Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2011, 20:46   #3
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Niewielka polanka, położona kilka kilometrów od Usy. Południe.

- Cholera! Gdzie on może się teraz podziewać? – zawołałem rozwścieczony.
- Przecież byłem z nim tu umówiony. – kontynuowałem monolog. Wczoraj, gdy karawana sędziego Keina została zaatakowana, ustaliliśmy tu punkt ewakuacyjny.
- Jak mam go chronić, skoro nie wiem gdzie jest? – usiadłem pod drzewem na małej polance. Pogoda była wymarzona, słońce grzało, a lekki wiatr ochładzał ciało. Moje włosy falowały razem z wiatrem w nieładzie. Nawet w cieniu, w którym siedziałem było gorąco. Oparłem tarcze o pień drzewa. Zwykła tarcza, bez żadnych zdobień. Właściwie to puklerz okuty metalem. Nie przedstawia na sobie żadnego malunku. Można dostrzec, że jest trochę poszczerbiony na krańcach.

Słońce grzało niemiłosiernie, więc postanowiłem zdjąć moją skórzaną kurtkę, służącą mi za pancerz. Kurtką nazywam to potocznie, jest zrobiona z twardej skóry niedźwiedzia, a poza tym wzmocniłem ją metalowymi blaszkami.

Odsłonił się mój nagi tors. Dobrze wyrzeźbiony, co oczywiście jest spowodowane moim bojowym trybem życia. Szczególnie na plecach można dostrzec stare blizny. To z czasów, kiedy wojaczka była u mnie na niskim poziomie.
Pracując jako najemnik wiele się nauczyłem, a w szczególności jak zadbać o własne bezpieczeństwo.
- Nie mam wyjścia, muszę tu na niego poczekać. – postanowiłem.


Ta sama polana. Zmierzch.

Gdy pierwsze płomyki rozpaliły moje ognisko, odczułem ulgę. Wieczór był równie ciepły jak i dzień. Siedziałem teraz przy ognisku, smażąc ostatni kawałek wołowiny.
- Ah, szkoda, że nie mam przy sobie wina. – pomyślałem.


Leżałem na moim kocu gdy, księżyc niemalże górował. Nagle, usłyszałem trzask łamanych gałęzi, tuż za poszyciem drzew. Prędko się podniosłem, chwytając za miecz.
- Kto tam?! Wyjdź z cienia i pokaż się! – zawołałem. Wiedziałem, że rozbiłem obóz na terenie należącym do miejscowych rabusi. Nie martwiłem się o moje rzeczy, nie mieliby co ukraść. Trochę złota i nic więcej. Wiedziałem jednak, że przy napadzie mogę stracić życie.

Na moje pytanie odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Dziwiło mnie to, że żadne z owadów nie rozpoczęło jeszcze swojego nocnego koncertu.
- Wyjdź i pokaż się! – powtórzyłem. Dalej jednak nikt mi nie odpowiadał. Stałem tak, patrząc w mrok ukryty za szeregiem drzew.

Nic już jednak nie wskazywało na to, że coś tam się ukrywa. Po dłużej chwili wróciłem do ogniska. Starałem się nie zmrużyć oka, jednak nie musiałem długo czekać, aż sen porwał mnie do swojej krainy.


Miasto Usy. Dzień później.

Czekałem na sędziego do samego świtu, niestety nie pojawił się. Pomyślałem więc, że może wybrał się do miasta. Pewnie tu czułby się bezpieczniej.
Przeczesywałem całe miasto w poszukiwaniu mojego klienta. Okazało się, że jest tu organizowany jarmark.
- Być może wypatrzę go w tłumie. – pomyślałem.
Do południa zwiedziłem prawie całe miasto w poszukiwaniu sędziego. Gdy zmęczenie dobrało się do moich nóg, rozejrzałem się za jakąś karczmą. Dwa kufelki piwa i wróciłem na ulicę.

Byłem wnerwiony, pomyślałem więc, że może przez przypadek na niego trafię, a póki co niech korzystam z jarmarku.
Obejrzałem kilka ciekawych pokazów. Znalazłem również pewien konkurs.
Celem było rzucanie nożami do tarczy, nagrodą była beczka piwa.
- Nie mogę tego przegapić. Zanim spotkam mojego sędziego na pewno zdążę ją opróżnić. – pomyślałem. Najpierw jednak postanowiłem się trochę poprzyglądać.
Konkurs trwa do czasu, aż wielka klepsydra zdoła przesypać się dziesięć razy. Wygrywa ten, który nie został przez nikogo pobity. W każdej chwili można było do niego przystąpić. Do piątego obrócenia wygrywał mężczyzna z długą brodą. Potem jednak pobiła go jakaś kobieta. Wysoka, była ubrana w czerwony, obcisły strój. Składał się z krótkiej koszulki z dużym dekoltem i krótką spódniczką. Nosiła wysokie buty, również czerwone.
Rzekłbym bardzo seksowna, jej długie, kruczoczarne włosy okrywały prawie w całości plecy.

Wielu myślało, że z łatwością ją pokona, jednak się zawiedli. Była niesamowicie zręczna, stroiła żarty z mężczyzn, których pokonała.
Nim klepsydra obróciła się po raz dziesiąty, wszedłem do gry. Tylko ja i ta kobieta, zwycięzca zgarnia nagrodę.
Gdy podszedłem zabrać nóż, sędzia ogłosił, że to ostatnia runda. Moja przeciwniczka była bardzo zdziwiona moim wejściem, obserwowała mnie uważnie.
Ja również obserwowałem uważnie… jej dekolt.

Zaśmiała się, po czym chwyciła za nóż. Nie trzeba było długo czekać, aż kawałek metalu pognał w stronę tarczy. Tłum wiwatował, był to jej najlepszy rzut, prawie w sam środek, który oznaczało malutkie, żółte kółeczko.

Przyszedł czas na mnie, odłożyłem tarczę, aby mi nie zawadzała i stanąłem przed białą linią, określającą miejsce rzucania. Ona z kolei odeszła na bok, aby lepiej się mi przypatrzeć. Zapewne była pewna wygranej, uśmiechała się cały czas.
- No dalej, pokaż na co cię stać, lalusiu! – rzekła. Nie wytrąciła mnie jednak tym z równowagi, już po chwili byłem w całkowitym skupieniu. Skoncentrowałem się na żółtym punkcie. Patrzyłem na niego przez jakiś czas, po czym zamknąłem oczy. Słyszałem jak tłum mnie ponaglał i jak ona głosiła swoje docinki. W myślach wyobraziłem sobie mój cel. Otwarłem oczy, mocny zamach i rzut. Zobaczyłem błyszczący przedmiot, lecący wprost do tarczy. Chwila ciszy. Przy okazji podniosłem moją tarczę, leżącą obok.

Sędzia podszedł do tarczy strzelniczej, przypatrywał się uważnie. Wkrótce kilkoro ludzi z tłumu się wyrwało, aby to zobaczyć. Po chwili ja i moja przeciwniczka znaleźliśmy się pod tarczą. Kobieta miała wyraźnie zdziwioną minę. Sztylet, który rzuciłem, został wbity prosto w sam środek żółtego kółka.
Po chwili zabrzmiały oklaski, kobieta w tym czasie uciekła w tłum.
- Uwaga! Uwaga! Zwycięzcą dzisiejszego konkursu zostaje… - powiedział sędzia, po czym zwrócił się do mnie po cichu. – Jak się zwiesz?
- Fanrath. – odpowiedziałem.
- … Fanrath Sokole Oko! – dokończył starszy pan.
Już po chwili w moje ręce wpadła beczka pełna piwa. Doturlałem ją do ławy, przy której miałem zamiar ją opróżnić.

Po chwili ktoś się do mnie przysiadł.
- Niezły rzut. – powiedziała. To była ona, moja przeciwniczka. Spojrzałem na nią, dopiero z tej odległości mogłem, dostrzec jej błyszczące, czarne oczy. Lekko opalona cera, krwisto czerwone usta. Poza tym, stąd miałem lepszy widok na jej biust.
- Twój również był udany. – odrzekłem, gdy tylko oderwałem od jej dekoltu, oczy. Uśmiechała się do mnie.
- Jak masz na imię? – zapytała.
- Fanrath. – odpowiedziałem. – A ty?
- Enthara. – powiedziała. Mógłbym ją również chwalić za jej głos.
- Miło mi cię poznać, Entharo. – starałem się na nią nie patrzeć.
- Ona jest chodzącym grzechem - pomyślałem. – Oh, ale za to, jakim pięknym grzechem.
- Poczęstujesz mnie? – spytała po chwili ciszy.
- Pewnie. – napełniłem kufel do pełna. – Trzymaj.
Przyjęła go, po czym przycisnęła do ust. Opróżniając go, patrzyła w moje oczy. Gdy już go opróżniła, zapytała.
- Może pójdziemy w jakieś spokojniejsze miejsce, gdzie będziemy mogli swobodnie porozmawiać? – teraz byłem już w pełni przekonany. Wiadomo, domyśliłem się o co jej chodzi. Szybko zacząłem się zastanawiać nad jej propozycją.
- Nad czym ty się jeszcze chłopie zastanawiasz? – rozmawiałem ze sobą w myślach.
- Taka okazja może ci się już nie zdarzyć.
- Z drugiej strony mam zadanie do wykonania. Przecież muszę znaleźć sędziego.
- Nie gadaj głupot, spójrz na jej biust! Wyobraź sobie, że go obejmujesz. Taak, to będzie przyjemne.
- Nie! Nie mam czasu na takie sprawy. Nie przybyłem do miasta, aby zabawiać się z pannami!
- Przecież sędzia nie wyparuje, załatwisz to szybko.
- Nic mi taka przelotna miłość nie przyniesie. Nie mam zamiaru zaśmiecać sobie sumienia! – moja kłótnia z samym sobą trwała by zapewne jeszcze dłużej.
W pewnym momencie moja nowa znajoma przysunęła się do mnie bliżej. Po chwili jej dłoń wylądowała na moim kolanie i przesuwała się ku górze.
- No? Ile mam jeszcze czekać na twoją odpowiedź, co kotku? – powiedziała.
Gdy jej ręka była już blisko mojego krocza, zatrzymałem ją.
- Wybacz, ale mam ważne sprawy do załatwienia. – odpowiedziałem, po czym szybko odszedłem, zostawiając ją samą z moją beczką.
- Głupiś ty! – powtarzałem sobie. – Taka okazję zmarnować!
Resztę dnia spędziłem, na oglądaniu pokazów.


Miasto Usy. Tego samego dnia. Wieczór.

- Oh, nie marzę o niczym innym niż o miękkim łóżku. – powiedziałem sam do siebie. Księżyc wzniósł się już nad niebo, kiedy postanowiłem wrócić. Obejrzałem całą masę pokazów i jeszcze więcej. Niestety nie udało mi się znaleźć mojego klienta, sędziego Keina. Nie wiem co będzie jutro. Póki co martwię się tylko o sen. Wracając alejkami do upatrzonej tawerny mijałem masę ludzi. Szczęście, że nie trafiłem na moją nową znajomą. Nie chciałbym już na nią trafić.
- Ciekawe jak się musiała czuć, kiedy ją tam zostawiłem? – myślałem. – Choć, pewnie wcale się tym nie przejęła. - W końcu alejki zaczęły pustoszeć. Hałas, który otaczał mnie do tej pory, również ucichł.

W końcu pomyślałem, że jest za cicho. Trochę zaczęło mnie to przerażać. Przyśpieszyłem kroku. Szedłem jakąś alejką między kamienicami. Blask księżyca odbijał się prawię od wszystkich przedmiotów jakie mijałem. W pewnym momencie alejka rozwidlała się. Gdy doszedłem do zakrętu, zaraz wpadła na mnie jakaś postać. To był mężczyzna, odziany w żołnierski pancerz. Gdy na mnie spojrzał, zobaczyłem niesamowite przerażenie w jego oczach. W ręku trzymał broń, wygląda na to, że się cofał, kiedy to wpadł wprost na mnie. Jego gwałtowne spojrzenia bardzo mnie zaniepokoiły. Zaraz też dostrzegłem trzy inne postacie, również uzbrojone.
Nie potrzebowałem dużo czasu, aby się domyśleć o co chodzi. Zapewne oni napadli żołnierza, a ten będąc sam, zaczął uciekać.

Od razu wiedziałem co trzeba zrobić. Szybkim ruchem ściągnąłem tarczę z pleców i wyciągnąłem miecz z pochwy. Wyszedłem przed strażnika.
Zbir, który biegł na przedzie, dzierżył w swojej ręce krótki miecz. Gdy tylko do mnie dobiegł, spróbował ciąć mnie z góry. Z łatwością odparowałem to uderzenie tarczą.
Teraz kolej na mnie, szybkim ruchem ciąłem przeciwnika w dłoń, wytrącając mu przy tym broń z ręki. Od razu zauważyłem, że nie są doświadczeni w posługiwaniem się bronią. On jednak zamiast się cofnąć, rzucił się na mnie z gołymi rękami. Zatrzymałem go na tarczy. Nie mogąc mnie dosięgnąć, próbował mnie ugryźć. Gdy spojrzałem w jego oczy… To był chyba najbardziej przerażający widok w całym moim życiu. Jego oczy wyrażały… czyste szaleństwo… pustkę… przepełnioną tylko i wyłącznie żądzą mordu. Nie dopatrzyłem się niczego innego.
- Co to za potwór w ludzkim ciele? – pomyślałem. Wkrótce dobiegła reszta. Silnym pchnięciem odrzuciłem przeciwnika i ten upadł na podłogę. Potem dopatrzyłem coś okropniejszego. Dłoń, w którą go ciąłem, była teraz prawie, że oderwana. Zobaczyłem kość jego ręki i wszystkie ścięgna. Ten jednak, zamiast zwijać się z bólu podniósł miecz do drugiej ręki.

Zbliżyli się. Mieli wykręcone twarze w przerażający sposób.
Nastąpiła seria odparowanych przeze mnie ciosów. Dopiero po chwili, żołnierz, któremu pomagałem dołączył się do walki.
Przeszedłem do kontrofensywy. Wymachując mieczem, znów trafiłem tego zbira w dłoń, która teraz całkiem odpadła. Przez chwile bezwiednie turlała się po ziemi. Wykorzystując ten moment, szybkim pchnięciem przeszyłem tego bandytę. Ku mojemu zaskoczeń, ten się nawet nie przewrócił, więc uderzyłem go tarczą. Przeciwnik upadł na ziemię. Nie byłem pewien czy jeszcze żyje.
Wykonując serię ciosów, przeciwnicy byli zmuszeni się cofnąć. Byłem już trochę zmęczony, jednak wpadłem w trans. Ciosałem i dźgałem na ślepo, byle by zabić przeciwnika.
Odgłosy walki przerywały nocną ciszę. Noc szaleńców. Księżyc odbijał się od kałuż krwi.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 26-06-2011 o 17:10.
MTM jest offline