Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2011, 20:47   #97
Witch Elf
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Viii

Kaus

Zbliżali się nieustająco. Dwóch odłączyło się by zająć Ragnara. Pozostali z samym Sprawiedliwym na czele wyłaniali się z wybuchów i kurz. Mistyk oddawał ołów, który siekał powietrze szukając dla siebie miejsca w zbrojach Szarych Rycerzy. Wtedy otworzyli ogień. Jego przecież twarda zbroja wydała mu się zaraz rekwizytem teatralnym. Mechadendryt oderwał się od pleców trafiony celnie. Naramiennik rozdarł się pod ostrzałem jak zakurzona szmata. Jeden z napastników wysforował się na przód. Kapłan wiedział już, że bolter będzie niewystarczający. Odczekał. Cichy wizg melty oznajmił gotowość do zionięcia. Nacisnął na spust z bliskiej odległości. Promień uderzył w Rycerza gładko. Z jego piersi nie wyrwał się odgłos bólu czy choćby zdumienia. Z wielką dziurą w piersi wywierconą na wylot padł kilka metrów przed Debonairem. Nie był to czas na radość. Bo i jak zachować humor widząc Sprawiedliwego. Jego ponura twarz i groźne spojrzenie nie wzbudzały strachu. Nie tak jak trzymane Psioniczne Działo, które skierował wprost na niego. Oddawał bolterowe kule, które świszczały tuż nad jego uchem. Z każdej strony i na tak wielu wysokościach. Czuł jakby wykręcano go śrubka po śrubce. Jego śmierć miała lodowy odcień błękitu. Właśnie została wystrzelona z działa. Ułamki sekund. Teraz chyba powinien zobaczyć całe swoje życie. Długie życie jak krótkometrażowy filmik z tragicznym zakończeniem, czy raczej, nie dokończony? Usłyszał myśl, która zdecydowanie nie należała do niego. Bo przecież nie żywił do nikogo psiego przywiązania…
To był Muciek. Jego duch przemycił cos na kształt pożegnania, kiedy rzucił się zasłonić swego pana mechanicznym ciałem. To stało się tak szybko. Wybuchł tuż przed Kausem. Gorący podmuch wiatru uderzył w Mistyka zabierając ze sobą część całkiem przystojnej przecież twarzy. Poruszone ogniem powietrze przypominało powykrzywiane cyrkowe lustra, w których nie można było zobaczyć siebie ale pozostałych Szarych Rycerzy…


Marcus

Seria z boltera. Po niej rzucił się w stronę szarżującego Biczownika. Wbrew oczekiwaniom nie była w stanie go powstrzymać. Dwóch gwardzistów odpadło od Kruka ciętych tuż przed skokiem. Zwinny obrót, cięcie przez nogi. Z tej odległości widział rozbity hełm potwora. Widział nawet uciekający z czaszki mózg. Jednak czy był potrzebny mu do walki? Zachwiał się tracąc równowagę, lecz uniósł pięści spuszczając je za odskakującym już Marcusem. Dobra okazja. Wyprowadził błyskawicznie cios na odsłoniętą klatkę skręcając ciężkie, lecz diabelnie zwinne przecież ciało. Biczownik upadał do tyłu, gdy syn Coraxa starał się podnieść i wyszarpnąć ostrze. Lecz przecież Lindeo zwolnił drugiego. Zza ciężko upadającego ciała Kruk dostrzegł kolejnego golema zrodzonego w bólu i poczuciu winy. Stwora z ludzkiego ciała i metalu. Obrócił nieznacznie głowę za tym co dostrzegł kątem oka. Dwóch pozostałych Gwardzistów zmniejszyło do niego dystans. Celowali w głowę. Ta sekunda kosztowała go wiele. Wyszarpnięty w końcu miecz zawarczał groźnie ześlizgując się po ramieniu Biczownika, który naparł na kosmicznego brutalnie. Marcus padł na ziemię wciąż zaciskając palce na rękojeści. Nad sobą widział Biczownika, którego metalowe pazury opadały na jego klatkę piersiową. Wycelowane lufy pistoletów, zaraz oddadzą strzał. Zabrakło mu tchu w wielkich płucach. Zabrakło odrobiny szczęścia.

Poczuł przypływ ukojenia. Lecz nie była to śmierć. Zerknął na broń, której płaz grawerowało tchnienie Słońca Imperium. To Imperator nadał Jej imię.
B…e…a..t…r…y…c...z…e
Była jak rodzący się z zimy metalu krzew. Wśród ciepła złotego blasku kwitła szybko. Jak korona drzewa osłoniła jego ciało w kopule pełnej iskier. Zatrzymały się na niej pazury biczownika, nie zdołały rozedrzeć kule z karabinów. Schroniła Kruka pośród gęstego listowia swojego przyrzeczenia i oddania Zakonowi…


Simon

Musiał obrać inny cel. Ryzyko trafienia Marcusa w chaosie walki było zbyt duże. Nie miał wpływu na to co mogło się stać za jego plecami. Miał za sobą wrogiego snajpera, który jak dotąd nie dał o sobie znaku. Szybko dostrzegł ruch Inkwizytora. Zaczął uciekać w stronę spalarni. Wymierzył oddając pewny strzał zza zasłony budynku. Jeden z Przybocznych padł na ziemię trafiony między szyję a bark. Krew uciekała szybko choć wił się na ziemi jak robak, przyciskając bezskutecznie dłoń. Nocarion trafnie ocenił skąd padł strzał, tak samo jak drugi z Przybocznych. Byli w biegu. Oddana seria zmusiła Porucznika do chwilowego ukrycia. Gdy wychylił się po raz kolejny trafił w nogi. Jeden ze strzelców ugiął się przez chwilę, choć kula musiała go jedynie głęboko zadrapać. Nocarion musiał o siebie zadbać. Simon odczuł na sobie jego aktywność. Poczuł jak z tej odległości zaczyna puchnąć mu głowa. Czaszka nie mogła pomieścić ogromu nagłego ćmiącego bólu…


Zuriel

Granat poszybował w stronę korytarza, którym się zbliżali. Głośny wybuch oznajmił, że sięgnął celu. Inkwizytor wychylił się nieznacznie by ocenić sytuację. Po raz pierwszy zdołał wykonać tę czynność w tak błyskawicznym tempie. Jeden ciężko ranny, pozostałych dwóch… O ich kondycji uświadomiły go świsty wystrzałów. Oparł się o ścianę zastanawiając co dalej. Mógł się ostrzeliwać, lub zmienić szybko pozycję. To pierwsze było dość trudne biorąc pod uwagę nieustający ostrzał laserowych wiązek. Dostrzegł uciekającego z pola walki Lindeo…


Ragnar

Spiął się na silnych mięśniach nóg unosząc z ziemi. Zbroja alarmowała o głębokich uszkodzeniach. Jedna para płuc była bezużytecznym ochłapem mięsa. Zignorował to, choć wciąż czuł się otumaniony. Obrócił wykrzywiony bólem i bitewnym szałem pysk unosząc ciężką broń. Dwóch Szarych było już niemal przy nim. Z dziką radością nacisnął spust witając jednego z nich bezlitosną serią kul. Waliły w jego zbroję jak grad wydając podobne odgłosy. Wilk uniósł broń wyżej by śmiercionośna maszyna sięgnęła głowy. Zmiażdżył nią hełm rycerza, w kolejnej salwie zrzucając głowę z szerokich ramion. Na drugiego nie starczyło czasu. Chwilę potem spojrzał zdziwiony na długie drzewce halabardy. Wystawało mu z brzucha. Ostrze kłuło burzową energią. Widział odbicie swojej twarzy w srebrnych wizjerach szarego hełmu.
 
Witch Elf jest offline