Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2011, 17:26   #17
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Wiele lat wcześniej, dom dziecka gdzieś w Europie.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3gRY7GdplCA&feature=player_embedded[/MEDIA]

Deszcz uderzał o parapet okna wygrywając nań swą smutną serenadę. Wiatr poruszał liśćmi pobliskiego drzewa, przybierał na sile, zanosiło się na burzę. Czarne chmury przysłoniły słońce, mimo iż było południe, zdawać by się mogło, że wciąż panuje noc. Krople spływały po szybie, tworząc fantazyjne wzory. Przy oknie zaś siedział młody chłopak, niczym specjalnym się nie wyróżniał, jego wygląd nie zapadał w pamięci. Dziecko patrzyło się zamyślone za okno, obserwując jak krople pokonują swa trasę na zimnym szkle.
Od kiedy pamiętał wyglądanie przez szybę było jego ulubionym zajęciem, wszak w domu dziecka wiele przyjemności nie było, zwłaszcza gdy należało się do grupy młodzików. Chłopak ugryzł kawałek chleba, trzymanego w ręce, po czym westchnął cicho. Z zamyślenia wyrwały go kroki odbijające się echem po korytarzu. Poderwał się z miejsca ale było już za późno, zza zakrętu wyłoniła się grupka starszych chłopców. Gdy tylko go zobaczyli uśmiechnęli się złośliwie i przyspieszyli chodu.
- No, no kogo my tu mamy. Czy to nie nasz ulubiony młodzik? –zapytał jeden retorycznie swych towarzyszy, którzy wybuchli śmiechem. – Na co się tak gapisz siermięgo? –zwrócił się do młodzika.
Ten jednak nie odpowiedział, wcisnął jedynie pozostałość chleba do ust, po czym szybko niemal nie gryząc przełknął. Przywódca bandy zobaczywszy to, strzelił chłopaka pięścią w brzuch.
- Zapomniałeś już, że połowa twojego przydziału trafia do nas? Ile razy mam to powtarzać. –warknął oprych wywalając milczącego dzieciaka na podłogę.
- Chłopacy, skoro nasz młodzik się najadł, to może zafundujmy mu masaż? –zarechotał osobnik, a wszyscy jak jeden mąż zaczęli kopać leżącego dziecka, który skulił się w sobie. Nie krzyknął ani razu, był do tego przyzwyczajony, czekał po prostu na koniec. Nie trwało to długo, znudzeni chłopacy splunęli tylko na niego i odeszli w stronę swoich pokoi.
Skulony na ziemi Żmija został sam. Krew ciekła mu z rozciętej wargi, bolały go wnętrzności. Uniósł jednak wzrok i odprowadził nim oprychów aż do zakrętu. Przez długi czas leżał na podłodze, wsłuchany tylko w deszcz, oraz grzmoty które nadeszły wraz z burzą.
Kiedyś przyjdzie ta chwila, kiedyś się zemści. Na pewno...

~*~
Czasy teraźniejsze karczma

Żmija nawet nie zwrócił uwagi na śmierć strażnika i templariusza, spojrzał na swój talerz i pogrzebał w połach swego płaszcza. Wydobył z niej mały acz ostry nożyk, oraz ostry metalowy szpikulec. Cień prezentował jeden z najdziwniejszych zwyczajów jedzenia. Kroił nożem pożywienie na drobniutkie kawałki, które nabijał na szpikulec, by potem przez otwór w masce wprowadzić pokarm do ust. Do swego kufla zaś wrzucił drewnianą drugą rurkę przez która sączył napój. Tak więc Mawr nie miała okazji zobaczyć jego twarzy w czasie posiłku, najwidoczniej Żmija wolał jeść wolno, ale nie odsłaniając twarzy.
- Zabijemy go i zabierzmy mapę, oraz jego pieniądze. -stwierdził cień swym zimnym głosem, oczywiście na myśli miał dziwnego osobnika.
Mawr gapiła się na niego jak jadł, nie zwracał na to uwagi, czekał jedynie na odpowiedź któregoś z „towarzysz”.
-Wydaje mi się, że mógłby być mędrcem którego szukamy.-odpowiedziała po chwili jedyna kobieta w ich drużynie.
- Gdyby był mędrcem nie zachowywał by się tak otwarcie, jaki mędrzec da mapę grupie nieznajomych. -mruknął zamaskowany i pociągnął przez słomkę złocistego trunku. - Parszywe piwo, napój prostaków... -syknął pod nosem mimo to pił dalej. - Trzeba się gdzieś przespać. -dodał jeszcze zabójca w stalowej masce.
Następnie Hjalmar dorzucił swoje zdanie, ale Cień nie miał zamiaru przyznawać jemu ani nikomu innemu racji, wszyscy byli tu zbyt ufni. Następnie ten sam zabójca wdał się w dyskusję z nieznajomym, co grało Żmii na nerwy. „ Jak tacy ludzie zostają zabójcami? Co się dzieje z tym światem.
- Może jeszcze poprosisz o o filiżankę herbaty i rozmowę przy świecach? -syknął Żmija.- Nikt kto wie trochę o pracy w ciemności nigdy nic Ci o sobie nie powie, a jeżeli powie będzie to zwykłe kłamstwo.- cień pokręcił z zażenowaniem głową i spojrzał na nieznajomego. - Podaj mi jeden sensowny powód dla którego masz żyć. Jeżeli będzie sensowny, zastanowię się czy jesteś użyteczny.- po tych słowach umieścił kolejny kawałek pokarmu w swych ustach, po czym skazał przybysza szpikulcem którego używał do jedzenia. - Wystarczy mi ten kawałek metalu by posłać Cię na spotkanie ze stwórcą więc się lepiej zastanów nad odpowiedzią.
- Heh, głupcy. Widać że nie jesteście zbyt zgrani.- odparł „mędrzec” z lekkim uśmiechem.- To że za was zapłaciłem nie znaczy że zacznę z wami rozmawiać według waszych zasad. O tobie Żmija wiele słyszałem z resztą trudno nie słyszeć będąc w miejscach w których już byłeś –powiedział a irytujący Cienia uśmiech nie schodził mu z twarzy.- Zastanów się czy chcesz atakować, twoja ręka nie wygląda najlepiej, nawet nie wiesz kiedy ja mogę zaatakować ciebie. Nie będę za dużo wam opowiadał, jeśli chcecie się czegoś ode mnie dowiedzieć, to na pewno nie w taki sposób. Ja mam czas... - położył nogi na stół i kończył swoją fajkę.
- Żeby Cię zabić nie potrzebowałbym rąk, a jeżeli ktoś tu jest głupcem to ten kto ratuje nieznajomych. -mówiąc to Żmija powstał i zwinął mapę która leżała na stole. - Idę odpocząć, a ty miej nadzieje że się więcej nie spotkamy. - po tych słowach skierował się do karczmarza u którego zamówił pokój.- Tamten osobnik płaci. rzekł wskazując ich tajemniczego “sprzymierzeńca” i uśmiechając się pod maską odebrał klucz do pokoju i ruszył schodami na górę.
Cień szedł powoli zastanawiając się nad wieloma sprawami. Po co właściwie zgłaszał się na tą misję otwarcie? Mógł pozostawać w cieniu, nie musiałby zadawać się z tymi amatorami, a cała chwała spłynęłaby na niego. No ale pozostawały jeszcze pewne kwestie... Nie, teraz nie było warto o tym myśleć, trzeba było się mieć na baczności, nowicjusze są zawsze nieprzewidywalni, kto wie co im strzeli do łbów.
Nim Żmija otworzył drzwi dobiegła doń Mawr niemal wrzeszcząc iż to mędrzec. „ Wspaniale... może najlepiej napisz to na pergaminie i przyklej sobie do piersi by każdy zobaczył?” –pomyślał załamany tym brakiem dyskrecji Cień.
Żmija spokojnie przekręcił klucz w zamku i spojrzał kątem oka na dziewczynę.
- A ja wiem, że nazywasz się Julianna i powiedział mi o tym król Anglii. Brzmi prawdopodobnie? -żmija prychnął ironicznie. - Równie dobrze może być szpiegiem który chce nas w coś wrobić. - po tych słowach żmija otworzył drzwi do pomieszczenia i wszedł do środka.
Mawr jednak dalej przekonywała go do wysłuchania mędrca. Gdyby nie prywatne zasady Cienia, ten pewnie już dawno by ją uciszył, ale ona była niczym dziecko w świecie zabójców, toteż zamaskowany starał się zachować spokój.
- Możesz być pewna że jeżeli nie przypadnie mi do gustu to co powie, będzie martwy jeszcze nim skończy mówić.- Żmija rozejrzał się po pokoju i począł rozpinać płaszcz, co jak co ale wciąż nie przywykł do tych wysokich temperatur, w Europie było chłodniej. Rzucił zdjęte nakrycie na stół, jedynie na głowie pozostał czarny turban, ukrywając włosy.Żmija miał na sobie koszulę jak i spodnie w kolorze czerni, Europejskiej produkcji, chociaż główną część stroju zabójcy stanowiły bez wątpienia ostrza. Przy pasie wisiały mu dwa rapiery, kolejne dwa skrzyżowane były na plecach. Składane kusze umieszczone były w specjalnych kaburach dopiętych do pasa, a na piersi krzyżowały się kolejne skórzane paski. Przyczepione były do nich noże do rzucania jak i do pchnięć, oraz pojemnik z bełtami. Wzdłuż lewej nogi, pod materiałem spodni odciśnięty był kształt dość długiego noża do walki wręcz. Żmija cicho odetchnął, gdy zrzucił z siebie ciepły płaszcz, i zasiadł na krześle.
- Nie jest Ci ciężko? –zapytała go Mawr nieśmiałym głosem. Żmija pod maską wykrzywił twarz w grymasie załamania. Przecież to logiczne, że to nie jest lekkie, Pascal czy ten mędrzec pewnie po kwadransie noszenia tego wszystkiego wyzionęli by ducha. Jednak jak wiadomo mężczyzna takich rzeczy nie mówi, zwłaszcza osobą którym nie ufa.
- Nie. -odpowiedział krótko i zimno jak to zazwyczaj czynił, ale znając tego osobnika nawet gdyby było mu ciężko nie przyznałby się do tego. Po czym zaczął zdejmować swe pokryte miniaturowymi ostrzami rękawiczki by obejrzeć małą ranę na dłoni, jak by na to nie spojrzeć Cień miał bardzo delikatną i bladą skórę na rękach. Mężczyzna mruknął coś pod nosem i zajął się rozcinaniem jednego z prześcieradeł by wykonać z niego opatrunek.
Logicznym było że Mawr nie uwierzyła, szybko rzuciła jeden ze swych sarkastycznych docinków, których Cień powoli miał dosyć.
- Po co tu siedzisz, idź do swojego mędrca, łatwiej mu będzie wbić wam nóż w plecy gdy będziecie w grupie. -mruknął Cień.
Kobieta jednak została, a do pomieszczenia szybko zeszli się inni. Żmija słuchał jedynie najważniejszych informacji, zajęty bandażowaniem. Zapamiętał gdzie mógłby być Eden, zarejestrował pomysł podziału na grupy, oraz jeszcze kilka faktów.
-[i] Mawr, jeśli chciałaś być asasynką to musiałaś się zgodzić na takie warunki. To jest nasza praca, a że czasem trzeba porzucić wygody i przyjaciół dla dobra zadania, z tym musisz sama sobie poradzić. Uwierz mi przyzwyczaisz się. Hjalmarze, a gołębie pocztowe? Zwłaszcza z naszej organizacji są bardzo dobrze wyszkolone do dalekich podróży i nigdy się nie pomylą. Więc jak? Nasz zabójca w metalowej masce zapewne będzie działać sam, nie przeszkadzajmy mu, ja mogę wyruszyć do Wenecji ponieważ jako jedyny chyba znam europejskie zwyczaje. Wybierzcie sobie przydział, tak abyście się dobrze czuli.[i] - Pascal skończył swój monolog i położył lewą nogę na prawym kolanie czekając na odpowiedzi - Ale nadal czekam na odpowiedź naszego... Informatora? Mogę cię tak nazywać, panie? - zapytał się mędrca.

- Ja jadę do Wenecji chłopcze. -odpowiedział Żmija.- W Europie potrzeba kogoś kompetentnego. -dodał złośliwym tonem głosu. - Chociaż z jednym masz racje, wole pracować sam, no chyba że jedno z was bardzo się uprze by mi towarzyszyć, jednego amatora jeszcze zdołam zdzierżyć. -dokończył swym zimnym tonem.

- Cóż, panie. - powiedział do Żmii swoim obojętnym tonem nie zmieniając pozycji siedzenia – Ja jestem uparty i właśnie mnie będziesz musiał ździerżyć. Albo lepiej: Będziemy działać w innych częściach miasta żeby na siebie nie wpadać ponieważ przeszkadzało by mi w pracy te odbite promienie słońca od metalu, który nosisz tak ekstrawagancko na twarzy - uśmiechnął się – W europie nie widziałem kobiet z taką biżuterią, a samych kobiet widziałem wiele, z bliska i z daleka, w odzieniu i bez, ale o czym ja mówię. Co do “kompetentności: Chyba ja będę mózgiem kampanii w Wenecji ponieważ od ciebie, panie nie usłyszałem mądrego pomysłu lub zagłuszył go ten metal. W każdym razie czekam na innych moich kompanów - zachęcił towarzyszy do rozmowy.

- Oszczędzam moje mądrości dla tych którzy będą w stanie je zrozumieć. Ale skoro chcesz jedź do Wenecji, nawet okaże Ci tyle dobrej woli iż nie zabiję Cię od razu, dopiero wtedy gdy wejdziesz mi tam w drogę. Ale uwierz mi chłopcze, że zrobię to w sposób najboleśniejszy jaki znam. Wtedy zobaczysz z bliska coś innego niż kobiety, pokaże Ci twoje wnętrze, ciekawe czy jest ładne. -zamyślił się zamaskowany i zachichotał.

- Będę zaszczycony, o zamaskowany i również jestem ciekaw jak wygląda moje wnętrze, ale czuję, że jest czystsze niż twoje. Ja nie mam na sumieniu ludzi niewinnych tylko takich, których Bóg skazał na śmierć, nie tych, którzy wpadli na mnie na ulicy tylko takich, którzy dopuszczają się haniebnych czynów, zakazanych przez prawa Europejskie, między innymi chcę tam wrócić ponieważ tu jest dla mnie zbyt brudno i zbyt dziko.

- Dla tego nigdy nie zajdziesz wysoko. Ludzie słabi są skazani na śmierć przez los który uczynił ich słabymi. -Żmija wzruszył ramionami. - Ktoś jeszcze chętny na wycieczkę do Wenecji, może zrobimy sobie tam piknik? - rzucił ironią i pogarda w głosie. - Bo do poważnych misji raczej się tam nie przydadzą ludzie o czystym wnętrzu i rozwiniętym sumieniu.

- Nie rozumiem tego dlaczego ludzie praworządni są słabi, dlatego, że grają bez oszukiwania, dlatego, ze nigdy nie dopuszczą się nieczystych sztuczek, dlatego, że nie zabijają kogo popadnie bo akurat teraz są rozjuszeni kupionym wazonem, który okazał się pęknięty? Dlatego mam zabić przypadkową osobę? Bo tak mi się podoba? Nie wiem, panie co mistrz Altair w tobie widział przyjmując Cię w nasze szeregi. Ty łamiesz wszystkie trzy zasady kodeksu asasynów, czyli wśród nas i nie tylko jesteś wyrzutkiem.

- Są słabi mniej więcej dla tego czemu powiedziałeś. -stwierdził Cień i zaczął grzebać sztyletem za paznokciem.- Widzisz chłopczyku, bo gdy was przyjmuje się po to byście przestrzegali bzdurnych kodeksów, takich jak ja wynajmuje się do zadań wymagających umiejętności. Myślisz, że czemu mam dostęp do informacji o których ty nie masz? Czemu Altair... -żmija wymówił to słowo z niewyobrażalną wręcz pogardą. -... Mi ufa bardziej niż tobie? Bo ja posiadam zdolności a ty swój kodeks. To jest różnica między słabym, a silnym. -zakończył swa tyradę, która w dużej mierze nasycona była blefem, ale Pascal nie mógł o tym wiedzieć.

- Nie panie, ty nie masz umiejętności, ty jesteś kaleką. Nie potrafisz się opanować, złość przenika cię w każdym momencie i szuka wyładowania na bliźnim, który nie zawinił tobie ani nikomu. Mistrz Altair według mnie przyjął cię ponieważ miałeś tą wadę: Kalectwo. - Pascal mówił nieco podniesionym tonem lecz nadal czuć było ten jego spokój choć sam był zdenerwowany – I w żadnej mierze nie zazdroszczę Ci panie tego co masz bo to pokazuje jakie masz wnętrze, o którym tak wiele mówisz.

- A kto nagadał Ci bzdur że to Atair mnie przyjął? -zaśmiał się Żmija. - Gdy dołączałem do zakonu był on zwykłym zabójca chłopczyku, więc przemyśl co mówisz.- Żmija nagle wykonał szybko ruch ręką i cisnął nożem którym czyścił paznokcie w stół tuż przed Pascalem, ostrze wbiło się głęboko w blat wibrując lekko. - Bo inaczej zrobię z Ciebie prawdziwego kalekę. -syknął zimno.

- Więc widzisz panie, Altair był bardzo nisko w hierarchii asasynów, ale miał te prawdziwe umiejętności, a nie te które ty masz. On jest mistrzem, a ty na jego usługach, gotowy w każdej chwili przykleić twarz do posadzki przed jego butami. A to. - wskazał na nóż w ogóle nie wystraszony – jest właśnie to kalectwo o którym mówię. Wszystko widać choć ty starasz się ukryć to pod metalową maską i czarnym płaszczem. - Pascal zdziwił się, że tyle wyciągnął od Żmii.

Cień zaś wybuchnął zimnym śmiechem. - Jesteś głupcem, i to ślepym głupcem, cóż ale zobaczysz, kto prędzej upadnie na twarz, ja czy on. Twój wielki Altair nie jest święty, i ma wiele rzeczy których wyjawienia nie pragnie. A teraz już zamilcz bo nie chce słuchać twej bezmózgiej gatki. -rzekł i machnął w stronę Pascala ręką, po czym wydobył kolejny sztylet którym zaczął się bawić.

- Być może masz rację panie, ale wtedy ty nie możesz być mniej głupi i ślepy ode mnie - zakończył rozmowę Pascal – Tak więc Ja i Żmija ruszamy do Wenecji, proponuję podzielić się po dwie osoby do każdego miejsca.
Żmija był lekko poirytowany. Pascal przypominał mu tych głupców z domu dziecka, ludzi nic nie rozumiejących, ślepo działających na usługach innych, nie myślących samodzielnie. Pascal tego nie wiedział ,ale w oczach Żmii właśnie podpisał wyrok śmierci na samego siebie, a Cień miał zamiar mu ta śmierć zgotować szybko i boleśnie. Do rozmowy wtrącił się jednak nieoczekiwanie ich nieznajomy gość.
-Żmija, jeżeli takie jest twoje zdanie na temat Altaira, to wiedz że nie postępujesz według kodeksu, jeżeli zabijasz każdego kto według ciebie na to zasługuje, a nie znasz jego czynów, to po co w ogóle udajesz się na poszukiwanie Edenu, jest to przedmiot który spowoduje koniec wojen, pokój, zapewni wieczną radość na świecie. A ty, osoba która zabija według własnych poglądów i własnego kodeksu chce aby zapanował pokój ? Nie widać po tobie abyś pragnął właśnie tego... Widocznie masz w tym jakiś interes. - mówiąc to mędrzec zmarszczył czoło i przymrużył oczy patrząc na Żmije.
- By przetestować swe możliwości stary głupcze. -odwarknął Żmija.- Ten Eden to i tak pewnie jakieś bajki i legendy, tu chodzi tylko o test możliwości, reszta mnie nie obchodzi. -mruknął zwijając mapę. - A teraz wynocha, dość się już nagadałeś. -dodał szorstko i zamyślił się, nie miał zamiaru już słuchać rozmowy tych amatorów. Myślami od niechcenia wrócił do jednego z wieczorów w sierocińcu, takiego samego jak wszystkie, pełnego bólu i samotności. Jedynie odruchem odpowiedział na wyzwanie Pascala, z zamyślenia wyrwało go dopiero opuszczenie, przez niego pokoju.
- Ahhh ależ on się unosi. -zachichotał ironicznie żmija i cisnął sztyletem w drzwi które zamknęły się za Pascalem. - Ktoś jeszcze chce mnie wyzwać? No śmiało! Może wszyscy razem dacie rade mnie zranić. -dodał z pogarda w głosie
- Dzieciaki ! Jesteście razem, żeby działać jako grupa. Każde zdanie jednego z was nie podoba się drugiemu, jak wy chcecie współpracować !? Pascal !? Paaascal ??? Poszedł już... słuchaj Żmija, mam cię na oku, nie specjalnie mi się podobasz, jeżeli chcesz zginąć przed podróżą to jesteś na dobrej drodze... Zastanów się dobrze zanim zaczniesz się wypowiadać. Role ci się pomyliły, powtórzę jeszcze raz nie podoba ci się ? To idź nikt cię tu nie trzyma na siłe ! - mówiąc to wyjął jeden z noży do rzucania i wbił w środek stołu.

Żmija spojrzał na ostrze, po czym zmierzył mędrca wzrokiem. - To ty się lepiej zastanów. -powiedział złowieszczym głosem, pochylając się lekko. - Jesteś mędrcem? Gdybyś był, to byś wiedział, co mówić, umiałbyś patrzeć. Jesteś głupcem. Zabiłem już setki ludzi, jeżeli chcesz możemy się zmierzyć, ale obiecuje że nie będę miał litości.- Cien powstał i zarzucił płaszcz na barki, mapę zaś ukrył pod nim. - Mawr idziemy, niech ten głupiec sam tu siedzi. -warknął rozkazująco i wyrywając sztylet z drzwi ruszył na dół.
Szedł przed siebie a walczący pijacy niemal automatycznie usuwali mu się z drogi. Cień wyglądał bowiem niczym omen śmierci, kroczył gniewnie, a jego maska błyszczała w słońcu.

Po opuszczeniu karczmy wszedł do pobliskiego zaułka, gdzie zasiadł na przewalonej beczce, rozwijając mapę. Kątem oka zobaczył jak Mawr walczy z Templariuszami, tym razem nie miał zamiaru nikomu pomagać. Zagłębił się w studiowanie mapy, zaś w jego głowie rodził się już plan.
- Tak czas wziąć sprawy w swoje ręce... –mruknął zwijając pergamin i znikając w cieniach budynków.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline