Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2011, 21:13   #16
Rock
 
Rock's Avatar
 
Reputacja: 1 Rock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znany
Wieczór chwila obecna, dialog nr.1, osoby: Nancy Sullivan, Billy Fox, Backley FenSohn, Borya Isidor Iwanowicz.


Przez chwilę Fox się zastanawiał nerwowo przyglądając się okolicy, nie dostrzegł jednak charakterystycznego wybrzuszenia piasku pod którym zwykle ukrywałby się robal. Odetchnął z pewną ulgą. Widział już te stwory, widział jak pożerały cwaniaków z karawany, którą prowadził przez pustynię. Słyszał ich lamenty i płacze, jednak szybko cichli. Potrafił się przemieszczać pomiędzy stadem robali, lecz warunek był jeden: poruszaj się bezszelestnie lub szybko przebieraj nogami. Nikt nie poruszał się szybciej od robali. Jednak na ścigaczach mieli szanse wymknąć się robalom. Potrzebna była zimna krew i trochę szczęścia.
“- Ooo widzę, że znów te robale Panie Williamie, ile wtedy straciłeś ludzi z karawany. - Pasożyt mimo, że znał odpowiedź zapytał. - Wiesz ilu, zbyt wielu. Mimo, że to robale, są jednak cholernie przebiegłe. Blue, następnym razem wysysaj z nich siły życiowe. A teraz nie przeszkadzaj, skup się na otoczeniu, a ja sobie zapalę aby się nieco zrelaksować.”
Fox rozsypał na kartce papieru trochę ganji, zmieszał z tytoniem i powoli skręcił kapcia. Odpalił zapałkę od buta i zapalił skręta, po chwili zapach zielska wypełnił okolicę. Poprawił kapelusz.
- Widzicie te kopce? - Wskazał palącym się skrętem - to czerwie pustynne, parszywe bydlaki o ostrych zębiskach, lubią mięsne potrawy. Możemy zawrócić modląc się, że nas już nie wyczuły. W co wątpię. Pewnie już tu się podkradają - a dla pewności przyłożył ucho do ziemi, robale można było dosłyszeć jak pełzną pod ziemią. - Możemy spróbować je objechać, co jest najbezpieczniejsze, lub przebić się. Jak dopisze nam szczęście to powinno się udać przy niewielkich stratach. Jak by nie było proponuję poruszać się w nocy, wampira powinniśmy wyprzedzić, a jadąc skrótem i w noc mamy na to szansę.
- Szkoda chciałem je obejrzeć z bliska no ale nie mamy teraz na to czasu. Zdajemy się na Ciebie Billy, nasz ty specu od wielkich czołgających się i oślizgłuch glutach. - odparła zamaskowana postać.
- Albo masz jaja ze stali, albo jesteś czubkiem. Ja je widziałem i nie śpieszy mi się do ponownego spotkania. Widziałeś grzechotnika? To powiększ go do rozmiarów 10 metrowej bestii. Czują ruch tak jak skorpiony. Więc drgania naszych ścigaczy już je pewnie zwabiły. To dla nich zaproszenie na przekąskę.
- Widziałeś kiedyś człowieka? Bestyię nad bestiami! - odparł śmiejąc się jak to miał w zwyczaju. - ja wychowałem się między najgorszymi z nich. - odparł Buckley, który był trochę nie normalny ale tak po za tym myślał całkiem logicznie. Jeśli chodzi o przetrwanie to nie chciał by zjadły go robale, wampiry czy gonił cały szwadron grotu a coś z tego musiało go czekać więc ogólnie nie przejmował się zbytnio - co.
- Nie słyszałem o tym aby ktoś je kiedykolwiek zabił, natomiast słyszałem o wielu martwych ludzikach, wampirach, mutkach. - Zaciągnął się skrętem i podał go zamaskowanemu.- Palisz?
- Już tak, to mój pierwszy w życiu. - skłamał w żywe oczy. Zaciągnął się bowiem jak rasowy palacz, w zasadzie wyglądało to tak jakby całe życie był na haju. A co dopiero teraz? - gdzieś ty to znalazł na tej zapsiochanej pustyni? - i jak to przystało na nałogowca wciągnął skręta do końca w zasadzie w ciągu zaledwie dwóch buchów.
- Zielsko pierwy sort, zebrane w Górach Granicznych. Znam kilku szaleńców, którzy tam mieszkają i handlują wodą. - Wyciągnął dwa cygara jedno podając rozmówcy, odpalił zapałkę i cygaro, a następnie płonącą zapałkę podał typowi w masce. (I tym razem przejmujący cygaro i zapałkę został porażony średnim ładunkiem elektrycznym - czyli nie śmiertelnie choć boleśnie)
- O człowieku nie rozpieszczaj mnie. - po raz wtóry wsadził cygaro w otór w masce i zaciągał się, tym jednak razem zdecydowanie szło mu to gorzej. Całośc prezentowała się co najmniej komicznie jeśli chodzi o palenie cygara przez ten otwór. Sam przeskok elektryczności spowodował ironiczny komentarz: - I bądź grzecznym węgorzem i nie kop dobra?
- Węgorzem? O czym ty gadasz do cholery. - Po twarzy Fox’a przebiegły błękitne iskry, dobrze widoczne w ciemnościach nocy.
- Taa... Po prostu kopiesz prądem. Jak mogłeś to przeoczyć? - odparł. Po czym wrócił do zaciągania się cygarem. - A tak ogólnie to jak Ty to robisz co?
- Szczerze, to sam nie wiem, ani tak zwani naukowcy. Niektórzy gadają, że przebywając na pustyni coś się porobiło w moim umyśle, coś się odblokowało i teraz mój organizm w jakiś sposób się przemienił i stałem się psionikiem. Nie tylko kopię, drobne wyładowania to jedna z wielu niedogodności, także wszystkie elektroniczne urządzenia przestają działać gdy jestem blisko. Ale za to nigdy nie brakuje mi energii do moich gnatów. - Fox mimo prowadzenia dialogu rozglądał się bacznie po okolicy, wypatrując ruchu piasku. Blue-pasożyt rozpoczął pobieranie energii, główne koncentrując się na nagromadzonej energii cieplnej w silniku. Burczał coś niezrozumiale do siebie w nieużywanych przez Fox’a częściach mózgu.
- Ooo! - odrywając się od rozmowy z Fox’em. Wrzasnął. Poczym podbiegł do małej dziewczynki i zaczął jej się przyglądać w sumie tak samo jak przyglądał się mechanicznemu koniowi czy bydlęciu imieniem Vova. I klasycznie zresztą wrzasnął jej nad uchem - Ale zajebista! skąd ją masz? - i bynamniej jego ton nie sugerował dowcipu w pytaniu. - skąd się tu wzięłaś dziecino?
- Głośniej, może czerwie nas usłyszą - odezwała się Nancy, a Claudia tylko spoglądała z dziwną miną na nieznajomego jej osobnika.
- Czerwie nie słyszą. Możesz się drzeć do woli. Ale one czują drgania, np: drgania silników. Więc im dłużej się zastanawiamy tym bardziej ułatwiamy robalom szansę namierzenia nas. One się co chwila zatrzymują aby lokalizować ofiarę, bo gdy same pełzną pod ziemią zagłuszają się wzajemnie.- Głos Fox’a nieco się zmienił, ton jego głosu bardziej brzmiał jak kolokwialny tonu naukowca. To Blue przemawiał korzystając z narządu mowy nosiciela.
NIezbyt przejmujący się konsekwencjami, najwidocznie beztroski Buckley zwinnie skoczył za małą dziewczynkę, po czym paluchem wskazał jej starszą panią i odparł:
- Ona zawsze taka? Ty mnie obronisz nie? - rzekł do małej zamaskowany cioł.
Claudia tylko zachichotała cicho, przyglądając się z ciekawością dziwnemu jegomościowi.
- Śmieszny jesteś - powiedziała po chwili i wyciągnęła jakieś zawiniątko z papierowej torby. - Chcesz cukierka? - spytała, wyciągając rękę do dziwaka.
- Oo cukierki! - krzyknął z entuzjazmem jednak nie sięgnął po żadnego kiwając przecząco głową, smak tytoniu z przed paru minut nadal krążył po jego ustach. - uważaj na Fox-a on jest trochę jak węgorz, chcesz zobaczyć? - zapytał małej.
Dziewczynka skinęła tylko głową, uśmiechając się radośnie.
- Skąd wiesz tyle o pustyni? - Nancy zwróciła się do Foxa. Właściwie, to nie miała jeszcze okazji z nim porozmawiać, a jego wiedza wydała jej się na tyle ciekawa, że postanowiła nadrobić te zaległości.
- Wychowałem się na pustyni, na pustyni zostałem znaleziony przez łowców wampirów i wychowany przez zwiadowcę oraz wyszkolony na zwiadowcę. - Przełożył palące się cygaro z kącika ust w drugi, a po twarzy przebiegły kolejne błękitne iskry wyładowania.
- Widzisz? jak się iskrzy. - mruknął Buckley a potem dodał - to może mi powiesz coś o twojej - zrobił pauzę by dobrać odpowiednio słowo a po chwili dokończył - opiekunce. - Po-czym przeskoczył tak by widziała jego ciemną maskę i jażące się w otworkach oczy.
- To Nancy, moja siostra - odpowiedziała Claudia.- Zabija wampiry - dodała po chwili namysłu, po czym spojrzała w gwiazdy.
Natomiast sama Nancy wysłuchała krótkiej wypowiedzi jej rozmówcy, po czym uśmiechnęła się delikatnie.
- Dobrze mieć kogoś z taką wiedzą w drużynie... - powiedziała. - Swoją drogą, jak to się stało? No wiesz... Że trafiłeś na pustynię?
Przechylił głowę na bok. - Nie bardzo rozumiem. Od zawsze byłem na pustyni, to mój dom, tu czuję się jak... jak ryba w wodzie - podpowiedział Blue, a ton głosu Fox’a ponowne tego wieczoru uległ zmianie. - Ale dość tej bzdetnej gadki, robale mogą nas podejść w każdej chwili, powinniśmy stąd ruszać, albo jeśli chcemy pogadać to lepiej wjechać na tamte płyty skalne - mówiąc to wskazał palącym się cygarem na porozrzucane płyty skał - i wyłączyć ścigacze.
Nancy skinęła tylko głową na znak, że doskonale rozumiała niebezpieczeństwo.
- Jam Ci panienko sir Buckley FenGarnek - bujał w obłokach, wydurniając się Buckley - A jak Cię zwą księżniczko? - odparł do dziewczynki.
- Hm... - zamyśliła się. - Gdybym ci wyjawiła moje imię, musiałabym cię zabić - odparła bardzo poważnym, acz dziecięcym tonem głosu, po czym znów zachichotała pod nosem.
- Mój giermek Fox ma racje czas ruszać panienko - kontynuował Buckley popisując się przed dziewczynką, z którą to rozmowa absorbowała większość jego uwagi. Zrobił salto w tył lądując na jednej ręce i machając jej drugą w tej dziwnej acz efektownej pozycji. Po czym wskoczył na swój ścigacz tz. Furię. Przechodząc jednak obok Nancy szepnął jej cicho w ucho:
- Kretynko ona zginie na tej pustyni przez twoją ambicję. Nawet mnie nie kręci specjalne mordowanie dziewczynek - odparł najwidoczniej zfrustrowany. Ogólnie cięzko wyjaśnić czemu to powiedział bowiem jego charakter był zmienny dość szalony nie mniej jednak powiedział to spokojnie i z ogładą.
Dziewczyna złapała go za ramię i pociągnęła ku sobie, przystawiając lufę rewolwera do jego skroni.
- A mnie kręci zabijanie takich dziwaków, jak ty, więc następnym razem uważaj na słowa - warknęła, by poźniej popchnąć go, chwycić Claudię za rękę i odejść w stronę swojego ścigacza.
- Haha - wybuchnął śmiechem gdy dziewczyna przyłożyła mu lufę do skroni, po czym nadal dławiąc się śmiechem dodał - Nie zabijesz mnie tu sama nie ginąc, mogę być dziwakiem ale to dużo lepsze od mordowania niewinnych dzieci. - odparł po czym pchnięty, wrócił do ścigacza uśmiechając się w stronę Fox-a dodał:
- To co ruszamy węgorz?
- W drogę. I nie jestem jebanym węgorzem, cokolwiek to jest.
Fox nie czekając na maruderów ruszył w stronę najbliższej półki skalnej, wyłączył silnik przed wjechaniem na nią i wprowadził silver fish na powierzchnię skały. Tam miał zamiar poczekać na pozostałych pozostając ‘niewidocznym’ dla czerwi pustynnych.
Borya pogłaskał Vovę wzdychając głęboko. Już się prawie zabijają. Za szybko na wykruszanie się.
-Billy ma rację kurduplu. Trza się stąd zabrać.- Odpalił furię i wjechał za resztą na skały, po czym nalał swojemu małpoludowi miskę wody. Znacznie większą niż potrzebowałby człowiek. Cóż. Urok rozmiaru. Odprowadził swój motocykl na bok. Vova położył się odpoczywając po podróżowaniu w bardzo niewygodnej pozycji. Co jak co, ale przyczepka jest mała jak na jego gabaryty. Isidor wyciągnął z jednej z saszet szklaną butelkę bez oznaczeń, chyba miał w środku wodę. Jednak jeśli ktoś go obserwował to szybko się przekonał, że to nie była woda. Borya odkręcił i wypełnił usta płynem, po czym pospiesznie zakręcił i odstawił ją prężąc się. Nie połknął zawartości, oczy miał zamknięte. Twarz mu drgała gdy oparł się o Furię. Połknął i natychmiast otworzył szeroko usta, a z nich popłynął niewielki strumyczek płynu. Staruszek dyszał ciężko czując jak właśnie dokładnie sobie zdezinfekował cały przełyk. To był mocny trunek.
- Ruka! Bierz dupe w kroki i ruszajmy. - odparł tym razem bez pardonu, świrus. - noc czy dzień? I tak źle i tak nie dobrze więc im szybciej tym lepiej. Nie uważasz? - doparł.
Wciąż podpierając się Borya odwrócił spojrzenie. Widać było pojedynczą łzę spływającą mu po policzku. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale jedynie zaskrzeczał. Wzniósł rękę karząc poczekać. Przełknął co odnowiło ogień palący gardziel.
- No dalej! wiem, że jestem gówniany w takich sprawach ale jak tu zdechniemy to nic dobrego nam z tego nie przyjdzie. - odparł drapiąc się po głowie i zachodząc o co chodzi Ruce, jego towarzystwo odpowiadało Backleyowi po mimo że sam Backley nie należał do najhonorowszych. Po chwili nie wytrzymał, wkurzył się i wrzasnął:
-Kurwa mać.
-Spokojnie- pół wyszeptał, a pół wyskrzeczał Borya po czym zaśmiał się, choć brzmiało bardziej jakby się krztusił, przetarł twarz ręką, charknął i spluną gdzieś na bok
-Dobra, już jestem swój.- Wreszcie miał normalny głos- Oczywiście masz rację. Nie mam ochoty tu czekać na czerwie. Wolę jechać. W końcu to jest pościg.
- No i żeby mi to było ostatni raz Ruka D’yavola którego ja znam ma zawsze łeb na karku. - bąknął Backley poczym dodał:
- Znajdziemy Ci jakąś panienkę w mieście to Ci przejdzie - dodał z chciałoby się rzec uśmiechem na twarzy ale trzeba powiedzieć, że na masce.
Iwanowicz przez moment starał się zrozumieć o co chodzi towarzyszowi w masce. Spojrzał w dół i błyskawicznie otarł łzę, po czym zachichotał cicho. Chyba dopiero ją zauważył.
-Nic mi nie musi przechodzić młody. To jej wina- zaśmiał się stukając w butelkę
Widzieliście kiedyś minę oszukanego cygana ja nie ale uznajmy, że taką właśnie miał Backley. Stał tak przez chwilę bujając się z nogi na nogę, wyglądał dziwnie. I klasycznie już odparował:
- Zajebiście! Masz senstyment do trunków? ale i tak znajdziemy panienki i może flaszkę dla Ciebie i skręta. - po czym zaczął drapać się po łbie.
Uśmiechnął się od ucha do ucha...
-Jak to mówią “Whisky moja żono, tyś najlepszą z dam”- zanucił wesoły, o dziwo bardzo przyzwoicie-Ale butelki mają trochę twarde biusty, więc jak będziecie szli na panienki z radością wybiorę się z wami
Zakończył biorąc kolejny haust z butelki i reakcja się powtórzyła...
- Panienki dobra rzecz. Butelki jak butelki grunt, że pełne. - mruknął cicho jakby coś go trafiło i zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni - jedźmy już.
Borya wreszcie połknął i znów zaczął dyszeć gdy alkohol wreszcie dotarł do żołądka. Znów nie mógł odpowiedzieć zbyt szybko. Gdy już odzyskał panowanie nad ciałem zakręcił butelkę i włożył na miejsce do saszety.
 
Rock jest offline