Wątek: Psy Wojny
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2011, 17:28   #23
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Narada była dość chaotycznym monologiem Wagnera, jednak von Seydlitz właściwie nie miał zastrzeżeń. Zdał raport o sile obrońców Mielau i miał się zbierać, gdy kapral Biehler oznajmił swój zamiar wysłania na zwiad tylko trzech żołnierzy.
- Kapralu Biehler, czy dobrze usłyszałem? – Siedlicz zapytał zdumiony. – Chcecie wysłać na daleki zwiad ledwie trzech ludzi? Przecież oni nie dożyją zmierzchu, nie mówiąc o rozpoznaniu czegokolwiek. Po okolicznych lasach pałęta się kilkadziesiąt goblinów z rozbitej przez nas watahy, poza tym gdzieś tu krąży najmniej dwudziestu wilczych jeźdźców, tych co nam uciekli. Jeśli ciągnie ku nam większa armia to pewnikiem osłania ją jeszcze więcej wilczej kawalerii. Musimy posłać na zwiad najmniej dwudziestu ludzi, inaczej będziemy ślepi jak krety.
Vaslaw odpalił fajkę, zaciągnął się, wypuścił dym i mówił dalej.
- Do bezpośredniego ubezpieczenia kolumny będziemy potrzebować czterech oddziałów jazdy: moich rajtarów, lansjerów (na flanki), rycerzy wraz z pocztowymi Klitzkego (ariergarda) i jeszcze jednego oddziału na szpicę: albo strażników dróg, albo konnych łuczników Horsta albo koczowników. Z reszty będzie większy pożytek na dalekim zwiadzie.

Skoro narada skończyła się, Siedlicz zwołał swoich ludzi i poszedł pomóc Schnitzemu w ponaglaniu chłopów. Nie było to łatwe zadanie. Mieszkańcy Mielau chcieli zabrać ze sobą co się tylko da. Ładowali na wozy i plecy dosłownie wszystko: worki z ziarnem, sprzęty domowe, ubrania, stare szmaty, garnki, przeróżne bibeloty. Do tego wielkie stada bydła, kozy i świnie…
- Z tym całym jarmarkiem kolumna marszowa będzie długa na trzy mile i tyle samo przejdzie dziennie – rzekł Vaslaw do Schnitzego i skinął na dwóch rajtarów. Podszedł do najbliższego wozu, wskoczył nań i jął bezceremonialnie zrzucać różne graty.
- Słuchajcie ludzie! – Zawołał. – To jest wojna na pech Ranalda! Ruszamy za pół godziny, z wami albo bez was. Kto nie będzie mógł nadążyć, starcy, dzieci, niedołężni, niech włazi na wóz. Bierzcie tyle inwentarza, ile zdołacie upilnować. Nie będziemy wstrzymywać marszu, bo się wam świnie rozbiegły.

Na wioskowym cmentarzu kończono właśnie kopać groby. Kapłan Sigmara z Mielau polecił poległych Morrowi i pobłogosławił żywym unosząc nad nimi młot bojowy. Siedlicz, prócz błogosławieństwa, poprosił go o pomoc w utrzymywaniu tempa marszu. Kapłan miał autorytet wśród miejscowych, będą się go słuchać.
Kolejnych dwóch dobrych rajtarów spoczęło dzisiaj w ziemi. Dwóch innych było rannych i znajdowało się na wozach pod opieką uciekinierów z innej wioski, starszego małżeństwa kapłanów Shallyi. Wojna zbierała żniwo a Vaslaw miał uzasadnione obawy, że to dopiero początek.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 12-05-2011 o 19:11.
Bounty jest offline