Edward
Ogryzek, zatoczywszy uprzednio w powietrzu niewielki łuk, wylądował w kałuży błota, a Edward wycierając ręce w ciemno niebieską koszulę wkroczył zadowolony do domu wariatów.Był jedną z niewielu osób jakie wkroczyły do niego z zadowoleniem w ciągu ostatnich kilku lat. Zdobyta przez niego księga powinna pomóc magowi rzucić trochę światła na zagadkę jaką mieli do rozwikłania, a więc przybliżyć ich do obiecanej sowitej wypłaty. Wtedy mogliby wynieść się z tego miasta i poszukać jakiegoś przyjemniejszego miejsca do osiedlenia się.
Wchodząc do pomieszczenia poczuł ów nieprzyjemny, metaliczny zapach krwi, który przypomniał mu o widokach jakie wstrząsnęły jego żołądkiem dziś rano. Może jabłko to nie był jednak taki dobry pomysł...
Z zadowoleniem zauważył że towarzysze nie czekali na niego bezczynnie, lecz sami szukali poszlak. Ashtamill pochylał się nad jakimiś papierami, a zamyślone miny reszty wskazywały na to że bez reszty poświęcili się zadaniu. Nawet Leon, co znając go, zakrawało niemal na cud.
-Mam co trzeba.-powiedział, z uśmiechem wchodząc do pomieszczenia- Gdzie mag? |