Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2011, 05:54   #93
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nigdy..

Samotna postać sunęła przez opuszczoną wioskę. W nocnych mrokach rozjaśnianych przez chłodny blask księżycowy, odznaczała się wyraźnie na tle szarych, smutnych chatek. Wyróżniała się swoją barwnością i elegancją jakich to miejsce nie widziało od dawna, a także tym.. że żyła i jeszcze tutaj tak beztrosko spacerowała, gdy wszyscy mieszkańcy opuścili swe dobytki. Porzucone domy wypełniały ciche świsty wiatru, wywołane szczelinami w ścianach i dachach. To była wioska duchów, a kobieta nijak takim tworem nie była.

Nigdy..

Czasem zaledwie muśnięciami dłoni rozsuwała drzwi mijanych chatek, by móc wejrzeć do środka. Witała ją tam przejmująca pustka, której przyczyny nie należało szukać tylko w braku mieszkańców. Opuszczający swe domy ludzie zabrali ze sobą meble i rzeczy osobiste, pozostawiając tylko szkielety ponurych, czterech ścian. Nie było nigdzie śladów walk, ni rozpryśniętych plam krwi, ni trupów zastygłych w agonalnych pozach. Miejsce tych makabrycznych pozostałości jakie zwykle zostawiała za sobą wojna, zajmowały zgoła inne drobiazgi wiele mówiące o tutejszych ostatnich gorączkowych chwilach. Rozbity dzban po sake, zapomniana łyżka, ułamana strzała.. niewielkie przedmioty, zapomniane pamiątki i wspominające swych właścicieli śmieci. Był także spokój wypełniający wszystkie zakątki wioski. Ale na ileż on był prawdziwy, a na ile dawał tylko zwodnicze poczucie bezpieczeństwa, gdy w pobliżu mogły krążyć demony?

Nigdy..
Nigdy się o to nie prosiła.
O tą.. nienaturalność, to kuriozum oddzielające ją od sióstr. Mogłaby w dalszym ciągu wypełniać swe zlecenia, mieć świadomość tego na czym stoi.. mogłaby, ale wraz z jedną misją przyszło to jej przekleństwo z darem wymieszane. A może nie przyszło, tylko skorzystało z okazji i przebudziło się, zawiadomiło o swoim istnieniu? To oko dziwaczne z kryjącymi się w nim mocami nieznanymi dotąd nikomu w domu Leiko, łączące ją z demonicznymi bytami. Była wdzięczna za ten żart od losu, dzięki któremu stała się przydatniejszą Matce na sposoby nieosiągalne swym siostrzyczkom. Tylko w ten sposób mogła się odwdzięczyć za poświęcony sobie czas i cierpliwość, za dach nad głową i dobre wychowanie.
Ale jednocześnie też nienawidziła, za wyrwanie ze swojej dotychczasowej rzeczywistości i zderzenie ze światem wypełnionym oni. Natura demonów była inna od ludzkiej, której wszak mechanizmów uczyła się przez tak wiele lat. Nagle musiała stawić czoła czemuś tak nowemu i niebezpiecznemu, nigdy nie będąc prawdziwie szkoloną w walce przeciwko takim bestiom. Sumiko oraz ta tutaj napotkana kolejna diabelska matrona reprezentowały zupełnie inny, wyższy poziom od tych słabych oni, na które okazyjnie zdarzało się Leiko wpadać. Przy tej pierwszej dopisała jej karma, acz.. ile razy mogła polegać na czymś tak kruchym?
Po spotkaniu w lesie zostało jej poczucie niepokoju, delikatnymi dreszczami wędrujące po smukłym ciele jak z porcelany. Musiała dalej bawić się w te polowania, nie miała innego wyboru nawet jeśli było to równoznaczne z tak dużym narażaniem się. Miała wrażenie, że stopniowo traci kontrolę nad swym zadaniem, że wpadła głęboko w bagno, a każdy ruch zbliża ją do własnej tragedii..

Drewniane zęby geta niezaplanowanie gwałtowniej stuknęły o ziemię. Leiko zgubiła rytm swych kroków przytłoczona ukrytym sensem, do których prowadziły takie zdradliwe przemyślenia. W lekkim popłochu rozejrzała się na boki, czy aby nikt nie był świadkiem tej jej haniebnej chwili zwątpienia. Jeśli pozwoliłaby się temu rozwinąć, to najprawdopodobniej zabiłoby ją poczucie winy i zdrada jakiej dopuściłaby się wobec swej Matki. Już samo oscylowanie naokoło tak zgubnych refleksji było zbyt.. zbyt.. to było zbyt wiele dla tak przecież silnej i samodzielnej kobiety. Ta niegodziwość, której prawie dała w sobie wykiełkować, bolała i ciążyła jej na duszy.
Potrząsnęła głową odganiając od siebie te podłe myśli, a potem odetchnęła głęboko próbując odnaleźć swoją harmonię. Nie było w jej kompetencjach poddawanie w wątpliwość misji lub kroków jakie musiała podejmować do ich wypełnienia. Miała swoje obowiązki, zadania powierzone w wierze, że jej się powiedzie.
Była szczęśliwa mogąc przysłużyć się i pomóc Matce w dążeniu do wyższych celów.
Była szczęśliwa, a wszelakie przeszkody, nawet w postaci okrutnych demonów, były naturalnymi zjawiskami, które musiała pokonać na swojej drodze.
Była szczęśliwa.


…będę cię chronił z mroków nocy, moja Tsuki no musume…


Wspomnienie tych słów rozbrzmiało w umyśle Leiko, być może w reakcji obronnej na to jej miotanie się. Odruchowo zerknęła ku dachowi pobliskiej chatki, jak gdyby tam próbowała się dopatrzeć któregoś z charakterystycznych szczegółów „tylko ronina”. Błyśnięcia długiego ostrza katany. Ciemnych włosów powiewających na tle jeszcze ciemniejszego nieba. Tych słodko-gorzkich ust kryjących się za ironiczną maską..
Jednakże Kami tej nocy już wiele razy ukazali swe kaprysy rzucając Leiko w coraz to nowsze ich wcielenia, a jeszcze pojawienie się Kojiro w tym miejscu byłoby niebywałym zbiegiem okoliczności. Który nie nastąpił. Szczęśliwie, albo i nie. Bynajmniej takie odwrócenie nim swojej uwagi od wcześniejszych niebezpiecznych rozważań, nie świadczyło o romantycznych uczuciach płonących w kobiecie. Jej, bądź co bądź, najnowszy kochanek ze swoim stylem walki i zadziwiającą umiejętnością posługiwania się nim, przydałby się w starciu przeciwko tutejszej oni. Nie to, żeby Leiko była jakąś bezbronną istotką, acz.. była także przywiązana do tego ciałka, którym tak hojnie została obdarowana. Zaś ronin przy ich ostatnim spotkaniu pokazał.. kilkukrotnie i jakże zawzięcie, że jakakolwiek krzywda zrobiona jej ponętnym krągłościom byłaby wielce niemile widziana. Jednakże Kojiro nie sprawiał wrażenia mężczyzny gustującego w nieporadnych kobietach, czy nawet podróżującego za swymi kochankami, by zapewniać im bezpieczeństwo na każdym kroku. A i sama Japonka nie była typem damy potrzebującej ciągłego towarzystwa swego czempiona strzegącego ją przed złem tego świata w wielu wymyślnych postaciach. Naturalnie, byłoby przyjemnie nie musieć obawiać się, że znowu jaki oni zechce zedrzeć jej cenną skórę. Ale byłoby to też zbyt podejrzane, zbyt gryzące się z jej rolą łowczyni, której mimo wszystko, może trochę ślepo, była oddana.

W czasie tych swoich licznych rozważań krążyła po wiosce, jednakże niczym ją ona nie zainteresowała.. oszczędziła także bycia zaatakowaną przez kogoś lub krwiożercze coś. Nogi zaprowadziły kobietę też i ku obrzeżom, gdzie gorące źródła otaczała ciepła, wilgotna mgiełka. Były tylko lekko ogrodzone, niemniej ślady po spalonym drewnie świadczyły, że przed laty lepiej były zabudowane. Niewielkie sadzawki wypełnione gorącą wodą były luksusem, niewątpliwie zrekompensowałyby trudy obecnej wyprawy i zmyły z Leiko brud niedawnych myśli. Niestety, możliwa obecność oni zmuszała do rezygnacji z tej przyjemności. A szkoda.

-To ciekawe miejsce na spotkanie, czyż nie Maruiken-san?

Skrzekliwy, nieprzyjemny, a mimo to starający się być przymilnym głos wypełnił uszy kobiety, nie będąc tym razem zaledwie wytworem jej wyobraźni. Tak samo jak i źródło, z którego pochodził. Pośród unoszącej się pary nieco zawadzającej w postrzeganiu okolicy, Leiko po kilku krokach dostrzegła wyraźnie niewielką postać. Starzec siedział pomiędzy głazami otaczającymi gorące źródła od strony lasu. Słomiany kapelusz wydawał się zakrywać jego głowę, pomarszczoną niczym suszona śliwka.




Był pielgrzymującym mnichem, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Wydawał się być kruchy, delikatny i bardzo stary. I były to pozory kryjące się za mętnie patrzącymi oczkami i ironicznym uśmieszkiem. Zauważył ją bowiem od razu, gdy pojawiła się w jego polu widzenia. Mimo to nie przestał moczyć stóp w ciepłych wodach.

-Z pewnością przyjemniejsze od reszty wioski- jej odpowiedź popłynęła wraz z parą, gdy zbliżyła się i zatrzymała po przeciwnej stronie sadzawki niż siedział nieznajomy. Na potwierdzenie tych słów powiodła palcami po swej szyi, przechyliła trochę głowę, aż dłonią zawędrowała na bark i ucisnęła go lekko, dając się ciału zrelaksować zaledwie otulającą je ciepłą parą.
Choć zachowanie Leiko pełne było beztroski, jak gdyby widok mnicha w tym miejscu nie był niczym dziwnym, to.. zdziwiła się natrafiając na jakąś żywą duszę pośród opuszczonych chat. Zaskoczył ją obcy głos, sylwetka innej postaci w tak wymarłej okolicy, a zostanie postawioną ponownie w krępującej sytuacji bycia znaną acz samej nie znając drugiej osoby, było tylko słodkim owocem na czubku niespodzianek tej nocy. I mimo tego, że tak szczodrze była nimi raczona, swym zdziwieniem zajęła się w iście dworski sposób – nie dając go po sobie poznać.
Odetchnęła z zadowoleniem racząc się źródlanym, ciężkim powietrzem, a następnie spod półprzymkniętych powiek spojrzała na mnicha –Ah, gomen. Jednak czyżbyśmy już mieli kiedyś okazję wymienić uprzejmości? Obawiam się, że nie mogę sobie przypomnieć..
-Jestem Daikun, mnich pielgrzymujący od świątyni do świątyni w poszukiwaniu duchowego oświecenia.- przymilny głosik, a jednocześnie skrzekliwy. Bezzębny prawie uśmiech i kruche ciałko. Niegroźny, a jednak... cała ta postać wydawało się Leiko fałszywa, mimo że na owym kłamstwie nie można go było przyłapać. A mnich dalej kontynuował wypowiedź.-A kiedy się tak podróżuje, plotki same wpadają do ucha.
Skinął głową, jakby potwierdzenie własnych słów, po czym spytał.- A wy... spotkaliście może coś ciekawego podczas wędrówki do tej opuszczonej wioski?
-To musiały być wyjątkowo zmyślnie tworzone plotki, przypadkiem zawierające tak dokładne informacje oraz równie chętnie, choć zapewne nadal samoistnie i wbrew cudzej woli dające się podsłuchać.. ne? – powiedziała łowczyni konfrontując głos mnicha ze swoim równie miłym i niewinnym, a także na jego uśmiech reagując swym rozciągnięciem drapieżnie warg.
-Wy? – zaraz potem odpowiedziała mu pytaniem i wzniesieniem brwi w uprzejmym zdziwieniu na to jedno słówko. Nim coś więcej padło z jej ust, rozejrzała się na boki przez unoszącą się parę. Koniec końców w iście teatralny sposób wzniosła ręce i pokręciła głową -Iye, nie widzę nikogo przy mnie. Zatem ja..
Upatrzyła sobie jakiś co bardziej przystępniejszy dla jej wydelikaconej tylnej części ciała głaz i przysiadła na nim, przygotowując się do zdradzenia tajemnicy dotychczasowego polowania -.. napotkałam inną wymarłą wioskę.
I znowu ten głos, i znowu ten uśmieszek przymrużający czujne oczy wyraźnie bawiącej się Leiko. Skoro on mógł wcześniej zabawiać się w śledzenie ich grupki, to ona miała teraz wręcz prawo do bycia nieufną i nieprzychylną do dzielenia się ostatnimi przeżyciami.
-Rozumiem... Zatem nie napotkaliście oni, którą ścigały wilcze duchy przyzwane przez Kami lasu? -staruszek udawał że nie zauważył jej ironii, zamyślając się i rozważając jej słowa. Łyknął nieco cieczy z tykwy przy pasie. Zapewne sake.-To bardzo niefortunna wieść.
Skinął znów głową potwierdzając własne słowa.-Tak, tak. Bardzo niefortunna.
-Sądzę, że dla wielu ludzi brak przyjemności spotkania demona byłoby czymś bardzo fortunnym – pogodny, krótki chichot powstał w krtani kobiety, będąc dopełnieniem jej złudnej trzpiotliwości.
-Ale skąd ta ciekawość? Czyżby dla odmiany chęć spróbowania się w fachu łowcy i stąd też potrzeba wcześniejszego… - zamilkła poszukując przez chwilę w myślach odpowiedniego określenia i pomagając w tym sobie lekkimi muśnięciami opuszek palców na ustach - … podróżowania za nami w dość skryty, umykający oczom sposób? Prawie się udało.
-Prawie?- na twarzy starca zagościł kpiarski uśmieszek. Spojrzał na Leiko mówiąc.- A czy aby na pewno?
Pomachał stopami w wodzie niczym dziecko mówiąc ironicznym tonem głosu.-Ach... młodzi. Widzą stare ciało. Myślą. Niedołężne ciało. Widzą pomarszczoną twarz. Myślą. Powolne myśli.
Uśmiechnął się do dziewczyny mówiąc.- Zupełnie doceniają mądrości jaką przynosi wiek. Spotkaliście ją prawda? Spotkaliście Muqin Jie, jak ją zwą Chińczycy. Spotkaliście Matkę Głodu?
-Spotkaliśmy.. – zaczęła łowczyni powoli, oczami wyobraźni powracając do tamtego dość niepokojącego zdarzenia w lesie - ..możliwe, że ją. Nie przedstawiła nam się ani jednym, ani drugim, ani żadnym innymi mianem. Acz o głodzie i swych dzieciach mówiła, więc wiele wskazuje na tą oni. Spotkaliśmy i.. zapewne niedługo spotkamy ponownie. To zaledwie przystanek.
Melancholijna nuta zakradła się i zabarwiła sobą melodyjny, kobiecy tembr. Powoli powiodła spojrzeniem ku koron drzew majaczącym za gęstą parą. W trakcie tego swojego lustrowania pogrążonego w mroku lasu, Leiko nogę na nogę założyła i jedną ręką machnęła w powietrzu.. w chęci rozgonienia tego naturalnego tworu wydobywającego się z gorących źródeł, bądź w reakcji na wcześniejsze słowa mnicha -Doprawdy, mógłbyś być nawet rumianym dziewczęciem o cielęcych oczach, a i tak bardziej od Twego wyglądu czy wieku interesowałby mnie powód wędrowania za naszą czwórką. Czyż ma podejrzliwość jest tak dziwna, patrząc na okolice i jej atrakcje?
-Powód. A czyż starcy potrzebują powodu, by spoglądać na młódki?- zaśmiał się Daikun skrzekliwym głosem.-W moim wieku tylko to mi pozostało, ne?
Potem spojrzał na Leiko i poważniejszym już tonem głosu dodał.- No i dzielenie się wiedzą z następnymi pokoleniami.
Znów skinął na potwierdzenie własnych słów. I kontynuował wypowiedź.- Pilnuję czasem uczniów mych... przyjaciół.
Po czym się zaśmiał wstając.- Ale starcy są od dawania dobrych rad, ne? Więc dam ci parę. Mugin Jie nie boi się ognia. Włada wszak tym żywiołem. Bo jest ogniem suszy pustoszącym pola. Matka Głodu zaprawdę jest wcieleniem suszy. Ale ziemia może pozbawić ją ognia, goła ziemia. Nie tam, gdzie jest las, pełen żywiołu drewna, nad którym ogień ma kontrolę. Na pozbawionej drewna ziemi, ona pozbawione będzie ognia. No i... nie lubi wody... bardzo nie lubi.
Założył sandały i uśmiechnął się.- Woda i ziemia, mogą uczynić ją słabszą, ale nie słabą. No i są jeszcze jej dzieci.
Nagle ruchem dłoni rozsypał jakiś proszek, pytając cicho.- Słyszałaś może o skarbie czterdziestu i czterech? Szukam go.
Substancja ta połączywszy się z wodą, olbrzymi opar mgły otulający sylwetkę starca. A gdy się przerzedziła, już go nie było. Leiko znała tą sztuczkę, znała aż za dobrze. Sztuczkę shinobi. Mnisi nie powinni jej znać. Ale ten starzec wydawał się dobrze znać podstępy ninja, zwłaszcza jeśli chodzi o ukrywanie się... i śledzenie.
-Iye.. – odpowiedziała kobieta, choć nie było już komu. Pewien zawód i niezadowolenie wymieszały się w tym jej mruknięciu. Faktycznie nie słyszała o żadnym skarbie, ni napomknięcia jednego, bądź przez przypadek wyrwanego słówka, a przecież już kilka dobrych razy miała okazję słuchać o „czterdziestu i czterech”. Właśnie ten brak wiedzy był powodem jej rozczarowania, a zaś poznanie miana napotkanej oni nie było informacją rzucającą zbyt jasnego światełka nadziei na całą sytuację.

Matka Głodu..
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 18-05-2011 o 06:08.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem