Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2011, 17:43   #90
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Kh’aadz przeklinał pod nosem rozwieszając na wszystkich możliwych meblach w swojej komnacie przemoczone wodą ubrania. Otworzenie tego przejścia wymagało sporo pracy i nawet we dwóch z Fainem porządnie się napocili, zanim głaz ustąpił. Przeczuwał, że pomieszczenie po drugiej stronie może być zalane, zwłaszcza, gdy strugi wody zaczęły silniej przebijać się przez poluzowane łączenia w miejscach gdzie odkuli zaprawę. Może powinien był jednak uprzedzić towarzyszy? Ale nie, jeśli do Andarasa nadal nie dochodzi, że zbywanie się milczeniem nie załatwia sprawy, to jego kąpiel i jego problem. Jeszcze niecały miesiąc i będzie mógł zostawić to wszystko i wrócić na szlak prowadzący prosto do Ereboru.

Gdy wyruszał z Morii, zastanawiało go, dla czego tunele i wyjścia po wschodniej stronie są zapieczętowane, oszczędził by drogi i kto wie, być może nie wpakował by się w podobną kabałę. Ale rada klanu, w której również zasiadał jego ojciec, uparcie, po krasnoludzku, podtrzymywała swoją decyzję, a z rzadka wypytywany w tym temacie rodzic nie był skory do tłumaczeń. I tak, Khazad Dum, przynajmniej na razie, z nie znanych Kh’aadzowi powodów, nie było już tranzytem pod Górami Mglistymi, choć zważywszy na ostatnie rewelacje o pojawianiu się orków, a zwłaszcza szczepów Uruk-Haii, oraz fakt, że ostrzeżenia o nich przyszły do Eldariona również i z Morii, mogło dawać pewne podejrzenia co do zamknięcia wschodniego przejścia. Ciekawe czy tunele zostały zawalone, czy tylko zaczopowane i zapieczętowane. Tak czy siak, musiał obrać drogę na północ, po zachodniej stronie masywu, a to, plus zbiór niepojętych przypadków, doprowadziło go tutaj, na dwór nieżyjącego od wczoraj Lorda Marroca, pana na Tharbadzie, a patrząc po lochach również bogatego w staż i doświadczenie okrutnika i sadystę. Cóż… Ludzie. Akurat gdy skończył się przebierać w suche ubrania, posłaniec zapukał do jego drzwi, przynosząc zaproszenie, na audiencję z królem.
- Psia mać, a wszystko mokre… - Kh’aadz zgrzytnął zębami odprawiając młodego pazia machnięciem ręki. Przystawił swoje odzienie bliżej kominka bębniąc palcami po blacie stołu, jakby to miało przyspieszyć proces suszenia. Na szczęście ciepło płomieni okazało się wystarczające, aby na czas wysuszyć koszulę, pasiasty dublet i wełniane nogawice. Gdy już rozsiedli się przy stole wraz z Eldarionem, Kh’aadz zastanawiał się, cóż takiego było w owej tajemniczej szkatule, czy był to jakiś niezwykły przedmiot, czy tak jak podejrzewał Andaras, kolejne zagmatwane i pisane mglistym językiem wskazówki? Trochę bawiło go gdy obserwował jak Fain i Andaras usilnie unikają patrzenia w swoją stronę i jakiegokolwiek kontaktu… Panujący w tej chwili między nimi status quo mógł zostać łatwo zaburzony przez nieostrożną wypowiedź którejkolwiek ze stron, czy choćby zanadto zaczepne lub wyzywające spojrzenie. Dobrze, że się chociaż starają, choć Kh’aadz miał wrażenie, że znacznie lepiej by było, gdyby dali sobie po mordach a potem uścisnęli dłonie. Fain raczej niemiałby z tym problemu, ale jak Kh’aadz znał elfiego towarzysza, to ten albo opatrznie by to zrozumiał albo się jeszcze bardziej naburmuszył, niczym rozpieszczona dziewczynka. Cóż… Elfy.

Król w końcu zaspokoił ich ciekawość, przedstawiając zawartość przyniesionej przez elfa na dwór szkatuły. Stało się dokładnie to, czego krasnolud się obawiał, niejasne wskazówki dotyczące niewiadomych rzeczy, pochowanych w miejscach o których nikt nie słyszał. Po prostu cudownie. Do tego pisane w jakimś zapomnianym języku poematy i stare, zamazane mapy, które równie dobrze mogły przedstawiać jakieś dawno zapomniane ostępy, co bujną fantazję kartograficzną ich twórcy
. Nawet spisany niedawno list, znaleziony w skrzynce był na tyle ogólnikowy, że bez dogłębnej wiedzy w temacie, nie dało się wyciągnąć z niego zbyt wiele informacji, resztę wiedzieli już sami. Jednak jego myśli znowu zaczęły krążyć wokół drugiego głazu, zamykającego przejście przez zalaną do niedawna celę. Dokąd prowadziło? Być może warto by to sprawdzić? Nie, nie ma sensu pchać się w jeszcze większe kłopoty, najlepiej cały ten przeklęty tunel zalać, lub zawalić, albo najlepiej oba powyższe na raz. Tą myślą, Kh’aadz postanowił podzielić się z Eldarionem.
- Do póki Wasza Wysokość jest na tym zamku, trzeba zadbać o jego bezpieczeństwo - wtrącił się krasnolud, przerywając na chwilę rozważania dotyczące wyprawy do Minas Tirith.
- W lochach jest zapieczętowane przejście, nie wiem dokąd prowadzi, ale jeśli trzyma się tak samo dobrze jak to, które otwarliśmy, to marne zeń zabezpieczenie. Sugeruję całkowicie zalać lochy, albo zawalić tunel. Tak dla pewności, bo czasy coraz gorętsze a niewiadomo kto o tym wie, a w razie najgorszego, gdyby ktoś ze złymi zamiarami tamtendy przebił się na zamek… - Kh’aadz nie dokończył, doskonale wiedząc, że Król zdaje sobie sprawę z konsekwencji ewentualnego drugiego wejścia na teren zamku.
- W zasadzie to dobra sugestia. Chciałem poruszyć ten problem po naradzie wasza wysokość. W rozmowie o którą prosiłem. – Nieoczekiwanie Andaras poparł krasnoluda. Czyżby odwilż?
- Skoro jednak już tu wypłyneło. Byliśmy panie w nocy w lochach. Zasłyszałem na zamku historię jakoby Lord Maroc bał się magi. W przypadkowej rozmowie z medykiem okazało się że pięć lat temu był jednak na zamku Animista. Poszedłem tym tropem i okazało się iż ów Animista został zamurowany żywcem w lochach. Jest tam też wielu innych skazanych. Obłąkanych bądź bez języków a wszyscy bez wyjątku na skraju wyczerpania. Przejście to jest komnatą gdzie dokonał żywota ów Animista. Jak i kilku innych ludzi. – zakończył elf.
- Skąd o tym wiecie? - zapytał król Andarasa i Kh’aadza. - Kto wam pokazał ten tunel?

- Mnie on. - bez zażenowania się odparł krasnolud wskazując skinieniem głowy na Andarasa.

- A mnie Majordomus panie. Z góry jednak zaznaczam iż w dobrej wierze. Liczyłem że księgę zaklęć przy Animiście znajdę. A w niej jakieś pomocne dodatkowe zaklęcia. Które pomóc by mogły księciu. Wszak gra szła o jego życie. Tak też mu powiedziałem. Udało mi się go do mojego pomysłu przekonać. Więc winą obarczaj mnie panie jeśli jest w ogóle o co. Odkrycie z dołu okazało się dla mnie osobiście bolesne. Ów Animista był elfem panie. I jestem tego niemal pewien iż jednocześnie moim biologicznym ojcem. Wiedza zaś z dołu, chyba nam się przysłuży.- po elfie było widać smutek.

Na te słowa elfa o swoim ojcu Kh’aadza zatkało, minęło kilka sekund, zanim zdołał zamknąć otwarte ze zdziwienia usta.
- No... łądnie... - Sapnął krasnolud bębniąc nerwowo palcami po gładkim blacie stołu. Takich rewelacji po wizycie w zatęchłych i zapomnianych kazamatach twierdzy na wyspie krasnolud nie spodziewał się w najbardziej poronionych snach. Ale jak widać, Andaras potrafi zawsze zaskoczyć. Na miejscu elfa krasnolud rozniósłby pół zamku w pierzynę nie zostawiając kamienia na kamieniu, nawet na Eldarionie wieść ta zrobiła duże wrażenie, czego nawet jego przywykła do politycznych gierek twarz nie potrafiła ukryć.
- Jesli to rzeczywiście był twój ojciec Andarasie, to jest mi niezmiernie przykro. Wyjasnię to. Jak i sprawę lochów i jego więźniów. Dziękuję wam za te informacje. Cóż... powiedzieć mogę tylko, że mam nadzieję, że go kiedyś jeszcze spotkasz. - powiedział król z życzliwością patrząc na animistę po wstaniu od stołu.
- Wybaczcie, ale muszę zająć się pogrzebem Lordów Derufina i Marroca. Andarasie za godzinę przyjdź do mnie z tą księgą. Obys miał rację. Rozumiem, że należała do twego ojca. Jeśli nie, to chciałbym wiedzieć dlaczego została pogrzebana w lochach. A ty Endymionie zaopiekuj się tymi pergaminami. Kopie zostały już zrobione, ale pilnuj tych oryginałów jak oka w głowie. Za kilka dni udamy się statkiem do Gondoru. Obawiam się, że podróż przez Dunland będzie zbyt niebezpieczna. - powiedział zbierając się do odejścia.

Psia Mać – pomyślał krasnolud, Gondor może i jest po wschodniej stronie Gór Mglistych, ale to za bardzo na południe. Chociaż może rzeczywiście, gdyby spłynąć szybko Gwathlo do morza, a potem sprawnie okrętem dobić do brzegów Gondoru, to z Minas Tirith, można by sprawniej ruszyć prosto na północ przez Rohan i Rovanion. Podróż statkiem zajmie na pewno mniej niż miesiąc potrzebny do udrożnienia przełęczy. Ehh nie podobało się to Kh’aadzowi, ale jeśli Andaras postanowi wyruszyć już teraz, to nadal wiążąca go przysięga nie pozostawi mu innego wyboru. Gdy król zostawi ich samych, będzie musiał poprosić Faina, aby ten przekazał wieści jego ojcu o zmianie trasy i o braciach Stoneshallow…
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline