Jan przysunął się bliżej jej twarzy i mruknął - Nie należy nie doceniać ludzi, zwłaszcza tych dziwnych.
Przyglądał się jej twarzy, oświetlanej blaskiem ognia.
- Dziwacy sięgają czasem po to co... dla innych wydaje się poza zasięgiem. - Uśmiechnął się przyglądając się jej wargom. - Wiesz, że jesteś prześliczna, Erlene?
- Tak, dziwacy robią różne dziwne rzeczy - przyznała dziewczyna z uśmiechem, odkładając nóż z powrotem do torby. - Ale wiesz co? Zmieniłam zdanie. Nie jesteś dziwny, jesteś dokładnie taki sam, jak inni mężczyźni. Tak samo jak oni czarujesz - dodała z zawadiackim uśmiechem.
- Wierzę - zaśmiał się Jan i dodał z uśmiechem. - Wierzę, że niejeden próbował cię oczarować. - Zerknął na Erlene. - Bo i pewnie ty spojrzeniem swych oczu potrafisz zawrócić w głowie, każdemu.
Potarł podbródek zerkając na nią. - U nas... dawno temu. Cóż... bardziej na południe. Takie dziewczę jak ty pewnie nazwano by, driadą. U mnie w rodzinnych stronach, kiedyś nazwano by cię, rusałką.
- Dawno już minęły te czasy, gdy zawracałam w głowie młodzieńcom - rzuciła, a w jej głosie zabrzmiał dziwny sentyment.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć... czarodziejko - rzekł z żartobliwym tonem głosu Jan spoglądając w twarz dziewczyny - by te czasy bezpowrotnie minęły.
- Wierz w co chcesz - mruknęła dziewczyna z uśmiechem.
Rosiński skinął głową w odpowiedzi. Po czym spytał. - Co możesz mi powiedzieć o... miejscu do którego wracamy. O Mildrith i... reszcie tamtejszej szlachty. Nie bardzo się orientuję za bardzo w tym wszystkim. - Potarł nerwowym ruchem palca płatek nosa. -A przyjdzie nam stanąć przed nimi. Myślisz, że bez sprzeciwu zaaprobują wolę bogów? - Jan miał raczej wątpliwości, co do tego.
- Nigdy nie byłam w stolicy, właściwie nigdy nie wyjeżdżałam poza moją rodzinną osadę - wyznała Erlene z nutką żalu w głosie. - Nie licząc oczywiście mojego wyjazdu do Noituus. Niewiele mogę powiedzieć o królowej i jej otoczeniu. Wiem tylko, że król Eadgard darzył specjalną czcią Lokiego, choć to Thor jest patronem królewskiej rodziny. I że to Loki połączył Mildrith i Eadgarda. Myślę, że królowa będzie skłonna ulec woli bogów. Jej doradcami są doświadczeni wojowie, tacy sami jak ojciec mój, czy Samkhy. Oni będą się kierować dobrem naszego ludu, a to wymaga usunięcia klątwy. Niezależnie od tego, jak zdecyduje królowa, sądzę że jej pasierbica, Alana będzie miała przeciwne zdanie. One niezbyt za sobą przepadają.
- Jaka jest twoja rodzinna osada? - spytał Jan ciekaw, jak mieszkała Erlene.
- Jak to jaka? - zdziwiła się nie rozumiejąc o co mu chodzi. - Normalna. Mój ojciec miał gród, warowny zamek otoczony miasteczkiem, w którym mieszkali i pracowali jego poddani.
- Twój ojciec był szlachetnie urodzonym? To ty jesteś księżniczką? Taką pomniejszą? - spytał Jan w zaciekawieniu. W sumie Erlene rzeczywiście zachowywała się jak szlachcianka, czasami. A przynajmniej jak jego wyobrażenie o pannach z wyższych sfer.
- Tak, mój ojciec był wielkim wojownikiem. Miał posłuch wśród ludzi. Ale mylisz się, nie jestem księżniczka, w moich żyłach nie płynie królewska krew - odparła spokojnie, łagodnym tonem, znów mówiąc do niego jak do małego dziecka.
- Chodziło mi bardziej o to, że... jesteś skarbem, o który walczą mężczyźni. Wyjątkowa - odparł z uśmiechem Jan. I splatając dłonie rzekł zmieniając temat. - W moim... świecie, krążą opowieści o księżniczkach, które czekają na swego wybawiciela zamknięte w wieżach i bronione przez potwory. Czekają na uwolnienie.
- W takim razie zgoda, byłam skarbem, o który zabiegały całe tabuny adoratorów - odparła z dziwnym żalem w głosie. - Byłam nim, dawno temu, ale postanowiłam iść własną drogą i przestałam być. Mówi się trudno, jakoś nie potrzebuję tabuna adoratorów, wystarczy mi, że mogę być sobą - dodała z uśmiechem, ale widać było, że jest to uśmiech trochę wymuszony, a w jej głosie wciąż brzmiał żal.
- Nie rozumiem. Nadal jesteś piękna. Nadal jesteś córką swego ojca - odparł Rosiński, po czym dodał. -Nie musisz mi odpowiadać, jeśli są to dla ciebie bolesne sprawy.
- Uroda to w moim kraju nie wszystko - westchnęła ciężko i pociągnęła nosem, tak jakby próbowała powstrzymać łzy. - By móc liczyć na kandydatów do ręki, kobieta musi mieć jeszcze odpowiednią pozycję, mieć za sobą silną i bogatą rodzinę. Ja tę pozycję straciłam. Zapłaciłam bardzo wysoką cenę za to, by móc o sobie samostanowić. To wszystko - znów westchnęła, tym razem jednak na jej twarzy zagościł trudny do zidentyfikowania grymas. - Teraz już wiesz o mnie sporo, a ja o tobie wciąż nic. Jakież to mroczne tajemnice skrywa twoje serce, Janie?
- Mroczne? Niech się zastanowię - odparł Jan szukając czegoś co by można uznać za mroczne. -Posiadłość mojej rodziny nie była imponująca. A ja sam uczyłem się na ...kowala, to dość pasujące słowo - uśmiechnął się i dodał - a potem, zostałem wojem. I jeździłem do dalekich krajów, by zaprowadzać pokój. Tam można też zobaczyć wybite do nogi wsie pełne trupów. Mordujące się między sobą w bratobójczej wojnie... klany i plemiona. I głód.
Moje... przyobiecane mi kobiety, jakoś nie wytrzymywały rozłąki - westchnął cicho na koniec. Wyciągnął jakiś sztywny fragment pergaminu i spoglądał w niego. - Wątpię by obecna uczyniła inaczej. Pewnie już jest czyjąś...żoną.
- Wojna zawsze niesie za sobą śmierć, głód i cierpienie - odparła beznamiętnie. - Raz ty najeżdżasz i ograbiasz sąsiadów, raz oni najeżdżają i plądrują twoje ziemie.
Sięgnęła do leżącego nieopodal stosu chrustu i wrzuciła w ogień kilka grubych gałęzi.
- Jest w tym jakaś sprawiedliwość.
- To prawda. - Jan dorzucił do ognia, ów "pergamin", nie pokazując go Erlene.Po czym patrzył jak zdjęcie zaczyna płonąć. Uśmiechnął się do dziewczyny i dodał. - Obawiam się, że jedyne "mroczne wspomnienie" jakie mam to, zbyt dużo alkoholu podczas noworocznej zabawy i wylądowanie w łóżku... z... wojowniczką - zaśmiał się cicho. -Eeeech... wstyd się do tego przyznawać przy kobiecie.
- Dlaczego uważasz, że jest to powód do wstydu? - zdziwiła się. - Mężczyźni lubują się w opowieściach ileż to niewiast im uległo. Przynajmniej tutejsi tak mają - dodała z uśmiechem.
- Tak. Ale nie ona była moją na... przyobiecaną mi. W sumie... to była zdrada - westchnął nieco zawstydzony Jan i wzruszył ramionami dodając. - I raczej nie planowana. Tylko z winy alkoholu.
- Z winy alkoholu? - zaśmiała się. - Z winy alkoholu to można co najwyżej zarzygać ulubiony obrus ukochanej kobiety, a nie ją zdradzić.
- A ty popełniłaś kiedyś głupstwo? - wypalił nagle Jan po czym zaczerwieniony dodał. - Wybacz, że pytałem... głupie pytanie. - Po czym uśmiechając się dodał. - Więc nie będziesz obrażała, jeśli po kilku głębszych, będę chciał... niech pomyślę... pocałować cię?
- Nie, nie obrażę się. Najwyżej kopnę cię w kostkę, albo - jeśli będziesz bardzo natrętny - w krocze - odparła z rozbawieniem. - Zdradzę ci pewien sekret - dodała ciszej, tak jakby faktycznie chciała mu zdradzić tajemnicę. - Nie jestem taka zupełnie bezbronna, na jaką wyglądam. Mam dziewięciu starszych braci, nauczyli mnie jak o siebie zadbać.
- Nie wyglądasz na taką - stwierdził Jan przyglądając się jej. - Wyglądasz bardzo dziewczęco. Ale wygląd rzeczywiście może mylić. - Oczywiście nie zamierzał jej wyjaśniać, że zapewne potrafiłby ją obezwładnić gołymi rękami. W końcu był do tego szkolony. Spytał po chwili. - To jaką bronią uczyli cię władać?
- Prawdę mówiąc to... nigdy nie uczyli mnie walczyć bronią. Wiesz... jak się ma dziewięciu postawnych chłopów za sobą to raczej nikt ci nie podskoczy - mówiła to z rozbawieniem, ale i z wyraźnie brzmiącym w głosie radością sentymentem. Na jej twarzy wykwitł radosny uśmiech, który świadczy o tym, że przywołane wspomnienia są miłe. - Jak miałam jakieś dziesięć, może jedenaście lat dostałam od ojca zabawkowy miecz. Taki drewniany, ale z ładnie rzeźbioną rękojeścią. Zamiast uczyć się cięć i pchnięć wolałam walić nim kolegów po głowie. No i na tym skończyła się moja przygoda z bronią.
- Aha... mnie uczono obezwładniać lub zabijać - odparł Jan przesuwając pieszczotliwie dłonią po karabinie. - A w domu, sam byłem obrońcą sióstr, choć... Mój dom jest spokojniejszym miejscem, niż twój świat.
- Jesteś wojownikiem, to normalne że umiesz obezwładniać i zabijać - odparła spokojnie. - Jesteś wojownikiem, choć jako drwal wydawałeś mi się bardziej pociągający - dodała żartobliwie i uśmiechnęła się szeroko, prezentując mężczyźnie równe, białe zęby.
- Pewnie jako pływak jeszcze bardziej. - odparł Rosiński ze śmiechem i powędrował spojrzeniem po sylwetce Erlene, mrucząc pod nosem. - Powinniśmy kiedyś razem odwiedzić saunę.
- Obawiam się, że w najbliższym czasie nie będziemy mieli ku temu okazji.
- Wracamy do dworu Mildrith. A jeśli wyprawa w góry, jest tak ciężka i groźna to... myślę, że będzie potrzeba kilka dni, na przygotowanie się do niej. Choćby po to, bym mógł sobie oręż wykuć i przygotować - odparł po chwili namysłu Rosiński.
- Wasza broń jest zupełnie inna od tej, jaką władają mężczyźni z mojego ludu - zauważyła Erlene. - Wykucie nowej nie jest wielką filozofią, jeśli wie się, jak to zrobić. Kowale z królewskich kuźni doskonale znają się na sztuce produkcji mieczy, tarczy i grotów. Nie skłamię, jeśli powiem, że w całym królestwie nie ma takich kowali, jakich ma u siebie królowa. Ale obawiam się, że nie będą w stanie zbyt wiele pomóc w kwestii waszej broni. Jaki więc oręż chcesz wykuć?
- Nie tak potężny jak ten, ale... - Rosiński stuknął palcem o swój karabin. - Z całym szacunkiem, dla królewskich kowali. Jeśli chodzi o metalurgię, to dysponuję większą wiedzą od nich. I podobnymi umiejętnościami - odparł Jan uśmiechając się lekko. - Dlatego sam wolę przygotować swoją broń.
- Jesteś bardzo pewny siebie - zauważyła Erlene i uśmiechnęła się odrobinę. - Czy aby nie za bardzo? - dodała po chwili. Spojrzała w niebo na zaróżowione promieniami z wolna zachodzącego słońca chmury. - Niedługo będzie się ściemniać. Samkha powinna niebawem wrócić.
- Wiem co potrafię. I widziałem co tu wykuwano. Mam więc rozeznanie - stwierdził Jan i zerknął w niebo mówiąc. -Jeśli czujesz się zmęczona, to połóż się spać. Ja będę czuwał.
- Nie powiedziałam, że jestem zmęczona - mruknęła cicho zbliżając ręce do ogniska by je ogrzać. Chłodna wieczorna bryza faktycznie mogła zmrozić niejednego, zwłaszcza kogoś o tak smukłej posturze jak Erlene. - Ja nie z tych co mdleją od byle wysiłku. My, Krigarskie kobiety, jesteśmy silne, trudy dnia codziennego nam nie straszne - dodała dumnie.
Jan zsunął z siebie wojskową kurtkę i otulił nią dziewczynę mówiąc. - Tak. Niewątpliwie bardzo silne. Co nie znaczy, że muszą marznąć bez potrzeby. Samkha i Chris pewnie długo zabawią w lesie.
Wstała od ogniska i podeszła do swojego konia. Przez chwilę szukała czegoś w przytroczonych do siodła jukach, wreszcie wyciągnęła zwinięty w rulon kawałek grubego materiału. Po rozwinięciu i zarzuceniu na plecy okazał się to być długi do kolan płaszcz z kapturem, podszyty miękkim i miłym w dotyku materiałem. Dziewczyna zapięła sobie płaszcz na szyi żółwiową broszą, podobną do tych, jakie przytrzymywały paski jej fartuszka i wróciła do Jana.
- Nie będzie mi to potrzebne - rzuciła cicho oddając mu kurtkę, po czym usiadła tuż obok niego.
Rosiński tylko skinął głową w odpowiedzi i założył kurtkę na siebie. Po czym spytał. - A dla ciebie też coś wykuć, jeśli będzie okazja? Sztylet może?
- Niczego mi nie potrzeba - odparła. - A sztylet już mam - dodała wskazując na przywiązaną do paska jej sukni skórzaną pochwę.
- Tak. Pamiętam. - Jan wyjął swój nóż.
Ostrze z hartowanej stali zalśniło krwawo w blasku ognia.
- Tylko że ten, nie stępi się tak łatwo i przebije przy pchnięciu każdą z tutejszych kolczug. Ostrze z hartowanej nie poddającej się rdzy stali. Jeśli wykuję oręż choć w połowie tak dobry, będę szczęśliwy.
- Wszystko się kiedyś psuje - odparła Erlene sentencjonalnie. - Nie ma rzeczy niezawodnych, które się nigdy nie stępią, nigdy nie zardzewieją, nie stłuką czy nie połamią. Na wszystko kiedyś przyjdzie czas, nawet na bogów. Może i mój sztylet nie jest wykonany według znanych ci receptur, ale jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Dlatego pozwolisz, że będę w dalszym ciągu go używać.