Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2011, 23:21   #87
Zekhinta
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Pobyt w stajni wprowadził zamieszanie w i tak już skołatanej duszy Dearbhail. Zmęczona po całonocnych rozmyślaniach miała nadzieje że tu, w towarzystwie Hazelhoof’a odpocznie i uspokoi się, siedząc przy koniu. Nie sądziła, że rzeczywistość okaże się tak drastycznie inna niż jej wyobrażenia.

Stan Hazelhoof’a nie zmienił się. Była to wiadomość tak samo dobra jak i zła. Dearbhail próbowała jednak pocieszać samą siebie myślą, że skoro nic się nie zmieniło, to znaczy, że nie jest gorzej a to dobrze. Jednak gdy siedziała przy swoim ukochanym zwierzęciu wyrzuty sumienia uporczywie atakowały jej myśli. I chociaż próbowała bagatelizować całą sprawę, mówić sobie: „Będzie dobrze!” to jakoś jej zwykły optymizm nie mógł się przebić przez chmurę zrezygnowania, która wisiała nad głową Rohirki.

Dopiero po długiej chwili zdała sobie sprawę z tego, że słyszy jakąś rozmowę. Gdy padło stwierdzenie, że po zamku panoszą się krasnoludy i elfy, podniosła głowę i zaczęła nasłuchiwać. Nie bardzo mogła połapać się w toku rozmowy, którą prowadziło dwóch mężczyzn. Wspominali jakiegoś Thurga i jego synów – Dearbhail przypomniała sobie, że to imię padło na wczorajszej audiencji – i przekazywali sobie różne wieści. Im więcej słów padało, im bardziej dawało się wyczuć gorycz, żal i gniew tym bardziej Rohirka zdawała sobie sprawę z tego, że słyszy plotki, które zdążyły się już pojawić na zamku.

Nie podobało się to jej. Zawsze chciała przeżyć jakąś przygodę, to prawda, ale nie sądziła, że właduje się w sam środek jakiś konfliktów, intryg... w sam środek wojny?

Po cichu zebrała się, na odchodne głaszcząc Hazelhoof’a lekko po szyi. Nie miała zamiaru słuchać więcej plotek i szemrań, przekonała się też zresztą, że pobyt w stajni nie przynosi jej ukojenia, którego tak bardzo szukała.

W czasie audiencji

Dziewczyna w milczeniu przysłuchiwała się wszystkim wypowiedzianym słowom. Jakby sytuacja była mało skomplikowana, co i rusz pojawiały się jakieś nowe niespodzianki. Miasto opanowane przez zamieszki, ludzie walczą między sobą. Tego Dearbhail nie mogła ścierpieć. Wczorajszego wieczora ktoś próbował otruć króla i lordów... z połowicznym sukcesem. Zresztą, plotki na ten temat już słyszała i nie mogła się już w nich połapać kto kogo zabił, jak, kiedy, dlaczego i z kim był w zmowie. Jak by tych wszystkich konfliktów było mało, doniesienia na temat orków przestały być tylko pogłoskami i stały się przerażającą prawdą. Tym bardziej, że nie było tu mowy o jakimś oddziale goblinów czy innej drobnicy.

Dearbhail nie rozumiała, jak w takiej sytuacji, przed tak realnym zagrożeniem ludzie wolą się kłócić miedzy sobą i zabijać siebie nawzajem.

Gdy padła nazwa jej ojczyzny, poczuła dziwne ukłucie w sercu. Tak, wyrywało się ono do rozległych stepów Rohanu, do łagodnych wzniesień przechodzących w wyniosłe góry, do tego wiatru, który niósł ze sobą niepowtarzalny, niespotykany nigdzie indziej zapach. Dearbhail czuła, że w takim momencie powinna wrócić do swoich. Co prawda jej obecność zbyt wiele by nie zmieniła – nie była dowódcą, brakowało jej doświadczenia i umiejętności, ustępowała wielu innym wojownikom... ale to była jej ojczyzna. Kraj, w którym miała zaszczyt się urodzić, dorastać, który kochała. Tam byli jej bliscy, jej przyjaciele. Przysięgała wierność królowi i bronienie granic ojczyzny.

Ale czyż nie przysięgła też czegoś wczoraj Eldarionowi? Które z tych przyrzeczeń było ważniejsze? Które powinna brać pod uwagę w pierwszej kolejności?

Oto mieli szukać jakiegoś artefaktu. Niby otrzymali wskazówki, ale... Dearbhail rzuciła na nie jedynie okiem. Widząc jakieś listy, czy notatki spojrzała na nie tylko krótko. Tak, jak się spodziewała, nie zrozumiała ani słowa z tych zapisków.

Długo natomiast przyglądała się kawałkowi mapy. Położyła go przed sobą i wpatrywała się w niego intenstywnie, jakby czekała, że papier nagle do niej przemówi.
- Może to Rhovannion? Ale czy ja wiem... Może Rohan? Nie, chyba nie... - odezwała się na głos, po czym przez chwilę jeszcze mamrotała coś pod nosem. Rohan, dobre sobie! Po prostu chcesz tam pojechać, zganiła się w myślach- Nie wiem. - Podniosła głowę i spojrzała na obecnych. - Pewna nie jestem, mówię tylko, jak mi się wydaje. W każdym bądź razie to takie skojarzenie proszę, nie bierzcie tego zbyt dosłownie - zakończyła przepraszającym tonem.

Inni również nie umieli zbyt wiele powiedzieć na temat mapy. Wiele natomiast mieli do powiedzenia na temat zapisków. Dearbhail przysłuchiwała się im, próbując cokolwiek zrozumieć. Wyłapała tylko ogólny zarys oraz najważniejsze - to dopiero początek poszukiwań, czas udać się do Gondoru.

Ta wiadomość sprawiła, że Rohirka poczuła przez chwilę dreszczyk towarzyszącej jej niegdyś spontaniczności. Tak, to było to! Kolejna podróż, zagadka do rozwiązania, czyżby wyczekiwana z dawna przygoda? Entuzjazm szybko jednak zgasł. W tę podróż będzie musiała udać się bez Hazelhoof’a. Serce krajało się jej na myśl o tym, że będzie musiała odjechać, zostawiając swojego wiernego towarzysza, ale nie wydawało się jej, żeby w przeciągu kilku dni cudownie ozdrowiał... Było dla niej nie do pomyślenia, żeby go tu zostawić, miała zamiar wrócić, jak tylko będzie to możliwe.

Rozmowa toczyła się dalej, panowie mówili coś o lochach, uwięzionych tam ludziach, księdze? Ponownie coś, czego nie zrozumiała. Jedna rzecz była jednak aż za bardzo zrozumiała – to, że animistą zamurowanym w lochach mógłbyś ojciec Andarasa. Dearbhail spojrzała na elfa ze współczuciem. Co prawda mówił wcześniej, że nie zna swojego ojca, ale rodzic to rodzic.

Audiencja została zakończona, król opuścił salę. Podano obiad, w czasie którego Andaras poruszył ważną sprawę:

- Panowie, sprawa jest prosta, trzeba postanowić co dalej. Mamy do zwiedzenia dwa miejsca. Chcemy się rozdzielać, czy jechać razem? Pomysł z podzieleniem się nie jest do końca głupi. Zaoszczędzimy trochę czasu. A ten obecnie jest bardzo cenny.

Nie zważając na zwrot ‘panowie’, jedyna w towarzystwie przedstawicielka płci tak zwanej pięknej wypaliła:

- Co ja co, ale ja to bym chciała pojechać do Gondoru. Nigdy tam jeszcze nie byłam no i jeśli jeszcze podróż miałaby się odbyć statkiem, to już w ogóle! - Na jej twarzy pojawił się marzycielski uśmiech. - A czy mi się wydaje, czy król może mówił coś o tym, żebyśmy wszyscy pojechali do Gondoru? Ale czy nie musimy odwiedzić też i Dol Amroth? Czy to jednak nie jest takie ważne?

Elf nie zwracał uwagi na swój błąd. Widocznie do nie zauważył nawet gdy Rohirka przemówiła jako pierwsza.

- Widzę, że jesteś podekscytowana. Oba miejsca są w granicach Gondrou. Więc tak czy tak pojedziemy do niego wszyscy. Ja wolałbym się udać do Minas Tirith. Uważam też, że najlepiej byśmy się jednak rozdzielili. Zaoszczędzimy na czasie – powtórzył.

- No ta, masz rację... – mruknęła Dearbhail zorientowawszy się, jaką palnęła gafę. Ale, to przecież nie pierwszy i nie ostatni raz.

Ponownie wycofała się z rozmowy. Czuła, że to wszystko ją przerasta. Za wiele się dzieje, jak na jej chłopski rozum. Wyłączając się z rozmowy, pozwoliła myślom popłynąć. Pomyślała o rodzicach i o matce, która zawsze na nią narzekała i powtarzała, że z niej to nic dobrego nie wyrośnie. Pusta głowa, brak pokory, bezmyślność... W wielu z tych ‘oskarżeń’ Dearbhail musiała się zgodzić z matką. Ale gdy tylko pomyślała o dzisiejszej nocy i poranku wiedziała, że słowa o pustej głowie są jak najbardziej nie aktualne. Jednak w tej pustej głowie kłębi się multum myśli.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline