Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2011, 20:11   #36
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Walker popędził na górę wahając się tylko chwilę. Miał nadzieję znaleźć kogoś na górze. Osobę z krwi i kości, która obaliłaby jego teorię. Huk wywołał stos książek, który runął na podłogę. mógł przewrócić się sam z siebie. Mógł ktoś mu pomóc.Przetrząsnął dokładnie piętro i poddasze lecz nie znalazłszy nikogo wrócił do leżących na ziemi ksiąg. Były trzy wyjścia. Książki wywróciły się przypadkiem jako nadzwyczajny w świecie efekt chybotliwej konstrukcji piramidy jaką wcześniej tworzyły. Zostały potracone przez ukrywającego się w domu intruza, co zostało jednak skutecznie sprawdzone oraz w reszcie mogło się to stać na wskutek interwencji paranormalnej. Skoro postać w oknie rozmyła się w powietrzu, którym teraz oddychał a tego, że ktoś stał w oknie po widzeniu nocnym nie zamierzał zwalać na zbiorową halucynację, to wtedy to runęcie kolumny książek mogło byc manifestacją kolejnej zjawy lub znakiem od Adriana. Nie zamierzał już więcej dzielić się swoimi spostrzeżeniami, które kiedy sam przysłuchiwał się wypowiadanym przez siebie słowom musiałby brzmieć jak schizofreniczna paranoja wariata, a skoro spotkały się z murem milczenia, to chyba przez grzeczność jego towarzysze nie mieli odwagi powiedzieć mu co o tym myślą.

Przejrzał uważne przewrócone księgi lecz poza mało istotną zakładką z odczytu w Cambridge nic nie znalazł. Kontrowersyjna masakra Lakotów w rezerwacie w Pine Ridge przez rząd nazywana bitwą, była wciąż tematem popularnym w jego środowisku, więc wcale się nie zdziwił, że Adrian nie omieszkałby zrezygnować z tego lektoratu. Podejrzewał, że profesora bardziej interesował kult Tańca Ducha jak moralne czy militarne znaczenie rzezi. Do dzisiaj w Biurze ds Indian pracowali ludzie, którzy pamiętali burzę, jaką wywołało zwolnienie wojowników i szamanów oznaczonych jako przywódców kultu. Mimo sprzeciwu Biura rząd wyraził zgodę chcąc pozbyć się niewygodnego tematu i kilka miesięcy później zagorzali wyznawcy, dumni Indianie machając na wszystko ręką stali sie z dnia na dzień aktorami i cyrkowcami w trupie sławnego trapera Buffalo Billa, który po wraz ze śmiercią Dzikiego Zachodu został impresario i wyruszyli z jego trupą na turnee po Europie. Kult umarł tak szybko jak się narodził, gdy tylko jego wyznawcy przekonali się, że obietnice z jakimi się wiązał nie miały nadejść a "koszule" nie chroniły wyznawców przed opresją i kulami białych.

- Miejscowi - mruknął Solomon wyrywając Jamesa z zadumy nad zakładką spoglądając przez okno - Mam nadzieję, że nie idą tutaj. Mam ich już dosyć. - powiedział przez cały czas obserwując Virgilla i jego towarzyszy, których i Walker dojrzał podchodząc ku niemu.

James odprowadzając wzrokiem miejscowych nie odchodził od okna. Wyryty w drewnie napis uderzył go równie gwałtowne jak wczorajsza zjawa. O ile dobrze pamiętał, to były słowa, które szepnął mu Adrian do ucha. Musiały być widocznie kluczowe skoro wydrapał je ostrzem w drewnie a do wandali profesor nie należał.

- Ten napis. - powiedział. - To są słowa z mojego snu. Słowo honoru. Czytam je po raz pierwszy. A usłyszałem je we śnie, jakby Adrian chciał przez to powiedzieć coś ważnego. - westchnął. - Wierzycie mi? - zapytał z nutą zwątpienia, jakby nie widział czy ma sam wierzyć swojej pamięci.



* * *



Na szczęście była w domu i Walker zostawiając dwie walizki Adriana w przedpokoju skorzystał z oferty gorącej herbaty. Miranda w międzyczasie przyniosła album szkolny, o który James poprosił. Młody przewodnik, Jim Talbot, nie był wcale podobny do nocnego widzenia Walkera. Jak również nie było na zdjęciach szkolnych nikogo przypominającego zjawę. Przykro mu było chłopca, jednak ulżyło mu, że to nie on straszy po nocy turystów. Więc kto?

Rozmowa z nauczycielką obracała się zatem wokół mało istotnych tematów. W sprawie mrocznego lasu i ciemności dała do zrozumienia, że rozmawiać o tym nie chce, a James jako, że do natrętów nie należał wcale nie zamierzał nachalnie się kobiecie narzucać. Z grzeczności lub serdeczności młoda kobieta pytała o samopoczucie i czy pobyt w Bass Harbor się podoba a on z równie uprzejmą miną kłamał, że wyspa jest urocza jak i jej mieszańcy a do pełni szczęścia serca turysty brakuje tylko obrobiony słońca. Całując rączki na pożegnanie poszedł na obiad do tawerny, gdzie z kolei dowiedział się od pogrążonej w rozpaczy żony Virgilla, że ich córka, jak to kobiecina powiedziała:

- Wyszła w ciemność.
- Bardzo mi przykro. - odpowiedział jej krótko w tym temacie.
Współczująco lecz z naciskiem na to, że na swój sposób ją rozumie i że nie będzie poruszać tematu tabu.

Szkoda, że nie powiedziałaś o tym Vigillowiz rana, pomyślał jeszcze tylko udając, że skupia się na zupie. Teraz już wiedział czemu ojciec poszedł do lasu z myśliwymi. Tym razem informacja o ciemności nie zrobiła na nim już większego wrażenia. Raczej fakt, że to właśnie crka karczmarza zaginęła. Za pewnik przyjął już, miejscowi mają rację i wszelkie postawy do strachu przez mrokiem. Jeśli zjawa którą widział była duchem kogoś dziewczynie znajomego, jak na przykład narzeczonego lub młodszego brata, to miałoby to sens dlaczego nawiedza tawernę i czemu ona za nim mogłaby wyjść w ciemną noc. Chyba, że dziewczyna lunatykuje lub była opętana przez to co się czai w mroku. A opętanym można byc tlko przez złe duchy, czyli upade anioły...

Dziwiła go tylko ich dziwna niekonsekwencja i brak wyciągania wniosków na życie. Każdy przy zdrowych zmysłach starałby się uciec od tego przeklętego miejsca jak najdalej, co Walker rozważał coraz poważniej. Chyba, że to zaczęło się wszystko całkiem niedawno i miejscowi liczą na to, że poradą sobie sami z problem lub, że zniknie ta samo jak się pojawił. Widać boją się jeszcze za mało tego co siedzi w ciemności, żeby zostawiać za sobą dotychczasowe życie i zacząc je gdzie indziej od nowa. Jeśli przewodnik Adriana uciekł z tej cholernej wyspy, to kto wie, może byłby to pierwszy mądry jej mieszkaniec.

Odrywając wzrok od ciemnych fal omiótł wzorkiem po tawernie przypominając sobie o pastorze cierpiącym na ból zęba, a ten z kolei przywiódł na myśl kościółek katolicki, który widział wcześniej po drodze.

Kiedy uzyskał od żony Virgilla, co snuła się słabowato po tawernie jak cień, odpowiedź o rozkład godzin odprawianych Mszy Świętch, wiedział, że na parafii jest ksiadz. A na niewinne pytanie Walkera o to, czy proboszcz jest dobrym kaznodzieją, czyli czy prawi ciekawe kazania, dowiedział się, od nieobecnej duchem karczmarki, że tutejszy ksiądz jest bardzo dobrym i szanowanym człowiekiem. Wymijająca odpowiedź kobiety dała do zrozumienia Walkerowi, że tamta co najmniej nie słucha kazań, więc raczej nie bierze udziału w odprawianiu Eucharystii. Powiedziała również, ze duchowny mieszka na plebanii. Walker wątpił, żeby taka mała parafia miała mieć dwóch księży. Karczmarka nie zaprzeczyła, że nie jest nim proboszcz a wikary, którego zastępstwa, o ile proboszcz nie miał nikogo do pomocy na miejscu zawczasu, można by się spodziewać. Dajmy na to, gdyby na przykład stary prezbiter też wyszedł w ciemność lub porzucił owieczki na pożarcie mroku dając nogę z Bass Harbor. Bo musiałby być doprawdy kiepskim i ślepym pasterzem żeby nie widzieć tego co cię dzieje w jego trzodzie, kiedy James zobaczył juz tak wiele w ciągu niespełna doby. Może on będzie bardziej skłonny do rozmowy pomyślał. Kto wie, może już zamówił nawet egzorcystę z kurii do zbadania spraw, które dzieją się w Bass Harbor, jeśli sam nie zna się na tym rycie. Może on jest nadzieją tubylców trzymającym ich w nadziei na rozproszenie ciemności by wszystko wróciło do normy...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline