Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2011, 20:22   #45
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 1

To zastanawianie się Victorii, było prawdziwym błogosławieństwem dla Mavericka.
Bowiem dzięki temu, mógł spokojnie zmierzać w kierunku miasteczka, nie niepokojony przez „wypadki” będące wynikiem jej działań. Jak i nie rozpraszany, przez jej kuszące kształty i dość swobodne podejście do spraw związanych z relacjami damsko męskimi.
Tak więc dalsza jazda upłynęła spokojnie i bez dramatycznych wydarzeń, czy... niespodziewanych sytuacji.

W końcu jednak dojechali...

A w tym mieście wóz Mavericka wzbudził sensację. Oczywiście z powodu dyliżansowej "naczepki" i uratowanych gości. Którzy wręcz zaczęli wychwalać odwagę Victorii pod niebiosa.
Z miejsca więc mieszkańcy obwołali Victorię i Douglasa bohaterami.
No i bohaterowie otrzymali pokoje w luksusowym hotelu dla siebie.
Victoria i jej służka jeden, a Douglas drugi.
Pokój przeznaczony dla Victorii był wygodny i cichy. W hotelach nie montowano Deus ex Machin z uwagi na prywatność gości.
Dwa duże łóżka, jedno dla panienki ( takie romantyczne... z baldachimem) , drugie dla osobistej służki. Toaletka, podręczne mechanizm do układania włosów (dla tych kobiet, które nie miały ze sobą służek).


Była nawet łazienka! O wiele lepsza i bardziej wygodna od łazienki Maverickowego pojazdu.
Wreszcie angielska lady miała luksusy do których była przyzwyczajona.
Zaraz po tym jak Vicky zaczęła się po rozglądać po dużym i wygodnym pokoju, do drzwi dobiegło pukanie.
- Proszę! - wykrzyknęła Vicky zastanawiając się co włożyć na kolację.
Wszedł znany już jej mężczyzna w cylindrze. Ten sam młodzieniec, który zaprosił ją na kolację. Skłonił się szarmancko mówiąc.-Ostatnim razem nie miałem okazji się przestawić. Jestem David Wilsons.
- Miło mi. - odparła mu na to Vicky podsuwając swoją łapkę mu pod nos gestem świadczącym, że powinien ją pocałować. Co też David zrobił całując dłoń namiętnie i wędrując językiem po jej skórze..
- Ejjjjjjjjjjj!!! - wykrzyknęła na to Vicky wyrywając mu rękę z uścisku i wycierając ją o przód jego koszuli. - Nieładnie się tak ślinić! - pouczała przy tym młodzieńca.
-Eeee... tak. Hmm...- jej zachowanie niewątpliwie wybiło podrywacza z nastroju. Spytał jednak, opanowawszy nieco głos.-To... kolacja wieczorem, o osiemnastej we dwoje? Proponuję hotelową restaurację.
- Tak... tak... o osiemnastej. Będziemy na pewno we dwoje. A która właściwie godzina? - spytała z roztargnieniem Vicky znów myśląc o kreacji na wieczór. I nie uświadamiając młodzieńca że mówiąc “we dwoje” miała na myśli siebie i Douglasa, który wszak jeszcze w automobilu zapowiedział swoją obecność na tej kolacji.
-Czy mogę rzec, że zaszczytem będzie zjeść kolację, sam na sam z tobą.-David czaruś, próbował roztoczyć wokół dziewczyny sieć, pochlebstw, ujmując jej dłonie w swe dłonie i przybliżając się tak, że spoglądał w jej oczy z bardzo bliska.
- Rzec możesz. Jednak która godzina? Muszę się przygotować, wszak w spodniach na kolację nie przystoi iść. - mruknęła lekko zniecierpliwiona dziewczyna, musiała bowiem jeszcze tą kreacje nabyć, a wchodząc do hotelu widziała sklep z sukniami. Przestępowała więc z nogi na nogę niecierpliwie czekając kiedy młodzian wreszcie sobie pójdzie.
-Jesteś piękna w każdej kreacji... śliczna tajemnico.- odparł David i rzekł po chwili.-Chyba umknęło mi twoje imię.
- Umknęło nie umknęło... czas mi się szykować. - odparła mu Vicky opierając dłoń o jego pierś i wypychając go ze swojego pokoju, po czym zatrzaskując mu drzwi przed nosem: - Beeeeeeeeeeeeeeeellaaaaaaaaaa.
Słuch nietoperza był chyba wrodzoną lub wszczepioną cechą służki, bowiem...

-Panienka wołała?-Bella akurat wpadła do pokoju z kuframi, wymijając po drodze nowego adoratora Victorii. Po czym dodała.-Jednak panicz Douglas bardziej interesuje panienkę, od tego młodzieńca?
-Czemuż? - spytała Vicky i nie czekając na odpowiedź dodała: - Widziałaś ten sklep z sukniami na dole? Pójdziemy kupić suknię na kolację.
-Na kolację z tym młodzieńcem, którego panienka ordynarnie wywaliła na korytarz, czy na kolację z paniczem Douglasem?-spytała pokojówka chichocząc pod nosem.
- Jak wywaliła? Jak wywaliła? Wyszedł bo wie, że muszę się przygotować. Kolacja we dwoje. - obruszyła się Vicky - Pospiesz się. Idziemy po suknię! - i dla odmiany chwyciła Bellę za rękę i wyciągnęła z pokoju.
-We dwoje? Jakie to romantyczne. Z kim panienka planuje tą kolację? Głupie pytanie. Oczywiście, że z paniczem Douglasem. Musimy wybrać coś pięknego i pobudzającego wyobraźnię.-szczebiotała Bella dając się ciągnąć swej pani.
- Taaaaaaaak... coś pięknego. - odrzekła jej dziewczyna nie wyjaśniając z kim ma zamiar tą kolację spożywać. Inna sprawa, że służka i tak wiedziała swoje.

W sklepie oglądała suknię po sukni, niektóre mierząc, niektóre odrzucając od razu. Nad niektórymi się zachwycając, nad niektórymi kręcąc nosem z niezadowoleniem. Jednak po wyczerpaniu asortymentu sklepowego, cierpliwości sprzedawczyni, właścicielki i Belli, Vicky wreszcie wybrała dla siebie suknię.


- I jak?- spytała spoglądając na stojące przed nią kobiety.
-Bardzo śmiała i bardzo szykowna.-stwierdziła sprzedawczyni, a Bella dodała.- To na kolację z jej ukochanym. Czyż nie rozpali ognia miłości?
-Ta suknia potrafi rozpalić niejeden ogień w mężczyźnie.- zachichotała sprzedawczyni.
- Tyyyyyyyyyyyy lepiej uważaj... bo mi poparzenia będziesz leczyć! - rzekła do Belli Vicky równocześnie się uśmiechając, że suknia jest tak piękna. - Która godzina? - spytała po raz kolejny.
-Siedemnasta trzydzieści. I chętnie poleczę te oparzenia.- rzekła Bella chichocząc cicho.
- Musimy się pospieszyć, bo kolacja na osiemnastą. - zaczęła pospieszać Bellę panna von Strom i nagle chwyciła się za czoło: - Nie wiem czy mam zejść na tą osiemnastą do restauracji czy czekać w pokoju.
-Najbardziej romantycznie by było, gdyby... panicz Maverick panienkę poprowadził po schodach.- stwierdziła z przekonaniem w głosie pokojówka.
- Ty i te twoje romanse! Poczekam w pokoju... jak nie przyjdzie to o osiemnastej zejdę na dół - zadecydowała idąc w stronę pokoju, aby Bella ją tam uczesała i dokończyła przygotowań. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać gdzie się podziewa Douglas, bo od momentu kiedy tu dotarli ani go nie widziała ani też nie słyszała.
-Wygląda panienka prześlicznie. Na pewno się panicz Douglas na panienkę rzuci i będzie całował i suknie próbował zedrzeć.-mówiła Bella czesząc Victorię.
- Nawet niech nie próbuje! To suknia na kolację i na kolacji mam zamiar w niej być! - zastrzegła Vicky z groźnym błyskiem w oczach. - Która godzina? - zaczęła się niecierpliwić.
-A po kolacji?-spytała Bella czesząc swą panią i chichocząc mówiła.-Zabierze na górę, do swego pokoju panienkę i będzie całował.- i tu pokojówka cmoknęła mocno w szyję Vicky.-I dotykał i weźmie namiętnie.
- Jak ja cię zaraz wezmę iiiiiiiiiiiiiiiiiiiii trzepnę to ci te rojenia z głowy wybiję - Vicky roześmiała się i lekko trzepnęła Bellę w ramię. - Jest ta osiemnasta?!
-Za kilka minut.-nagle Bella spochmurniała i spytała.-A panicz Douglas, wie o której ma przyjść?
- No przecież wie kiedy kolacje będzie jadł. - uspokoiła ją Vicky i zaczęła przemierzać pokój czekając na osiemnastą.
-Nie byłabym pewna. Może mu pójdę przypomnieć.- rzekła Bella nagle otwierają drzwi pokoju i szybko je zamykając.-Ten drugi już tu jest. Zza drzwiami.
- O to dobrze. Pa! - wykrzyknęła Vicky i z impetem wypadła na korytarz. Ujęła czarusia pod ramię i rzekła: - To idziemy?
-Jasne, moja piękności.- szepnął jej do ucha David, prowadząc na dół w kierunku restauracji.
Bardzo szykownej restauracji. Ale cóż... byli od parę kroków Londynu. To miasto miało już wiele wygód. Piękne żyrandole..


Drewniane wykończenia i zegar, pokazujący godzinę. Osiemnasta pięć. Vicky podeszła z młodzieńcem do stolika i poczekała aż odsunie jej krzesło. David przysiadł się i przywołał kelnerobota.


Automaton podał obojgu karty dań i czekał na zamówienie. A mijała właśnie osiemnasta dwadzieścia.
Vicky ujęła w dłonie podane jej przez niego menu i zaczęła wyliczać: - To ja z przystawek poproszę... carpaccio z kaczki na rucoli, krewetki torpedo na sałacie radiccho z pomidorami koktajlowymi, węgorza w polewie słodko-kwaśnej, panierowany ser camembert na bukiecie ogrodowych sałat, plastry pieczonej cielęciny zatopione w sosie tuńczykowym i jeszcze... carpaccio wołowe na sałacie, a co do dania głównego to jeszcze się zastanowię. - odrzekła zagłębiając się w studiowanie karty. I po paru minutach zaczęła wymieniać: - Gotowaną roladę z halibuta na czarnym tagiattelle i brokułem w sosie frutti di mare, eskolapki indycze w sosie kiwi z ziemniakami z wody i sałatką wiosenną, filet z sandacza w sosie chardonnay w towarzystwie trzech zbóż i koszykiem wiosennym, kulańce z indyka w sosie śmietanowo-pieczarkowym w gnieździe kluseczek półfrancuskich, golonka wieprzowa marynowana w chmielu i jarzynach, a na deser... - zmarszczyła czoło namyślając się; - Grzechu warte turamisu, nugat migdałowy w sosie czekoladowym, ciepła szarlotka z lodami waniliowymi... i to na razie tyle - zakończyła opuszczając menu i uśmiechając się do siedzącego z nią mężczyzny; - A ty?
-Eeee... zaskoczony mężczyzna milczał przez chwilę i rzekł.-Może jednak... zmniejszysz zamówienie?
- Czemuż?- spytała zdziwiona Vicky.
-Utyjesz?- zasugerował David.
- Raczej nie. - odrzekła mu na to panna von Storm: - A poza tym kochanego ciałka nigdy dość. Poproszę wszystko co zamówiłam - dodała zwracając się do kelnera.
Kelner odszedł z zamówieniem obojga. David ograniczył się w swoim do kawy i jednego z tańszych dań, po czym gdy automaton się oddalił od obojga, spytał.-Nie podałaś mi swego imienia, piękności.
- Często bywasz w takich restauracjach? - spytała go Vicky rozglądając się z ciekawością po otoczeniu.
-Tak... bardzo często, nie chwaląc się.- odparł oplatając swymi dłońmi, dłoń Victorii i spoglądając jej w ...eehmm.. w biust.-Jesteś fascynującą kobietą, tajemnicza piękności.
- Myślisz, że długo będziemy czekać na jedzenie? W brzuchu mi burczy. - konspiracyjnym szeptem dokończyła Vicky. Davida trochę zaczęło męczyć, przebywanie z tą niewrażliwą na jego awanse czy komplementy kobietą. Zupełnie go ignorowała. Tymczasem w kierunku parki przy stoliku szedł ktoś. Maverick. Początkowo zagubiony, potem szybko idący w kierunku Victorii.
Dziewczyna na jego widok zaczęła machać ręką: - Dooooooooooug... tutaj... juhu! - wykrzykiwać dla pewności, aby jej przez przypadek nie zauważył.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-05-2011 o 20:24.
abishai jest offline