WÄ…tek: Psy Wojny
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2011, 23:36   #24
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Zebranie tych wszystkich ludzi było nie lada wyzwaniem, choć nie takim, jakiego można się było spodziewać. Zdarzali się oporni, niektórzy chcieli też brać znacznie więcej, niż mogli unieść. Ale to były zazwyczaj wyjątki. W końcu widzieli wojnę i śmierć z bliska, wielu też straciło życie, gdy uciekali z Osterwaldu czy Waiglas, które według zbrojnych zostały już pochłonięte przez zielonoskórych.
- Z Osterwaldu wychodziliśmy przed nocą, sierżancie. Z tego co słyszeliśmy, garnizon Vatry chroni tylko najbliższe wioski, nie mają żołnierzy na żadne wypady. Ponoć ich jazda wpadła w jakąś pułapkę, została prawie całkiem wyrżnięta i tamtejszy dowódca trzyma się blisko murów. My służyliśmy tutejszym rycerzom, na zachód i wschód stąd, choć mój pan poległ wczoraj w nocy, gdy dorwały nas wilki i ich jeźdźcy. Po nocy i w lesie poszarpały nas bardzo mocno. Więcej nic nie wiem, ale Waiglas na pewno już pochłonęli, nie ma co nawet tam zaglądać.
W zaganianiu ludzi do marszu było jeszcze kilka problemów. Mieli tylko czternaście wozów, z których większość zajęli ranni i ci, którzy nie mogli poruszać się sami na takie odległości - starców z Mielau trochę było, podobnie jak dzieci. Niewiele więc dało się z wioski wywieźć i większość z tego to była żywność. Kury i króliki zabijano, świnie, krowy czy owce przywiązywano do wozów, lub wyprowadzano luzem. Cyrulik i jego pomocnik, którego przywiódł ze sobą von Klitzke ranami zajmowali się już na wozach, podczas postoju szyjąc tylko tych najciężej ranionych. Pomniejsze rany opatrywali kapłani. Nie mieli wcale łatwiejszej pracy, bowiem broń goblinów i orków często była brudna i zadrzewiała, a zakażenie także mogło zabić.

Horst zabrał całą lekką jazdę na zwiad, pozostawiając tylko kaprala, mającego zając się konnymi strzelcami. Od wioski oddaliło się galopem także dziesięciu strażników dróg, którzy na praktycznie wypoczętych koniach pognali pędem na krótkie rozpoznanie, licząc na kontakt z zielonoskórymi nadchodzącymi z północy. Pozostali w tym samym czasie odzyskali broń od poległych, przynajmniej tę, której dało się jeszcze użyć. W przypadku tej należącej do orków czy goblinów, to było jej bardzo niewiele. I niewielu chciało walczyć orczym toporem czy goblińskim mieczem.
Pochowano poległych, w szybkim, żołnierskim pogrzebie. Wyciągnięto ostatnich chłopów z ich chałup. Przepełnione Mielau nagle opustoszało, a rozmokłą drogą ruszyła długa kolumna ludzi, wozów i zwierząt, poprzedzana tylko przez jazdę, robiącą wszystko co w jej mocy, aby nikt ich nie zaskoczył. Bo z takim tłumem cywilów wroga i tak nie dało się ominąć.

***

Strażnicy dróg wrócili tuż po tym, jak ruszył początek kolumny cywilów. Ich raport był niestety krótki.
- Napotkaliśmy tylko niedobitki zielonych. Kilka goblinów i trzymających się z daleka wilków. Wciąż spieprzali ile sił w nogach, przynajmniej ci pierwsi. Bębny nie przybliżyły się zanadto, muszą być jeszcze daleko, tylko ziemia cholernie daleko to gówniany dźwięk niesie. Nie wiem jak to robią.
Niewiele się też wydarzyło podczas następnych kilku godzin, podczas których długa i powolna kolumna przemieszczała się na południe pod rozdeptanej, rozmokłej ziemi, która wcześniej była drogą. Obładowane wozy zakopywały się co jakiś czas, a piechota idąca z tyłu kolumny, często musiała poganiać ludzi. Co słabsi wymieniali się na wozach, ale kilkugodzinny marsz to nie było jeszcze coś, co byłoby ponad ich siły. Co najważniejsze też, nie zostali zaatakowani, ani nie spotkali wroga.
Aż do wieczora.

Najpierw dogoniło ich trzech ludzi Horsta na spienionych koniach. Byli zmęczeni po długim galopie, ale przynosili wieści.
- Horst uznał, że musimy wrócić i przekazać raport. Natknęliśmy się na awangardę armii. Dźwięk bębnów dość bliski, ale widzieliśmy tylko wilczych jeźdźców. Wilki, wielkie wilki i zębacze, a na nich gobliny i hobgobliny, bo większe były. Co najmniej dwie setki. Szli szybko, ale Mielau na pewno ich na trochę zatrzyma, te bestie tego nie przepuszczają. Tyle, że idą znacznie szybciej niż...
Wskazał dłonią na ślamazarnie posuwającą się kolumnę cywilów.
- Horst ocenia, że reszta sił posuwa się z godzinę lub dwie po jeździe, sądząc po odgłosach. Nie wiedział jeszcze, czy spróbuje ocenić ich siły, ich zwierzęta i oni sami mają dobry węch i słuch. Jeśli zatrzymają się w Mielau, to dojdziemy Jargary. Jeśli nie...
Wzruszył ramionami, ale było pewne, że jeśli nie, to dogoni ich przynajmniej wilcza jazda. Niestety nie był to koniec złych wieści, a w zasadzie ich początek.

Franz Biehler zatrzymał się na szczycie kolejnego wzgórza, zerkając w dół. Już posłał do Wagnera jednego jeźdźca z raportem. To co widział, zupełnie mu się nie podobało. Chmury zakrywały niebo, ale był niemal pewien, że mieli przynajmniej jeszcze godzinę, zanim się znacznie ściemni, a widoczność była dobra. To dlatego mógł zobaczyć to, co działo się całkiem daleko przed nim i jego zwiadem.
A to co widział, to byli zielonoskórzy przekraczający rzekę, która w tym miejscu nieco się zwężała. Przynajmniej kilka setek zielonych, brązowych i czarnych cielsk, walczących z mocnym nurtem. Był niemal pewien, że widzi kilka swobodnie już płynących ciał, które porwał prąd, ale bestie nie ustępowały, prąc na drugi brzeg i jednocześnie poganiając mniejszych od siebie. Drugi brzeg był niemal zupełnie odsłonięty, dlatego Franz widział wyraźnie tłoczące się tam stwory, nie widział niestety zbyt wiele po właściwej stronie. Plaża była niewielka - chwilę po jej przekroczeniu, orki i gobliny znikały za niewielkim wzgórzem, porośniętym jakimś zagajnikiem. Również dookoła Biehlera i jeszcze kilkaset metrów przed nim znajdował się las, odsuwający się tu nieco bardziej na zachód. Z tej pozycji widział zagrożenie, choć nie miał pojęcia jak wiele przeoczył. Trakt przechodził tuż koło wzgórza za którym gromadzili się zielonoskórzy, w tym miejscu zbliżając się mocno do samej rzeki.
A dalszy i dokładniejszy zwiad był ryzykowny.
 
Sekal jest offline