Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2011, 22:39   #49
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Zachowanie króla nie pozostawiało wątpliwości i Argena, choć wówczas zrobiła bardzo potulną minę, obecnie nie tylko nie miała wyrzutów sumienia, ile była wręcz zadowolona, że wystrychnęła go na dudka.
Ciekawe jak długo jego ludzie będą szukać w górach ciała, którego tam nie ma. Ciekawe czy wrócą z jakimś innym, udając, że wykonali zadanie i król ponownie zostanie okłamany. Nie martwiła się tym, gdyż nie zamierzała tam wracać. Właściwie to rozbawiały ją różne możliwe scenariusze i kazała Zagu, jednemu ze swoich chochlików, ułożyć z tego śmieszną historię do opowiadania na długie wieczory.

Jechali spokojnie ku wyznaczonemu celu, Argena, Dergo i cztery małe chochliki. Ich podróż zapowiadała się bardzo spokojnie... do czasu, aż podczas postoju na swej drodze spotkali wrogo nastawione zombie.
Mimo iż śmierdziało ono niesamowicie, Argena była nawet zadowolona na jego widok.
- Baczność Dergo! Potrenujemy walkę - powiedziała zdecydowanym głosem dobywając miecza.
Młodzieniec dopiero po chwili dostrzegł nieumarłego.
- Co to jest?! - wrzasnął i przerażony aż podskoczył na jego widok. Argena miała nadzieję, że jej wojownik nie zleje się ze strachu w spodnie.
- Zombie - odpowiedziała spokojnie Argena, jakby pytał ją o spinkę do włosów. - Trup, ożywiony zapewne przez jakiegoś nekromantę - wyjaśniła spokojnie.
Na dalsze dyskusje nie było czasu, gdyż wtedy to zaczęła się walka.
Argena chciała dać młodemu okazję, aby się wykazał. Stanęła przez przeciwnikiem, a Dergo zaszedł go z jej lewej strony. Sparowała cios maczugi zaopatrzonej w pokaźny kolec... maczugi, pałki, kija, czy cokolwiek to było. Ale nie wykonała kontrataku, a nawet odsunęła się dwa kroki do tyłu.
- Atakuj, walnij go mieczem! - powiedziała zdecydowanie, gdy spostrzegła, że chłopak nie bardzo garnie się do walki. Wyglądało na to, że był dość wystraszony, ale gdy dostał polecenie od swej ukochanej, natychmiast zabrał się do dzieła. Zamachnął się mieczem i jego ostrze uderzyło o plecy napastnika. Zombie nie zareagowało w typowy dla otrzymania rany sposób, nie ryknęło, nie wygięło się w bólu, zupełnie jakby uderzyć gnijący pień drzewa. Jednak była jakaś reakcja - truposz zwrócił się przodem do młodzieńca i zamachnął się na niego maczugą. Ten uskoczył przed ciosem.
- Dobrze! I kontratak! - powiedziała Argena.
Dergo zadał cios i choć czubek ostrza ledwo drasnął przeciwnika, to można to było uznać za sukces.
Roznoszący się wokoło zapach, jak i niebywała atrakcyjność przeciwnika, nie sprzyjały jednak długiej walce. Argena zdawała sobie sprawę, że czas już kończyć. Zamachnęła się i ostrzem miecza poważnie ugodziła bok zombiego. Miała nadzieję, że ten zwróci się ku niej, a wtedy Dergo załatwi sprawę wychodząc na głównego bohatera walki.
Tak się jednak nie stało. Martwiak wybrał Dergo na przeciwnika i nie dał się rozkojarzyć byle ciosem. Zamachnął się na młodzieńca, a choć ten prawidłowo wykonał blok, to nie wykazał się dostateczną siłą i maczuga uderzyła o jego kolczugę, która na szczęście obroniła swego właściciela przed obrażeniami.
Widząc to, Argena wkroczyła do akcji i z całej siły kopnęła ich przeciwnika w bok. Chciała go wyłączyć na chwilę z walki, aby uchronić swojego chłopczyka.
Zombie nie miał szans wygrać z prawami fizyki i padł na ziemię pod wpływem silnego ciosu.
- W porządku? Jesteś cały? - spytała Argena, gdy mieli chwilę spokoju.
- Tak - rzekł od razu, spoglądając na rozmówczynię. - Przyblokowałem trochę cios i kolczuga mi się sprawdziła... Ale to to silne - powiedział i chyba miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale Argena weszła mu w słowo:
- Uważaj! - krzyknęła.
Oboje popełnili błąd. Dergo wręcz odwrócił się tyłem do przeciwnika, zaś Argena uznała, że skoro go powaliła ma więcej czasu zanim się podniesie i nie skupiła się na przeciwniku. Dostrzegła go kontem oka, gdy już stał i brał zamach na młodzieńca. Ostrzegła go krzykiem, ale ten zamiast uniku albo innego natychmiastowego działania, jedynie odwrócił się aby spojrzeć co się dzieje. Zobaczył zombiego i maczugę lecącą w kierunku jego głowy, a chwilę potem poczuł jak jakaś duża siła pchnęła go i młodzieniec upadł na ziemię.
To Argena. Widząc, że jej wojownik nie zdążył zareagować w porę popchnęła go mocno obiema rękami, aby obronić go przed spadającą na jego głowę maczugą. Niestety wystawiła się tym na cios... a dokładniej rzecz biorąc, wystawiła na niego swoje ręce. Wielki gwóźdź, w który była wyposażona broń przeciwnika, na szczęście nie ugodził jej w rękę, a znalazł się między nimi. Nie mniej jednak drewniana maczuga uderzyła ją mocno w jej lewe przedramię.
Kobieta krzyknęła z bólu. Miała już tego dość. Jej broń leżała teraz gdzieś na ziemi i nie było czasu na jej szukanie. W gniewie cisnęła w zombie zaklęciem kuli ognia ostatecznie powalając przeciwnika.
Z jej ust popłynęło kilka ostrych słów, głośno wypowiedzianych w nieznanym dla Dergo języku. Domyślał się jednak, że musiały to być jakieś przekleństwa.
Kobieta zaczęła masować lewe przedramię. Nie była przyzwyczajona do bólu i nie miała zamiaru go tolerować.
Młodzieniec spojrzał na nią wystraszony.
- Co się stało? - spytał dość niespokojnym głosem.
- Uratowałam ci życie... i oberwałam - odpowiedziała kobieta. Nie sądziła, aby ukrywanie czegokolwiek było dobrym pomysłem. Wszak ukrywała już przed nim dostatecznie dużą tajemnicę.
- Dziękuje, moja ukochana. Przepraszam, że zawiodłem - zaczął Dergo błagalnym głosem, po czym zrobił dość dziwną, wystraszoną minę - on żyje! - krzyknął.
To co powiedział, nie było akurat zgodne z prawdą, ale Argena wiedziała, że odnosił się do zombie, które najwidoczniej po raz kolejny ośmieliło się podnieść z ziemi. Argena natychmiast odwróciła się przodem do przeciwnika zwiększając przy tym dystans do niego o jeden krok i jednocześnie szykując odpowiednie zaklęcie. Zombie nie dość, że po raz kolejny podniósł się z ziemi, to oprócz tego okazał się wyjątkowo szybki. Uderzyli jednocześnie. Argena cisnęła mu w korpus pokaźną kulę ognia, on zaś uderzył ją maczugą w prawy bok... a konkretniej w prawą rękę, która już wcześniej została lekko zraniona. Na szczęście i tym razem zombie nie wykorzystał metalowego zwieńczenia swojej broni. Nie mniej jednak silny ból przeszył jej ramię, a ona sama krzyknęła jeszcze głośniej niż poprzednio i wygięła się w bólu. Zombie natomiast padł na ziemię.
- Dość tego! - powiedziała zdenerwowanym głosem.
Wystraszony Dergo nie wiedział o co do końca chodzi i wystraszony siedział na ziemi w pozycji półleżącej. Widząc gniew Argeny wręcz bał się odezwać.
Kobieta zaś szybko odnalazła swój miecz i jednym silnym ciosem odrąbała zombiemu głowę. Następnie wzięła jego maczugę i niczym piłkę uderzyła w jego głowę zrzucając ją z klifu i posyłając do morza. Krótko potem reszta martwego ciała poleciała tą samą trasą.
- A spróbuj mi się teraz podnieść! - zagroziła Argena.
Chochliki tymczasem wyszły już spod koca, pod którym się schowały na czas walki, a następnie rozłożyły go na ziemi. Argena usiadła na nim.
- Ręka mnie boli! - rzekła groźnym i niezadowolonym głosem, co najwidoczniej dla nich oznaczało: pomóżcie mi przyjaciele w ulżyć cierpieniu.
Natychmiast zabrały się do roboty łapiąc bandaże i podając jej butelkę środka znieczulającego pod postacią rumu, którego natychmiast się napiła.
Tymczasem, nieomal na kolanach przyczłapał do niej Dergo.
- Przepraszam, to wszystko moja wina - zaczął klęcząc przed nią i Argena od razu dostrzegła, że jedno jej słowo a młodzieniec jej się całkiem rozpłacze.
- Nie, ten zombie zaskoczył i mnie. Nie spodziewałam się, on nie powinien być tak szybki i podnosić się po takich ciosach... Chyba, że... - rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie dostrzegła. Nasłuchiwanie, nawet z pomocą kolczyków też nie przyniosło żadnych nowych wieści. Upiła pokaźny łyk rumu.
Dergo siedział wystraszony i nie odzywał się ani słowem. Chochliki owijały bandażem lewą rękę Argeny.
- Chyba, że jest tu gdzieś kierujący nim nekronamta, ale nic takiego nie ma... Nie martw się tym młody. Jedna przegrana walka to nie powód do płaczu, a tym bardziej do rezygnacji. A walkę jeszcze potrenujemy - powiedziała.
Dergo spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, któremu towarzyszyły załzawione oczy.
- Dziękuję - powiedział, przytulając się do jej nogi. Cieszył się, że jego ukochana wybaczyła mu jego nieudolność... był szczęśliwy z tego powodu, choć zdawał sobie sprawę, ze przez jakiś czas nie otrzyma żadnej nagrody.


Następnego dnia około południa dotarli do Czerwonego Lasu. Nie wiadomo skąd pochodziła jego nazwa, ale Argenie i jej towarzyszom wyglądał jak zwykły las. Trzymali się szerokiej, wydeptanej ścieżki, aby dotrzeć do miejsca w którym mieszkała wspomniana przez von Vogel'ów czarownica.
Argena jechała na przedzie z zabandażowaną od nadgarstka po ramię lewą ręką, która spoczywała zawieszona na temblaku. Kobieta miała dość niezadowoloną miną z efektów starcia z zombie, ale nikt nie wspomniał o tym ani słowem. Reszta załogi jechała tuż za nią.
Wieczorem dotarli do miejsca, które z pewnością musiało być siedzibą wspomnianej czarownicy o imieniu Hermiona.


Zbudowana z kamienia, spora chatka składająca się z co najmniej dwóch izb, była miejscem do którego zaprowadziła ich ścieżka. Droga oczywiście wiodła dalej, ale poprzednim zleceniodawcą Argeny z pewnością chodziło właśnie o to miejsce... zresztą wiedziała ona, że jeśli się myli, albo została oszukana, to zaraz się o tym przekona.
Miała nadzieję, że przy odrobinie szczęścia może oprócz otrzymania talizmanu i kilku informacji, otrzyma także pomoc w sprawie złamanej ręki, której ból nie był już tak silny jak poprzedniego dnia, ale nie chciał jeszcze całkiem ustąpić.

Argena zsiadła z konia i podeszła do drzwi. Miała zamiar zapukać, ale zanim to zrobiła te się otworzyły. Za nimi stała starsza kobieta, w dość eleganckim zielonym stroju i czarnej tiarze. Spojrzała na Argenę spokojnie i choć spojrzenie jej oczu zdawało się przyjazne, tak minę miała dość srogą.


- Witam. Pani Hermiona, jak mniemam? - powiedziała spokojnie Argena przyglądając się czarownicy. - Przybywam od Adrianny i Vincenta von Vogel, którzy mają wobec mnie dług - rzekła zaraz potem, nie odrywając wzroku od kobiety, która również przypatrywała się swej rozmówczyni.
- Tak, uprzedzono mnie o waszej wizycie i wiem czego poszukujesz - powiedziała kobieta i choć mówiąc prawie nie otwierała ust, to słychać ją było głośno i wyraźnie. - Wejdźcie do środka - powiedziała i odsunęła się, robiąc przejście dla swoich gości.
Argena nie okazała zdziwienia, wszak hrabiostwo mogło tu wysłać swojego szarego ptaka z listem... nie wspominając o kontakcie za pomocą magii, którym z pewnością obie strony dysponowały.
Argena machnęła na swych towarzyszy, aby poszli za nią i weszła do środka.
- Chciałabym także z panią porozmawiać i jeśli to nie sprawi problemu, gdyby dało się coś zrobić z moją ręką - powiedziała spokojnie - spotkaliśmy po drodze prawie tuzin zombie - dodała, aby nie wyjść na słabeusza, którym najwidoczniej się okazywała po ostatniej walce.
Wtedy się rozejrzała, a wystrój i przestrzeń wnętrza na chwilę odebrały jej mowę...
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 16-05-2011 o 13:53.
Mekow jest offline