Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2011, 21:07   #41
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Argena

Portal nęcił i przyciągał. Symbole wycięte w kamieniu jarzyły się delikatnym światłem, które w powolnym rytmie zmieniało się od żółtego do czerwonego i z powrotem. Argena wpatrywała się w portal jak zahipnotyzowana. Bransoleta wyraźnie ciągnęła ją w stronę portalu. Zrobiła kolejny krok w stronę kamiennego okręgu... Jeszcze tylko trzy i będzie mogła przejść na drugą stronę. Nagle otrząsnęła się, z zauroczenia wyrwał ją skrzek jakiegoś ptaka, który wylądował na pobliskiej gałęzi. Niewielki, szaro upierzony ptaszek przyglądał się Argenie, przekrzywiając głowę i mrugając czarnym, malutkim oczkiem. Zaskrzeczał ponownie, a w owym odgłosie było ostrzeżenie. Czyżby ptak sugerował aby Argena nie wchodziła w portal?

Zawróciła, decydując, że wróci tutaj w towarzystwie swoich chochlików, bagażu i Dergo. Jakże mogła o nich chwilę wcześniej zapomnieć? Wsiadła na konia i ruszyła z powrotem do miasta, zastanawiając się, czy oto znalazła rozwiązanie zaginionej księżniczki. Może portal, gdy przeszukiwano okolicę był nieaktywny i nikt nie zwrócił na niego uwagi. A może był widoczny tylko dla niektórych, mających jakieś magiczne przedmioty, takie jak bransoleta. Postanowiła rozwiązać ową zagadkę.

Szybkie opuszczenie miasta spotkało się z utyskiwaniami, zarówno ze strony małych służących jak i chłopaka. Owe utyskiwania zostały przez Argenę gwałtownie ucięte i dalsza podróż przebiegała w całkowitej ciszy. Nawet głośne zazwyczaj chochliki nie odzywały się ani nie śmiały.

Kilka godzin później Argena i jej milczący, ponury orszak dotarli z powrotem do portalu. Tym razem symbole miały inny kolor. Emanowały jednostajnym błękitnym blaskiem. Argena nie czuła też tej przemożnej siły, która poprzednio ciągnęła ją w stronę portalu. Jednak bransoleta wyraźnie pulsowała i wskazywała na kamienny okrąg. Podeszła całkiem blisko, na taką samą odległość jak poprzednio, ale nadal nic się nie działo. Szary ptak nie ostrzegał jej swoim głosem. W końcu dała sygnał do wejścia w portal i sama jako pierwsza zrobiła krok...

Przejście i towarzyszące mu sensacje trwały tylko ułamek sekundy. Argena poczuła przenikliwe zimno, potem uderzenie gorąca, na moment straciła orientację i już była po drugiej stronie. Zaraz po niej z portalu wyłonił się Dergo i chochliki z pakunkami.

Stali w niemalże identycznym, podmokłym lesie, otoczeni kamiennymi figurami przedstawiającymi ludzi w różnych pozach. Figury były nadgryzione zębem czasu i porośnięte bluszczem. W głąb lasu prowadziła zarośnięta ścieżka.
Jakież było zdziwienie Argeny, gdy na jednej z gałęzi zwieszających się nad ścieżką, dostrzegła szarego ptaka. Zaskrzeczał i zniknął między drzewami, chwilę potem wracając, jakby dając jej znaki, aby podążała za nim.


Irg

Krasnolud zastanawiał się co też może chcieć od niego major. Najwidoczniej miał dla niego jakieś zadanie, które wymagało dyskrecji i stąd owo zaproszenie na spotkanie. Nie mając nic innego do roboty, postanowił spędzić resztę czasu na piciu swojego ulubionego trunku, jakim było piwo. To samo zaproponował Cassandrze i niepomiernie się zdziwił, gdy uratowana z rąk troglodytów kobieta, odmówiła. Zamiast piwa poprosiła o rozcieńczone wodą wino, na co Irg skrzywił się, ale będąc dobrze wychowanym, nie skomentował. Cały wieczór spędził opowiadając Cassandrze o sobie i swoich dokonaniach w życiu, których zbyt wiele nie było, ale w ustach krasnoluda przybierały one rozmiary heroicznych czynów. Po kilku kuflach pienistego napoju wymsknęło mu się, że tak właściwie to poszukuje Korony Władzy.
- Tego mitycznego przedmiotu? - oczy Cassandry rozszerzyły się. Irg potwierdził. - Słyszałam o niej. Jest podobno za górami i lasami, w najbardziej środkowej z Krain. Aby tam dotrzeć trzeba nie lada męstwa, którego z pewnością Ci nie brakuje.
- Muszę się udać do Wazandu...
- wybełkotał Irg. - To miasto krasnoludów... Na zachodzie... Za Górami Szklistymi... Tam mają informację...

Wiele więcej nie powiedział, gdyż w końcu alkohol go zmógł. Najwidoczniej Cassandra się nim zaopiekowała, bo rano obudził się w łóżku. Jego ubranie leżało złożone na krześle, a buty czekały pod drzwiami. Jęcząc i narzekając wstał, zjadł śniadanie i wraz z towarzyszką wyruszyli na spotkanie z majorem Vlinzem.
- Oto jest Twoja zapłata - powiedział Altan Wlinz, wręczając krasnoludowi sakiewkę, która przyjemnie pobrzękiwała. - Zapłata za udział w naszej wyprawie przeciw potworom. Dla Ciebie ona się kończy, gdyż właśnie otrzymałeś nowe zadanie.
Na stole pojawiła się druga sakiewka, równie mocno wypchana jak pierwsza i okuta skrzyneczka. Major postukał w nią palcem.
- Wspominałeś, że chcesz się udać do Wazandu i właśnie to uczynisz, a przy okazji nieco zarobisz - powiedział człowiek. - Chciałbym, abyś dostarczył ową szkatułkę do opata Piernixa, który jest przełożonym klasztoru leżącego nieopodal Przesmyku Wiatru. Potem, gdy już oddasz przesyłkę, będziesz miał wolną rękę. Zgadzasz się?

Irgowi trudno było odmówić. Perspektywa zdobycia złota i dotarcia do miejsca, w którym być może znajdowały się informacje o Koronie Władzy, była nie do odrzucenia. Zgodził się natychmiast.

Nie było co czekać. Irg i Cassandra wyruszyli w drogę na zachód. Szeroki, dobrze utrzymany trakt wiódł pomiędzy zalesionymi wzgórzami, gdzieniegdzie przekraczając bystro płynące strumyki. Co jakiś czas mijali strażnice, jednak zaopatrzeni przez Wlinza w odpowiednie dokumenty, nie musieli płacić za korzystanie z drogi. Pierwszą noc w drodze spędzili w przytulnej karczmie, gdzie serwowano lokalnie warzone piwo, w którym Irg zagustował do tego stopnia, że następnego dnia ledwo co wlókł się naprzód.

Trzeci dzień podróży na zachód wyglądałby podobnie, ale wczesnym popołudniem spotkali na swej drodze oddział rycerzy, odzianych w błękitne tuniki, z błękitnymi krzyżami na płaszczach.
- Nie możecie udać się dalej - oznajmił im z wysokości końskiego grzbietu, dowódca rycerzy. - W Dolinie Bruss panuje zaraza i teren objęty został kwarantanną. Pilnujemy aby nikt nie został zarażony oraz aby nikt nie wydostał się z obszaru, na którym panuje zaraza. Musicie zawrócić i udać się do Strath, to miasto położone na południe stąd.

Viroth

Wąwóz jakim Viroth podróżował kończył się i otwierał na szeroką dolinę, środkiem której płynęła rzeka. Większą część płaskiego dna doliny zajmowały pola uprawne, na których uwijali się rolnicy. Brzegi rzeki porośnięte były lasem, a w oddali Viroth dostrzegł spinający oba brzegi kamienny most. Zastanawiał się, gdzie musi się udać aby wrócić do Wiren i poinformować Srigsa o zdobytych informacjach. A może powinien poszukać fałszerza Semmino z miasta Falkir. Gdyby zdobył ostateczne dowody na to, że Srigs został niesłusznie ukarany, z pewnością jego wdzięczność byłaby większa.

Szedł przez pola, przyciągając spojrzenia rolników i pasących się naokoło krów i zastanawiał się co zrobić. Za obecny cel obrał sobie dotarcie do mostu, jaki widział w oddali. Gdy doszedł do jakiejś drogi, przecinającej pola, bez wahania ruszył nią ku rzece. Dotarcie do mostu zajęło mu ponad godzinę. Konstrukcja spinająca brzegi była wykonana z kamienia, wspierała się na dwóch masywnych filarach, na których wyraźnie widać było wyrytą w kamiennych blokach datę powstania mostu, 1204. Czy było to dawno czy nie, Viroth nie wiedział, ale most wyglądał na stary, stojący tu od wielu lat. Wchodząc na most dostrzegł coś jeszcze. Tuż przed mostem znajdował się drogowskaz. Jedna ze strzałek, ta skierowana ku mostowi, opisana była FALKIR, BANDOT, SAKAFA. Druga, wskazująca drogę wiodącą wzdłuż rzeki głosiła KOLBERG, UHT.

Chyba było oczywistym, że nie może wrócić do miejsca, z którego uciekał. A więc pozostawała droga do Falkir. Cóż za zbieg okoliczności. Viroth uśmiechnął się pod nosem i wszedł na most. Dalej, już na drugim brzegu rzeki, trakt wznosił się delikatnie, w kierunku górujących nad doliną wzgórz. Na samym skraju pagórków, przycupnęła osada. Było to kilkadziesiąt domów, otoczone palisadą. Viroth chcąc, nie chcąc musiał przejść przez osadę, a że powoli dzień chylił się ku końcowi, może dobrym pomysłem było zatrzymać się tam na nocleg.
- Witaj nieznajomy - powitał go jakiś mieszkaniec osady, który akurat przechodził przez plac, prowadząc krowę. - Witaj w Błucie. Ładna nazwa prawda? Kojarząca sie z błotem, hehe. Czyżbyś przybył tutaj aby odwiedzić Cztery Jaskinie Barobona?
Po tych słowach znacząco wskazał na jedno ze wzgórz, na którego stoku, ponad linią drzew widniała ciemna czeluść jaskini.
 
xeper jest offline  
Stary 25-04-2011, 12:57   #42
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Irg przesunął się o krok w lewo, i spojrzał na równinę przed nim. Droga wiodła prosto, wzdłuż niskiej, zielonej trawy, po czym zakręcała lekkim łukiem w prawo. Nic nie wskazywało na to, że może czyhać tam jakieś zagrożenie
-Na pewno nie da rady przejść?- zapytał Irg nie spuszczając wzroku z dróżki przed nim.
-Jesteśmy zdrowi jak ryby...- dodał, zerkając na rycerza. Ten po chwili stał tuż przed nim, zasłaniając widok.
-Nie ma mowy!- odpowiedział hardo. Irg uznał, że nie ma co wszczynać jakichś przepychanek
-Skoro taka twa wola...- ukłonił się teatralnie przed rycerzem, po czym odwrócił się i udał się wraz z Cassandrą w drogę powrotną.

Po prawie godzinie doszli do skrzyżowania, przy którym widniała tabliczka z napisem „Strath”, Irg i Cassandra udali się zgodnie z kierunkiem, który wskazywała.

Pod wieczór zobaczyli miasto.



Było ogromne, czymś co od razu rzucało się w oczy były wieże. Górowały one nad resztą miasta, były wysokie i bardzo wąskie. Irg był pewien, że gdyby rzucił kamieniem w którąś z nich, ta rozpadła by się w mgnieniu oka. Wieże były porozsiewane po całym mieście, a największa z nich znajdowała się w samym centrum. Na ich szczytach znajdowały się fioletowe kryształy, a dodatkowo wokół wieży centralnej krążyło jeszcze kilka z nich. Cassandra obserwowała tą architekturę z wielką fascynacją, Irgowi natomiast zupełnie się ona nie podobała. Dla niego, jako dla krasnoluda, kształt nie miał największego znaczenia. Najważniejsza była funkcjonalność i odporność. Podczas oblężenia te wieże zawaliłyby się w pierwszej kolejności, więc dla Irga były bezużyteczne.

Gdy zbliżyli się jeszcze bardziej zauważyli dużą tablicę obok drogi z napisem „Witaj w Strath- Mieście Wież”. Irg tylko przewrócił oczyma, ale powstrzymał się od komentarza, ponieważ widział, że Cassandra jest widocznie zafascynowana miastem.
-Słyszałam o tym mieście!- mówiła z przejęciem
-Jest jedną z głównych siedzib magów w całym królestwie! Ponoć podziemna biblioteka jest kilkakrotnie większa od miasta!- ta uwaga akurat zaciekawiła Irga
-To mam pomysł. Ponieważ i tak musimy tu trochę przesiedzieć. Może byś czegoś poszukała w księgach o Koronie Władzy?- zaproponował
-Oczywiście! Przetrząsnę całą bibliotekę!- wykrzyknęła kobieta. Irg zadowolony, że będzie miał wolne już zastanawiał się jakich to trunków będzie kosztować w miejscowej karczmie.


Przy bramie wejściowej stał rosły rycerz. Zatrzymywał on podróżnych, przeszukiwał i zaznajamiał z zasadami panującymi w mieście, oraz z karami za nie przestrzeganie tych właśnie zasad. Nie ominęło to również Irga i Cassandry. Po paru „uprzejmościach” wymienionych przez rycerza oraz Irga, zostali przepuszczeni i mogli wejść do miasta.

Droga na rynek zajęła im jakieś 30 minut, zdążyło się już zupełnie ściemnić gdy stanęli u stóp centralnej wieży. Kryształy dawały mocne światło, oświetlające wieżę i rynek. Dopiero teraz mogli ocenić prawdziwe gabaryty tych budowli. Były naprawdę potężne, nawet Irg musiał przyznać się do błędu widząc rozmiar i rodzaj kamienia, z jakich je zbudowano.

Zaczęli się rozglądać za jakąś karczmą, nie szukali długo. Po prawej stał okazały budynek, z wielkim szyldem na którym widniał kufel pełen piwa. Irg wykupił dwa pokoje, degustację alkoholi postanowił przełożyć na jutro.
-To ja od jutra rana zajmę się biblioteką- zapewniła Cassandra
-Jesteś pewna, że cię wpuszczą?- zapytał krasnolud
-Spokojnie, mam tu pewne znajomości.- odpowiedziała kobieta i uśmiechnęła się znacząco, po czym odeszła do swojego pokoju.

Irg został jeszcze chwilę aby poobserwować ludzi w karczmie. Było tu trochę inaczej niż w zwykłych karczmach. Oprócz typowych obdartusów i opijusów, było tu wielu ludzi w szatach, najprawdopodobniej magów.

W końcu i jego dopadło zmęczenie i postanowił iść spać. Miał zamiar pozostać w tym mieście dzień, czy dwa. Możliwe, że Cassandra znajdzie coś o Koronie, choć za bardzo nie był o tym przekonany. Poza piciem, Irg uznał że warto by było w karczmie wypytać o tę zarazę i ewentualnie jakąś inna trasę na Przesmyk Wiatru.
 
Aronix jest offline  
Stary 26-04-2011, 22:46   #43
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Argena nie miała wątpliwości, że zostali tu sprowadzeni w pewnym konkretnie określonym celu... Pytań było jednak wiele: w jakim celu? "Tu" czyli gdzie? I kto ich sprowadził(?), bo szarego ptaka podejrzewać o to nie mogła, zdaniem Argeny był on tu tylko posłańcem.
Kobiecie najbardziej nie pasował tutaj, sam portal. Nie rozgryzła zasad jego działania, a po tym jak przez niego przeszli, wydawał się być nieaktywny. Jak więc wrócą? Ptak otworzy im drogę??
- Gdzie jesteśmy? Gdzieś nas przeniosło, czy nie? - zapytał Dergo lekko zaniepokojonym głosem - Dokąd teraz? - dodał szybko.
- Jedziemy za tym ptakiem, szybko. Na koń - powiedziała kobieta wsiadając na swego konia - A jesteśmy, z pewnością w innym miejscu.
Młodzieniec i chochliki nie wyrażali sprzeciwu i natychmiast wykonali polecenie swej Pani.
- Skąd wiesz, Moja Pani Argeno? - spytał Dergo.
- Posągi są podobne, ale inne starsze. Drzewa inaczej wyglądają, tego pnia nie było - wskazała na nieomal gnijący, pokryty mchem kawał powalonego drzewa - I na błocie nie ma naszych śladów, które zrobiliśmy idą do portalu.
- Tak jasne, "waszych śladów" - powiedział jeden z koni i zarżał cicho, głosem całkowicie identycznym jak ten należący bo dosiadającego go chochlika, który przypadkiem pochylił się nad głową zwierzęcia.
- Zagu chyba nie chce dostać dziś kolacji - mruknęła głośno Argena, choć dowcip służącego nawet jej się spodobał... podobnie jak mina Dergo, gdy ten pomyślał, że koń umie mówić.
- Przepraszam, Pani - powiedział chochlik i ukłonił się nisko na przeprosiny.
- Już dobrze. To było nawet zabawne - powiedziała Argena, spoglądając na Dergo.

Nie zwlekając ani chwili dłużej, cały orszak ruszył za szarym ptakiem. Ten pojawiał im się między drzewami i zdecydowanie prowadził ich w jakimś kierunku.
Argena zauważyła też, że bransoleta nie ciągnie jej w stronę portalu od którego się oddalali. Dlaczego? Czyżby dlatego, że był nieaktywny? Kolejne pytania na które warto by uzyskać odpowiedź.
Po drodze Dergo zerkał na Argenę z wyrazem twarzy pełnym podziwu. Spostrzeżenia jakich dokonała jego wspaniała idolka gdy tu dotarli, były naprawdę trafne. Uczył się od niej wielu rzeczy.

Jechali tak bagienną ścieżką przez kilka minut, potem grunt zrobił się bardziej stabilny a otaczający ich teren można było spokojnie nazwać lasem.
Dergo rozglądał się z niepokojem na boki, ale Argena wiedziała, że nie powinni spotkać tu niczego groźniejszego niż ona... choć nie powiedziała tego swojemu boidudkowi. Ja ciekawił szum morza i odgłos fal, które słyszała od jakiegoś czasu.

W końcu, po kilkunastu kolejnych minutach jechania za tajemniczym szarym ptakiem, wyjechali z za drzew. Dostrzegli, że ptak nie prowadził ich już "za rączkę" i odleciał do swego siedliska, którym był także cel ich podróży.


- Jedziemy do tego zamku? - spytał młodzieniec.
- Dergo, ta budowla ma najwyżej pięć, czy sześć pokoi. Zamek to przesada. Ale tak, jedziemy właśnie tam.
Gdy dojechali pod zameczek, nie pozostało już nic innego jak tylko zapukać.
Argena zsiadła z konia, podeszła do drzwi i trzy razy mocno stuknęła kołatką w kształcie niezwykle grubej podkowy.
 
Mekow jest offline  
Stary 29-04-2011, 11:07   #44
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Argena

Na odpowiedź czekała nie dłużej niż minutę. Najpierw usłyszała ciężkie kroki, potem ktoś odsunął zasuwę w drzwiach. Przed nią stał postawny mężczyzna o drapieżnych, ostrych rysach twarzy. Jego ciemne oczy świdrowały postać Argeny, jakby chciał przeszyć ją wzrokiem na wylot. I czuła, że to robi. Że widzi kim jest naprawdę, poprzez jej ludzkie przebranie.
- Witaj w mych skromnych progach - odezwał się w końcu i oderwał od niej wzrok. Jego głos był płytki i nieprzyjemny. - Jestem hrabia Vincent von Vogel i zaszczytem będzie Cię, Pani gościć. Wejdź.

Argena wydała polecenia swoim służącym i Dergo, a sama udała się za hrabią. Wnętrze budynku emanowało chłodem. Ściany pozbawione były jakichkolwiek ozdób, pomieszczenia oświetlone były zaledwie kilkoma świecami. Hrabia powiódł Argenę do dużej, centralnej sali ujmując ją pod ramię. Jego dotyk był nieprzyjemnie zimny.

Na środku pomieszczenia stał ogromny, kamienny stół. Ponad nim zwieszał się z sufitu kryształowy kandelabr, w którym płonęły świece, a światło odbite w kryształach, rzucało migoczące refleksy na kamienne, szare ściany. Przy stole stały zaledwie cztery krzesła, jedno z nich było zajęte. Siedziała w nim kobieta odziana w czarną suknię, z długimi czarnymi włosami spływającymi na ramiona. Gdy Argena weszła do komnaty, kobieta podniosła się i uśmiechnęła. Jej twarz była trupio blada, oczy podkreślone czarnym makijażem, a usta krwistoczerwone. Uśmiech był zimny i sztuczny.
- Przyjechałaś nam pomóc - bardziej stwierdziła niż zapytała. - A raczej zostałaś wezwana. Jestem Adrianna von Vogel. Wraz z mym małżonkiem chcemy byś nam pomogła.
- Tutaj, w tym odludnym zakątku zwanym Wybrzeżem Czarnej Fali, znaleźliśmy spokój. Bez przeszkód możemy oddawać się naszym pasjom i kultywować nasz styl życia. Jak widzisz, jesteśmy nieco odmienni od reszty ludzi, którzy nas nie rozumieją. Jest tylko kwestią czasu, aż ktoś przypadkowo wejdzie w portal, którym tu przybyłaś. Co gorsza może zrobić to w złym czasie, tak jak mogło się przydarzyć Tobie za pierwszym razem. Wówczas stałoby się coś bardzo złego, coś o czym wolę nawet nie mówić. Jedyne czego od Ciebie chcemy, to abyś wróciła do Klaas i przekonała wszystkich, że dalsze poszukiwania księżniczki Adrianny są niepotrzebne. Jako dowód możesz dać im to...

Zerwała z szyi mały wisiorek i położyła na stole przed sobą.
- Z pewnością to rozpoznają i może dadzą mi żyć w spokoju. Zrób to dla nas! W zamian skierujemy Cię w miejsce, gdzie znajdziesz coś czego szukasz! To niedaleko stąd. Przekonaj ich, że jestem martwa i wróć.


Irg

Trzy dni spędzone w Strath okazały się owocne, a więc nie był to czas stracony. Irg miał okazję pokosztować różnych lokalnych i sprowadzanych z daleka gatunków piw, jednak żadne nie przypadło mu szczególnie do gustu.
Cassandra niemalże cały czas spędziła w bibliotece. Gdy w końcu spotkali się wieczorem w karczmie, miała ze sobą kilka pergaminowych zwojów, które pokazała Irgowi, tłumacząc czego się dowiedziała.
- Korona nie jest mrzonką - oznajmiła odkrywczo. - Została stworzona przez starożytnego maga Neskeretha trzy tysiące lat temu. Jej stwórca przygotował też kilka innych ciekawostek, bezpośrednio związanych z artefaktem. Mniejsze artefakty zwane Talizmanami są niezbędne aby dotrzeć do zagrodzonej Tajemnymi Wrotami, Równiny Grozy. Jak mniemam nie masz owego Talizmanu, prawda?
- No to trzeba będzie go poszukać - powiedziała, gdy Irg potwierdził, że nie jest szczęśliwym posiadaczem artefaktu. - I właśnie po to zmierzamy do Wazandu. Tam masz zamiar dowiedzieć się czegoś więcej... Otóż muszę Ci powiedzieć, że to właściwy kierunek. Ale rozwiązanie problemu nie leży w samym mieście, a w górach go otaczających, w Górach Szklistych. Tam znajduje się grobowiec...

Na te słowa położyła na stole jeden z pergaminów i rozwinęła go. Na zwoju wymalowana była mapa przedstawiająca jakieś podziemia.

- To grobowiec Perula Vonna, wielkiego maga. A w księgach stoi, że był on poszukiwaczem Korony i że miał Talizman. A więc z dużym prawdopodobieństwem ów Talizman znajduje się przy jego ciele. Kiedy wyruszamy?

Okazało się, że ze Strath wiedzie trakt w kierunku Przesmyku Wiatru, omijający zarażoną Dolinę Bruss. Wystarczy tylko przejechać niebezpieczny odcinek Czarnych Bagien, gdzie pełno jest zjaw i widm, niepokojących wędrowców. Irg szczególnie nie wzruszył się tą informacją i już następnego ranka wyruszyli w drogę.
 
xeper jest offline  
Stary 04-05-2011, 16:58   #45
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Według informacji zdobytych przez Irga droga, którą szli nie była wcale dłuższa od tej, którą mieli iść wcześniej, więc według wstępnych wyliczeń powinni dotrzeć do klasztoru za jakieś trzy dni. Nie ociągając się ruszyli przed siebie.

Pierwsze dwa dni zleciały im na podróży po praktycznie płaskiej równinie, droga była cały czas prosta, bez zakrętów. Co jakiś czas napotykali mniejsze, bądź większe wioski. Uzupełniali tam zapasy i starali się uzyskać informację na temat czekającej ich jeszcze podróży. Według opowieści droga ta była praktycznie bezpieczna, z wyjątkiem jednego odcinka drogi- Czarnych Bagien. To właśnie za bagnami, ich ścieżka łączyć się miała z głównym traktem prowadzącym do klasztoru. Same bagna wywoływały w wieśniakach strach. Mówili oni, że co jakiś czas wyprawiają się tam różni ludzie, jednak nikt nie wie czy udaje im się przejść. Prawie wszyscy, od których Irg i Cassandra chcieli wyciągnąć informacje, zarzekali się, że na tych bagnach straszy. Mówili, że zjawy tam chodzą sobie jak by nigdy nic i atakują ludzi. Cassandra wydawała się wierzyć wieśniakom, jednak Irg zupełnie nie przejmował się ich gadaniną. Dopuszczał do świadomości, że na bagnach będzie niebezpiecznie, ale nie uważał, że jakaś zjawa będzie stanowić szczególne zagrożenie.

Był wieczór, gdy zamierzali opuścić ostatnią wioskę przed Czarnymi Bagnami. Kiedy dochodzili do ostatniej chałupy Cassandra złapała Irga za ramię
-Może zatrzymalibyśmy się tu na noc?- zapytała. Irg wyczuł w jej głosie lęk
-Niby dlaczego?- zapytał
-No bo zbliża się noc...a wiesz...w nocy zjaw jest jeszcze więcej...i..- Cassandra wyraźnie bała się nocnej wyprawy na bagna, jednak Irg nie miał czasu na babskie problemy
-Nie, nie możemy zostać.- powiedział
-Chce dotrzeć do klasztoru jak najszybciej, zostanie tutaj na noc było by marnotrawstwem pieniędzy i czasu- wyjaśnił. Cassandra spuściła wzrok
-Nie bój się. Jesteś przecież ze mną!- dodał Irg wyprostowując się i uderzając pięścią w klatkę piersiową. Podziałało, Cassandra uniosła głowę i uśmiechnęła się do krasnoluda
-Wybacz Irgu, nie wzięłam tego pod uwagę- powiedziała już pewnym głosem
-To co ruszamy?- zapytała patrząc na drogę przed nimi
-Oczywiście!- odpowiedział Irg i ruszył przed siebie. Cassandra podążyła tuż za nim.

Gdy doszli do granicy bagien słońce już praktycznie chowało się za horyzontem.



Bagna wyglądały, jak zalany las, widać było unoszącą się mgłę,ale żadnej zjawy, czy ducha.

Nie czekając długo cała dwójka wkroczyła na teren bagien.

Brodzenie po kostki w wodzie nie należało do najprzyjemniejszych. Irg miał nadzieję, że jak najszybciej przejdą przez bagna. Zdążyło się już zupełnie ściemnić. Nagle Irg gdzieś z oddali usłyszał dziwny szum, a potem gwizd. Cassandra też to musiała usłyszeć, ponieważ złapała krasnoluda mocno za ramię. Irg wyciągnął młot i nasłuchiwał. Nastała cisza, po chwili Irg zirytowany ruszył dalej.

W regularnych odstępach czasu Irg i Cassandra mogli dosłyszeć więcej tych dziwnych gwizdów i szumów. Irg zachowywał zimną krew, jednak Cassandra z chwili na chwilę denerwowała się coraz bardziej. Nagle jej krzyk zamącił ciszę panującą na bagnach. Irg natychmiast odwrócił się i spojrzał kierunku, w którym kobieta pokazywała palcem. Z oddali wyłaniała się biała postać kobiety.



Miała długie czarne włosy i biała, poplamioną suknię. Miała opuszczą głowę, z tyłu, nie wiadomo skąd pojawił się zrujnowany dom. Kobieta sunęła powoli ku nim. Nagle podniosła głowę i spojrzała na Irga. Choć „spojrzała” to za dużo powiedziane, bo nie miała oczu, był to najstraszniejszy widok jaki kiedykolwiek widział krasnolud. W tym samym momencie Irg poczuł straszny ból głowy i nagle nie widział nic, tylko ciemność

Siedział na małej polanie, słońce świeciło nad jego głową, ptaki ćwierkały radośnie. Irg miał wrażenie jak by znalazł się w innym świecie. Przeszedł w młodości kilka szkoleń na temat zjaw. Domyślał się, że to wszytko dzieje się w jego głowie i zjawa, którą widział wcześniej będzie chciała go tutaj zdobyć, co oczywiście pociągnie za sobą śmierć krasnoluda.

Nagle z lasu wybiegła Cassandra. Była ubrana w niebieską, bardzo prześwitującą suknię. Irg nie mógł nie zauważyć, że kobieta ma bardzo zgrabne i ładne ciało. Cassandra usiadła obok niego i uśmiechnęła się
-Rozbierz się Irgu i chodź tu do mnie.- powiedziała kładąc się na trawie. Irg już miał zabrać się za zdejmowanie swojego osprzętu, kiedy zorientował się w jakiej jest sytuacji. Otrząsnął się
-Nie będziesz mi rozkazywać zjawo!- krzyknął, Cassandra wyglądała na zdziwioną.
-Jaką zjawą? Ja chce ci tylko umilić naszą podróż- odpowiedziała i uśmiechnęła się, jednak na Irga to nie podziałało
-Wypuść mnie!- krzyknął. Cassandra podniosła się, zrzuciła z siebie suknię
-Jeśli nie chcesz mi dać tego co chcę, wezmę sobie to sama!- krzyknęła. Podeszła do Irga i złapała go za ramiona, krasnolud nie przypuszczał, że jest tak silna. Nie wiedząc co robić uderzył ją w twarz i w tym momencie Cassandra zamieniła się w tą przeraźliwą zjawę. Irg nie czekał, wstał, chwycił za młot i uderzył ducha z całym impetem. Zjawa zawyła przeraźliwie i po chwili dosłownie wyparowała, a Irg znów stracił przytomność.

Obudziło go mocne uderzenie w twarz. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą Cassandrę. Leżał do połowy zanurzony w wodzie
-Ocknąłeś się!- wykrzyknęła kobieta z przejęciem
-Gdy zjawa się pojawiła, ty straciłeś przytomność, a po chwili ta zjawa wyparowała. Wybacz, że leżysz w wodzie ale nie ma tu suchego miejsca.- powiedziała do niego. Irg doszedł do siebie i wstał.
-Dziękuję.- wybąknął
-Dlaczego zemdlałeś- zapytała kobieta
-Ta zjawa weszła do mojego umysłu i chciała go opanować, jednak jej się to nie udało.- wyjaśnił z dumą w głosie Irg
-Niesamowite, ty naprawdę zasługujesz na tą koronę władzy!- wykrzyknęła kobieta, Irg uznał, że niegrzecznym by było zaprzeczyć tej tezie.

Nie czekając długo ruszyli w dalszą drogę. Przez resztę podróży nie napotkali już żadnego ducha, a rankiem wyszli na trakt prowadzący do klasztoru

Po odpoczynku ruszyli dalej. Droga dość szybko zaczęła się wić w górę, więc Irg i Cassandra zwolnili kroku. Późnym popołudniem dotarli do potężnej bramy klasztoru. Irg załomotał w nią, a po prawej stornie otworzyły się małe drzwiczki i ukazał się w nich niski, łysawy mnich. Irg wyjaśnił mu cel swojej podróży i już po chwili razem z Cassandrą podążali za mnichem do kwatery przełożonego.
 
Aronix jest offline  
Stary 07-05-2011, 06:48   #46
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Argena nie widziała żadnego portretu Adrianny, więc nie mogła z całą pewnością powiedzieć, że kobieta siedząca z nią przy stole jest tym za kogo się podaje.
Osobiście wyglądała jej na wampira, albo nekromantę... choć oczywiście mogła się mylić i nie zdradziła swych podejrzeń.

Kobieta chwyciła podany jej, czy raczej podany na stół pendant i przyjrzała mu się przez chwilę. Trzymając go w dłoni spojrzała na kobietę.
- Jesteś pewna, że chcesz tu zostać? Szczerze mówiąc nie wyglądasz na zbyt zadowoloną? - powiedziała. Wolała zrobić choć ten jeden gest, który okazał by, że los kobiety nie jest jej obojętny. Teraz mogła by jej dać jakiś znak który powiedział by "ratuj mnie". Tak naprawdę Argena nie mogła powiedzieć, że była aż tak troskliwa, po prostu wydawało jej się, że za przyprowadzenie księżniczki mogła się spodziewać lepszej nagrody niż obiecane informacje.
- Nie prowokuj mnie, wszyscy doskonale wiemy kim jesteś i zapewniam Cię, że to nie Ty jesteś tutaj najpotężniejszą istotą - odpowiedziała kobieta podająca się za Adriannę, a w jej głosie brzmiała groźba.
Argena z trudem nie okazała zdziwienia, takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Hrabia zaś uśmiechnął się i ukłonił dwornie. To o nim była tutaj mowa, to on był osobą potężniejszą od niej.
- Może i nie wyglądam ale tutaj przynajmniej jestem sobą. Nie chcę wrócić do ojca i nie wrócę! - dodała kobieta.
- Nie ma powodów się unosić, chciałam się tylko upewnić. Równie dobrze mogłaś być przetrzymywana wbrew swojej woli. Tylko dla twojego dobra, Pani - odparła spokojnie Argena. Jeśli ktoś twierdził, że wie kim ona jest i że jest potężniejszy, to z całą pewnością właśnie tak było. Należało wziąć to pod uwagę i "podkulić ogon" zanim zrobi się coś czego się będzie żałować. Oczywiście w tym przypadku Argena nic takiego nie zamierzała.
Postanowiła zatem zagadać o coś innego.
- Może przydało by się jakieś martwe ciało, podobnej postury. Wtedy mieli by pewność, że księżniczka nie żyje - powiedziała spokojnie.
- Wystarczy wisiorek, tak myślę. Ale jeśli chcesz to złap i wypatrosz jakąś wieśniaczkę. Przecież to pestka dla Ciebie - odparła kobieta.
Księżniczki istotnie zwykle nie przejmowały się losem wieśniaczek... Argena zresztą też nie, choć wolała robić im psikusy, które zapamiętają na resztę życia, niż zabijać. Mimo wszystko zabijanie nie przynosiło takiej frajdy.
- Może to nie będzie potrzebne. Zresztą to dobre dla zwykłych ludzi, nadworny medyk mógłby rozpoznać podstęp po zębach - powiedziała, nie okazując przy tym emocji. Słyszała, że wiele lat po jednej bitwie ciało księcia-generała odnaleziono wśród setek innych ciał, czy raczej już kości, a rozpoznał je medyk, który właśnie leczył jego zęby, bo właśnie to było nie zmienione i unikalne.
Nastąpiła chwila milczenia, podczas której oboje małżonkowie dość dziwnie przyglądali się Argenie. Ta chętnie napiła by się teraz czegoś, ale na stół nie podano absolutnie niczego. Mimo to Kobieta nie poddała się emocjom i nie dała się zdominować. Jak gdyby nigdy nic podjęła dalszą dyskusję.
- Jak działa ten portal? Nie rozgryzłam tego jeszcze, a może to być potrzebne - powiedziała. Tak naprawdę nie sądziła, że będzie potrzebować jakiejś specjalnej wiedzy, ale zawsze warto było spytać.
- Gdy emanuje błękitem jest bezpieczny i prowadzi tutaj - Tym razem na pytanie Argeny odpowiedział hrabia Vincent. - Gdy jego kolor jest czerwony to łączy się z innymi planami i wyrzuca poza osobą, która w niego weszła różne obrzydlistwa. Na przykład hordę orków albo wielkiego czerwonego smoka. Raz się to zdarzyło, w innym miejscu i czasie. Pod nóż poszło całe królestwo, a ja ledwo uniknąłem śmierci. Nie waż się w niego wchodzić gdy jest inny niż błękitny...
- Rozumiem - odpowiedziała w pierwszej chwili. Hrabia, czy kimkolwiek był mężczyzna, wyrażał się jasno i Argena nie miała zamiaru bagatelizować jego ostrzeżenia. - Chętnie jednak dowiem się więcej o jego działaniu. Jak sprawić, żeby kryształy zmieniły kolor? Czy portal może prowadzić jeszcze gdzieś? I dlaczego moja bransoleta na niego zareagowała? Nie był to pierwszy portal z jakim się zetknęłam - powiedziała zaintrygowana. Choć w poprzednim przypadku nie pamiętała czy miała bransoletę na sobie, czy też nie.
- Portal powadzi w różne miejsca. Kolor oznacza kierunek. Jedynie błękit jest bezpieczny, wszystkie inne kolory to zguba dla przechodzącego lub osób w okolicy bramy. Portal się tak zachowuje, bo magia go nasączająca powoli wypromieniowuje. Podejrzewam, że jak był nowy to można było nim zwyczajnie sterować i przenosić się w wybrane przez siebie miejsce - wyjaśnił hrabia.
- A co do Twojej bransolety, to prawdopodobnie zareagowała na kogoś lub coś po drugiej stronie. Dopiero za drugim razem byłem to ja, spójrz - Vincent poruszył dłonią i Argena poczuła jak bransoleta wyraźnie ciągnie jej rękę w stronę hrabiego.
Istotnie musiał być bardzo potężnym czarownikiem i przez moment Argena poczuła się trochę zdominowana. Zastanowiła się też, skąd hrabia wiedział o pierwszym razie, jeśli nie on to spowodował? Przez moment pomyślała, że czyta w jej myślach, ale dość szybko doszła do wniosku, że zapewne "powiedział" mu o tym szary ptak, który ją tu poprowadził.
Argena była jednak trochę zawiedziona, że można ją było od tak wezwać przez bransoletę. To miała być jej magiczna właściwość!? Kolczyki znakomicie się przydawały, a to, choć od kompletu, czyniło ją panienką na posyłki... z drugiej zaś strony, jeśli ci którzy mogli ją wezwać byli aż tak potężni, jeśli potrafili by zamienić człowieka w żabę, albo mysz... wówczas może warto było zrobić to czego chcieli i odebrać odpowiednią do tego nagrodę. To było kwestią na dłuższe przemyślenia.
Tymczasem sama jednak ciekawość wzięła nad Argeną górę.
- Kim jesteś'cie? Powiedzcie mi o sobie - powiedziała zaciekawiona i zdziwiona zdolnościami człowieka... o ile to był człowiek.
- Powiedzmy, że opowiemy jak przekonasz króla, że jego córka nie żyje. Tak, wtedy do tego wrócimy - powiedział hrabia, a jego twarz nie zdradzała emocji.
- Dobrze, zatem ruszę natychmiast - powiedziała Argena wstając z miejsca. - Powinnam wrócić jutro - dodała. Na zamek wróci przed wieczorem, ale do tego miejsca dotarła by późną nocą, więc lepiej było spędzić noc w mieście... zwłaszcza, że tutaj na kolacje liczyć nie mogła.
Hrabia odprowadził Argenę do wyjścia, gdzie oboje pożegnali się w ten sam sposób, jakim było skinienie głowy. Umowa została zawarta.

Argena podeszła do czekającej na nią ekipy.
- Co się dzieje? - spytał Dergo, a jego mina zdradzała tyle samo niepokoju ile zainteresowania.
- Księżniczka nie żyje. Wracamy na zamek zawiadomić króla - powiedziała Argena chowając wisiorek do juków, a następnie wsiadając na konia.
- A co się z nią stało? - spytał Dergo.
Argena zastanowiła się chwilę. Pytania młodzieńca mogły być bardzo przydatne - przygotowały by ja na rozmowę z królem. Musiała wymyślić historię, która wyjaśniałaby brak ciała. Przy odrobinie szczęścia zgarnie dwie nagrody i nie będzie musiała nawet ryzykować życia swojego, ani swoich towarzyszy.

- Została pożarta, przez wielkie nielatające ptaki. Była już martwa gdy ją znalazłam, niestety nie mogłam zabrać jej ciała, gdyż ptaki zabiły by i mnie. Musiałam uciekać, ale wzięłam ten wisiorek na dowód. Wydawał mi się unikalny. Wasza Wysokość - Argena odpowiedziała na pytanie króla i ukłoniła mu się nisko.
Gdy wcześniej okazała wisiorek nadwornemu urzędasowi, udzielono jej audiencji u króla i mogła mu przedstawić dobrze przygotowaną wersję zdarzeń. Była teraz na dworze królewskim, a sala tronowa wydawała się dużo bardziej uroczym miejscem niż tamten zameczek, choć oczywiście wiedziała, że sam wystrój nie stanowi domu.


Król nie była zadowolony z wieści, że jego córka nie żyje i zastanawiał się nad czymś spoglądając na najwyraźniej znajomy mu pendant, który trzymał w dłoni. Spojrzał na Argenę i przyglądał jej się przez chwilę. Kobieta nie okazała jednak strachu, ani innych emocji.


- Kiedy to było? I gdzie? - spytał, dość zimnym głosem.
- Cztery dni temu. W górach, zaraz za Piores, Panie - odpowiedziała Argena. Nie sądziła, że pierzaste nieloty, które zabiły jej źródło informacji przydadzą się aby stworzyć tak wiarygodną historię... Pozostawały jednak dwa pytania: czy król w nią uwierzy jeśli wiedział, że Adrianna chciała uciec, oraz czy wypłaci jej obiecaną nagrodę.
 
Mekow jest offline  
Stary 08-05-2011, 15:52   #47
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irg

Opat Piernix był grubiutkim, okrągłym mnichem o czerwonej twarzy i malutkich rozbieganych oczkach. Ucieszył się niepomiernie, gdy Irg wręczył mu szkatułę i wyjaśnił od kogo ona pochodzi. Zaraz też otworzył ją i z wnętrza wyciągnął coś owiniętego w purpurową szmatkę. Rozwinął pakunek i przyglądał się temu czemuś przez kilka minut. Na jego twarzy zagościł wyraz błogości i zadowolenia.
- Dziękuję Wam, że zechcieliście dostarczyć ów pakunek. Jest to artefakt wielkiej wartości, szczególnie dla nas, wyznawców Hapodiona Brukilusa. Teraz znajdzie tutaj swoje, należne mu miejsce, pełne czci - powiedział w końcu. - Wam zaś, jako posłańcom, którzy wyświadczyli nam taką łaskę, zapewniam opiekę przez najbliższe dni. Czujcie się jak u siebie w domu. Zaraz rozkażę braciom, przygotować dla Was pokoje i posiłek. Nie pogardzicie też pewnie kąpielą w naszej łaźni...

W klasztorze spędzili kolejne dwa dni, odpoczywając i nabierając sił przed czekającą ich wyprawą do grobowca czarodzieja. Od mnichów dowiedzieli się, gdzie dokładnie ów grób się znajduje. Na drogę zostali sowicie zaopatrzeni w jedzenie i picie, oraz ciepłe rzeczy, gdyż w wyższych partiach gór panowała niska temperatura i padał śnieg.

Wyruszyli rankiem, wspinając się ku położonemu wysoko w górach przesmykowi. Już po kilku minutach od opuszczenia klasztoru, wiedzieli skąd Przesmyk nosi swoje miano. Huraganowy wiatr niemalże uniemożliwiał wędrówkę i zmuszeni byli iść niezwykle wolno, mozolnie pnąc się ku górze. Na samej przełęczy nie spędzili ani minuty, chociaż warto było popodziwiać widoki, jakie się z niej roztaczały. Krasnolud w oddali dostrzegł położone pomiędzy dwoma wielkimi górami, miasto, które jak podejrzewał mogło być Wazandem. Teraz jednak musieli udać się wąską drogą na zachód, ku wzniesieniu o charakterystycznym kształcie, w zboczu którego znajdowały się podziemia, mieszczące grób Perula Vonna.

Mniej więcej w połowie drogi do grobowca, trakt którym szli łączył się z innym, prowadzącym z dolin. Tutaj dostrzegli ślady kopyt, zmierzające w tą samą stronę co i oni. Najwidoczniej do grobowca jechał ktoś jeszcze. Obawy owe potwierdziły się, gdy u samych stóp góry, przy stromych schodach wiodących do widocznego wysoko w zboczu otworu, zobaczyli uwiązane dwa konie.





Argena

- Adrianna, moja córka nie żyje... - Książę Fidelus trzymał w dłoniach należący do córki wisiorek. Przez kilka chwil obracał go w dłoni, a potem podniósł swoje zaczerwienione oczy na Argenę. - W Piores... Tak... To ten przeklęty Vincent ją tam zabrał! Znajdę go i zabiję! Wypatroszę niczym świnię! A może i jego pożarły te ptaki, co? Odpowiadaj, czy były tam inne szczątki?

Wybuch gniewu zaskoczył Argenę, przez chwilę zastanawiała się co odpowiedzieć. Uznała w końcu, że chyba najlepiej będzie potwierdzić. Fidelus będzie zadowolony i wówczas z pewnością jej zapłaci. Jej przypuszczenia okazały się słuszne. Książę niemal skakał z radości, jakby na chwilę zapomniał, że właśnie dowiedział się o stracie córki.
- Natychmiast każę wysłać tam ekspedycję, aby odzyskała ciała. Mej córce należy się godny pochówek. A ścierwo tego nikczemnika, potwora, niech tam spoczywa na wieki. Niech go zeżrą robale! A Tobie należy się nagroda... Jako posłańcowi, który przynosi złe wieści, mógłbym kazać Cię wybatożyć albo ściąć, aby ukoić moje zbolałe serce. Znaj jednakże moją łaskę, otrzymasz połowę obiecanej nagrody, gdyż dwa mieszki złota przewidziane były za Adriannę całą i zdrową. I nie dyskutuj, ciesz się, że uchodzisz z życiem. - Książe wydał polecenia swoim zausznikom i Argena została wyprowadzona z wielkiej komnaty. Po kilku chwilach otrzymała swoją zapłatę, w postaci wypchanej złotymi monetami sakiewki.

Wróciła do portalu. Na szczęście dla niej, jarzył się błękitnym blaskiem. Bez wahania wkroczyła w przejście i swoim pomocnikom nakazała to samo. Już po chwili znajdowali się po drugiej stronie. Udali się do zameczku hrabiego von Vogela, aby poinformować jego i Adriannę o sukcesie misji.
- Jesteśmy istotami innej krwi, zwanymi Ashater - odpowiedział Vincent, gdy zrelacjonowała audiencję u Fidelusa. - Możemy dowolnie zmieniać kształty, ale musimy żywić się krwią, jak wampiry. Nie jesteśmy źli... Nie robimy tego dla zabawy. Aby przeżyć wcielamy się w ciała istot z tego świata i podtrzymujemy je, tak długo jak się da. Ja w tym ciele żyję już ponad dwieście lat, a mej żonie przed kilkunastu laty przydarzył się wypadek. Jej duch wybrał ciało księżniczki jako swoje nowe lokum. Jednak dopiero niedawno udało jej się uciec spod czujnego oka ojca, który nie do końca zdawał sobie sprawę kim ona jest. Nie umiał połączyć śmierci swoich poddanych z osobą swej córki, a mnie traktował jako nachalnego intryganta, dybiącego na cnotę swej córki. W końcu uciekliśmy i schroniliśmy się tutaj...
- A co do Twojej zapłaty, to udaj się do Czerwonego Lasu. To dwa dni drogi stąd, na południe wzdłuż brzegu. Mieszka tam Hermiona, stara czarownica. Powiedz jej, że przychodzisz od nas i że mamy wobec Ciebie dług - dodała Adrianna. - Ona ma Talizman, ale nie poszukuje Korony. Na pewno zgodzi Ci się go oddać. Powodzenia!

Wyruszyła nie zwlekając. Droga wiodła wzdłuż klifu, miejscami niemalże nad samą przepaścią. Poniżej fale rozbijały się z hukiem o brzeg. Nad morzem latały białe mewy, nieustannie skrzecząc i co chwila nurkując w poszukiwaniu ryb. Pod wieczór Argena zbliżyła się do niewielkiego zagajnika, który zdawał się jej dobrym miejscem na nocleg. Jakież było jej zaskoczenie, gdy poczuła wydobywający się spomiędzy drzew odór. Nim zdążyła zareagować na drodze pojawiła się kuśtykająca w jej stronę zakrwawiona postać.

 
xeper jest offline  
Stary 15-05-2011, 00:10   #48
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Irg zatrzymał się na chwilę aby zebrać myśli. Nie miał pojęcia kto wszedł do grobowca, jednak spodziewał się, że ci poszukiwacze szukają tego co on. W tej sytuacji, przynajmniej początkowo musiał traktować ich jako rywali.

Bez słowa podszedł do koni i odwiązał je. Następnie zaprowadził je nieco w dół zbocza i uwiązał za potężnym głazem, tak aby z wyjścia z grobowca nie dało się ich zobaczyć. Widząc pytające spojrzenie Cassadry postanowił przerwać milczenie
-Trzeba być przygotowanym na każdą sytuację. Nie wiemy kto tam jest i czego szuka. Być może walka nie będzie potrzebna, ale jeśli tak, to my mamy przewagę atakując z zaskoczenia, więc musimy zrobić wszytko żeby tą przewagę jak najbardziej wykorzystać.- wyjaśnił ściszonym głosem.
-Więc zachowujmy się możliwie jak najciszej.- dodał spoglądając przenikliwie na Cassandrę, ta kiwnęła twierdząco głową na znak, że zrozumiała. Irg odwrócił się w stronę wejścia i ruszył, Cassandra szła tuż za nim.

Przy wejściu do grobowca widać było kilka dziwnych znaków, częściowo już zatartych przez deszcze i wiatr. Irg był pewien, że gdzieś już widział coś podobnego, jednak nie potrafił sobie przypomnieć gdzie i kiedy. Weszli do grobowca. Początkowo szli jednym długim korytarzem. Po paru minutach trafili do średniej wielkości sali. Odchodziło z niej 5 rożnych tuneli.
-Gdzie teraz?- zapytał szeptem Irg
-Daj mi chwilę.- odpowiedziała Cassandra i podeszła do pierwszego tunelu. Po chwili podeszła do drugiego i następnie do pozostałych. Gdy skończyła wróciła do Irga
-Idźmy tym.- powiedziała, wskazując na trzeci tunel od prawej. Irg nie krył zdziwienia
-Skąd ta pewność?- zapytał
-To proste.- odpowiedziała kobieta, z nieukrywana nutką dumy, która lekko zadrażniła krasnoluda.
-Obejrzałam wszystkie wejścia do tuneli, powinny wyglądać tak samo. Jednak przy trzecim, z prawej strony, zauważyłam białą kreskę. Tunele te mają prawdopodobnie kilkaset lat, ta kreska była zrobiona niedawno.- wyjaśniła, jednak Irg dalej nic nie rozumiał. Cassandra westchnęła lekko i rozwinęła swoją myśl
-Normalnym jest, że nikt nie chciał by się tu zgubić i błądzić po tunelach. Ci przed nami też, więc oznaczyli sobie drogę, którą szli, aby w razie czego mogli ją poznać i wrócić bezpiecznie, bądź nie iść dwa razy tymi samymi korytarzami w poszukiwaniu talizmanu.- Irg w końcu zrozumiał
-Sprytne.- powiedział, Cassandra tylko przewróciła oczami ale tak, żeby krasnolud tego nie widział.
-To co ruszamy?- zapytała.
-Oczywiście ale od teraz zachowujemy się jak najciszej- odpowiedział Irg i ruszył w stronę tunelu, a Cassandra podążyła tuż za nim.

Szli bardzo wolno po wyznaczonej przez białe kreski ścieżce, jednak dzięki temu byli praktycznie niesłyszalni. Tunele oświetlały małe, białe kryształki. Widać było, że owi poszukiwacze trochę błądzili. Wiele razy zataczali koła i wchodzili do różnych tuneli. Krasnolud powoli tracił nadzieję i cierpliwość, jednak cały czas powtarzał sobie, że cel ich podróży jest na wyciągnięcie ręki. Wiele razy trafiali na ślepe uliczki, więc musieli zawracać i na rozwidleniu wybierać kolejny tunel. Wtedy Irg przypomniał sobie swoją tułaczkę po tunelach pod Saghart. Przypomniał sobie też o tym dziwnym znaku, który widział na ścianie i skojarzył ,że jest on podobny do tych przy wejściu. Jednak póki co nie myślał o tym. Tamte wspomnienia nie były dla Irga zbyt miłe, więc krasnolud chcąc jak najszybciej zakończyć poszukiwania przyśpieszył kroku, robiąc coraz więcej hałasu. Po chwili poczuł rękę Cassandry na swym ramieniu
-Spokojnie Irgu.- szepnęła mu do ucha. Krasnolud usłuchał i powrócił do poprzedniego tempa.

Ich tułaczka zdawała się nie mieć końca gdy nagle Irg coś usłyszał. Zatrzymał się nagle unosząc rękę. Cassandra zaskoczona również zatrzymała się obok krasnoluda i spojrzała na niego pytająco.
-Słyszysz?- szepnął Irg. Kobieta wytężyła słuch i po chwili usłyszała strzępki rozmowy. Irg uśmiechnął się. Wyciągnął młot i ruszył powoli korytarzem. Tunel wchodził powoli w łuk, gdy wyszli na prostą zobaczyli potężne wejście do jakiejś sali. W środku paliło się mocne światło, więc ciężko im było zobaczyć kto jest w środku. Jednak coraz wyraźniejsze odgłosy rozmowy wyraźnie stamtąd nadbiegały. Teraz dało się rozpoznać 2 osoby głośno rozprawiające o budownictwie tuneli i podziemnych sal. Irg momentalnie podbiegł do ściany, machnął na Cassandrę aby zrobiła to samo. Będąc przy ścianie mogli pozostać dłużej niezauważeni, choć ta dwójka w sali była tak pochłonięta rozmową, że małą była szansa, że ich zauważą. Mimo to Irg wolał zachować dostateczne środki ostrożności

Podeszli praktycznie pod samo wejście, a z tonu głosów nie wynikało, że zostali wykryci. Irg popatrzył na Cassandrę, ta miała poważny wyraz twarzy. Kiwnęła głową, na znak, że jest gotowa. Irg czekał na odpowiedni moment...
 
Aronix jest offline  
Stary 15-05-2011, 22:39   #49
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Zachowanie króla nie pozostawiało wątpliwości i Argena, choć wówczas zrobiła bardzo potulną minę, obecnie nie tylko nie miała wyrzutów sumienia, ile była wręcz zadowolona, że wystrychnęła go na dudka.
Ciekawe jak długo jego ludzie będą szukać w górach ciała, którego tam nie ma. Ciekawe czy wrócą z jakimś innym, udając, że wykonali zadanie i król ponownie zostanie okłamany. Nie martwiła się tym, gdyż nie zamierzała tam wracać. Właściwie to rozbawiały ją różne możliwe scenariusze i kazała Zagu, jednemu ze swoich chochlików, ułożyć z tego śmieszną historię do opowiadania na długie wieczory.

Jechali spokojnie ku wyznaczonemu celu, Argena, Dergo i cztery małe chochliki. Ich podróż zapowiadała się bardzo spokojnie... do czasu, aż podczas postoju na swej drodze spotkali wrogo nastawione zombie.
Mimo iż śmierdziało ono niesamowicie, Argena była nawet zadowolona na jego widok.
- Baczność Dergo! Potrenujemy walkę - powiedziała zdecydowanym głosem dobywając miecza.
Młodzieniec dopiero po chwili dostrzegł nieumarłego.
- Co to jest?! - wrzasnął i przerażony aż podskoczył na jego widok. Argena miała nadzieję, że jej wojownik nie zleje się ze strachu w spodnie.
- Zombie - odpowiedziała spokojnie Argena, jakby pytał ją o spinkę do włosów. - Trup, ożywiony zapewne przez jakiegoś nekromantę - wyjaśniła spokojnie.
Na dalsze dyskusje nie było czasu, gdyż wtedy to zaczęła się walka.
Argena chciała dać młodemu okazję, aby się wykazał. Stanęła przez przeciwnikiem, a Dergo zaszedł go z jej lewej strony. Sparowała cios maczugi zaopatrzonej w pokaźny kolec... maczugi, pałki, kija, czy cokolwiek to było. Ale nie wykonała kontrataku, a nawet odsunęła się dwa kroki do tyłu.
- Atakuj, walnij go mieczem! - powiedziała zdecydowanie, gdy spostrzegła, że chłopak nie bardzo garnie się do walki. Wyglądało na to, że był dość wystraszony, ale gdy dostał polecenie od swej ukochanej, natychmiast zabrał się do dzieła. Zamachnął się mieczem i jego ostrze uderzyło o plecy napastnika. Zombie nie zareagowało w typowy dla otrzymania rany sposób, nie ryknęło, nie wygięło się w bólu, zupełnie jakby uderzyć gnijący pień drzewa. Jednak była jakaś reakcja - truposz zwrócił się przodem do młodzieńca i zamachnął się na niego maczugą. Ten uskoczył przed ciosem.
- Dobrze! I kontratak! - powiedziała Argena.
Dergo zadał cios i choć czubek ostrza ledwo drasnął przeciwnika, to można to było uznać za sukces.
Roznoszący się wokoło zapach, jak i niebywała atrakcyjność przeciwnika, nie sprzyjały jednak długiej walce. Argena zdawała sobie sprawę, że czas już kończyć. Zamachnęła się i ostrzem miecza poważnie ugodziła bok zombiego. Miała nadzieję, że ten zwróci się ku niej, a wtedy Dergo załatwi sprawę wychodząc na głównego bohatera walki.
Tak się jednak nie stało. Martwiak wybrał Dergo na przeciwnika i nie dał się rozkojarzyć byle ciosem. Zamachnął się na młodzieńca, a choć ten prawidłowo wykonał blok, to nie wykazał się dostateczną siłą i maczuga uderzyła o jego kolczugę, która na szczęście obroniła swego właściciela przed obrażeniami.
Widząc to, Argena wkroczyła do akcji i z całej siły kopnęła ich przeciwnika w bok. Chciała go wyłączyć na chwilę z walki, aby uchronić swojego chłopczyka.
Zombie nie miał szans wygrać z prawami fizyki i padł na ziemię pod wpływem silnego ciosu.
- W porządku? Jesteś cały? - spytała Argena, gdy mieli chwilę spokoju.
- Tak - rzekł od razu, spoglądając na rozmówczynię. - Przyblokowałem trochę cios i kolczuga mi się sprawdziła... Ale to to silne - powiedział i chyba miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale Argena weszła mu w słowo:
- Uważaj! - krzyknęła.
Oboje popełnili błąd. Dergo wręcz odwrócił się tyłem do przeciwnika, zaś Argena uznała, że skoro go powaliła ma więcej czasu zanim się podniesie i nie skupiła się na przeciwniku. Dostrzegła go kontem oka, gdy już stał i brał zamach na młodzieńca. Ostrzegła go krzykiem, ale ten zamiast uniku albo innego natychmiastowego działania, jedynie odwrócił się aby spojrzeć co się dzieje. Zobaczył zombiego i maczugę lecącą w kierunku jego głowy, a chwilę potem poczuł jak jakaś duża siła pchnęła go i młodzieniec upadł na ziemię.
To Argena. Widząc, że jej wojownik nie zdążył zareagować w porę popchnęła go mocno obiema rękami, aby obronić go przed spadającą na jego głowę maczugą. Niestety wystawiła się tym na cios... a dokładniej rzecz biorąc, wystawiła na niego swoje ręce. Wielki gwóźdź, w który była wyposażona broń przeciwnika, na szczęście nie ugodził jej w rękę, a znalazł się między nimi. Nie mniej jednak drewniana maczuga uderzyła ją mocno w jej lewe przedramię.
Kobieta krzyknęła z bólu. Miała już tego dość. Jej broń leżała teraz gdzieś na ziemi i nie było czasu na jej szukanie. W gniewie cisnęła w zombie zaklęciem kuli ognia ostatecznie powalając przeciwnika.
Z jej ust popłynęło kilka ostrych słów, głośno wypowiedzianych w nieznanym dla Dergo języku. Domyślał się jednak, że musiały to być jakieś przekleństwa.
Kobieta zaczęła masować lewe przedramię. Nie była przyzwyczajona do bólu i nie miała zamiaru go tolerować.
Młodzieniec spojrzał na nią wystraszony.
- Co się stało? - spytał dość niespokojnym głosem.
- Uratowałam ci życie... i oberwałam - odpowiedziała kobieta. Nie sądziła, aby ukrywanie czegokolwiek było dobrym pomysłem. Wszak ukrywała już przed nim dostatecznie dużą tajemnicę.
- Dziękuje, moja ukochana. Przepraszam, że zawiodłem - zaczął Dergo błagalnym głosem, po czym zrobił dość dziwną, wystraszoną minę - on żyje! - krzyknął.
To co powiedział, nie było akurat zgodne z prawdą, ale Argena wiedziała, że odnosił się do zombie, które najwidoczniej po raz kolejny ośmieliło się podnieść z ziemi. Argena natychmiast odwróciła się przodem do przeciwnika zwiększając przy tym dystans do niego o jeden krok i jednocześnie szykując odpowiednie zaklęcie. Zombie nie dość, że po raz kolejny podniósł się z ziemi, to oprócz tego okazał się wyjątkowo szybki. Uderzyli jednocześnie. Argena cisnęła mu w korpus pokaźną kulę ognia, on zaś uderzył ją maczugą w prawy bok... a konkretniej w prawą rękę, która już wcześniej została lekko zraniona. Na szczęście i tym razem zombie nie wykorzystał metalowego zwieńczenia swojej broni. Nie mniej jednak silny ból przeszył jej ramię, a ona sama krzyknęła jeszcze głośniej niż poprzednio i wygięła się w bólu. Zombie natomiast padł na ziemię.
- Dość tego! - powiedziała zdenerwowanym głosem.
Wystraszony Dergo nie wiedział o co do końca chodzi i wystraszony siedział na ziemi w pozycji półleżącej. Widząc gniew Argeny wręcz bał się odezwać.
Kobieta zaś szybko odnalazła swój miecz i jednym silnym ciosem odrąbała zombiemu głowę. Następnie wzięła jego maczugę i niczym piłkę uderzyła w jego głowę zrzucając ją z klifu i posyłając do morza. Krótko potem reszta martwego ciała poleciała tą samą trasą.
- A spróbuj mi się teraz podnieść! - zagroziła Argena.
Chochliki tymczasem wyszły już spod koca, pod którym się schowały na czas walki, a następnie rozłożyły go na ziemi. Argena usiadła na nim.
- Ręka mnie boli! - rzekła groźnym i niezadowolonym głosem, co najwidoczniej dla nich oznaczało: pomóżcie mi przyjaciele w ulżyć cierpieniu.
Natychmiast zabrały się do roboty łapiąc bandaże i podając jej butelkę środka znieczulającego pod postacią rumu, którego natychmiast się napiła.
Tymczasem, nieomal na kolanach przyczłapał do niej Dergo.
- Przepraszam, to wszystko moja wina - zaczął klęcząc przed nią i Argena od razu dostrzegła, że jedno jej słowo a młodzieniec jej się całkiem rozpłacze.
- Nie, ten zombie zaskoczył i mnie. Nie spodziewałam się, on nie powinien być tak szybki i podnosić się po takich ciosach... Chyba, że... - rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie dostrzegła. Nasłuchiwanie, nawet z pomocą kolczyków też nie przyniosło żadnych nowych wieści. Upiła pokaźny łyk rumu.
Dergo siedział wystraszony i nie odzywał się ani słowem. Chochliki owijały bandażem lewą rękę Argeny.
- Chyba, że jest tu gdzieś kierujący nim nekronamta, ale nic takiego nie ma... Nie martw się tym młody. Jedna przegrana walka to nie powód do płaczu, a tym bardziej do rezygnacji. A walkę jeszcze potrenujemy - powiedziała.
Dergo spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, któremu towarzyszyły załzawione oczy.
- Dziękuję - powiedział, przytulając się do jej nogi. Cieszył się, że jego ukochana wybaczyła mu jego nieudolność... był szczęśliwy z tego powodu, choć zdawał sobie sprawę, ze przez jakiś czas nie otrzyma żadnej nagrody.


Następnego dnia około południa dotarli do Czerwonego Lasu. Nie wiadomo skąd pochodziła jego nazwa, ale Argenie i jej towarzyszom wyglądał jak zwykły las. Trzymali się szerokiej, wydeptanej ścieżki, aby dotrzeć do miejsca w którym mieszkała wspomniana przez von Vogel'ów czarownica.
Argena jechała na przedzie z zabandażowaną od nadgarstka po ramię lewą ręką, która spoczywała zawieszona na temblaku. Kobieta miała dość niezadowoloną miną z efektów starcia z zombie, ale nikt nie wspomniał o tym ani słowem. Reszta załogi jechała tuż za nią.
Wieczorem dotarli do miejsca, które z pewnością musiało być siedzibą wspomnianej czarownicy o imieniu Hermiona.


Zbudowana z kamienia, spora chatka składająca się z co najmniej dwóch izb, była miejscem do którego zaprowadziła ich ścieżka. Droga oczywiście wiodła dalej, ale poprzednim zleceniodawcą Argeny z pewnością chodziło właśnie o to miejsce... zresztą wiedziała ona, że jeśli się myli, albo została oszukana, to zaraz się o tym przekona.
Miała nadzieję, że przy odrobinie szczęścia może oprócz otrzymania talizmanu i kilku informacji, otrzyma także pomoc w sprawie złamanej ręki, której ból nie był już tak silny jak poprzedniego dnia, ale nie chciał jeszcze całkiem ustąpić.

Argena zsiadła z konia i podeszła do drzwi. Miała zamiar zapukać, ale zanim to zrobiła te się otworzyły. Za nimi stała starsza kobieta, w dość eleganckim zielonym stroju i czarnej tiarze. Spojrzała na Argenę spokojnie i choć spojrzenie jej oczu zdawało się przyjazne, tak minę miała dość srogą.


- Witam. Pani Hermiona, jak mniemam? - powiedziała spokojnie Argena przyglądając się czarownicy. - Przybywam od Adrianny i Vincenta von Vogel, którzy mają wobec mnie dług - rzekła zaraz potem, nie odrywając wzroku od kobiety, która również przypatrywała się swej rozmówczyni.
- Tak, uprzedzono mnie o waszej wizycie i wiem czego poszukujesz - powiedziała kobieta i choć mówiąc prawie nie otwierała ust, to słychać ją było głośno i wyraźnie. - Wejdźcie do środka - powiedziała i odsunęła się, robiąc przejście dla swoich gości.
Argena nie okazała zdziwienia, wszak hrabiostwo mogło tu wysłać swojego szarego ptaka z listem... nie wspominając o kontakcie za pomocą magii, którym z pewnością obie strony dysponowały.
Argena machnęła na swych towarzyszy, aby poszli za nią i weszła do środka.
- Chciałabym także z panią porozmawiać i jeśli to nie sprawi problemu, gdyby dało się coś zrobić z moją ręką - powiedziała spokojnie - spotkaliśmy po drodze prawie tuzin zombie - dodała, aby nie wyjść na słabeusza, którym najwidoczniej się okazywała po ostatniej walce.
Wtedy się rozejrzała, a wystrój i przestrzeń wnętrza na chwilę odebrały jej mowę...
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 16-05-2011 o 13:53.
Mekow jest offline  
Stary 17-05-2011, 17:25   #50
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irg

Głosy dyskutujące o tak arcyciekawych rzeczach, jak entablatura czy też system filarowo-skarpowy dobiegały z dużej, ciemnej i cuchnącej zgnilizną komnaty. Irg i Cassandra zatrzymali się kilka metrów przed portalem wiodącym do środka. Mieli z tego miejsca dobry widok na to, co działo się w środku.

Na samym środku wykutej w skale sali, tuż obok masywnego, kamiennego sarkofagu stało dwóch odzianych w długie szaty mężczyzn. Obaj byli niscy, niemalże równi wzrostem Irgowi. Wyglądało na to, że nie byli uzbrojeni. Na głowach mieli skórzane opaski, zaopatrzone w osłoniętą świeczkę i dużą soczewkę. Tuż obok nich spoczywało kilka drewnianych skrzynek i skórzanych, obwiązanych taśmą pakunków. Na płycie grobowca ustawili latarnię zaopatrzoną w lustra, oświetlającą dużą połać pomieszczenia. Pogrążeni w dyskusji, cały czas wskazywali coś palcami i intensywnie gestykulowali.

Irg zdezorientowany popatrzył na swoją towarzyszkę, a ona odwzajemniła spojrzenie. Krasnoludy, bo nimi byli mężczyźni, zabrali się do wyładowywania swoich pakunków. W ich dłoniach pojawiły się jakieś tajemnicze, niezwykle skomplikowane urządzenia, które zamontowali na drewnianych statywach i ruszyli wgłąb pomieszczenia, szukając dla nich właściwej lokalizacji. Jeden z nich zniknął w mroku, jego obecność zaznaczała się tylko słabym poblaskiem niewielkiej latarenki, którą umocowaną miał do czoła.

Irg postanowił wejść do pomieszczenia i dowiedzieć się kim są owi badacze. Nie wyglądali na groźnych ani wrogo nastawionych, dlatego też krasnolud otwarcie wkroczył do grobowej sali. Wyraz przerażenia jaki pojawił się na twarzy ustawiającego statyw krasnoluda, spowodował, że Irg zastanowił się nad własnym wyglądem. Jednak chyba wszystko z nim było w porządku, podobnie jak z towarzyszącą mu kobietą. A więc co spowodowało panikę badacza, który teraz z wrzaskiem biegł na oślep wgłąb komnaty. Z daleka dobiegały krzyki drugiego z krasnoludów. Irg obejrzał się za siebie i... stanął oko w oko z nieumarłym wojownikiem. A przysiągłby na beczkę piwa, że przed sekundą go tam nie było. Szkielet trzymał stary miecz i zasłaniał się przyozdobioną kośćmi tarczą. Zmierzał wprost na krasnoluda.




Argena

Wnętrze chatki w niczym nie przypominało jej zewnętrznego wyglądu. Po pierwsze było znacznie przestronniejsze, Argena nie była w stanie pojąć jak tak duża przestrzeń pomieściła się w małej kamiennej skorupie chatki. Po drugie wystrój wnętrza był całkowicie obcy, nie pasujący do jakichkolwiek standardów. Wszystkie krawędzie były ostre, kąty proste, powierzchnie lśniły oszałamiającym blaskiem. Światło oświetlające wnętrze nie pochodziło z świec, kaganków czy latarń a z oślepiająco jasnych kul, umieszczonych w różnych miejscach pomieszczenia.


Hermiona tylko tajemniczo się uśmiechnęła widząc zaskoczenie, oszołomienie i przerażenie na twarzach swoich gości. Tak reagował każdy, kto wchodził do jej domu. Na szczęście wielu gości nie miała, a większość z nich przyjmowała w ziołowym ogródku, na ławce pod starą jabłonką.
- Usiądźcie - wskazała na tajemniczo wyglądający mebel, przypominający ławę. Pstryknęła palcami i światło przygasło, pogrążając pomieszczenie w przyjemnym półmroku. - Zaparzę herbaty. Pytaj, jeśli oczywiście masz jakieś pytania.

Argena pytań miała bez liku, ale dużej części z nich bała się zadać. Zapytała więc o Koronę Władzy, Talizman i mapę.
- Tak, kiedyś szukałam Korony - odpowiedziała wiedźma sadowiąc się na sofie i siorbiąc herbatę. - Dokładnie trzydzieści siedem lat temu, przez jakieś cztery miesiące podróżowałam po świecie. Zaznałam wielu przygód, poznałam fascynujących ludzi i zdobyłam parę ciekawych rzeczy. Właśnie ta chata jest efektem działania paru z nich. Po tamtych czasach pozostał mi Talizman, który oddam Ci, skoro von Vogelowie tego żądają. Proszę oto on...

W jej rękach, jakby znikąd pojawiło się drewniane pudełko, które otworzyła. Wnętrze wyłożone było szkarłatnym materiałem, na którym spoczywał sporych rozmiarów, oprawiony w srebro szlachetny kamień.

- Dzięki niemu możesz wejść do Krainy otaczającej miejsce, gdzie znajduje się Korona. Tylko z pomocą Talizmanu możesz otworzyć Tajemne Wrota strzegące drogi na Równiny Grozy. Pilnuj go jak oka w głowie, gdyż niewiele jest tych błyskotek, a ich wartość jest ogromna - podała Argenie pudełko i pociągnęła kolejny łyk herbaty.

- Nie mam żadnej mapy - zaśmiała się perliście wiedźma. - Na cóż mi mapa. Nawet jakbym jakąś miała, to i tak byłaby zbyt mała aby objąć cały świat. Co ja mówię!? Zbyt mała by objąć Zewnętrzą Krainę. Ale powiem Ci parę słów na temat okolicy. Znajdujemy sie na Wybrzeżu Czarnej Fali. Daleko na północ stąd, za Górami Bilkunavarskimi, położne jest królestwo Ashwell, rządzone przez złego tyrana, Raghara. Na południe i wschód rozciąga się wielka połać Czerwonego Lasu. Na jego południowym skraju, za rzeką Cassą, położone jest miasto Silkis. A na wschodzie teren wznosi się i tworzy Wielką Wyżynę Wylgut. To obszar suchy i nieprzyjazny, porośnięty trawą i kolczastymi krzewami, pełen potworów i drapieżników. Traktuj to jako ostrzeżenie, gdyż właśnie tam powinnaś się udać. Ja tam dotarłam i trafiłam do wysokiej wieży, pełnej cudów i niebezpieczeństw. Po wizycie w niej, gdy zdobyłam wielkie skarby, zaprzestałam poszukiwań, uznając, że to co mam w zupełności mi wystarczy.

- Co do leczenia, to moja herbatka powinna Ci pomóc - znowu zaśmiała się, a śmiech ten nie pasował do jej twarzy i wieku. Śmiała się jak młoda, radosna dziewczyna. Zaraz spoważniała, a ton jej głosu stał się zimny i oschły. - Daję Ci Talizman, nie oczekuj więcej. Możesz też tu przenocować. Rankiem wyruszysz w drogę.


Jarr

Gęste krzaki utrudniały zmęczonemu orkowi marsz. Mijał trzeci dzień od opuszczenia aktualnej kryjówki klanu w Sennych Wzgórzach. Jarr czuł, że powinien odpocząć, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że musi jak najszybciej pozbyć się tropiących go elfów. Wszedł na nich dwa dni wcześniej, nie zachowując należytej ostrożności. Byli to trzej zwiadowcy, niechybnie przynależący do tego samego domu, co długousi, którzy tak przetrzebili szeregi orków. Elfy podjęły pościg, a Jarr czuł, że już długo nie da rady uciekać. Teraz szukał miejsca, w którym mógłby godnie stanąć do boju ze swymi prześladowcami. Miejsca, które dałoby mu jakiekolwiek szanse...

Polanka, na jaką po chwili dotarł, niemal niczym nie różniła się od innych, przez jakie przechodził wielokrotnie podczas wędrówki. Krzaki były rzadsze i niższe, pomiędzy nimi widać było połacie trawy, wilgotnej od niedawno padającego deszczu. Tym, co różniło ją od pozostałych, były zarośnięte ruiny jakiegoś budynku, ledwo widoczne spod porastającego je bluszczu. Z okrągłego budynku, pozostał tylko fragment muru i wejściowy portal. Jarr natychmiast ruszył w kierunku gruzowiska, postanawiając się w nim ukryć. Raczej nie miał co liczyć na to, że elfy pójdą dalej, ale ruiny dawały pewną ochronę przed elfimi strzałami.

Przycupnął w kącie i ścisnął miecz. W myślach powtarzał magiczne formuły, tak aby za parę chwil móc poprawnie przywołać moc. Łatwo go nie wezmą. Byli blisko i nie kryli się z tym, że się zbliżają. Słyszał ich kroki, gdy przedzierali się przez zarośla. W tym momencie dostrzegł pomiędzy omszonymi, potrzaskanymi kamieniami zardzewiały kawałek metalu. Nerwowymi, pospiesznymi ruchami odgarnął ziemię. W podłodze znajdowała się stalowa klapa, najwidoczniej przykrywająca wejście do piwnicy.

Jarrowi udało się otworzyć klapę i wskoczyć do cuchnącej pleśnią i wilgocią czarnej jamy w momencie, w którym pierwszy z elfów wkroczył na polanę.

 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172