Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2011, 21:57   #91
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozkażę Rycerzom z zakonu zbrojnego Ordo Malleus mnie wspomóc. Nie przekonuj mnie, że się boisz, czymkolwiek jesteś.
Lindeo skomentował we własnym umyśle, natychmiast wyobrażając sobie siebie samego stojącego w grocie w lodowcu, przez górę której widać było pustkę kosmosu. Jego umysł wciąż większą częścią walczył z działaniem śmiercionośnych chemikaliów, ale przygotował swoje osłony, do wzniesienia, niczym kopułę lodu, która w każdej chwili mogła być zaćmiona, zamknięta. Upewnił się, że może komunikować się z czymkolwiek co dotknęło jego umysłu bez utraty kontroli i wiedział, że gorzej by było gdyby postanowił z kimkolwiek z zewnątrz się komunikować.
- Dlaczego miałbym się bać czegokolwiek? - odpowiedział cichy, delikatny głos. Zdawało się, że pochodzi z wewnątrz i naraz słychać go tuż za uchem. Łagodny, łaskotał zmysły.
Psionik nieomal utracił kontrolę, odczuwając bliskość niebezpiecznego bytu. Wstrzymał się jednak przed sięgnięciem po ostateczną możliwą mu obronę, nie zwarł także umysłu. Głowę zdołał jednak odwrócić tylko połowicznie, do ramienia w stronę, w której zdawał się egzystować jego rozmówca.
- Wyczułem już twoją istotę... człowieku. Nabyta nieśmiertelność nie ukryje twojego pochodzenia, ani ograniczeń.

- Wyczułeś? Jakże wiele bym dała by stało się to prawdą. - Psionik odczuł iluzoryczne ciepło oddechu, słodkość kobiecego głosu. - Twoja nabyta tożsamość, nie ukryje zaś twoich. - wymruczała.
- Dobrze wiedzieć, że ktoś potrafi docenić pełnię moich zdolności. Możesz się wycofać z mojego umysłu, ludzki demonie. Potraktuj to jako słabość diabła. mimo swoich słów, Lindeo zaczął wzmacniać swoje mentalne osłony, zostawiając lukę tylko dla opanowanej marionetki.

- Ludzki? Mógłbym zapewne odebrać to jako afekt, gdyby nie to, że to ty mnie zapraszasz. - odparł z teatralnym obruszeniem głos. - Jestem już tak blisko... Jeszcze się spotkamy. Proroku.
Już nie, pomyślał z krzywym uśmiechem mimo, iż COŚ dotknęło jego umysłu bez jego kontroli. Oni już tak nie uważają, z pewnością nie od inicjacji w Inkwizycji...
Kosztowało go to twarz, kosztowało go to maskę.

Nie było odgłosu uchodzących króków, a jednak odeszło. Subtelnie i łagodnie, pozostawiając Psionika z chwilowym, przyjemnym uczuciem ukojenia.
Przekonany był, że słyszał dawno zapomnianą melodię, którą zagrano na długo przed jego narodzinami, użył jednak swojej siły woli do otrząśnięcia się z tego stanu.
Tak łatwo było się poddać, a tak ciężko walczyć. Przeżył to już kiedyś i niemal przypłacił duszą...
Westchnął, wdychając dym z płonących ciał wespół z zapachem zgnilizny. Powrót zawsze był pewnego rodzaju fizycznym wrażeniem katharsis. Odrażające elementy tego świata przypominały Lindeo, że żyje, istnieje w Materium. Sekundę zajęło mu wahanie, po czym wysłał krótki przekaz do Marcusa:
Muszę spuścić biczownika obok Ciebie z mojej kontroli w jego szale. Wycofaj się, za chwilę będziesz sam pośrodku wrogów.
Nie mógł zrobić dla rycerza nic więcej. Zachowywał dystans względem niego, zastanawiając się, jakie doświadczenia miał z ich wspólnym obiektem specjalizacji - prawdawną rasą, która inkwizytor miał wielką nadzieję - nie miała do czynienia z wydarzeniami, w których brali udział.
Obaj jednak walczyli za tę samą sprawę i psionik nie miał zamiaru porzucać Astartesa niepoinformowanego.
Odwrócił się, stojąc pod radiolatarnią i zaczął szukać swojego emblematu Inkwizycji. Czekać go miała jeszcze jedna, o wiele mniej przyjemna rozmowa z fanatykami, którzy mimo radykalnych rozwiązań z radykalnymi działaniami charakterystycznymi dla takich jak on wiele wspólnego nie mieli. Zaczął wpatrywać się w pływy Osnowy, próbując dostrzec pośród cierpienia znaczącego stygnące jeszcze ciała i konające w bagnie sylwetki dowódcę niewielkiej grupy Szarych Rycerzy.

Dostrzegł go niemalże od razu. Wyraźna, mocna aura spowijała jego istotę w Immaterium. On zbliżał się w jego stronę. Manifestował swoją bezkompromisowość.

Z jego autorytetem, inkwizytor Lindeo Mordolph z ekspedycji lady Octavii prosi o desygnowanie celu przybycia, Sprawiedliwy?

Wiem kim jesteś splugawiony sługo chaosu. Nie próbuj ze mną swoich gierek. emanacja jego głosu zdawała się poruszać przestrzeń. Nie zboczył ze swej trasy szykując się do walki.

Przez sekundę Lindeo stał nieruchomo w zadumie. Zgodnie z tym co mu przewidział jak najbardziej pozbawiony zdolności psionicznych Lord Araman za swojego życia, tępota Szarych Rycerzy nigdy nie przestanie go zadziwiać.

Niestety, musiał swoim towarzyszom zadać nieco bólu by zapewnić sobie ich uwagę, jakby wywrzeszczał im należyte informacje do ucha, a w ich umysły wtłoczono gotową wiedzę, nie sam komunikat, która stała się momentalnie częścią świadomości jeżeli o przekaz chodzi.
Przynajmniej nie zapomną. Inkwizytor miał jedynie nadzieję, że nie są akurat zajęci walką na śmierć i życie, nie chciałby ich zdekoncentrować.
Oddział uderzeniowy Szarych Rycerzy, maksymalne zagrożenie. Nieprzejednani i nie do pertraktacji, mimo podjętych prób. Wycofujemy się w dżunglę na południe, zabierając wrogiego Inkwizytora po drodze.
Potem, po krótkim zastanowieniu ruszył żwawym i zdecydowanych krokiem w stronę Kausa. Odezwał się do niego i tylko do niego.
Kaus. Oni tu są. Ale Szarzy Rycerze niestety nie rozwiążą tego problemu za nas, musimy natychmiast uciekać. Domyślał się, że techkapłan odruchowo spojrzy na niego. Wtedy spojrzał wymownie na rannego Wilka, widocznie niezdolnego do samodzielnego ruchu. Chciał ruszyć w stronę Zuriela, ale został, dając techkapłanowi do zrozumienia, że czeka na niego.
Obaj wiedzieli jednak, że są granice na ile Lindeo zechce i będzie w stanie mu pomóc...
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 06-05-2011, 01:49   #92
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
"Timing mają do dupy..." - Kaus nigdy nie owijał w bawełnę - dosłownie i w przenośni. Do tej pory było zabawnie i lajtowo, teraz będzie jedynie zabawnie. Drona właśnie zarobiła na nowy silnik i takiż sam zestaw akumulatorów.
- Pięciu Marines atakuje od północy, wyglądają jak Szarzy Rycerze. Zajmę się nimi ale potrzebuję wsparcia! - warknął na częstotliwości kill-teamu. Obrócił się ku nowemu niebezpieczeństwu, w pobliżu dostrzegał jedynie Lindeo i Ragnara, a szkoda, bo pięciu Marines na trzech Wysłanników z Gwiazd to było w dupę fethowo dużo szczęścia na odwrót. Psionik, zdaje się, usiłował pomóc w jakiś sposób i w innych okolicznościach Kaus z radością zanurzyłby się w dywagacjach co by to miało być przydatnego, niestety, nie czas był na to. Nie wiedzieć czemu przed oczami pojawiła mu się kobieta...



A raczej - wiedzieć czemu. Zawsze tak było gdy niebezpieczeństwo było poważne, śmiertelne wręcz. Colette była chyba jego talizmanem szczęścia - jakkolwiek akolicie Boga-Maszyny trudno byłoby się przyznać do wiary w szczęście. Dostrzegał ją, mimo bionicznego oka, mimo wszystkich zabiegów i stopniowego pozbywania się ludzkiej powłoki, zawsze gdy trudno było się spodziewać by wyszedł cało z zagrożenia. A może widok siostry chronił go przed śmiercią? Koniec końców właśnie to że ją ujrzał sprawiło że przetoczył się ku włazowi ewakuacyjnemu Rhino w tej sekundzie gdy Lance Mrocznych Eldarów wstrzelały się w kadłub transportera Skitarii! Wizja wyrwała go z paraliżu i Mistyk Maszyn poruszył się gwałtownie. Koniec końców, przecież zawsze chodzi o przeżycie...



Bioniczne nogi napięły się i nagle Kaus tyłem uderzył w ścianę już zrujnowanej przez ostrzał lepianki. Osłona była marna, fakt - Golem był świadom wad żółto-czerwono-brązowego pancerza Pretorianina i to że ukrycie się w nim, bieganie czy zwinne ruchy były niemożliwe uważał za fair i całkowicie uzasadnione. Coś za coś. W końcu, Pretorianie Invictus nie byli znani z biegłości w ukrywaniu się, za to z zaciekłości w walce na bliskie odległości i odporności - tak. Nie to było jednak w tej chwili najważniejsze. Nawet gliniane cegły zatrzymywały promienie laserów i ładunki i amunicja z tyłu pancerza były bezpieczne przed ostrzałem Szturmowców. Boltowe pociski Rycerzy na razie odbijały się od zbroi Kausa i przechodziły jak przez masło przez prymitywną ściankę.

Debonair oszacował sytuację. Ciężka broń odezwała się ponownie - tym razem jednak Mistyk nie prowadził mierzonego, snajperskiego ognia. Długa seria wyczerpująca resztę magazynka omiotła obu Marines zmierzających ku Mordolphowi, być może ratując życie niezdarnemu Inkwizytorowi truchtającemu ku Kausowi. Ten miał pełne ręce roboty - a raczej ręce i mechadendryty, żonglując meltą, ciężkim bolterem, amunicją i Broadswordami.

Z zadziwiającą gracją mechadendryt osadzał w ziemi kolejne miny kierunkowe i aktywował je, Golem zaś sprawdzał czy ich symbole uwidaczniają się na jego diagramie. "Są" - mruknął wreszcie gdy cztery bursztynowe światełka rozbłysły potakująco. Nie przerywał ognia. Serie boltowych pocisków bombardowały zbroję na brzuchu i udach najbliższego Szarego Rycerza, samą liczbą, siłą penetracji i rachunkiem prawdopodobieństwa pokonując znakomitą ochronę pancerza wspomaganego Marine. Nie skomentował pierwszych słów Mordolpha, całkowicie skoncentrowany na prostym zadaniu celowania, strzelania i przeładowywania broni, zasypywany nieustannym ogniem bolterów szturmowych. A co tu było dodawać? Poza tym Debonair chciał odpłacić przydupasom Inkwizytora za ludobójstwo którego się dopuścili. Za to drugi tekst wywołał reakcję. Nie taką jednak jak ta której spodziewał się Mordolph.
- Uciekaj - rzucił Golem nieobecnym tonem, pochłonięty ostrzałem. Rakietowo napędzane pociski z wyciem smagały sylwetki w ozdobnych, iście barokowych zbrojach. Ostatnie na co miał ochotę to to żeby Lindeo kręcił mu się w pobliżu gdy Broadswordy wyrzucą w powietrze setki ciężkich, dwu- i trzycentymetrowej średnicy kulek wyciągniętych z łożysk i wprasowanych w materiał wybuchowy.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 06-05-2011 o 01:54.
Romulus jest offline  
Stary 07-05-2011, 13:20   #93
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
Przedstawienie wojny jak zwykle trwało, z tym że nieudolnymi aktorami zostali oni sami wraz kilkunastoma tubylcami, którym udało się jeszcze uchować od śmierci z rąk sługusów Inkwizytora. Ruszał do walki bez cienia strachu czy wątpliwości, bo i też został pozbawiony owych ludzkich uczuć pozostawiając po sobie jedynie wiarę w Coraxa i Imperatora, dzięki któremu będzie w stanie wygrać każdą batalię, gdyż ginąc nawet w walce, wciąż pozostawało się zwycięzcą. Czy może istnieć piękniejsza śmierć dla Space Marine? Pędził przed siebie nie zważając na dramaty, które rozgrywały się właśnie przed jego czarnymi jak pióra kruka oczami. Była tylko walka. Śmierć i walka, w której słabi polegną jako pierwsi. Widoczność utrudniały szalejące płomienie i gęsty dym, który skrywał gęstym całunem oddziały "wyzwolicieli" jednakże i on nie stanowił większego wyzwania dla zmodyfikowanych oczu Marine. W końcu dostrzegł wroga. Nacisnął na spust boltera, by usłyszeć po chwili miarową melodię wystrzeliwanych pocisków, które w mgnieniu oka rozdzierały pancerze i tkanki przeciwników. Blisko niego w płonących zgorzeliskach z drewna i gliny mignęły plemienne tatuaże wymieszane z krzepnącą krwią wojowników, z którymi jeszcze niedawno Marcus siłował się na rękę przyjmując wyzwanie. Po trzecim razie wiedzieli już, że nie mają szans z "człowiekiem z gwiazd", jednakże mimo tego próbowali dalej by nie okryć się złą sławą przegranych.
Rozgrzaną lufę boltera opuściły kolejne pociski. Następni słudzy Inkwizytora łupnęli ciężko o ziemię z przestrzelonymi piersiami i pakietem ołowiu w tych pustych zindoktrynowanych łbach. Kiedy bolter przestał już wystarczać do boju dołączył pobłogosławiony piłomiecz - dar od Zakonu Kruków, którego duch pamiętał ponoć same czasy Herezji Horusa. Jak na tak leciwy wiek z zadziwiającą sprawnością rozszarpywał wrażliwe ciała, rozpylając dookoła bordowe krople krwi.

"Pięciu Marines..." odezwał się głos kapłana maszyn, który w najprostszych słowach określał ich obecną sytuację taktyczną, a ta z kolei była aż nazbyt nieciekawa. Z całym szacunkiem do poległego Urallio, jednakże "Szarzy" stanowili wielką zagadkę dla wszystkich i nawet wśród innych zakonów Marine cieszyli się niezbyt dobrą opinią. Zadziwiającym był fakt, że komunikat kapłana zbiegł się właśnie z momentem, w którym zgrabnie kierowane ostrze piłomiecza pozbawiło jednego z żołdaków głowy, wyrzucając do góry fontannę krwi obryzgującą jakże kontrastujące do niej czarne płyty ceramitowego pancerza Kruka. Kątem oka dostrzegł jak Kosmiczny Wilk obrywa wystrzelonym pociskiem spadając z budynku. W myślach Marcusa pojawiła się już niemal setka niepochlebnych słów dotyczących Mirii. Zadziwiającym było, jak wiele istniało określeń na kobietę i jej sposób bycia kiedy zdołała wyprowadzić z równowagi mężczyznę. Połowy z nich nie rozumiał, a drugą połowę usłyszał przez lata służby z innymi ludźmi w Szwadronie. Widok rannego brata rozpalił w nim zimny płomień zemsty, który pchał do najgłupszych, bądź też najodważniejszych czynów na polu bitwy. Kruki nie wpadały w bitewny szał. Ze wszystkich zakonów to właśnie oni cieszyli się opinią najbardziej spokojnych i chłodno myślących Marines, jednakże w tym przypadku zemsta zawsze smakowała najlepiej na zimno. Kilka zwęglonych śladów po laserach na jego zbroi utwierdziło go w przekonaniu, że Imperator nad nim czuwa i nic nie będzie w stanie zniszczyć, bądź uszkodzić jego darów dla swoich synów.
Dobiegł do kolejnego gwardzisty przecinając mu pierś w szybkim, wprawnym cięciu "na odlew". Latarka, jak zwykli mawiać Imperialni Gwardziści na ową broń wypadła z rąk sługusa zagłębiając się w błocie, idąc w ślad swojego właściciela. Usłyszał łagodny głos psionika mówiący, iż niedługo dołączy do niego jeszcze większa rzesza fanów chcących skosztować ołowiu i ostrych zębów miecza. Rada tak pomocna, jak niedbałe rzucenie do topiącego się, że dookoła niego jest woda. Dobrze, a nawet bardzo dobrze. Nie wyglądało na to, aby Marcus przejął się myślą otoczenia przez wrogów, toteż na jego twarzy pojawił się lekki zapalczywy uśmiech okazujący wszystkim na polu bitwy, że nie ulegnie się żadnej walki. W końcu dostrzegł też szarżującego w jego stronę biczownika. Biedne umęczone szałem ciało... sam honor wojownika wymagał tego, aby skrócić mu cierpienia w jak najszybszy sposób, dlatego też Marcus postanowił wyjść mu na przeciw czekając aż zbliży się na wystarczającą odległość.
- Za Coraxa... - Wyszeptał cicho pod nosem, zbierając siły do powstrzymania dziko wyjącego i skręcającego się we własnym szale biczownika. Na trzy. Jeden... bolter kliknął cicho oznajmiając wprowadzenie naboju do komory. Dwa... palec gładził metalowy cyngiel. Trzy! Marcus posłał krótką wymierzoną serię celując w głowę Biczownika, po czym ruszył do przodu na spotkanie swego przeznaczenia. Jego plan był prosty, nie miał wcale zamiaru dać się trafić toteż uskoczy szybko w bok przed impetem szarży tnąc jednocześnie po nogach biczownika. To z pewnością ostudzi jego zapał, o ile wcześniej nie pourywa mu nóg. A Imperator i Corax niech czuwa.
 
Araks3 jest offline  
Stary 11-05-2011, 16:37   #94
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
"Jak na strzelnicy!"- Zaśmiał się Ragnar. Strzelał w kierunku wroga, jednak bywało i tak, że bolter, ciężki bolter, który posiadał miał rozrzut. Niestety dla tubylców. Zazwyczaj pocisk od pistoletu rani. Ten z boletra powodował ciężkie rany i to bardzo. Ten z ciężkiego boltera wyrywał kończyny. Marine koncentrował ogień na wszystkich atakujących, równi i z miłosierdziem częstując ich kulami z Ciężkiego Boltera. Bardzo dobrze mu szło, jednego nawet rozerwało, musiał pocisk trącić granat...albo coś innego. Tak czy inaczej człowiek wyleciał w powietrze obsmarowując wszystko wokół juchą i flakami.
Nagle...
Wystrzał, leci kula prosto do celu
Zgrzyt, pierwsze płytki są roztrzaskiwane ładunkiem kinetycznym, bywa i tak...
Ale ten idzie dalej, rozrywa kolejne warstwy pancerza, idzie dalej, hamuje, jednak zbyt wolno. Ukłucie i ból..., coś wchodzi dalej i przebija się, niszczy w środku, a siła odrzutu... w tył, prosto w tył...z budynku

Gdy Ragnar doszedł do siebie usłyszał wiadomość od kapłana maszyn. Uśmiechnął się i splunął krwią. Na częstotliwości drużyny nadał wiadomości
- Jeszcze 99!-zabrzmiało to jak w szale- Mają snajpera- dodał oraz[/i] Kapłanie maszyn...jesteś w porządku, prowadzę osłonę...bolterem[/i]- Ragnar nacisnął spust. Cokolwiek by nie stało za ścianami, to...cóż...kolejne pociski muszą rozerwać glinianki i inne tego typu konstrukcje, nawet ściany. "Nawet nie będą wiedzieć co ich uderzyło!"-zaśmiał się do siebie
 
one_worm jest offline  
Stary 12-05-2011, 21:05   #95
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Simon przytulił się do ściany. Wziął kilka głębokich oddechów, aby nieco się opanować - po takim sprincie adrenalina robiła swoje, a on aktualnie nie mógł sobie pozwolić sobie na nierozważną decyzję - oczywiście jeśli chciał przeżyć.

Poszło zdecydowanie lepiej niż przypuszczał. Nie dość, że zbliżył się do wrogiego dowódcy, to na dodatek jego strzał dosięgnął celu. Ba! Jednym strzałem udało mu się pozbyć dwóch żołnierzy wroga - tak przypuszczał, bo nie wolał nie wychylać się, jednak to sprawdzić, ale wątpił, aby tamten zdołał jakoś ugasić płomienie, które pojawiły się po wybuchu zbiornika. Aż sam uśmiechnął się do siebie z zadowoleniem. Jednak po chwili zamyślił się...

Miała go jak na widelcu. Był tego pewny. Wątpił, żeby to całe zamieszanie sprawiło, aby straciła jego - swój cel - z celownika. Jednak czy się zawahała? Czy coś innego jej przeszkodziło? Nie wiedział. Najważniejsze, że nadal żył, a Imperator najwyraźniej nad nim czuwał. Teraz cisnęło się tylko jedno pytanie - czy Miria zawaha się po raz drugi, gdy ponownie dostanie taką okazję? Kolejne pytanie na które nie znał odpowiedzi aktualnie. Coś mu jednak mówiło, że w niedługim czasie stanie z nią oko w oko ponownie. Jednak okoliczności nie będą tak przyjemne jak ostatnio...

Zebrał ponownie myśli. Musiał być czujny. Był otoczony przez wrogów i pozostanie skupionym było kwestią kluczową, aby zachować życie.

- Pięciu Marines atakuje od północy, wyglądają jak Szarzy Rycerze. Zajmę się nimi, ale potrzebuję wsparcia! - Usłyszał głos kapłana z komunikatora.

- Ragnar, jeśli jesteś w stanie - pomóż mu! Ja postaram się zająć nieco szturmowców, aby dać wam chwilę wytchnienia.

Wyjął, odbezpieczył i rzucił granat odłamkowy w stronę wrogiego flamera, jeśli szczęście dopisze wybuch będzie bardzo imponujący - no pomijając fakt, że wrodzy szturmowcy mogą go odrzucić, ale liczył na to, że w ferworze walki nie zauważą rzuconego przez niego przedmiotu, a poza tym - to ryzyko było tego warte.

Wychylił się i postanowił nieco wspomóc Marcusa, prowadząc ogień od flanki ze swojego hot-shot lasguna do wrogich szturmowców. Co chwilę jednak obracał się do tyłu. Ostatnie czego potrzebował to wróg, który zajdzie go od tyłu.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 13-05-2011, 14:29   #96
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
- Duchy Boga-Maszyny, wspomóżcie swojego sługę i uwolnijcie jego broń aby mógł zniszczyć swych wrogów. – Zuriel szybko wyszeptał krótką litanię mającą pomóc mu odbezpieczyć broń ale widać Imperator skupiony był akurat na czymś innym niż jego uniżony sługa. –Chrzanić to – wcisnął magazynek z powrotem do ładownicy i przełączył Spectre z powrotem ze strzelania pociskami z śrutem na normalną amunicję. Nie zwrócił uwagi na to jak mocno opancerzeni są przeciwnicy ale na wszelki wypadek ustawił przełącznik trybu ognia na Man-stoppery. Pociski przeciw pancerne z którymi jego karabin powinien poradzić sobie nawet z pancerzem ceramitowym.

Wstał i szykował się do wyskoczenia zza rogu i wypuszczenia kolejnej serii w nacierających gdy w jednej z kieszeni kamizelki taktycznej poczuł narastającą serię wibracji. Auspex sygnalizował że ktoś zbliżył się zbytnio do kryjówki inkwizytora. Lewą ręką szybko wyszarpnął urządzenie z ładownicy i spojrzał na ekran. Trzy sylwetki najwyraźniej postanowiły obejść go od drugiej strony i odciąć od ewentualnej drogi ucieczki w dżunglę – nie doczekanie ich. Zuriel puścił broń pozwalając jej zawisnąć na paskach zawieszenia i wyciągnął granat odłamkowy. Pokrętłem zaraz u spodu puszki ustawił czas eksplozji na półtorej sekundy aby zmniejszyć szansę na to że przeciwnicy ładunek odrzucą w jego stronę lub uskoczą, wziął zamach i cisnął go w zaułek z którego nadchodzili.

- Pięciu Marines atakuje od północy, wyglądają jak Szarzy Rycerze. Zajmę się nimi, ale potrzebuję wsparcia!
- Ragnar, jeśli jesteś w stanie - pomóż mu! Ja postaram się zająć nieco szturmowców, aby dać wam chwilę wytchnienia.


Okrzyki towarzyszy w mikrokomunikatorze zagłuszyły dwa bliskie wybuchy ale Zurielowi udało się uchwycić sens komunikatów. Szarzy – tego tylko brakowało, ich szanse na wyjście stąd cało kurczyły się błyskawicznie. Zuriel uniósł broń i rzucił się biegiem przy ścianie spalarni, na wszelki wypadek wypuścił serię w miejsce gdzie wcześniej cisnął granatem i przez dziurę między budynkami pobiegł w stronę dżungli. Chwila na złapanie oddechu i do roboty, ponownie przeładował karabin i zaczął skradać się wzdłuż domów aby z flanki spróbować ostrzelać wrogiego Inkwizytora.
 

Ostatnio edytowane przez Potwór : 13-05-2011 o 14:32.
Potwór jest offline  
Stary 16-05-2011, 20:47   #97
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Viii

Kaus

Zbliżali się nieustająco. Dwóch odłączyło się by zająć Ragnara. Pozostali z samym Sprawiedliwym na czele wyłaniali się z wybuchów i kurz. Mistyk oddawał ołów, który siekał powietrze szukając dla siebie miejsca w zbrojach Szarych Rycerzy. Wtedy otworzyli ogień. Jego przecież twarda zbroja wydała mu się zaraz rekwizytem teatralnym. Mechadendryt oderwał się od pleców trafiony celnie. Naramiennik rozdarł się pod ostrzałem jak zakurzona szmata. Jeden z napastników wysforował się na przód. Kapłan wiedział już, że bolter będzie niewystarczający. Odczekał. Cichy wizg melty oznajmił gotowość do zionięcia. Nacisnął na spust z bliskiej odległości. Promień uderzył w Rycerza gładko. Z jego piersi nie wyrwał się odgłos bólu czy choćby zdumienia. Z wielką dziurą w piersi wywierconą na wylot padł kilka metrów przed Debonairem. Nie był to czas na radość. Bo i jak zachować humor widząc Sprawiedliwego. Jego ponura twarz i groźne spojrzenie nie wzbudzały strachu. Nie tak jak trzymane Psioniczne Działo, które skierował wprost na niego. Oddawał bolterowe kule, które świszczały tuż nad jego uchem. Z każdej strony i na tak wielu wysokościach. Czuł jakby wykręcano go śrubka po śrubce. Jego śmierć miała lodowy odcień błękitu. Właśnie została wystrzelona z działa. Ułamki sekund. Teraz chyba powinien zobaczyć całe swoje życie. Długie życie jak krótkometrażowy filmik z tragicznym zakończeniem, czy raczej, nie dokończony? Usłyszał myśl, która zdecydowanie nie należała do niego. Bo przecież nie żywił do nikogo psiego przywiązania…
To był Muciek. Jego duch przemycił cos na kształt pożegnania, kiedy rzucił się zasłonić swego pana mechanicznym ciałem. To stało się tak szybko. Wybuchł tuż przed Kausem. Gorący podmuch wiatru uderzył w Mistyka zabierając ze sobą część całkiem przystojnej przecież twarzy. Poruszone ogniem powietrze przypominało powykrzywiane cyrkowe lustra, w których nie można było zobaczyć siebie ale pozostałych Szarych Rycerzy…


Marcus

Seria z boltera. Po niej rzucił się w stronę szarżującego Biczownika. Wbrew oczekiwaniom nie była w stanie go powstrzymać. Dwóch gwardzistów odpadło od Kruka ciętych tuż przed skokiem. Zwinny obrót, cięcie przez nogi. Z tej odległości widział rozbity hełm potwora. Widział nawet uciekający z czaszki mózg. Jednak czy był potrzebny mu do walki? Zachwiał się tracąc równowagę, lecz uniósł pięści spuszczając je za odskakującym już Marcusem. Dobra okazja. Wyprowadził błyskawicznie cios na odsłoniętą klatkę skręcając ciężkie, lecz diabelnie zwinne przecież ciało. Biczownik upadał do tyłu, gdy syn Coraxa starał się podnieść i wyszarpnąć ostrze. Lecz przecież Lindeo zwolnił drugiego. Zza ciężko upadającego ciała Kruk dostrzegł kolejnego golema zrodzonego w bólu i poczuciu winy. Stwora z ludzkiego ciała i metalu. Obrócił nieznacznie głowę za tym co dostrzegł kątem oka. Dwóch pozostałych Gwardzistów zmniejszyło do niego dystans. Celowali w głowę. Ta sekunda kosztowała go wiele. Wyszarpnięty w końcu miecz zawarczał groźnie ześlizgując się po ramieniu Biczownika, który naparł na kosmicznego brutalnie. Marcus padł na ziemię wciąż zaciskając palce na rękojeści. Nad sobą widział Biczownika, którego metalowe pazury opadały na jego klatkę piersiową. Wycelowane lufy pistoletów, zaraz oddadzą strzał. Zabrakło mu tchu w wielkich płucach. Zabrakło odrobiny szczęścia.

Poczuł przypływ ukojenia. Lecz nie była to śmierć. Zerknął na broń, której płaz grawerowało tchnienie Słońca Imperium. To Imperator nadał Jej imię.
B…e…a..t…r…y…c...z…e
Była jak rodzący się z zimy metalu krzew. Wśród ciepła złotego blasku kwitła szybko. Jak korona drzewa osłoniła jego ciało w kopule pełnej iskier. Zatrzymały się na niej pazury biczownika, nie zdołały rozedrzeć kule z karabinów. Schroniła Kruka pośród gęstego listowia swojego przyrzeczenia i oddania Zakonowi…


Simon

Musiał obrać inny cel. Ryzyko trafienia Marcusa w chaosie walki było zbyt duże. Nie miał wpływu na to co mogło się stać za jego plecami. Miał za sobą wrogiego snajpera, który jak dotąd nie dał o sobie znaku. Szybko dostrzegł ruch Inkwizytora. Zaczął uciekać w stronę spalarni. Wymierzył oddając pewny strzał zza zasłony budynku. Jeden z Przybocznych padł na ziemię trafiony między szyję a bark. Krew uciekała szybko choć wił się na ziemi jak robak, przyciskając bezskutecznie dłoń. Nocarion trafnie ocenił skąd padł strzał, tak samo jak drugi z Przybocznych. Byli w biegu. Oddana seria zmusiła Porucznika do chwilowego ukrycia. Gdy wychylił się po raz kolejny trafił w nogi. Jeden ze strzelców ugiął się przez chwilę, choć kula musiała go jedynie głęboko zadrapać. Nocarion musiał o siebie zadbać. Simon odczuł na sobie jego aktywność. Poczuł jak z tej odległości zaczyna puchnąć mu głowa. Czaszka nie mogła pomieścić ogromu nagłego ćmiącego bólu…


Zuriel

Granat poszybował w stronę korytarza, którym się zbliżali. Głośny wybuch oznajmił, że sięgnął celu. Inkwizytor wychylił się nieznacznie by ocenić sytuację. Po raz pierwszy zdołał wykonać tę czynność w tak błyskawicznym tempie. Jeden ciężko ranny, pozostałych dwóch… O ich kondycji uświadomiły go świsty wystrzałów. Oparł się o ścianę zastanawiając co dalej. Mógł się ostrzeliwać, lub zmienić szybko pozycję. To pierwsze było dość trudne biorąc pod uwagę nieustający ostrzał laserowych wiązek. Dostrzegł uciekającego z pola walki Lindeo…


Ragnar

Spiął się na silnych mięśniach nóg unosząc z ziemi. Zbroja alarmowała o głębokich uszkodzeniach. Jedna para płuc była bezużytecznym ochłapem mięsa. Zignorował to, choć wciąż czuł się otumaniony. Obrócił wykrzywiony bólem i bitewnym szałem pysk unosząc ciężką broń. Dwóch Szarych było już niemal przy nim. Z dziką radością nacisnął spust witając jednego z nich bezlitosną serią kul. Waliły w jego zbroję jak grad wydając podobne odgłosy. Wilk uniósł broń wyżej by śmiercionośna maszyna sięgnęła głowy. Zmiażdżył nią hełm rycerza, w kolejnej salwie zrzucając głowę z szerokich ramion. Na drugiego nie starczyło czasu. Chwilę potem spojrzał zdziwiony na długie drzewce halabardy. Wystawało mu z brzucha. Ostrze kłuło burzową energią. Widział odbicie swojej twarzy w srebrnych wizjerach szarego hełmu.
 
Witch Elf jest offline  
Stary 17-05-2011, 22:30   #98
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zuriel oderwał na chwilę dłoń od rączki karabinu i pokazał pędzącemu Lindeo serię sygnałów, dopiero po chwili przypomniał sobie że nie ma do czynienia z doświadczonym Arbites tylko inkwizytorem dla którego taki język kojarzyć się może co najwyżej z odganianiem nachalnej dziewki. No cóż, odgłos wystrzałów powinien ostudzić psykera przynajmniej na tyle żeby nie pchał się w tą stronę.
Pozbawiony kontaktu wzrokowego z resztą oddziału nie miał pojęcia jak wygląda u nich sytuacja, chociaż sam fakt że nie został jeszcze otoczony przez nacierających oraz nie gasnące odgłosy strzelaniny sugerowały że choć kilku z nich jak na razie udało się przetrwać niespodziewany atak.

Psionik, ponownie odziany w kamuflujący płaszcz podniesiony podczas odwrotu, na chwilę się zatrzymał i rozejrzał. Nagle, powoli zaczął tuż obok kompleksu, w którym obaj Inkwizytorzy tak niedawno szukali informacji. Ruszył jednak po może kilku sekundach na tyle szybkim biegiem, na ile pozwalało ciało, w stronę Inkwizytora, nie widząc dokładnie przeciwników. Jeszcze zanim dobiegł w głowie Haxtesa rozległy cudze myśli w Wysokim Gotyku.

Haxtes, raportuj jeżeli się da. Rozmawiałem z porucznikiem, panują nad centrum a tam skąd Cię odstrzeliwują biegnie tamten z Ordo odpowiedzialny za ten... chaos... rozlało się po umyśle dawnego arbitratora z emfazą na ostatnie wyrażenie.

Zuriel przyjrzał się uważnie odczytom auspexa, jedna z sylwetek w zaułku od jakiegoś czasu nie poruszyła się nawet o milimetr, a jej wokół niej rósł ciepły obrys.
-Dwóch przeciwników, możliwe że obaj są ranni ale dają za wygraną. Dowódca przeciwnika wraz z dwójką z obstawy ucieka na nasze prawo

- Musimy uciekać na południe. - wychrypiał z trudem Lindeo, dobiegłszy nader szybko jak na jego upośledzony kościec. - Od północy nadszedł Oddział Uderzeniowy Szarych Rycerzy i są nieprzejednani przeciwko nam. Debonair i umierający Ragnar opóźnią ich ile się da, ale nie wiem jak długo pożyją. Porucznik ma kontrolę nad centrum i Marcus ich wesprze jak szybko się da, ale obawiam się, ze przybędzie zbyt późno. A ja chcę umysłu tego inkwizytora...

Mamy uciekać czy ścigać inkwizytora? Jeśli opuścimy to miejsce, a on nam umknie najprawdopodobniej stracimy wszelkie szanse na kontakt z Vittorią i opuszczenie tej dziury! - rozmowa z psionikiem dała mu chwilę wytchnienia na przemyślenie całej sytuacji i ponowną próbę przeładowania broni.

- Nic nam po informacjach, jeżeli zginiemy. - wypowiedziały usta psionika, jednak słowa wydały się Zurielowi wytłumione na tle jednocześnie słyszanych myśli.
Słuchają nas. Nie wspominaj, że jestem psionikiem. Szczęśliwie, nasza ofiara ucieka w kierunku, który jest nam po drodze z dala od rycerzy, musimy najpierw pozbyć się tych dwóch. Nie uwierzą w ani słowo.
- Na mój znak atakujemy. - dodał, wyciągając cichym ruchem swoją białą broń z pochwy i podchodząc do ściany, zza południowego rogu której wcześniej Arbitrator ostrzeliwał się z oponentami.

W trakcie tej całej akcji straciliśmy już czterech ludzi i z tego co twierdzisz niedługo stracimy również Ragnara! Jeśli ich zgubimy teraz te ofiary pójdą na marne! – Zuriel wiedział jednak że Lindeo mimo wszystko ma rację, wątpliwe żeby wrogi inkwizytor, nawet podczas tortur, wydał im lokalizację ich bazy –Obejdę ich z drugiej strony i postaram się żeby zwrócili na mnie uwagę. Tu uderz z tej strony na ich plecy.

Mam lepszy plan. Tylko nie skaż mnie na śmierć zdrajcy za napełnienie ciała energią Spaczni, wiem jakie to ryzyko... enigmatycznie rozpoczął psionik, po czym obiema rękoma - w jednej trzymając miecz - chwycił się krawędzi dachu budynku po cichym podskoku i oparłszy obie dłonie o ścianę, zaczął podciągać by zniknąć na dachu, dbając o to, by nie wydać żadnego dźwięku.
Wydać się mogło również, że runy i wyryte święte inkantacje na jego masce zaczęły się delikatnie żarzyć...

Zuriel skrzywił się, dla takiej błahostki jak dwóch renegatów Lindeo narażał ich na niepotrzebne ryzyko ale postanowił nie wtrącać się w metody działania innego inkwizytora. Szkolenia Rykehussa, jego mistrza, pozostawiły jednak po sobie głębokie ślady w psychice Haxtesa i lufa karabiny mimowolnie powędrowała w ślad za psionikiem. Zastanowił się czy nie wspomnieć o tym że włażenie na dach może nie być najlepszym pomysłem, zwłaszcza w sytuacji gdzie w okolicy czai się wrogi snajper, ale stwierdził że woli aby jego sojusznika postrzelono, niż jakby jego komentarz miał w jakiś sposób narazić na niepowodzenie trwające rytuały.

Lindeo położył się tak płasko jak było to możliwe, znikając z widoku Haxtesa i na pewno nie widziany przez żołnierzy, przynajmniej jeszcze. Przeczołgał się z ostrzem w ręku cicho jak mógł na drugą stronę, stronę żołnierzy, cały czas słuchając ich, każdego dźwięku jaki dane by mu było usłyszeć, choćby oddechu, gotów w każdej chwili dać znak swojemu towarzyszowi. Gdy tylko znajdzie się na odpowiedniej pozycji, wiedział, co dalej.
Na twój znak, przyjacielu. Odwróć ich uwagę, może ostrzelaj ich na ślepo i przygotuj ostrze. Obiecuję, że będę tuż za nimi... a uciekający wróg nie czeka... przekazał raz jeszcze, wiedząc, iż jego podstawową przewagą nad parą żołnierzy był fakt, iż nie znają jego myśli.

Walka na bliski dystans, jak za starych dobrych czasów. Zuriel uśmiechnął się szeroko, broń przypiął klamrami do plecaka i upewnił się że paski ceramicznego hełmu zostały dobrze zapięte. Poprawił jeszcze płytę twarzową wyszarpnął pistolet boltowy z kabury i pałkę energetyczną.
-Imperatorze, obdaruj twego sługę darem prawej furii i prawej siły. Pozwól mi być burzą, która zmiecie twych wrogów sprzed twego oblicza. – Po wyszeptaniu litanii otworzył przymknięte wcześniej oczy –Teraz!- wychylając tylko rękę zza rogu wystrzelił krótką serię pocisków boltowych w stronę przeciwnika aby zmusić go do ukrycia się choć na chwilę. Natychmiast po tym wyskoczył w ślad za swymi nabojami i pognał z uniesioną bronią w stronę wroga.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 18-05-2011, 09:23   #99
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Napompowany adrenaliną, znieczulony bitewnym szałem, bólem i bojowymi narkotykami nie zwracał na nic uwagi. Na nic poza obrazem z bionicznego oka, przebijającym dym i łamiące się tafle rozpalonego powietrza. Na żal i inne emocje przyjdzie czas później ... poza jedną. Zemsta.

Szarzy Rycerze byli czempionami Imperium Człowieka. Zbrojnym ramieniem Imperatora, ostrzem w Jego ręku i Jego młotem na demony. Byli najdoskonalszą reprezentacją obrońców Ludzkości, przygotowywaną do walki niczym mistrzowsko wykonany miecz, zahartowani i naostrzeni do perfekcji. W tej jednak chwili w oczach Kausa byli równi każdemu Xeno i Hereticus z jakimi miał do czynienia. Poświęcenie Mućka, mimo że eksplozja robota i jego pokiereszowała, dała mu chwilę na złapanie oddechu. Rycerze strzelali celnie - jak przystało na Marines - a ich pociski czyniły z masywnego pancerza Golema ruinę. Detonacja pozbawiła Debonair hełmu i o mały włos - życia. Żył jednak i jeśli ten stan miał potrwać dłużej niż najbliższe kilka uderzeń serca, musiał walczyć dalej...

- Co to za amunicja?! - chrypiał, nie dowierzając własnym zmysłom gdy w ciągu kilku chwil wyświetlany w oku diagram zbroi rozjarzył się wskazaniami uszkodzeń. Pancerz jednak działał, mimo trafień, wycieków i przebić. Stymulanty z pakietu medycznego rozlały się ogniem po ciele Techkapłana, blokując ból obrażeń i szok. Dłonie Kausa migały, po utracie jednego z mechadendrytów odtwarzając platformę dla ciężkiego boltera, przeładowując masywną broń i nakierowując ją na cel. Melta świszczała pompując stłoczone pod wielkim ciśnieniem gazy i przygotowując je do zmieszania i sub-molekularnej reakcji. Debonair zerknął na miny i pomodlił się gorąco do Boga-Maszyny by Rycerze weszli w obszar ich rażenia.

Czekał, z ciężkim bolterem i meltą wycelowanymi w dym. Dowódca Marines, najwidoczniej, z pogardą odrzucił używanie hełmu, zapewne chcąc spoglądać wrogowi prosto w twarz gdy dopadnie go z bliska. Czemu Kaus z całego serca przyklaskiwał, mając nadzieję wpakować mu przeciwpancerny pocisk między oczy - a nawet Marine nie przeżyje bezpośredniego trafienia wielkokalibrowym boltem. Na drugiego miał meltę i miny. Szanse były niewielkie, ale ... przynajmniej jednego zabierze ze sobą. Obraz z kamer drony zwiadowczej, wyświetlany na peryferiach pola widzenia, podpowiadał mu ruchy Rycerzy.

- Omnisjaszu, strzeż mej broni przed awarią, tak jak strzeżesz mej duszy przed zepsuciem...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 18-05-2011, 21:06   #100
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Ból w czaszce był nie do zniesienia. Simon czuł napierającą siłę woli wrogiego psionica. Dawno już nie musiał mierzyć się z czymś takim, ale jednak niektórych rzeczy się nie zapomina. W końcu do tego go szkolono. Wiedział, że był doskonale przygotowany na takie sytuacje.

Powoli oczyszczał umysł, odzyskując tym samym kontrolę nad samym sobą. Pozwolił, aby z jego świadomości zniknęły wszystkie emocje, odcinając się tym samym od swojego wroga. Po chwili walki uznał, że jest czysty i wolny od wpływu swojego przeciwnika. Uśmiechnął się lekko - żałował jedynie, że nie może zobaczyć grymasu złości, który zapewne zagościł właśnie na twarzy napastnika.

Simon schował się za rogiem budynku i wziął głęboki oddech. Wyciągnął nóż szturmowy i odezwał się do komunikatora.
- Inkwizytorze Lindeo słyszycie mnie? Jak wygląda sytuacja?

Słyszę doskonale, poruczniku. Oddział Szturmowy Szarych Rycerzy nadszedł z północy zanim zdążyliśmy zmienić pozycję. Ragnar umierający po postrzale snajpera, razem z Golemem uskuteczniają akcję opóźniającą, słyszę jeszcze strzały, więc żyją. Zmierzam do Zuriela, chyba, że potrzebujecie natychmiastowej pomocy.

Szturmowiec wychylił się lekko. Widział dwa niczego niespodziewające się cele - idealne na szybką akcję. Dwa pociągnięcia nożem i po sprawie.
- Dwójka żołnierzy jest już praktycznie martwa. Trudniej będzie z biczownikiem, ale jakoś damy radę... Musimy. Wspomóżcie lepiej tamtych Inkwizytorze, kiedy uporamy się z wrogami tutaj przybędziemy wam z pomocą. Wrogi Inkwizytor... Wyczuwasz go?

Podążam za nim, więc akcja opóźniająca pozostanie akcją opóźniającą. Zróbcie swoje i pomóżcie im, jeżeli zdążycie - my z Zurielem przechwycimy wrogiego Inkwizytora i wycofujemy się w dżunglę, na południe, chyba że nasza pomoc pozwoli wygrać z Szarymi Rycerzami.

- Tak więc kontynuujcie. Gdy uporamy się z wrogami tutaj postaram się unieszkodliwić wrogiego snajpera. To on obok wrogiego inkwizytora stanowi obecnie największe zagrożenie. Dajcie znać jeśli będziecie potrzebowali pomocy. Bez odbioru.
Simon skoncentrował się i błyskawicznie wybiegł w stronę wrogich szturmowców. Zamierzał załatwić sprawę szybko i jak najszybciej zająć się biczownikiem. Wiedział, że Marcus długo nie wytrzyma.

Niech Imperator ma was w opiece, poruczniku...
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172