem. Nie wiele osób lubiło z nią rozmawiać, co jak co, ale miała kiepskie obycie z ludźmi. Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią:
- Prawdopodobnie ciekawość, głupota oraz naiwność. Do wyboru, do koloru. To wszystko złożyło się na ten turniej. Wciąż zastanawiam się nad wzięciem udziału - odpowiedziała, jednocześnie przyglądając się jak karczmarz łata dziurę.
- Swoją drogą, czym stali się ci ludzie? Jakaś choroba, niestrawność?
Przy pierwszych słowach dziewczyny karczmarz szczerzył zęby chichocząc basowo. Potem jednak jego mina spoważniała.

- Szlag wie, droga pani. Zachowują się jak wściekłe zwierzęta, a następnego dnia nawet nie pamiętają co zaszło. Co najdziwniejsze to zdarza się tylko nocą. Mieliśmy też ostatnio kilka przypadków dziwnych morderstw. A król oczywiście nic z tym nie robi. Bawi się w swoją wojenkę i ma nas w życi. - przy ostatnich słowach karczmarz mówił już prawie szeptem.

- Nic nowego, królowie ogólnie mają w dupie nas, szaraków. Cóż, mówi się trudno. Jeśli choć jedno cholerstwo spróbuje tu wejść, zginie - powiedziała już na poważnie Anne. Zimny błysk pojawił się w jej oku.
- Zakładam że lekarze, magowie albo inne pieruństwo nie ma pojęcia co się dzieje, mam racje?
- Nikogo to nie interesuje. Kiedy poszedłem z tym do straży miejskiej wyśmiali mnie. Jakby nikt inny nie widział, albo nie chciał widzieć problemu -

Wiewiór stał na schodach oparty o balustradę i przyglądał się całej sytuacji. Widząc, że wszystko jest pod kontrolą i pozostały zaledwie dwie deski by szczelnie zabić okna, przeszedł leniwym krokiem do szynkwasu, usiadł i słuchał dialogu między karczmarzem i nieznajomą mu kobietą. Odezwał się dopiero gdy tamci skończyli i podeszli nalać sobie po kielichu.
- To złe duchy - stwierdził sennie, zupełnie jakby mówił o czymś całkowicie oczywistym.

Anne popatrzyła ze szczerym rozbawieniem na mężczyznę znajdującego się obok szynkwasu. Przypomniały się jej stare czasy kiedy miała zlecenie na grupę zbyt fanatycznych wyznawców. Miała wrażenie, jakby spotkała jednego z nich.

- Złe duchy... Mrocznie to brzmi, zaprawdę powiadam wam! - powiedziała podniosłym tonem, naśladującym wszystkich klechów i innych oszustów - Cóż to, nawiedziły nas za nasze grzechy i zbliża się apokalipsa? Czy może jesteś z innej bajki? - kontynuowała drwiącym tonem.
- Nic z tych rzeczy - odparował sennie w ogóle nie zwracając uwagi na drwiący ton kobiety - wiem, że nie każdy wierzy w istnienie duchów... - przerwał na chwilę by popatrzyć na twarze rozmówców. Niestety, nie potrafił z nich nic wywnioskować, ale też nikt nie przerywał mu wypowiedzi, toteż postanowił kontynuować...

- One z reguły są złe - skinął głową w stronę drzwi - tak jak magia pochodząca od złych duchów. Niestety nie jestem “wielkim magiem” ani szamanem. Jedynie biednym myśliwym, nie jestem w stanie pomóc tym ludziom... chyba że... - Wiewiór uśmiechnął się lekko - ostatecznie można skrócić ich szaleństwo, choćby zaraz. Ale... - przekręcił głowę aż chrupnęły kości - brak mi motywacji...

Anne przyjrzała się uważniej mężczyźnie. Jak na łowcę, miał dość duże doświadczenie w sprawach “duchownych”.

- Czyli... Chcesz powiedzieć, że ci ludzie zostali opętani? - zapytała, lekko nie dowierzając. Co prawda nigdy nie mówiła “nie” w sprawie duchów, ale jednego była pewna: Nigdy żadnego nie widziała i nie zbyt się jej do tego śpieszyło.
- Jedynym rozwiązaniem tego problemu jest zasiekanie problemu? W takim razie do dzieła, jesteś mężczyzną, nie pozwól biednej kobiecie brudzić sobie rąk - zaprosiła chłopaka, wyciągając rękę z bronią.

Wiewiór zmieszał się trochę i zarumienił na słowa Ann, Nie był chętny do walki z kimkolwiek. Cholera! - pomyślał sobie - zawsze gdy pojawiam się w mieście coś się komplikuje...
- Nie wiem kim są ci ludzie - począł bełkotać - mi na nich nie zależy ale nie będę na darmo i za darmo brudzić sobie rąk...

Anne najchętniej wróciłaby do pokoju. Widząc jednak, że nie ma na to szansy, podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę szynkwasu i zarazem kuchni znajdującej się za nim.

Wiewiór obrócił się na krześle i zakrzyknął - Karczmarzu! - a nie widząc nikogo w głównej sali, zmrużył oczy i powtórzył niepewnie - Karczmarzu?
Karczmarz skończywszy robotę zniknął na chwilę na zapleczu, a potem pojawił się z dzbanem wina, bochnem chleba, szynką i serem i z uśmiechem na szerokiej twarzy powiedział:
- Skoro już zarwało nam nockę, to nie siedźmy przy pustym stole. Zapraszam na małe conieco i mówcie mi Wulpert -
 
necron1501 jest offline