Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2011, 17:40   #14
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Wszystko zostało uzgodnione, nie było czasu by go marnować bezcelowymi gadkami z pracodawcą. Wszyscy zaczęli szybko zbierać swój ekwipunek i szykować się do drogi, zakupując pożywienie i wodę. Zaliczka spokojnie pokryła te koszty, ba nawet mniej niż jej połowa, wszak Luna oddalona była o jedynie trzy dni drogi od karczmy. Jedynie stary Iwanowicz wydał ponad połowę pieniędzy, Vova jadł sporo, co zawsze wiązało się z dużymi kosztami na pożywienie. Jednak jak wiadomo na pustyni bardziej liczy się woda i jadło niż stosy grzechoczących Rumbli.

Hanga był punktem zbornym, wszyscy zeszli się tam w niespełna półgodziny po otrzymaniu zadania od starego dziada, który nawet nie raczył ich tu odprowadzić. Siedział wewnątrz karczmy wyglądając na nich przez okno i burczał coś pod nosem w stronę barmana, który stał obok niego.
Motory zostały wyciągnięte przed hangar, a mechanik poinstruował szybko wszystkich na co przede wszystkim zwracać uwagę oraz jak obsługiwać mapę wpisaną w komputerową pamięć ścigaczy. Jedynie Lfert nie wsłuchiwał się w to zbyt dokładnie, gdyż dosiadał własnego pojazdu. Misternie wykonanego żelaznego konia, który górował wyglądem jak i technologią nad starymi ścigaczami reszty drużyny.
Gdy mechanik skończył swój wywód, wszyscy wskoczyli na motory odpalając silniki. Trzeba było się spieszyć, bowiem słońce wschodziło coraz wyżej, za dwie lub trzy godziny będzie trzeba zatrzymać się i czekać aż do wieczora by jechać dalej, no chyba że jest się samobójcą bowiem jazda ścigaczem w pełnym słońcu bez specjalnego osprzętu z tym się właśnie równała.
Ryk silników zalał okolicę, łowcy bez zbędnych pożegnań ruszyli w stronę Luny wzniecając w górę tumany piasku. Po chwili karczma była już tylko niknącym z daleka punktem.

Ich zleceniodawca, odprowadził wzrokiem motory, westchnął i napił się wody z kufla.
- Czemu nie powiedziałeś im wszystkiego? – zmęczony głos który zadał to pytanie, należał do właściciela karczmy który podpierając się laską schodził po schodach.
- Bo chcieliby za dwa albo trzy razy więcej za tą robotę. –odparł mu radny i wygrzebał z kieszeni metalowy medalik, który zakołysał się na łańcuszku w powietrzu.
- Może przynajmniej by się postarali. – odparł mu właściciel i ciężko opadł na krzesło.
- Za takie pieniądze też się postarają, łowcy to łowcy, nie muszą wiedzieć po co zabijają po prostu mają przelewać krew. –odparł pracodawca grupy.
- Że też dożyłem taki czasów. –mruknął właściciel i zachłannie pociągnął z postawionego przy nim kuflu. – Mam nadzieje, że będą szybcy, nie chciałbym by mojej córce coś się stało.
- O ile jeszcze się nie stało... –rzekł pesymistycznie radny.
- Jeżeli to co mówiłeś jest prawdą to raczej ma się dobrze, chociaż lepiej by było gdyby twoje domysły były jednak fałszywe.
- Zobaczymy... –odparł mu starzec i jeszcze raz spojrzał na trzymany medalik.- zobaczymy... – powtórzył i osuszył kufel.

Rozdział 1
Luna





[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RvgrdrwgEZA[/MEDIA]

Słońce powoli wschodziło coraz wyżej i wyżej zalewając swym żarem sylwetki pędzących przez pustynię podróżników. Na czele pędził Lfert z wprawa kierując swym rumakiem. Metalowe kopyta rozrzucały piach na boki, a stary kowboj co chwile ocierał krople potu które coraz to obficiej spływały mu po twarzy, wiedział że niedługo będzie trzeba urządzić postój.
Za stary poszukiwaczem na fisherach jechali Foxy oraz rudowłosa dziewczyna. Oboje radzili sobie ze swymi pojazdami, co jakiś czas musieli zaś zwalniać by nie uciec za daleko pozostałym.
Trzon kolumny jeźdźców stanowił Vergil , Sona i Backley którzy na swych furiach starali się dotrzymać tempa prowadzącym. Jednak nie było to łatwe, szczególnie dla mężczyzny wiozącego Claudie jak i zamaskowanego. Obaj nie często mieli do czynienia z maszynami i kilka razy zdarzyło się, że ścigacz zgasł im ni z tego i owego, spowalniając całą drużynę.
Całą grupę zamykał Boryoraz Golem-667. Stary poszukiwacz przygód jechał wolno z powodu obciążającego jego motor Vovy, mechaniczny wojownik zaś mimo wielkich starań niewiele mógł wyciągnąć z mobila, który skrzypiał niemiłosiernie pod jego ciężarem.

Po dwóch godzinach jazdy było trzeba urządzić postój. Grupa zatrzymała się w cieniu wielkiej skały, gdzie mogła odpocząć po krótkiej acz męczącej jeździe. Ścigacze nie należały do wygodnych, a słońce wprawiło osoby bez kapeluszy o ból głowy.
Pod skała przeczekaliście do wieczora, doglądając swych pojazdów, posilając się, nawadniając jak i rozmawiając. Gdy temperatura zaczęła maleć, a słońce powoli schodziło ku horyzontowi, ponownie zajęliście miejsca na niewygodnych pojazdach. Nie można było czekać, noc nie miała w zwyczaju zwlekać. Luna zaś była daleko...

Po trzech kolejnych godzinach jazdy niebo było już ciemne, zaś gwiazdy oświetlały piaski pustyni, niczym tysiące neonów.


Teraz było trzeba podjąć decyzję. Można było jechać dalej, noc była jasna i bezchmurna, więc widoczność nie była problemem zaś temperatura sprzyjała silnikom. Jednak czy pogoń za kareta z wampirem nocą była dobrym pomysłem? Nie wiadomo ile krwiopijców krył pojazd, oraz jak daleko był, zaś spotkania z tymi stworzeniami w nocy, gdy nie znało się ich ilości mogło być naprawdę zgubne. Billy jak i Iwanowicz zaś dostrzegli jeszcze jedną potencjalnie niemiłą niespodziankę, jaka mogła kryć się na tej części pustyni w nocy. Piasek na trasie prowadzącej do Luny był dziwnie spiętrzony, tworząc liczne piaskowe wydmy w kształtach tub. Jednak obaj mężczyźni jeden z doświadczenia drugi ze swych badań wiedzieli iż nie powstały one przez działalność zwykłego wiatru. Obecność takich wydm zwiastowała, że pod piaskami niedawno przebrnęła kolonia czerwi pustynnych.


Te pustynne robale były zmorą podróżujących w nocy po pustyni. Czerwie wędrowały jedynie w nocy gdyż wtedy temperatura im odpowiadała, w dzień zakopywały się głęboko w piasku, lub ukrywały się w jaskiniach. Robaki te są mięsożernymi stadnymi zwierzętami, których długość dochodzi nawet do dziesięciu metrów grubość zaś do nawet do metra. Diabelstwa wyczuwają drgania ziemi i atakują spod piasków niczego nie spodziewające się ofiary, które pożerają na miejscu.

Jednak podróż w nocy miała też swoje plusy. Jechać można było prawie bez przerwy, by odespać następnego dnia gdy temperatura będzie za wysoka do jazdy. Zaś w takiej misji pościgowej czas był ważny, każda godzina była na wagę złota, a co dopiero cała noc! Decyzja należała do każdego z osobna, grupa łowców musiała zdecydować co zrobić.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline