Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2011, 10:26   #37
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

WSZYSCY


Pogoda nie rozpieszczała mieszkańców Bass Harbor. Silny wiatr od oceanu sprawiał wrażenie, że jest jeszcze zimniej, niż było.
Dzięki zaangażowaniu Jamesa i Solomona walizki z rzeczami profesora Willburyego znalazły się w „Pirackim skarbie”, gdzie też udała się większość krewnych i znajomych zmarłego.

James Walker poszedł porozmawiać ze swoją nową znajomą, potem pokręcił się po gospodzie, by w końcu udać się na spacer do pobliskiego kościoła.

Tymczasem pozostała trójka, bo na wielebnego Twinkeltona liczyć nie mogli – gdy widzieli go ostatni raz jego prawa połowa twarzy wyglądała koszmarnie – cała napuchnięta i obolała. Ostry ból zęba położył pastora do łóżka. Jeden z miejscowych, niejaki „Red” zaoferował się, że podrzuci go na prom.

Kiedy James pił herbatę u Mirandy i oglądał album szkolny, a Solomon, kuzynka Lucy i Samantha próbowali posegregować notatki profesora, wysłużony samochód „Reda” opuścił Bass Harbor.




SAMANTHA HALLIWELL, SOLOMON COLTHRUST, JUDITH DONOVAN

W zebranych przez was w domu papierach profesora panował straszliwy bałagan. Chaotyczne pismo, szkice, bazgroły – wszystko to mogło być jednak niezwykle ważne, więc wczytywaliście się dokładnie w każdą kartkę, w każdy świstek, licząc na to, że zawarta w nich wiedza pomoże wam poznać sekret śmierci Adriana.

Praca była żmudna i nużąca, ale około południa udało się wam natrafić na notatki dotyczące pobytu profesora w Bass Harbor.

Kilka minut później mieliście już je uporządkowane jak należy i mogliście zapoznać się z ich treścią.

Cytat:

26 kwietnia 1922r
Przybyłem do Bass Harbor. Państwo Winterspoon wydają się być miłymi ludźmi, a wynajęty od nich dom to wręcz wspaniałe miejsce do pracy. Przespacerowałem się troszkę po okolicy i porozmawiałem z miejscowymi. To spokojni i jakże przyjaźni ludzie, myślę, że będzie mi się tutaj dobrze pracowało. Co też duże miasta robią z nas, ludzi. Przyjeżdżałem tutaj z obawą, że coś ukrywają. Niemądre myśli. Jestem zmęczony, więc kładę się spać.

Cytat:

28 kwietnia 1922r
Dzisiejszy i wczorajszy dzień spędziłem na przeglądaniu zbiorów miejscowego ratusza i biblioteki. Niestety nie zachowało się w nich nic na temat tajemniczego szczepu Adumbrali, na co tak bardzo liczyłem. Czyżby moje przypuszczenie były mylne? Czyżbym wcale nie natrafił na ślad nieznanego odłamu plemienia Abenaki. Nie! To nie jest możliwe! Jestem pewien, że moje przypuszczenia są prawdziwe i badania kieruję w dobrą stronę. Jedyną nadzieję wzbudza ten stary foliał, który podarowała mi miła Miranda Everret.
Cytat:

5 maja 1922r
Ha! Warto było. Foliał okazał się być niesamowicie pomocny! Trudno było przebrnąć przez te ręczne bazgroły, jednak wzmianki pozostawione przez jego autora nie budzą wątpliwości. W okolicy musiało mieszkać to tajemnicze plemię. Co więcej – ich nazwa była swoistego rodzaju tabu dla miejscowych. Dlaczego? Czym narazili się na gniew innych członków plemienia Abenaki? Dlaczego historia o nich zapomniała? Znów wiele pytań, a tak mało odpowiedzi.
Przespacerowałem się po miejscach, które opisywał ten XVI wieczny autor o nieczytelnym nazwisku. Domyślam się, że musiał być pastorem. Widziałem uschnięte „drzewo ofiarne” na przylądku Sutton Cup, o którym wspominał w swych zapiskach. Widziałem skałę cienia w połowie drogi do Bass Harbor. Myślę więc, że owe „miejsce ceremoniałów” na bagniskach również musi istnieć. Rankiem porozmawiam z moim przewodnikiem. To miły chłopak, więc pewnie będzie wiedział coś więcej na ten temat.
Cytat:

7 maja 1922r
Miałem rację! Kamienie, o których pisał Azariasz istnieją. Mimo, że las jest dziki i pełen bagnisk nie było trudno tam trafić. Co za wspaniałe odkrycie! Szkoda, że słońce chyliło się już ku zachodowi, a my nie wzięliśmy ze sobą odpowiedniego ekwipunku. Lasy są zimne i wilgotne. Nie mam zamiaru zachorować. O, co to, to nie! Nie mam już 18 lat by bawić się w biwakowanie. Poza tym mój młody przyjaciel zdawał się mieć pietra. Jego młodzieńcza fantazja! Trudno. Jutro wybiorę się tam samemu. Droga nie jest trudna do zapamiętania, aż dziwne, że nikt nie chodzi w tamte strony.
Cytat:

8 maja 1922r
Jestem! Zmoknięty i przemarznięty, lecz cały. Chociaż mało brakowało. Muszę przyznać, że ludzie ci napędzili mi strachu! To pewnie jacyś przemytnicy lub bimbrownicy. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby mnie zobaczyli. Dobrze, że padało i przeszli koło mnie nie zwracając na mnie uwagi.
Cóż za wspaniałe i tajemnicze miejsce te „miejsce ceremoniałów”. Znaki na kamieniach wydają się rzeczywiście być dziełem ludu Abenaki. To na sto procent ich pismo! Zatem ów tajemniczy szczep Adumbrali musiał istnieć! Gdyby nie ci „gangsterzy” miałbym więcej czasu na badania. A tak mogłem tylko zbadać te dziwne kamienie wmurowane w monolity. Z czego one są zrobione? Bazalt? Onyks? Nie wiem. Nie znam się tak dobrze na geologii, jak Tomas Yellow. Jak wrócę do Bostonu, to pokażę mu te kamyczki, które udało mi się wydłubać. Niech je zbada. Jutro wrócę tam ponownie! Nauka wymaga poświęceń.
Cytat:

9 maja 1922r
Zaspałem! To pewnie przez burzę. Prawie całą noc nie mogłem zmrużyć oka. Dziwne hałasy i wiatr załamujący się w koronach drzew i na strychu! To niedorzeczne, lecz wydawało mi się, że ktoś woła mnie po imieniu. Boże! Wiem! Adumbrali! Jestem bliski znalezienia dowodów na istnienie waszego szczepu. Adumbrali! Do diaska! Tak! Jaki byłem ślepy nie widząc tego wcześniej. Adumbru alali! To przecież w języku ludu Abenaki! To „skryci w cieniu”, „ukryci w cieniu”! To oczywiste! Plemię miało swoje tajemnice! Ludzi, którzy byli wyklęci! Nawet Azariasz o tym pisze! Dopiero zmęczenie otworzyło mi oczy! Wszystko zaczyna się wiązać w logiczną i spójną całość. Mam nadzieję, że moje odkrycie pozwoli przeprowadzić tutaj profesjonalne badania. Boże! Jakiż jestem podekscytowany! No nic! Talbot czeka! Zamarudziłem, a muszę zrobić jeszcze tyle notatek.
Cytat:

10 maja 1922r
Nie wiem, co o tym wszystkim sądzić! Nie wiem już, co było przewidzeniem, a co zdarzyło się naprawdę. Jestem chory. Mam 40°C gorączki, trzęsie mną febra, a umysł płata figle. Rankiem udam się do lekarza i powiem policji, co widziałem na bagnach! Boże! Biedny Jimi. Mam nadzieję, że to tylko moja rozgorączkowana wyobraźnia! Że nic mu się nie stało. Że żyje! Co to za amulet! Jak go zdobyłem! Czemu nic nie pamiętam! Co się ze mną dzieje! Boże! Muszę się położyć spać! Gorączka minie, jak się wyśpię. Rano powiem o wszystkim konstablowi i jeśli chłopak rzeczywiście zaginął, to poszukamy go. Adumbrali. Adumbrali. Brzmi, jak modlitwa. Jak zakazane słowo! Rano nad tym się zastanowię! Gaszę lampę i idę spać.
Spojrzeliście na zegarek. Dochodziła druga. Spędziliście nad notatkami więcej czasu, niż sądziliście. Pokój, w którym pracowaliście, wydawał się wam duszny i ciasny.


JAMES WALKER


Po spotkaniu z Mirandą i lunchu zjedzonym w tawernie poszedłeś na spacer w stronę kościoła.
Leżał nieco na uboczu, więc znów musiałeś przespacerować się koło domu Mirandy Everret. Złapałeś się na tym, że wpatrujesz się w jej dom z nadzieją, na jej zobaczenie. Po drodze minąłeś kilkoro miejscowych. Zachowywali się przyjaźnie, witając cię uśmiechami i zwyczajowymi pozdrowieniami. W popołudniowym świetle Bass Harbor wyglądało znacznie przyjemniej i mniej mrocznie. I gdyby nie wspomnienie tego, co ujrzałeś w tawernie nocą, mógłbyś z czystym sumieniem powiedzieć, że miasteczko nie wyróżnia się od tysiąca mu podobnych.

Kościół wzniesiono na pagórku tez blisko lasu. Pomalowany na czerwono budynek ze szpiczastym, jasnym dachem, odcinał się kolorami od reszty osady.





Im bliżej byłeś, ty wyraźniej widziałeś bujne krzewy wokół kościoła. Tuż obok stał niewielki domek – zapewne mieszkanie duchownego.

Kiedy podszedłeś blisko ogrodu, zauważyłeś, że krząta się w nim jakiś mężczyzna. Miał na sobie gruby sweter, czapkę, sprane żeglarskie, ubłocone ziemia portki oraz wysokie gumiaki. Pracownik wyrywał chwasty szeroką haczką ogrodową.

Minąłeś go kierując swoje kroki w stronę domku. Zapukałeś, ale nikt nie odpowiedział.

- Szuka pan kogoś? – ogrodnik zakrzyknął do ciebie nie przerywając pracy.

- Tak. Księdza.

- Słucham? – ogrodnik odłożył narzędzie opierając je o płot. – Jestem Malcolm Taflyrn i pełnie posługę w tutejszej parafii.

Podszedł bliżej wycierając brudne dłonie w spodnie. Twarz miał surową, poważną, wzrok skupiony i bystry. Malcolm był mężczyzną w sile wieku o włosach lekko przyprószonych siwizną, gładko wygolonej twarzy i szerokiej, przypominającej boksera, szczęce. W ciemnym swetrze rybackim i ubłocony ziemią odbiegał od wizerunku bogobojnego duchownego w sutannie, jaki sobie wytworzyłeś w myślach idąc do kościoła.

- Czym mogę panu służyć?
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 15-05-2011 o 11:01.
Armiel jest offline