Jan skinął ręką na pożegnanie, lecz uczynił to bez większego entuzjazmu. Przez długi czas milczał, nim rzekł do Erlene.- Naprawdę chciałaś mieszkać w tej jaskini ze staruszką i uczyć się... jej sztuki? Nie obraź się, ale... jakoś nie pasowałaś mi do tamtego miejsca.
Rudowłosa dziewczyna patrzyła dłuższy czas za Samkhą oddalającą się w towarzystwie bezimiennego mężczyzny. Patrzyła za nimi nawet wtedy, gdy dawno zniknęli już za pagórkiem. Dopiero pytanie wydobywające się z ust Jana przywróciło jej świadomość tego, gdzie jest.
Pytanie było dla niej tak niespodziewane, że w pierwszej chwili nie dotarł do niej sens słów. Dopiero po dłuższej chwili zastanowienia zrozumiała, o co właściwie pyta mężczyzna. Zaraz też powróciły wszystkie wspomnienia związane z okolicznościami jej pojawienia się u wiedźmy. Myśli te spowodowały, że oblicze dziewczyny pochmurniało, a piegowaty nos zmarszczył się. Grymas już po chwili zniknął z jej twarzy, ale dziwny cień w oczach pozostał jeszcze na długo.
Erlene nie od razu odpowiedziała na pytanie. Z początku nie wiedziała, co ma powiedzieć. Później zaś nie chciała, by w jej głosie słychać było żal, czy smutek, więc chwila milczenia przedłużyła się znacznie. Odezwała się dopiero, gdy miała już pewność, że głos jej nie zadrży:
- Moje zdanie nie miało żadnego znaczenia - odparła beznamiętnie patrząc nie na niego, lecz gdzieś obok.
- A gdybyś miała wybór? Co byś robiła? - spytał Jan zerkając na dziewczynę ciekaw jej odpowiedzi. Właściwie... co wiedział o tych ludziach. O ich kulturze? Niewiele. Może czas się nieco dowiedzieć? Po czym dodał.- Nie musisz, odpowiadać jeśli to... jakaś bolesna sprawa z przeszłości.
- Nie wiem - odparła bez chwili namysłu. - Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym miała wybór. Nie miałam wyboru, nie było więc sensu się nad tym zastanawiać - dodała bez emocji, może nawet nieco oschle.
- Ale teraz chyba masz. Pewnie bogowie spełnią i twoje marzenie - uśmiechnął się Jan zerkając w las i opierając dłonie na swym karabinie.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem, jakby to pytanie było co najmniej nie na miejscu.
- Teraz... teraz boską wolą jest, bym pomogła wam w misji, później będzie, co bogowie dadzą - odezwała się wreszcie, a głos jej był poważny, uroczysty wręcz. - Cokolwiek by mnie nie czekało, przyjmę to z pokorą i wdzięcznością - dodała pokornie, odruchowo zerkając w niebo, jakby w ten sposób chciała sprawić, że jej słowa trafią nie tylko do uszu Jana, ale też do właściwych adresatów.
Jan w zasadzie wyznawał innego Boga. A pojawienie się przed nim tutejszego panteonu, bynajmniej nie nastawiło go do zmiany wyznania. Nie po walnięciu piorunem w Tima. To że ktoś jest potężny, nie oznacza, że jest warty czczenia. Spojrzał przenikliwe na dziewczynę i spytał: - Jesteś... kapłanką, Erlene?
- Jestem wiedźmą. To znaczy... miałam nią być - mruknęła dziewczyna cicho, po czym westchnęła ciężko. Rzuciła mężczyźnie przenikliwe spojrzenie, a potem spytała posępnie - Właściwie dlaczego o to pytasz?
- Z ciekawości. Właściwie to nie znam tutejszego świata. W moim... wiedźmy były różne - odparł Jan nie chcąc tłumaczyć zawiłości, jaką była kulturowa ewolucja znaczenia słowa "wiedźma". Ani tego, że magia była bajeczką dla naiwnych. Właściwie to nadal nie potrafił określić czego był świadkiem. I co tak naprawdę wydarzyło się w jaskiniach. Niby "zobaczyć to uwierzyć", ale co właściwie zobaczył? - Jedne żyły na obrzeżach wiosek i zajmowały się leczeniem ludzi i bydła i zdejmowaniem uroków. Oraz... czasem ich rzucaniem. Inne, tańcowały na sabatach z diabłami i czyniły szkodę ludziom, jeszcze inne doradzały władcom. - Rosiński zdawał sobie sprawę, że mocno upraszcza sytuację i de facto stapia ze sobą różne archetypy nie dbając specjalnie o realizm. Wszak czarodzieje i czarodziejki doradzający królom pojawiały się jedynie w literaturze fantasy, ale jak wytłumaczyć kobiecie z innego świata, że magia w świecie Rosińskiego to bajki, a jej świat jest zapóźniony technologicznie o kilka stuleci. - Więc, co taka wiedźma robi?
- Rozmawia z duchami - odparła bez wahania tonem, który wskazywał na to, że uważa to za najoczywistszą rzecz pod słońcem. - Pomaga ludziom - dodała po chwili nieco ciszej.
- U nas... zwą takie... szamankami - odparł Jan po chwili namysłu. W sumie takie określenie funkcji pasowało do szamanów indiańskich, jak i tych z dalekiej Syberii. Rosiński wyjął swoją piersiówkę. Zostało w niej już niewiele alkoholu. Ledwie jedna czwarta pierwotnej zawartości. Pociągnął łyka i... spojrzał na Erlene. Po czym wyciągnął w jej kierunku dłoń z manierką.
Dziewczyna wzięła od niego piersiówkę i ostrożnie przystawiła ją do nosa. Wciągnęła ostrożnie do nozdrzy woń trunku i kaszlnęła , bowiem ostry zapach alkoholowych oparów podrażnił jej drogi oddechowe. Spojrzała na niego z ukosa, wyraźnie się nad czymś zastanawiając, wreszcie przystawiła usta do szyjki piersiówki i przechyliła ją nieznacznie.
Choć wzięła tylko jeden łyk, to i tak po jego przełknięciu kaszlnęła kilkakrotnie, by wreszcie wciągnąć do płuc potężny haust powietrza. Oczy zaszły jej łzami. Oddała mężczyźnie piersiówkę i znów kaszlnęła. Najwyraźniej wysokoprocentowe trunki nie były bardzo popularne w tych stronach. Czemu w sumie trudno się było dziwić. Proces destylacji wymagał technologii, którą jej pobratymcy raczej nie dysponowali i dysponować nie będą pewnie przez kilka kolejnych wieków.
- Mocne - rzuciła cicho, po czym dodała nieco pewniej - Pora zająć się paleniskiem. Samkha wróci z polowania i trzeba będzie się zabrać do pieczenia mięsa.
- Mocne, acz już końcóweczka zapasu - westchnął Jan potrząsając metalową manierką i słysząc charakterystyczny chlupot. Mężczyzna sięgnął do plecaka i przygotowawszy rozpałkę z suchej kory i wysuszonego mchu, przystawił do niej mały przedmiot, zapalniczkę.
Na jej końcu błysnął chybotliwy płomyk. Rozpałka zapaliła się i powoli ogień ogarniał drewno.
Erlene wzięła od mężczyzny mały, metalowy przedmiot. Obracała go chwilę w palcach wpatrując się w niego zafascynowana niczym małe dziecko, które podziwia nową, niezwykłą zabawkę. Ostrożnie wieczko, jakby bojąc się, że od samego dotknięcia przedmiocik stanie w płomieniach. Delikatnie przekręciła chropowate kółeczko, ale nic się nie wydarzyło. Dopiero, gdy zrobiła to nieco energiczniej, u szczyt metalowego przedmiotu rozbłysnął ogień.
- Niezwykłe - powiedziała nie kryjąc zdumienia. - Zaiste niezwykłe.
- To nic niezwykłego. W sumie to działa na podobnej zasadzie jak krzesiwo i kaganek. Żadna w tym magia - odparł z lekkim uśmiechem Jan i sięgnął po nowy przedmiot.
Cyfrowy aparat fotograficzny.- To już jest magia... bo nie potrafiłbym tego zbudować.
Zastanawiał się, czy... nie zrobić jej zdjęcia. W końcu zrezygnował. Zamiast tego, gestem nakłaniał by usiadła blisko niego.
Dorzuciła do ognia kilka grubszych i cieńszych gałęzi, by ogień nie przygasł. Spojrzała z zainteresowaniem na przedmiot, który mężczyzna wydobył z odmętów plecaka. Nie wzięła go do ręki, ale wyglądała na szczerze zdziwioną. Zachodziła w głowę do czego takie małe śmieszne pudełko może służyć.
Jan zaczął jej pokazywać uruchamiając przeglądanie zapisanych w pamięci aparatu zdjęć. Większość z nich przedstawiała norweskie krajobrazy, florę i faunę... były też jednak i zdjęcia towarzyszy broni z bazy. W tym też nieliczne zdjęcia pojazdów, śmigłowców i myśliwców, na tle których pozowali jego znajomi i przyjaciele... i przyjaciółki.
Dziewczyna z niedowierzaniem przyglądała się maleńkim obrazom zamkniętym w czarnym kanciastym pudełeczku. Zastanawiała się jakim cudem podobizny tylu osób zostały uwięzione w tak małym przedmiocie.
Gdy oprócz osób pojawiły się różniej niezwykłe, wielkie jak drzewa i góry obiekty, jej zdumienie sięgnęło zenitu. Rozchyliła usta ze zdziwienia, wyciągnąwszy ręce chwyciła maleńki przedmiocik, spoczywający do tej pory w dłoniach mężczyzny i przyciągnęła go do siebie, by lepiej widzieć. Jej długie, smukłe palce musnęły przy tym dłoń mężczyzny. Speszona dziewczyna odsunęła ręce niczym oparzona i spojrzała na swego towarzysza spod kaskady długich, czarnych rzęs.
- Dzięki Noituus miałam już nie raz do czynienia z magią, ale... - zawiesiła głos szukając odpowiedniego słowa - takiej magii nie widziałam jeszcze nigdy.
-To nie...- nie bardzo wiedząc co powiedzieć Jan zamilkł. Zdziwiło go nieco zachowanie Erlene.
Uśmiechnął się i rzekł. - To nie jest nic potężnego, ta magia pozwala zachować obrazy. Ale... -spojrzał na aparat. - Prędzej czy później magia w nim wygaśnie. Nie mam... - Nie potrafił znaleźć słowa pasującego do określenie "bateria". Wzruszył więc ramionami, dając sobie spokój z wyjaśnianiem tej sprawy. Spytał za to. - Czy... moja obecność cię krępuje?
- Krępuje? - zdziwiła się. - To nie... - zacięła się nie bardzo wiedząc jak dokończyć. - To nie takie proste - wyznała z uśmiechem.
- To dla mnie nie nowina. Ostatnio nic nie jest proste w moim życiu - odparł mężczyzna patrząc w ogień. Po czym spytał żartobliwym tonem zerkając w oczy Erlene. - Boisz się że babcia czarownica podgląda nas teraz przez szklaną kulę?
- Przez szklaną kulę? - spojrzała na niego z zaskoczeniem nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. - Nie wiem o czym mówisz, ale jeśli przez "babcię czarownicę" rozumiesz Noituus to powinieneś ważyć słowa - dodała poważnie obserwując go bacznie - i z większym szacunkiem mówić o niezwykle mądrej kobiecie, która udzieliła ci gościny i pomocy.
Jan skinął głową lekko i dodał po chwili namysłu.- Czasami mam wrażenie, może mylne, że... czujesz się cały czas obserwowana przez kogoś... lub coś.
Nie dodał, że szacunek może wynikać zarówno z wdzięczności, jak i być narzucony strachem.
Czasami, miał wrażenie, że Erlene odczuwa ten drugi rodzaj "szacunku" wobec Noituus.
Dziewczyna rzuciła mu przeciągłe spojrzenie. Jej twarz przybrała dziwny wyraz, coś pomiędzy zdziwieniem a rozczarowaniem. Przygryzła dolną wargę, zastygła w milczeniu, w myślach rozważając co powinna odpowiedzieć mężczyźnie. Wreszcie rzuciła ciche:
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Wybacz... to tylko wrażenie - uśmiechnął się Jan. Spojrzał w ogień i dorzucił drewna. - Co właściwie myślisz o nas - przybyszach?
- Jesteście... - zamilkła szukając odpowiedniego słowa.
Zamyśliła się nad tym, co właściwie sądziła o swych nowych towarzyszach. Cóż mogła o nich powiedzieć? Że jeden nie miał nawet tyle przyzwoitości, by się przedstawić, a drugi chwilami zachowywał się co najmniej dziwnie. Że obaj byli tajemniczy, z tym że w przypadku tego pierwszego wcale nie poprawiało to jego wizerunku, natomiast drugiemu dodawało swego rodzaju uroku. Byli dosłownie i w przenośni nie z tego świata, ale właśnie dzięki temu Jan jednocześnie przyciągał i odpychał dziewczynę.
Jak miała to wszystko zmieścić w jednym prostym zdaniu? Jak miała upakować wszystkie swoje przemyślenia na temat mężczyzn tak, by nie przygnieść Jana lawiną słów? W głowie oprócz istnego wodospadu epitetów pojawiło się jeszcze jedno słowo. I choć doskonale wiedziała, że nijak nie oddaje wszystkiego, nie widziała innego wyjścia, jak powiedzieć że są...
- ...dziwni. Bardzo dziwni.
Jan zaśmiał się słysząc te słowa i zerknął na nią kiwając głową. - Pewnie masz rację.
Po czym dodał lekko się chełpiąc. - Ale też i dość potężni. Ze mną... będziesz bezpieczna podczas tej wyprawy.
- Radziłam sobie zanim cię poznałam, więc i bez ciebie byłabym bezpieczna - odparła z uśmiechem, po chwili dodała - Daj na chwilę rękę.
Rosiński uśmiechnął się. Nie wątpił, że Erlene była zaradna. Wysunął dłoń w jej kierunku, ciekawy co zrobi.
- Potężni są bogowie - powiedziała dziewczyna ujmując jedną dłonią wyciągniętą rękę mężczyzny, drugą zaś wsuwając do leżącej tuż obok niej skórzanej torby. - A wy jesteście zwykłymi ludźmi. Jecie i śpicie, tak jak my.
Jej zanurzona we wnętrzu torby dłoń zaczęła się powoli wysuwać. Po chwili w uchwycie jej długich palców Jan dostrzegł długi, owalny przedmiot. Z czasem matowa powierzchnia zmieniła się w gładka i metaliczną, błyszczącą w świetle palącego się ogniska.
Erlene dzierżyła pewnie w dłoni kamienną rękojeść noża, a samym jego czubkiem ukłuła palec u wyciągniętej ręki. W miejscu, gdzie ostrze wbiło się w ciało, pojawiło się kilka szkarłatnych kropli. Puściła rękę mężczyzny i ukłuła palec u swojej dłoni. Również z jej rany pociekła krew.
- Widzisz... - powiedziała uśmiechając się nieznacznie. Mówiła łagodnie, tak jakby tłumaczyła coś dziecku. - ...gdy się ciebie zrani krwawisz, tak jak i ja. Jesteś zwykłym człowiekiem, dziwnym, ale tylko człowiekiem.