Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2011, 13:20   #13
Cold
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Niewielu jest takich śmiałków, którzy odważyliby się podejść na tyle blisko, by zabić wampira tradycyjnym sposobem. Kołkiem prosto w serce. Wielu Łowców do takich akcji używało kusz na kołki, lecz nie panna Sullivan.
Ta rudowłosa piękność o idealnych proporcjach ciała, jasnej cerze i przenikliwych, zielonych oczach, przeszła już niemal do legendy. Jako jedna z niewielu, a wręcz z niewielkiej garstki Łowców Wampirów, zabijała krwiopijców za pomocą kołka. Odkąd tylko postanowiła się trudnić w gromieniu wampirów, jej ambicją było zostać najlepszą. I powoli, dzięki swej odwadze i determinacji, osiągała cel.
Większość z napotkanych wampirów, z którymi przyszło jej walczyć, unicestwiła w tradycyjny sposób. Nikt, kto o niej słyszał, nigdy do końca nie mógł w to uwierzyć. Ale tak właśnie było.
Czyżby to właśnie dzięki temu ktoś postanowił ją zatrudnić do tego dziwnego zadania? Wszystko z pozoru wyglądało na łatwą misję pościgową, aczkolwiek, skoro ktoś zadał sobie tyle trudu, by złapać tych wszystkich Łowców... Pozory zawsze mylą.
Nancy podeszła do baru, kołysząc delikatnie biodrami. Wcześniej odpięła o jeden guzik więcej swojej białej koszuli, z doświadczenia wiedząc, że mężczyznom tylko tyle wystarczy, by zaczęli gadać.
Oparła się łokciami o ladę, dzięki czemu jeszcze bardziej zaakcentowała swój dekolt i uśmiechnęła się do barmana.
- Czy zastałam właściciela tego lokalu? - spytała, próbując nie wpatrywać się w łysą głowę mężczyzny.
- Stary jest na górze - mruknął barman i pogrzebał palcem w brudnych zębach. - Nie lubi jak się mu przeszkadza- dodał, odrzucając wydłubany kawałek jedzenia za siebie.
- Dzięki... wielkie - odparła dziewczyna, po czym odwróciła się i pomaszerowała w kierunku schodów.
“Na górze... Czyli prawdopodobnie na samym końcu tych schodów” pomyślała. Spojrzała jeszcze w kierunku jej nowego znajomego i swojej młodszej siostry, po czym ruszyła na górę.
Stare lekko skrzypiące schody, na początku doprowadziły kobietę do korytarza gdzie znajdowały się ich pokoje. Podążyła jednak wyżej, aż do samego krańca stopni na 3 piętrze, gdzie to znajdował się krótki korytarzyk, na którego końcu znajdowały się mocne dębowe drzwi.
- Stylowe - powiedziała sama do siebie, po czym przeszła szybkim krokiem przez korytarz. Buty ciężko uderzały o drewnianą podłogę. W końcu zastukała trzykrotnie w drzwi, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Kogo znowuż tu licho niesie, czy nie można do kurwy nędzy się wyspać? -odpowiedział jej uniesiony zachrypnięty głos.
- W obecnych czasach wyspana osoba to dziwactwo - stwierdziła głośniej, by właściciel pokoju mógł ją usłyszeć poprzez zamknięte drzwi. Bez pozwolenia nie zamierzała wkraczać do pokoju właściciela latającej karczmy. - Mam sprawę - dodała po chwili.
- To właź, ale jak to jakieś głupoty, to Bóg mi świadkiem, że odstrzelę ci pół dupy, kimkolwiek byś nie był -odpowiedział głos z pokoju.
Dziewczyna westchnęła i pchnęła drzwi, wchodząc do środka. Cóż, właściciel nie wydawał się przyjemnym typkiem, ale nie miała innego wyboru, przecież nie mogła zabrać Claudii ze sobą.
Weszła do dość przestronnego pokoju, pełnego pamiątek i różnorakich nieprzydatnych do życia przedmiotów. Naprzeciwko drzwi stało duże łóżko, gdzie leżał człowiek daleko posunięty w latach, na oko miał ich z osiemdziesiąt. Siwe włosy spływały mu po ramionach, a on leżał oparty o poduszki, patrząc się na drzwi, na kolanach trzymał starą dubeltówkę.
- Czego?- warknął
- Bardzo ciekawy... wystrój wnętrza - powiedziała Nancy, rozglądając się dookoła. Widziała, że starzec celował do niej z dubeltówki, ale zignorowała ten fakt. - Pan jest właścicielem karczmy?
- Nie, kurwa... od tak sobie tu leżę, wiesz czasem lubię poleżeć sobie w łóżku właściciela karczmy, takie hobby - rzekł ociekającym ironią głosem i wskazał strzelbą krzesło. -Siadaj na tyłku i mów po co żeś przylazła.
- Lubię, kiedy celują do mnie starsi ludzie, szczególnie ci opryskliwi. Takie hobby - odparła całkiem spokojnie, siadając na krześle.
- No już gadaj po co mnie budziłaś?- ponaglił ją starzec.
- Chciałabym zostawić tutaj swoją siostrę... na kilka dni. Jest to jedyne bezpieczne miejsce... Oczywiście zapłacę, a dziewczyna nie sprawia żadnych problemów - powiedziała, przechodząc od razu do rzeczy.
- Jutro odlatujemy, nie bierzemy pasażerów, znasz zasady tej karczmy, żadnych gości, to że was przewiozłem kosztowało tyle że oko by Ci zbielało -odparł sucho właściciel przybytku.
- Zasady można nagiąć.
- Owszem, myślę że jakieś... -osobnik zamyślił się.- Trzydzieści milionów za dzień, nagnie te zasady.
- Tylko tyle? - spytała ironicznie, spoglądając na właściciela.
- Taaa...-odparł równie ironicznie dziad. - Słuchaj, nie stać cię, twój problem, nie zmarnuję tego o co tyle lat dbałem przez jednego gówniarza, też mam dzieci, muszę dbać o ich bezpieczeństwo, a ta karczma im je gwarantuje.
- Ten gówniarz... - zaczęła ze złością, ale zaraz się opanowała i uśmiechnęła się serdecznie do starca. - Ma pan rację. Proszę pozdrowić swoje dzieci, na pewno są dumne z takiego ojca - dodała, wstając z krzesła i ukłoniwszy się, ruszyła ku wyjściu. Dziad miał rację, nie stać jej było na pozostawienie Claudii w tym miejscu, a nie miała za wiele czasu, by prowadzić zażartą dyskusję z właścicielem karczmy.
- Tylko zamknij drzwi porządnie, robi się przeciąg jak są niedomknięte -rzucił właściciel w stronę jej pleców i wygodniej ułożył się w łóżku.
- Och, z pewnością zamknę je porządnie - powiedziała cicho do samej siebie, po czym opuściła pokój, zostawiając uchylone drzwi. Pomaszerowała szybkim krokiem korytarzem i dudniąc ciężkimi butami o stopnie schodów, zbiegła na sam dół.
Podeszła do Vergila i Claudii.
- Muszę ją zabrać do ciotki. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. I tak wygląda na to, że wybieramy się w tamtą stronę, do Luny - zwróciła się do Vergila. - Zabieramy ze sobą kogoś jeszcze, do naszej małej drużyny łowieckiej? - spytała z uśmiechem.
- Oczywiście, najpierw zadbajmy o jej bezpieczeństwo, a co do drużyny, to wolałbym pracę w duecie, jeżeli nie masz nic przeciwko - chłopak opowiedział z uśmiechem.
- W porządku - odparła obojętnie. - Wezmę tylko swoje rzeczy z pokoju i ruszamy. Wracam za moment - dodała, po czym chwyciła Claudię za rękę i pociągnęła ją w stronę schodów, nie dając już szansy Vergilowi na dłuższą wymianę zdań.
Obie weszły na pierwsze piętro i skręciły w lewo korytarzem. Pierwsze drzwi, to był ich pokój. Nancy wygrzebała z kieszeni skórzanych spodni klucz i przekręciła go w zamku. Po chwili siostry Sullivan weszły do środka.
- Fajny jest ten Vergil - zagadnęła Claudia, podchodząc do łóżka i sięgając po swojego zmaltretowanego przez czas misia.
- Nie przyzwyczajaj się do niego - odparła Nancy, zapinając swój pas. - Dzięki niemu łatwiej będzie wykonać zlecenie, później już nigdy więcej go nie zobaczysz - dodała obojętnie, wpinając do paska buteleczki z wodą święconą.
Sprawdziła jeszcze tylko, czy wszystko ma ze sobą, narzuciła na jedno ramię snajperkę, na drugie plecak i chwytając siostrę za rękę, wyszły z pokoju. Klucz rzuciła niedbale barmanowi.
W końcu dziewczyna zjawiła się z powrotem ze sporym plecakiem wypchanym po brzegi. Narzuciła jeszcze na siebie skórzaną kurtkę. Nowym także mógł się wydać pas, do którego przypięte były dwa kołki z lewej strony, a także dziesięć buteleczek wody święconej, po pięć z lewej i prawej strony. Do pasa doczepione były także dwie kabury, w których znajdowały się rewolwery. Ponadto, Nancy miała przewieszoną przez ramię snajperkę.
- Czas ruszać do hangaru - rzekła, uśmiechając się serdecznie do Vergila. Claudia pomaszerowała pierwsza ku wyjściu. - Źle, że muszę ją ciągnąć ze sobą - powiedziała do Vergila, gdy jej siostra oddaliła się od nich.
Wiedział dobrze co miała na myśli, z własnego doświadczenia mógł wywnioskować skutki wyprawy z bezbronną osobą. Mimo to chciał pocieszyć Nancy.
- Spokojnie, ochronimy ją, obiecuję. - Delikatnie uśmiechnął się w stronę rudowłosej.
- Jestem spokojna - odparła ucho. - Po prostu będzie zawadzać, kiedy dojdzie do walki. To znaczy, o ile dojdzie do walki zanim dotrzemy do Luny. - Spojrzała na Vergila, po czym przewróciła oczami. - Och, nie miałam na myśli tego, że dbam tylko o to, czy będzie się dobrze walczyło. Jestem w stanie ją ochronić, tylko cały proces jest wtedy... bardziej skomplikowany - dodała, po czym sama ruszyła w stronę wyjścia z karczmy.
Chłopak ruszył za dziewczyną, po kilku chwilach zrównał z nią krok.
-Wiesz, ja podejrzewam o czym w tej chwili myślisz, ja kiedyś wyruszyłem na łowy...- Vergil zacisnął mimowolnie pięść.
- Wampiry miały kryjówkę niedaleko miejsca mojego zamieszkania, nie spostrzegłem się, że mój młodszy brat poszedł za mną. I wtedy nie byłem w stanie mu pomóc, zginął. Ja przeżyłem mimo wielu ran, do tego pozostało mi po tamtej nocy coś, co noszę ze sobą do dziś. - Powoli rozluźnił dłoń, do oczu naleciały mu łzy, ale powstrzymał ich upust.
- Właściwie to myślałam o twoim tyłku, ale skoro już postanowiłeś podzielić się swoim życiorysem... - Dziewczyna wzruszyła ramionami, popychając drzwi i wychodząc na świeże powietrze. Lekki podmuch wiatru rozwiał pojedyncze kosmyki jej rudych włosów, a zielone oczy zalśniły w blasku słońca, w którym jej twarz wydawała się jeszcze bardziej dziewczęca i niewinna, niż wcześniej. Miała jasną cerę i delikatne rysy. Lekko zaróżowione usta wygięte w nieznacznym uśmiechu.
Słońce oślepiło Vergila. Na wpół niewidomy odpowiedział:
-To nie tak, że to miała być łzawa historyjka... - Przerwał. Gdy ujrzał Nancy w słońcu, to tak, jakby zobaczył zupełnie inną osobę, nie mógł wykrztusić słowa. Po chwili się jednak opamiętał, bo w końcu, jak musiał wyglądać, wpatrując się w nią jak w obrazek?
- Chodziło mi o to, że wiem jak się czujesz... wróć, źle powiedziane. Podejrzewam.
Nancy odwróciła się w jego stronę. Spojrzała mu prosto w jego oczy, po czym podeszła nieco bliżej. Dopiero wtedy Vergil mógł zauważyć niedużą szramę pod jej prawym okiem, która tylko dodawała jej charakteru.
- Nie wiesz o mnie nic. I niech tak pozostanie - powiedziała, kończąc uśmiechem, jakby chciała dodać słodkości do chłodnych słów. Wspomnienia tej nocy sprzed trzech lat wciąż gnębiły umysł rudowłosej dziewczyny. "Sebastian..." powiedziała do siebie w myślach.
Nabrała w płuca powietrza, po czym je wypuściła i rozejrzała się dookoła. - Przykro mi z powodu twojego brata - dodała po chwili, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę hangaru, gestem ręki pokazując, by Vergil ruszył za nią. Claudia już czekała przy wejściu.
Czarnowłosy przebiegł odcinek i po chwili znalazł się w pobliżu wejścia.
- Nie powinno ci być przykro, mogłoby być, gdyby to nie była moja wina, ale cóż, to było dawno. W zasadzie teraz jest to coś takiego samego jak sen. Prowadzę inne życie niż kiedyś. - Ręką poprawił wielki krucyfiks z kryształem po środku, który był zawieszony przy pasie spodni.
Otworzył drzwi od hangaru i gestem wskazał, żeby siostry szły przodem.
- Strasznie lubisz o sobie opowiadać, czyż nie? - zagadnęła uszczypliwie, po czym ponownie obdarzyła swojego rozmówcę uśmiechem. Lubiła się uśmiechać. W obecnych czasach niewielu ludzi pozwalało sobie na uśmiech. Nie wiedzieli, ile można za sprawą tego zwykłego gestu zdziałać. Nancy popchnęła delikatnie Claudię, by weszła pierwsza, po czym sama ruszyła tuż za nią, rozglądając się dookoła za jakimś ciekawym środkiem transportu.
- Nancy! Nancy! - odezwała się nagle Claudia, ciągnąc siostrę za rękaw. - Mogę pojechać z Vergilem? - spytała.
Rudowłosa tylko spojrzała na chłopaka pytającym wzrokiem.
Wzruszył ramionami, po czym uśmiechnął się szeroko. Odgarnął włosy z twarzy szybkim ruchem ręki.
-Jasne, jeżeli chcesz.
Rozejrzał się wokoło i dostrzegł Furię. Znał się słabo na mechanice, jednak te kilka modeli potrafił rozróżnić.
- Myślę, że ta powinna być odpowiednia... - Wskazał palcem motor.
- W takim razie ja wezmę Silver Fish - powiedziała Nancy, spoglądając z błyskiem w oku na ścigacz. Potem podeszła do Claudii i kucnęła przy niej, spoglądając jej prosto w oczy. - Pamiętaj, żadnych popisów, trzymaj się mocno i... Och, po prostu nie sprawiaj problemów.
Wstała i podeszła do Vergila.
- Jesteś pewien? - spytała. - W końcu to niemała odpowiedzialność. Równie dobrze mogę zabrać Claudię ze sobą.
Przeniósł wzrok z Nancy na Claudię.
- Jestem pewien. Nie umiem się jej sprzeciwić - powiedział, po czym zaśmiał się lekko. Śmiech... kiedy sobie na to ostatni raz pozwolił? Był bardzo szczęśliwy, że poznał siostry, nawet jeśli to zwykła znajomość, a raczej współpraca biznesowa. To na ten moment jego życie zmieniło się na weselsze. Znów wlepił wzrok w Nancy, zastanawiając się nad bóg wie czym.
- W takim razie... Uważaj na nią. Jeśli coś jej się stanie, to bądź pewny, że spotka cię gorszy los niż podrzędnego wampira - oznajmiła, po czym nachyliła się i musnęła delikatnie Vergila w policzek. "Tylko nie bierz tego zbyt do siebie. Po prosty zwykły, miły gest, nic więcej" przeszło jej przez myśl, ale nie powiedziała tego na głos.
Odwróciła się na piętach i zwróciła się do siostry.
- No, mała, pakuj się z Vergilem. Ja zabieram Fishera, więc prawdopodobnie będziecie się wlec za mną - powiedziała z lekkim rozbawieniem. - Ale postaram się utrzymywać w miarę niewielką odległość od was - dodała, po czym ruszyła w stronę pojazdu. Zgrabnie wskoczyła na siedzisko i odpaliła maszynę. Głośny furkot rozległ się echem po hangarze.
Vergil chwilę ręką trzymał miejsce, w które dziewczyna złożyła delikatny pocałunek. W miarę szybko się ogarnął, żeby nie wyglądać na idiotę. Zrobił kilka kroków w stronę maszyny, przerzucił jedną nogę przez siedzenie, wygodnie się usadawiając. Wyciągnął rękę w stronę Claudii, aby pomóc jej wsiąść.
Dziewczynka chwyciła dłoń Vergila i wgramoliła się na pojazd.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline