-Fajne cacko ma ten Lfert- powiedział jakby od niechcenia nalewając Vovie miskę wody, by chłopak miał na zapas
- o kurwa! to jeździ? - wydał z siebie odgłos zdziwienia a może to był podziw? - Ty Ruka takie rzeczy są możliwe? skąd on to mógł wytrzasnąć? - zapytał zdziwony.
Z początku staruszek trochę się zdziwił. Jego towarzysz zareagował jakby dopiero zauważył mechanicznego wierzchowca. Powoli zaczynał myśleć, że Backley nie jest do końca normalny. Co wcale nie było obelgą.
-Widziałem w życiu znacznie dziwniejsze rzeczy. Co nie zmienia faktu, że coś takiego robi wrażenie. Swego czasu, bite trzydzieści lat temu, załatwiłem wampira o imieniu Hekreth Varrasi. Otaczał się masą robotów. Miał nawet skrzydlatego smoka. Choć latać on nie umiał.
-Bycie starszym ma zalety ja co najwyżej widziałem stado trupów, które same nawet do jebanej trumny wejść nie umiały. A ty kurwa smoka, życie jest niesprawiedliwe.- podrapał się po głowię na wspomnienie tych cymbałów, nie żeby on sam był geniuszem ale oni przekraczają ludzkie granice, a właściwie to trupie. - Jest tu kto? - zapytał, wchodząc do hangaru. Na głowie miał już swój kapelusz, gogle na oczach, a ustach cygaro..
- Oo! Idzie i właściciel tej zacnej kobyły ze śrubami. - odparł Buckley po czym dodał - [i] skąd żeś to wytrzasnął? Sam umiesz takie skręcać? - dopytywał z zaciekawieniem zamaskowany “psychol” - ale nikt jeszcze o tym nie wiedział no przy-najmniej oficjalnie.
- Sam nie. Maszynę dostałem od jednego... znajomego. Sam dodałem gatling i zwiększyłem bak. - dodał z nieskrywaną dumą. Może i nie był skłonny do ukazywania uczuć, ale jeśli chodzi o konia... To co innego. - I nie ważcie się go dotykać, bo łapy poprzetrącam. - dodał już poważniejszym tonem, odsłaniając żółte zęby. Kilku brakowało.
Borya zmrużył oczy przyglądając się wierzchowcowi
-Może widzę gorzej niż przypuszczałem... ale jakiego gatlinga? - O, tutaj. - poklepał znacząco po miejscu, gdzie biło mechaniczne serce maszyny. - Później zobaczycie.
Isidor po prostu przytaknął pokazując, że zrozumiał.
- Ruka pokaż mu Vova ale jaja! ale zajebiście. - buchnął wyrażając entuzjazm.
Iwanowicz po prostu się zaśmiał po cichu
-Vova skocz no tu
Nagle obok trójki wylądowało monstrum o którym była mowa. Ślizgał się jakby musiało nagle wyhamować po osiągnięciu gigantycznej prędkości.
-I “pokaż mu Vovę”, nie “Vova”, wybacz, ale takie błędy mnie rażą
Buckley drapał się po czuprynie po czym dodał wyraziste - ups... wybacz. - po czym zaczął ponownie przyglądać się obu majestatycznie wyglądającym machino-bydlętom. Po chwili dodał: - Czekaj no dziadek ty masz jeszcze niezłą łapę. - odparł w prost.
Widząc “Vovę”, odruchowo położył dłoń na rękojeści rewolwera. Nie miał zamiaru nic robić, ale przezorny zawsze ubezpieczony. - Paskudztwo. - powiedział, krzywiąc się. - A łapa faktycznie jest niezła. Urwałbym ci głowę jak lalce. - odparł bezceremonialnie, nadal przyglądając się “Vovie”.
Vova jękną jakby go uraził komentarz Lferta traktujacy o nim
-Nie martw się mały. Nie ma racji- jakby na potwierdzenie swoich słów pogłaskał go, po czym zwrócił się do kowboja
-Wierzę. Kiedyś się siłowałem z takim co miał taką łapę. Rozwalił mnie w trzy sekundy, a wtedy jeszcze należałem do najsilniejszych
- A ja z chęcią bym się spróbował na rękę. - odparł uradowany i uchachany faktem nowo poznałego łowcy - Ja jestem Buckley FenSohn mój towarzysz to Borya Isidor Iwanowicz zwany jako Ruka stary Diabeł. - odparł zamaskowany czubek.
- Jeśli nie macie nic przeciwko, to może pakujmy się na złom i ruszajmy. Choć na początku warto by było wiedzieć z kim mamy do czynienia. Ja jestem Billy Fox, Zwiadowca i Tropiciel. A czym wy się zajmujecie? - Głos dobiegł z wnętrza hangaru. Po chwili na zewnątrz wyłoniła się postać Fox’a prowadząca silver fish. - Może innym razem. - odparł, ucinając tym samym rozmowę na temat jego kończyny. - Lfert Trix.
-Nie przesadzajmy. Nie ma powodu być niegrzecznym. A swoją drogą pytanie zdziebko głupie. Jesteśmy najemnikami- Zakończył lekkim uśmiechem który sugerował, że to nie była obelga
-[i] Hm... ogłuchłeś? przecież przedstawialiśmy się wszyscy po za Lfertem ale on właśnie to zrobił - rzekła zamaskowana postać.
- Jakoś nie pamiętam. Dlatego pytam. Poza tym nie chodzi mi o to czy jesteście najemnikami czy armią zbawienia, a w czym się specjalizujecie. Ja na ten przykład znam pustynię jak własną kieszeń i znam się na medycynie. - Dobrze że swoje pamiętasz. - skwitował pod nosem Buckley po czym postanowił jednak odpowiedzieć na pytanie tym bardziej, że postać pokroju zwiadowcy jest przydatna - jestem nożownikiem. Ot wszystko.
-Ja treserem. Słabości mego ciała z cała pewnością nadrabia Vova. A sam też wciąż jestem użyteczny, a teraz rzeczywiście masz rację. Powinniśmy już jechać
-Są właściwie dwie drogi. Jedna zaznaczona na elektronicznej mapie, a druga. Druga to skróty, którymi już podróżowałem i które dobrze znam. Moją ścieżką będzie bliżej do Luny o ponad 50 kilometrów. Stary coś wspominał o oddziale w Lunie, może lepiej abyśmy mieli ich po swojej stronie i byli tam przed wampirem, zanim ich przemieni.
-O! Teraz gadasz bardzo sensownie. Jeśli znasz krótszą drogę jak najbardziej należy z niej skorzystać.
- Czy ja wiem? wiesz jak wyglądają przeciętne oddziały? - odparł - i nie wspomniał nic o liczebności więc jak się okaże, że ten oddział to my to nie byłbym taki zdziwiony. Poza tym co Ty taki skory do pomocy co? - zapytał śmiejąc się Buckley.
- Nie mam pojęcia kto tam został posłany. Jednak lepiej mieć uzbrojonych po swojej stronie, zwłaszcza jeśli wampir porusza się z liczną świtą. Ne?- Fox powoli zaczynał nużyć się rozmową niewiele wnoszącą.
-Dla mnie dosyć logiczne- wzruszył ramionami staruszek
- Może tak a może nie? ale jak im odbije albo wampir nas wyprzedzi to będziemy mieli stado ćwioków na głowie. - odparł patrząc na słońce po czym dodał. - nie powinniśmy już ruszać?
- Dlatego powinniśmy jechać szybciej od wampira i na skróty, aby mieć pewność, że będziemy na miejscu przed nim. - W głosie Fox’a pojawiła się nutka irytacji, a po twarzy przebiegł widoczny promień elekrtyczności.
Borya klasnął w dłonie
-No to chodźmy. Chyba wszyscy się już zebrali, więc ruszajmy |