Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2011, 16:49   #128
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Jan przysunął się bliżej jej twarzy i mruknął - Nie należy nie doceniać ludzi, zwłaszcza tych dziwnych.
Przyglądał się jej twarzy, oświetlanej blaskiem ognia.
- Dziwacy sięgają czasem po to co... dla innych wydaje się poza zasięgiem. - Uśmiechnął się przyglądając się jej wargom. - Wiesz, że jesteś prześliczna, Erlene?
- Tak, dziwacy robią różne dziwne rzeczy - przyznała dziewczyna z uśmiechem, odkładając nóż z powrotem do torby. - Ale wiesz co? Zmieniłam zdanie. Nie jesteś dziwny, jesteś dokładnie taki sam, jak inni mężczyźni. Tak samo jak oni czarujesz - dodała z zawadiackim uśmiechem.
- Wierzę - zaśmiał się Jan i dodał z uśmiechem. - Wierzę, że niejeden próbował cię oczarować. - Zerknął na Erlene. - Bo i pewnie ty spojrzeniem swych oczu potrafisz zawrócić w głowie, każdemu.

Potarł podbródek zerkając na nią. - U nas... dawno temu. Cóż... bardziej na południe. Takie dziewczę jak ty pewnie nazwano by, driadą. U mnie w rodzinnych stronach, kiedyś nazwano by cię, rusałką.
- Dawno już minęły te czasy, gdy zawracałam w głowie młodzieńcom - rzuciła, a w jej głosie zabrzmiał dziwny sentyment.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć... czarodziejko - rzekł z żartobliwym tonem głosu Jan spoglądając w twarz dziewczyny - by te czasy bezpowrotnie minęły.
- Wierz w co chcesz - mruknęła dziewczyna z uśmiechem.
Rosiński skinął głową w odpowiedzi. Po czym spytał. - Co możesz mi powiedzieć o... miejscu do którego wracamy. O Mildrith i... reszcie tamtejszej szlachty. Nie bardzo się orientuję za bardzo w tym wszystkim. - Potarł nerwowym ruchem palca płatek nosa. -A przyjdzie nam stanąć przed nimi. Myślisz, że bez sprzeciwu zaaprobują wolę bogów? - Jan miał raczej wątpliwości, co do tego.
- Nigdy nie byłam w stolicy, właściwie nigdy nie wyjeżdżałam poza moją rodzinną osadę - wyznała Erlene z nutką żalu w głosie. - Nie licząc oczywiście mojego wyjazdu do Noituus. Niewiele mogę powiedzieć o królowej i jej otoczeniu. Wiem tylko, że król Eadgard darzył specjalną czcią Lokiego, choć to Thor jest patronem królewskiej rodziny. I że to Loki połączył Mildrith i Eadgarda. Myślę, że królowa będzie skłonna ulec woli bogów. Jej doradcami są doświadczeni wojowie, tacy sami jak ojciec mój, czy Samkhy. Oni będą się kierować dobrem naszego ludu, a to wymaga usunięcia klątwy. Niezależnie od tego, jak zdecyduje królowa, sądzę że jej pasierbica, Alana będzie miała przeciwne zdanie. One niezbyt za sobą przepadają.

- Jaka jest twoja rodzinna osada? - spytał Jan ciekaw, jak mieszkała Erlene.
- Jak to jaka? - zdziwiła się nie rozumiejąc o co mu chodzi. - Normalna. Mój ojciec miał gród, warowny zamek otoczony miasteczkiem, w którym mieszkali i pracowali jego poddani.
- Twój ojciec był szlachetnie urodzonym? To ty jesteś księżniczką? Taką pomniejszą? - spytał Jan w zaciekawieniu. W sumie Erlene rzeczywiście zachowywała się jak szlachcianka, czasami. A przynajmniej jak jego wyobrażenie o pannach z wyższych sfer.
- Tak, mój ojciec był wielkim wojownikiem. Miał posłuch wśród ludzi. Ale mylisz się, nie jestem księżniczka, w moich żyłach nie płynie królewska krew - odparła spokojnie, łagodnym tonem, znów mówiąc do niego jak do małego dziecka.
- Chodziło mi bardziej o to, że... jesteś skarbem, o który walczą mężczyźni. Wyjątkowa - odparł z uśmiechem Jan. I splatając dłonie rzekł zmieniając temat. - W moim... świecie, krążą opowieści o księżniczkach, które czekają na swego wybawiciela zamknięte w wieżach i bronione przez potwory. Czekają na uwolnienie.
- W takim razie zgoda, byłam skarbem, o który zabiegały całe tabuny adoratorów - odparła z dziwnym żalem w głosie. - Byłam nim, dawno temu, ale postanowiłam iść własną drogą i przestałam być. Mówi się trudno, jakoś nie potrzebuję tabuna adoratorów, wystarczy mi, że mogę być sobą - dodała z uśmiechem, ale widać było, że jest to uśmiech trochę wymuszony, a w jej głosie wciąż brzmiał żal.

- Nie rozumiem. Nadal jesteś piękna. Nadal jesteś córką swego ojca - odparł Rosiński, po czym dodał. -Nie musisz mi odpowiadać, jeśli są to dla ciebie bolesne sprawy.
- Uroda to w moim kraju nie wszystko - westchnęła ciężko i pociągnęła nosem, tak jakby próbowała powstrzymać łzy. - By móc liczyć na kandydatów do ręki, kobieta musi mieć jeszcze odpowiednią pozycję, mieć za sobą silną i bogatą rodzinę. Ja tę pozycję straciłam. Zapłaciłam bardzo wysoką cenę za to, by móc o sobie samostanowić. To wszystko - znów westchnęła, tym razem jednak na jej twarzy zagościł trudny do zidentyfikowania grymas. - Teraz już wiesz o mnie sporo, a ja o tobie wciąż nic. Jakież to mroczne tajemnice skrywa twoje serce, Janie?

- Mroczne? Niech się zastanowię - odparł Jan szukając czegoś co by można uznać za mroczne. -Posiadłość mojej rodziny nie była imponująca. A ja sam uczyłem się na ...kowala, to dość pasujące słowo - uśmiechnął się i dodał - a potem, zostałem wojem. I jeździłem do dalekich krajów, by zaprowadzać pokój. Tam można też zobaczyć wybite do nogi wsie pełne trupów. Mordujące się między sobą w bratobójczej wojnie... klany i plemiona. I głód.
Moje... przyobiecane mi kobiety, jakoś nie wytrzymywały rozłąki - westchnął cicho na koniec. Wyciągnął jakiś sztywny fragment pergaminu i spoglądał w niego. - Wątpię by obecna uczyniła inaczej. Pewnie już jest czyjąś...żoną.
- Wojna zawsze niesie za sobą śmierć, głód i cierpienie - odparła beznamiętnie. - Raz ty najeżdżasz i ograbiasz sąsiadów, raz oni najeżdżają i plądrują twoje ziemie.

Sięgnęła do leżącego nieopodal stosu chrustu i wrzuciła w ogień kilka grubych gałęzi.

- Jest w tym jakaś sprawiedliwość.
- To prawda. - Jan dorzucił do ognia, ów "pergamin", nie pokazując go Erlene.Po czym patrzył jak zdjęcie zaczyna płonąć. Uśmiechnął się do dziewczyny i dodał. - Obawiam się, że jedyne "mroczne wspomnienie" jakie mam to, zbyt dużo alkoholu podczas noworocznej zabawy i wylądowanie w łóżku... z... wojowniczką - zaśmiał się cicho. -Eeeech... wstyd się do tego przyznawać przy kobiecie.
- Dlaczego uważasz, że jest to powód do wstydu? - zdziwiła się. - Mężczyźni lubują się w opowieściach ileż to niewiast im uległo. Przynajmniej tutejsi tak mają - dodała z uśmiechem.
- Tak. Ale nie ona była moją na... przyobiecaną mi. W sumie... to była zdrada - westchnął nieco zawstydzony Jan i wzruszył ramionami dodając. - I raczej nie planowana. Tylko z winy alkoholu.
- Z winy alkoholu? - zaśmiała się. - Z winy alkoholu to można co najwyżej zarzygać ulubiony obrus ukochanej kobiety, a nie ją zdradzić.

- A ty popełniłaś kiedyś głupstwo? - wypalił nagle Jan po czym zaczerwieniony dodał. - Wybacz, że pytałem... głupie pytanie. - Po czym uśmiechając się dodał. - Więc nie będziesz obrażała, jeśli po kilku głębszych, będę chciał... niech pomyślę... pocałować cię?
- Nie, nie obrażę się. Najwyżej kopnę cię w kostkę, albo - jeśli będziesz bardzo natrętny - w krocze - odparła z rozbawieniem. - Zdradzę ci pewien sekret - dodała ciszej, tak jakby faktycznie chciała mu zdradzić tajemnicę. - Nie jestem taka zupełnie bezbronna, na jaką wyglądam. Mam dziewięciu starszych braci, nauczyli mnie jak o siebie zadbać.
- Nie wyglądasz na taką - stwierdził Jan przyglądając się jej. - Wyglądasz bardzo dziewczęco. Ale wygląd rzeczywiście może mylić. - Oczywiście nie zamierzał jej wyjaśniać, że zapewne potrafiłby ją obezwładnić gołymi rękami. W końcu był do tego szkolony. Spytał po chwili. - To jaką bronią uczyli cię władać?

- Prawdę mówiąc to... nigdy nie uczyli mnie walczyć bronią. Wiesz... jak się ma dziewięciu postawnych chłopów za sobą to raczej nikt ci nie podskoczy - mówiła to z rozbawieniem, ale i z wyraźnie brzmiącym w głosie radością sentymentem. Na jej twarzy wykwitł radosny uśmiech, który świadczy o tym, że przywołane wspomnienia są miłe. - Jak miałam jakieś dziesięć, może jedenaście lat dostałam od ojca zabawkowy miecz. Taki drewniany, ale z ładnie rzeźbioną rękojeścią. Zamiast uczyć się cięć i pchnięć wolałam walić nim kolegów po głowie. No i na tym skończyła się moja przygoda z bronią.
- Aha... mnie uczono obezwładniać lub zabijać - odparł Jan przesuwając pieszczotliwie dłonią po karabinie. - A w domu, sam byłem obrońcą sióstr, choć... Mój dom jest spokojniejszym miejscem, niż twój świat.
- Jesteś wojownikiem, to normalne że umiesz obezwładniać i zabijać - odparła spokojnie. - Jesteś wojownikiem, choć jako drwal wydawałeś mi się bardziej pociągający - dodała żartobliwie i uśmiechnęła się szeroko, prezentując mężczyźnie równe, białe zęby.
- Pewnie jako pływak jeszcze bardziej. - odparł Rosiński ze śmiechem i powędrował spojrzeniem po sylwetce Erlene, mrucząc pod nosem. - Powinniśmy kiedyś razem odwiedzić saunę.
- Obawiam się, że w najbliższym czasie nie będziemy mieli ku temu okazji.
- Wracamy do dworu Mildrith. A jeśli wyprawa w góry, jest tak ciężka i groźna to... myślę, że będzie potrzeba kilka dni, na przygotowanie się do niej. Choćby po to, bym mógł sobie oręż wykuć i przygotować - odparł po chwili namysłu Rosiński.

- Wasza broń jest zupełnie inna od tej, jaką władają mężczyźni z mojego ludu - zauważyła Erlene. - Wykucie nowej nie jest wielką filozofią, jeśli wie się, jak to zrobić. Kowale z królewskich kuźni doskonale znają się na sztuce produkcji mieczy, tarczy i grotów. Nie skłamię, jeśli powiem, że w całym królestwie nie ma takich kowali, jakich ma u siebie królowa. Ale obawiam się, że nie będą w stanie zbyt wiele pomóc w kwestii waszej broni. Jaki więc oręż chcesz wykuć?
- Nie tak potężny jak ten, ale... - Rosiński stuknął palcem o swój karabin. - Z całym szacunkiem, dla królewskich kowali. Jeśli chodzi o metalurgię, to dysponuję większą wiedzą od nich. I podobnymi umiejętnościami - odparł Jan uśmiechając się lekko. - Dlatego sam wolę przygotować swoją broń.
- Jesteś bardzo pewny siebie - zauważyła Erlene i uśmiechnęła się odrobinę. - Czy aby nie za bardzo? - dodała po chwili. Spojrzała w niebo na zaróżowione promieniami z wolna zachodzącego słońca chmury. - Niedługo będzie się ściemniać. Samkha powinna niebawem wrócić.
- Wiem co potrafię. I widziałem co tu wykuwano. Mam więc rozeznanie - stwierdził Jan i zerknął w niebo mówiąc. -Jeśli czujesz się zmęczona, to połóż się spać. Ja będę czuwał.
- Nie powiedziałam, że jestem zmęczona - mruknęła cicho zbliżając ręce do ogniska by je ogrzać. Chłodna wieczorna bryza faktycznie mogła zmrozić niejednego, zwłaszcza kogoś o tak smukłej posturze jak Erlene. - Ja nie z tych co mdleją od byle wysiłku. My, Krigarskie kobiety, jesteśmy silne, trudy dnia codziennego nam nie straszne - dodała dumnie.

Jan zsunął z siebie wojskową kurtkę i otulił nią dziewczynę mówiąc. - Tak. Niewątpliwie bardzo silne. Co nie znaczy, że muszą marznąć bez potrzeby. Samkha i Chris pewnie długo zabawią w lesie.

Wstała od ogniska i podeszła do swojego konia. Przez chwilę szukała czegoś w przytroczonych do siodła jukach, wreszcie wyciągnęła zwinięty w rulon kawałek grubego materiału. Po rozwinięciu i zarzuceniu na plecy okazał się to być długi do kolan płaszcz z kapturem, podszyty miękkim i miłym w dotyku materiałem. Dziewczyna zapięła sobie płaszcz na szyi żółwiową broszą, podobną do tych, jakie przytrzymywały paski jej fartuszka i wróciła do Jana.


- Nie będzie mi to potrzebne - rzuciła cicho oddając mu kurtkę, po czym usiadła tuż obok niego.
Rosiński tylko skinął głową w odpowiedzi i założył kurtkę na siebie. Po czym spytał. - A dla ciebie też coś wykuć, jeśli będzie okazja? Sztylet może?
- Niczego mi nie potrzeba - odparła. - A sztylet już mam - dodała wskazując na przywiązaną do paska jej sukni skórzaną pochwę.
- Tak. Pamiętam. - Jan wyjął swój nóż.


Ostrze z hartowanej stali zalśniło krwawo w blasku ognia.
- Tylko że ten, nie stępi się tak łatwo i przebije przy pchnięciu każdą z tutejszych kolczug. Ostrze z hartowanej nie poddającej się rdzy stali. Jeśli wykuję oręż choć w połowie tak dobry, będę szczęśliwy.
- Wszystko się kiedyś psuje - odparła Erlene sentencjonalnie. - Nie ma rzeczy niezawodnych, które się nigdy nie stępią, nigdy nie zardzewieją, nie stłuką czy nie połamią. Na wszystko kiedyś przyjdzie czas, nawet na bogów. Może i mój sztylet nie jest wykonany według znanych ci receptur, ale jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Dlatego pozwolisz, że będę w dalszym ciągu go używać.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 15-05-2011 o 16:56.
echidna jest offline