Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2011, 14:10   #115
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Kraina Dzikich Elfów, Leśny Trakt, świt






*

Widar podjął decyzję i nie zamierzał od niej odstąpić. Nie pomogły ani deklaracje ani zaklinania innych awanturników.

- W końcu stracimy tylko jeden dzień drogi, szalony człowieku! – kręcił głową zdesperowany Fungi, gdy Widar wyciągnął do niego prawicę na pożegnanie – nie powinieneś zostawać w niewoli u leśnych diabłów, tfu, na psa urok. Nikt nie powinien tu zostawać! Nikt! – dodał z namaszczeniem patrząc po kompanach.

Tropiciel był nieugięty. To był po prostu ten typ człowieka, który jak się uprze, to od raz podjętej decyzji łatwo nie odstąpi. Powoli zaczęło to do wszystkich docierać.

*

Gdy tylko nastał świt, a dzień zapowiadał się piękny, dzikie elfy bezszelestnie wychynęły z lasu na trakt. Na ich spotkanie wyszedł samotnie Widar ze swym cynicznym uśmiechem na twarzy. Spotkał się z nimi w połowie drogi. Zamienili jedynie parę słów. Elfka skinęła głową z aprobatą. I z widocznym na twarzy niedowierzaniem.

Wtedy tropiciel odwrócił się po raz ostatni do swej drużyny, machnął szybko ręką i podążył powoli za elfami. Po chwili leśni strażnicy wraz ze swym zakładnikiem zniknęli wśród drzew. Droga była wolna.
Jednak jakby na przypomnienie zawartej umowy, na środku traktu pozostał wrośnięty w ziemię korostwór, którego awanturnicy obeszli ze stosownym odstępem.


*


Droga przez tereny dzikich elfów upłynęła szybko. Od samego ranka było parno i słonecznie. Poranna mgła w lesie ustąpiła całkowicie. Głębokie Lasy kipiały życiem. Ale dzikiego elfa, ani widu, ani słychu. Jednak Fungi cicho powtarzał jak mantrę:

- Dobry elf, to martwy elf…, dobry elf, to martwy elf…

Trakt wił się pomiędzy wiekowymi drzewami utrudniając widoczność, czym nadal ułatwiał zasadzkę „elfich dzikusów” – jak twierdził Fungi.
Nic się jednak nie wydarzyło. Nic nie zakłóciło cichego marszu kompanii. Awanturnicy nie kwapili się zbytnio, aby rozprawiać o tym co niedawno zaszło. Tym bardziej, iż w każdym momencie, przy każdym stawianym kroku czuli na sobie czyjś niechętny wzrok.
Magiczka wyczuwała ponadto nieznaną jej obcą świadomość.

*

Popołudniem awanturnicy minęli ostatni „elfi znak graniczny”. Gwoli ścisłości najpierw poczuli jego intensywny smród, dopiero później zaś wypatrzyli. Trzy dyndające na gałęzi starego buku trupy w stanie rozkładu. Dwóch orków i jednego człowieka. Miały nie więcej niż trzy miesiące czasu – ze spokojem ocenił Oktawius. Za tym znakiem mogli dopiero odetchnąć z ulgą. To już były ziemie niczyje, a dokładniej niczyje Głębokie Lasy.


*

Późnym popołudniem kompania dotarła do miejsca na leśnym trakcie, gdzie łączył się ze Starym Traktem. Przebrnęli wtedy przez płytkie bajoro, które powstało widocznie po ulewnych deszczach i podążyli dalej.




*


Niedługo zaczęli też słyszeć szum Rzeki Białej. Tutaj kończyły się Głębokie Lasy, zaś władanie obejmował żywioł wody. Fungi zrobił krótki odpoczynek w miejscu, gdzie znaleźli stare ślady czyjegoś obozowiska. Na piaszczystym brzegu rzeki.

- To była tylko jedna osoba, dwa dni temu, raczej na piechotę – wyczytał ze śladów Draugdin klucząc wokół dawno zgasłego ogniska.


*


Po popasie Zigildun zarządził jeszcze krotki wieczorny marsz:

- Tylko parę mil dalej jest Wielki Wodospad – pokazał Wam starym sucharem na mapie.
- Na tym odcinku rzeka Biała jest rwąca i zdradliwa. Zresztą sami widzicie – zatoczył szeroki łuk dłonią.






- Natomiast za Wielkim Wodospadem, patrząc od naszej strony – kontynuował Zigildun - jeszcze w Dawnych Czasach, krasnoludy zbudowały kamienny most, który z upływem lat niszczał, aż jego część się zawaliła. To był istny cud architektury. Ludzie jedynie podreperowali go jak umieli.
- Dlatego teraz w jego środkowej części jest bardziej drewniany niż kamienny. Ale nadal robi imponujące wrażenie, zapewniam Was. Tam też, niedaleko mostu, proponuję rozbić dzisiejsze obozowisko i porządnie wypocząć.
- Następnego dnia towarzysze, przejdziemy na drugą stronę rzeki. Głębokie Lasy zaraz się skończą, a zaczną wtedy wrzosowiska, a później już tylko góry, Yrrhedes, bydlę nieczyste i jego sanktuarium.



*


Kompani powlekli się, więc wzdłuż brzegu rzeki. Jej głębokie wody – jak ocenił Creap – mogły kryć nieliche monstra. Przy czym rzeka nie była raczej spławna. Nurt był, przynajmniej w tym miejscu, zbyt mocny, a tereny nieprzyjazne. Pewniej było wędrować leśną drogą.

Zgodnie ze słowami przewodnika usłyszeli po pewnym czasie ryk wodospadu.
Po chwili marszu zaś ich oczom ukazał się majestat Wielkiego Wodosadu. Był rzeczywiście ogromny, dwu poziomowy. W pełni godny swej nazwy.

Odgłos spadającej wody zagłuszał wszystko wokół, tak że trudno było ze sobą rozmawiać nawet stojąc tuż obok siebie. Za wodospadem zaś, ujrzeli towarzysze zarys konstrukcji mostu, który mieli nazajutrz przekroczyć.







Fungi, nie przystając, aby w spokoju oddać się podziwianiu antycznej budowli, poprowadził towarzyszy aż za wodospad, aby wspięli się zgrabnie ciosanymi kamiennymi schodami mostu w górę. Z bliska wyraźnie widać było, że od lat mostu nikt nie naprawiał. Czas skruszył gdzieniegdzie wielkie kamienne bloki, most zarósł mchem i porostami.

Po krótkiej chwili „wspinaczki” wszyscy stanęli na szczycie mostu. Z tej wysokości mogli zobaczyć znów złowrogi masyw Czerwonego Rogu, siedziby Prastarego Demona, który wcześniej skryty był za drzewami. Teraz zdawał się większy, bardziej namacalny, zapewne z powodu bliskości.


I wtedy dopiero stało się też jasne, że łatwo na drugi brzeg rzeki Białej się nie przeprawią.

Mniej więcej w połowie mostu ziała wielka, długa na niemal dziesięć kroków, czarna w blasku gwiazd, dziura. Pod nią zaś widać było ciemnobiałą kipiel. Toń wody od mostu dzieliło ponad piętnaście metrów.

- Tego się nie spodziewałem – wystękał zaskoczony Fungi. - Wyrwa w kamiennym moście, była zawsze załatana drewnianymi balami. Ale teraz nie ma po nich żadnego śladu. Najbliższy bród jest jakieś dwa dni drogi stąd na Wschód. Pech nas nie opuszcza. Z całą pewnością. Taak... - krasnolud pytającym wzrokiem powiódł o kompanach.

Bez wątpienia znowu musieli coś postanowić.







===


Wszyscy BG: wykonajcie 3 rzuty k6
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 12-05-2011 o 15:44.
kymil jest offline