Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2011, 05:26   #91
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko przez całą swoją kadencję bycia łowczynią demonów, ni razu nie czuła potrzeby popisywania się swoimi umiejętnościami. Dlatego nie była tak znana z tego fachu. Dlatego w Nagoi pokornie przyjmowała rolę postaci drugoplanowej w opowieściach Płomienia. Dlatego pozwalała się lekceważyć, rozgłos z ukatrupienia kreatur pozostawiając dla złaknionych tego mężczyzn i kobiet o im podobnych charakterach.
Tak samo było na polu ryżowym, gdy podjęła decyzję o swojej chęci wytropienia demona. Nie z konieczności udowodnienia komukolwiek swej biegłości w ubijaniu takowych poczwar, a już na pewno nie dla wątpliwej rozrywki z tego płynącej. Ale aktualnie była łowczynią, nią musiała pozostać w oczach innych, a to niosło ze sobą obowiązki.

Dół kimona kobiety falował delikatnie, gdy kołysała się przenosząc lekki ciężar swego ciała z jednej nogi na drugą, z czego obie z tych długich zgrabności pamiętały jeszcze wyraźnie niedawną rozłożystość na końskim grzbiecie. Mogła wymienić całe grono ciekawszych i przyjemniejszych sytuacji do takiego ich rozkładania.. a przygwożdżenie kogoś do ziemi i „znęcanie się” nad nim ruchami swych bioderek w przesiąkniętym erotyzmem powietrzu, było tylko jedną z wielu opcji. Zdobny fiolet parasolki szeleścił cicho, co rusz rozkładany przez dłonie Leiko. To zamykała, to znowu otwierała go na pełną szerokość, uważnie przyglądając się płynnym działaniom mechanizmu, napięciom materiału i nasłuchując wszelkich niedogodności. Z wizją zabijania jakiego potwora w niedalekiej przyszłości, nie mogła sobie pozwolić na sprzeciwy ze strony swego sprzętu, więc w pełni poświęcała mu swą uwagę..
Iye, nie do końca. Choć chwyciła drewnianą rączkę nieco głębiej, a palcami drugiej dłoni pieszczotliwie wręcz sunęła po ostrej nasadce sprawdzając jej sprawność, to oczy jej spoglądały dalej.
Piwne tęczówki przesunęły się ku dwóm łowcom powoli już idącym za wilkami, do których to i ona miała dołączyć po przeprowadzeniu rekonesansu swej broni. Od tamtej cudacznej pary powędrowały w stronę Yasuro przy koniu mocującym się z bezwładnym mnichem, z trudem współpracującym i samodzielnie ledwo utrzymującym się w siodle.
Przymrużyła gadzio ślepia, a ponowne rozłożenie parasolki zakryło podobny temu uśmiech godny jakiego jaszczura błogo wygrzewającego się na słońcu. Jednak przy kolejnym trzepocie migotliwego materiału wyraz ten zniknął z twarzy kobiety, pozostając jedynie wspomnieniem jej wewnętrznych niecności.

Dokładnie sprawdzoną na wiele sposobów broń podczepiła do swego pasa obi, dzięki czemu to muskała, to lekko zaledwie obijała się o udo łowczyni, gdy ta kroki kierowała w stronę młodego bushi.
-Yasuro-san.. – mruknęła domagając się jego uwagi. Kiedy się odwrócił od czworonożnej bestii i nieprzytomnego mnicha, to wymalowała na swych wargach ujmujący, acz nieco przygaszony ostatnimi wydarzeniami uśmiech -Smuci mnie, że może Ci umknąć okazja do zabawy z nami w polowanie oraz oglądanie mnie i innych na tych łowach. A wszak demon może być wszędzie..
W zadumie spojrzeniem uciekła w bok, jak gdyby właśnie gdzieś tam oczekiwała dostrzec poszukiwaną maszkarę. Jednak to nie było tak łatwe, dlatego po niedługiej chwili powiodła wzrokiem ponad ramię samuraja, aż zza kotary swych czarnych włosów z powrotem zerknęła na jego twarz -Znajdziemy się jakoś, gdy już będzie po wszystkim?
Samuraj zamyślił się słysząc te słowa. Przymknął na moment oczy i potarł podbródek w zadumie.- Wilki szły w tym samym kierunku, co i ja jadę. Możliwe więc, że... oni kieruje się do tej samej wioski co i ja. Tyle, że inną drogą.
Spojrzał na Leiko otwierając oczy i lekko się uśmiechając troskliwie do kobiety.-A gdy oddam rannego Jia-Mina pod opiekę medyków, poszukam was. Znam trochę tutejszą okolicę.
-Cudownie – odparła z zadowoleniem, najwyraźniej będąc trochę pocieszoną tym jego zapewnieniem. Choć i to nie do końca, co uzewnętrzniło się w jej ustach rozchylających się do wypowiedzenia kolejnych słów, które jednak spomiędzy nich nie padły. Zamiast tego Leiko opuszkami palców dotknęła swych warg w rozterce, a następnie pozwoliła sobie na krótkie, baczne spojrzenie na sylwetki dwóch łowców w oddali. Potem zaś… poszczególne ruchy jej ciała nastąpiły po sobie szybko, płynnie i zupełnie niespodziewanie.

Uniosła rękę i dłonią sięgnęła ku policzkowi Yasuro, do którego to jej wnętrze przytuliła czule. Na moment zaledwie, bo jakby wpędzania go w zakłopotanie było jeszcze mało, drobnymi kroczkami odległość między nimi drastyczne zmniejszyła. W geta wniosła się na palcach i nachyliła do mężczyzny, drugą rękę wspierając o jego ramię. Wprawdzie była to idealna okazja do objęcia jego szyi, ale łowczyni tylko wygodnie wyciągnęła ją za jego plecy, ku końskiemu bokowi znajdującemu się za nim.
-Obowiązek obowiązkiem, ale tym razem i Ty bądź ostrożny. Nie mam prawa, by móc w jakikolwiek sposób wpływać na Twe decyzje, acz… kto wie, czy jeszcze gdzieś na dodatek nie czają się chmary tych żabich paskud – szeptała mu ostrzegawczo prosto do ucha, w sposób podobny temu jak on to zrobił wcześniej w świątyni. Jednakże w jej wykonaniu szept ten był jakże bardziej dobitny, gorący.. i mimo to zamknięty w ramach jakiejś takiej przypadkowości „wbrew woli” Leiko przebijającej się przez jej niewinność -Uważaj na siebie, ne?
-Będę uważał.-samuraj drżał opleciony przez Leiko. Drżał czując jej ciało. Nie zauważyła tego drżenia, gdy jechali razem. Nie zauważyła, by drżał walcząc z oni i wtedy w karczmie, i teraz na polu ryżowym. A jednak... drżał w tej chwili, gdy jego pożądanie walczyło z etykietą. Pokusa toczyła bój z obowiązkiem. Honor staczał bój z pragnieniem. I przegrywał. Pod tą całą zbroją Yasuro, był tylko niedoświadczonym w kontaktach z kobietami mężczyzną. A biegłość w kendo nie pomagała staczać takiego rodzaju bojów. Młodzieniec musnął jej ucho wargami delikatnie, acz wyraźnie, gdy szeptał.- Hai, będę uważał. I... nie martw się o mnie. Potrafię sobie poradzić, przynajmniej z tymi słabszymi oni.
Poważył się na ten śmiały, jak na niego, gest. Licząc zapewne na to, że Japonka tego nie zauważy.
Długimi palcami przesunęła po jego policzku, wplotła je niesfornie w ciemne włosy, aż poprowadziła swoją rękę w ślady jej bliźniaczki, wspierając ją o ramię samuraja i wyciągając przed siebie. Tak otulając jego szyję z obu stron mogła pójść krok dalej i śmielej wtulić się w mężczyznę. Jednakże choć przekroczyła już granicę przyzwoitości ustaloną przez etykietę, to ciągle pozostawiała pomiędzy nimi niewielką przestrzeń. Drażniącą i nęcącą ciepłem promieniującym z jej ciała.
-Iye.. martwię się, że w przypadku ponownego zagrożenia, nie będzie nigdzie w okolicy szlachetnego samuraja, aby damę uratować z opresji – zamruczała żartobliwie, aczkolwiek oczy kobiety czujnie wpatrywały w jeden punkt, gdzieś na wysokości jej dłoni -Wróć bezpiecznie do.. nas.
Drobna zmiana w tempie oddechu i jego ciepło nagle łaskoczące skórę Yasuro. Wyczucie na niej bardzo subtelnego dotyku ust Leiko, gdy ich kąciki uniosły się w uśmiechu. To lekkie rozbawienie świadczyło o tym, że w pierwotnej wersji tej jej krótkiej wypowiedzi wcale nie miało być owego „nas”. Miejsce to było przygotowane na bardziej osobiste słówko oznaczające samą łowczynię, które jednak w ostatniej chwili zostało zastąpione innym.. pozostawiając po sobie tylko słodkie domysły.
Igrała sobie bezczelnie z typową dla Japończyków, niemal świętą przestrzenią osobistą. Igrała łamiąc bezczelnie konwenanse i otulając Yasuro mgiełką swych perfum. A jednocześnie kusiła młodzieńca, by sięgnął po więcej.
Na jego obliczu malowało się zaskoczenie i niezdecydowanie.




Oblicze jego przesunęło się w kierunku twarzy Leiko i... rzekł cicho.-Wrócę Maruiken-san.
Zarumienił się. Był zabawny w tej swojej niezdarności i braku chwytania nadarzających się okazji.
Yasuro brakowało tej finezji doświadczonych mężczyzn. Mogła z nim igrać, wiedząc że nie posunie się do niczego niestosownego. Co jednak odbierało trochę dreszczyku emocji, który towarzyszył Leiko, gdy była przy Kojiro. "Tylko ronin" bowiem był nie do końca przewidywalny i każde spotkanie było rozkoszną rozgrywką pomiędzy nią, a Sasaki Kojiro. Niemniej... i Yasuro pękał, bo i czyż mogło być inaczej? Pod tą całą zbroją, był także mężczyzną i nie mógł nie reagować na obecność pięknej kobiety.
Sam na siebie ściągnął kolejny, bezwstydny atak ze strony Leiko. Wykorzystując jego własną inicjatywę, być może niezaplanowanie zbliżającą do siebie ich twarze, pokusiła się o jeszcze większe naruszenie tej granicy. Tak więc w pełni zwrócenie ku niemu swych lic zaowocowało niemałą grozą sytuacji, dającą o sobie znać w gorącym oddechu rozgrzewającym usta mężczyzny. Powłóczystym ruchem zaś cofnęła rękę, ujęła Yasuro delikatnie za podbródek i kciukiem przesunęła po jego dolnej wardze, jak to on miewał w zwyczaju robić.
-Le-i-ko-san – poprawiła go pedantycznym szeptem, a zastraszająca bliskość sprawiała wrażenie, jak gdyby kobieta chciała mu z ust do ust przekazać tę naukę.
Muskała tak i przyglądała się młodzianowi przez moment, aż brew jej drgnęła w górę, pewno prowadzona jakimi myślami Leiko. I właśnie przez ten drobiazg.. całe to nieznane samurajowi niebezpieczeństwo zniknęło. Łowczyni odstąpiła do tyłu, uwalniając go od oplotów swych perfum, głosu i ciała. Strzepnięciem poprawiła ułożenie jednego z szerokich rękawów kimona, po czym ujęła parasolkę i rozłożyła ją nad sobą. Spod napiętego materiału posłała mu jeszcze uśmiech i stwierdzenie krótkie -Zatem to obietnica, Yasuro-san.
-Hai.. Lei-ko-san.- wydukał zaskoczony mężczyzna w zamyśleniu dotykając palcem miejsca na swych ustach, którego ona dotykała. Przez moment z rozkojarzeniem malującym na twarzy rozkoszował się niedawną sytuacją. Tą chwilą bliskości. By potem rzec z lekkim uśmiechem.- Tak. To obietnica.
Z zadowoleniem obserwowała to jego skonfundowanie, którego wszak sama była źródłem. Nic nie odrzekła. Przyjęcie do wiadomości jego słów, nadzieję na rychły powrót i pożegnanie wyraziła wdzięcznym dygnięciem przed mężczyzną. Następnie niewiele już dłużej czekając aż jej towarzysze na polowaniu całkiem znikną jej z pola widzenia, obróciła się i ruszyła zwiewnie przez pola ryżowe.

Ah, czyż nie była cudownie urocza w swojej trosce o młodego samuraja? Czyż ten przeznaczony tylko dla Yasuro szept nie był dowodem na jej budzące się względem niego uczucia, wykraczająca poza sztywne relacje przewodnika i łowczyni? A czyż język jej ciała, zdającego się poruszać wbrew woli powściągliwej kobiety, nie ukazywał jednoznacznie szarpiących się w niej pragnień?

Reakcje Yasuro na jej sztuczki nie wskazywały, aby kiedykolwiek przedstawicielka płci pięknej stawiała go w podobnych, niezręcznych okolicznościach. A jeśli zagłębić się w myśli związane z o wiele bardziej niestosownymi sytuacjami zachodzącymi między kobietą i mężczyzną.. to było dość prawdopodobnym, że nigdy nie zakosztował podobnych „zagrożeń”. Leiko czuła się, jakby grzecznego chłopca kusiła ku zejściu na wybitnie złą drogę. Być może była jego słodkim przekleństwem, na równi budzącym walczące między sobą przerażenie i pożądanie. W końcu Yasuro był tak niewinny, bezbronny wobec jej kobiecego uroku i taki.. nieskalany. W świetle tych cech oraz jego prawości i szlachetności, ona jawiła się jako demoniszcze okrutne. Do swych wyższych celów mamiła go, bawiła się z jego pokusami, a być może też igrała sobie z jego uczuciami i póki pozostawał w tej cudnej iluzji, póty było pięknie. Dawkowała mu smakowanie tego tworu jakim była – dziwacznego w swej urodzie i pozornej kruchości, zupełnie niekomponującego się ze środowiskiem w jakie rzucał ją fach łowczyni. Każdorazowo gdy w wolnych chwilach chciała.. „zacieśnić między nimi stosunki”, posuwała się odrobinę dalej w swoim okazywaniu zainteresowania samurajowi.
Tak i tym razem..

W rękawie kimona grzechotało satysfakcjonująco coś obcego, będąc dla Leiko zjawiskiem bardziej wyczuwalnym przez skórę niż faktycznie słyszalnym. Kiedy była już wystarczająco daleko od Yasuro, a jeszcze nie dość blisko wilków i dwóch łowców, wysunęła z odmętów rękawa dłoń wraz ze zdobiącą ją nową błyskotką. Rozcięty ostrzem długi rzemyk oplatał i spływał pomiędzy palcami, zaś zaszczytne miejsce na wewnętrznych liniach papilarnych zajmował wisiorek. Powiódł się jej prosty plan.
Z dachu świątyni widziała jak Jia-Min poszukiwał czegoś z tym amuletem. Niby drobiazg, niby nic wielkiego, może tylko jakieś mnisie gusła.. ale taką samą praktykę widziała przecież w Nagoi, gdy gubiąc się pośród jej uliczek trafiła na klanowego samuraja w towarzystwie Chińczyków. Choć wydawało się to być tak dawno i tak naprawdę nie miała dotąd więcej okazji do rozmyślań nad tym zjawiskiem, to nie mogła nie skorzystać ze sposobności poznania jednej z tajemnic mnichów.
W całym zamieszaniu na polu ryżowym związanym z rannym, a potem nieprzytomnym Jia-Minem, dostrzegła naplątany na jego nadgarstku rzemyk trzymający bezpiecznie przy właścicielu jego skarb. Jednakże przeszkodą w zdobyciu upatrzonego przedmiotu był Yasuro, nieświadomie stojący kobiecie na drodze. Zatem radząc dwóm łowcom ruszyć za wilkami, a samej tłumacząc się chęcią sprawdzenia swego sprzętu z zapewnieniami, że zaraz do nich dołączy, przygotowała scenę na swą niewielką rólkę. Z początku delikatnie, ale potem już całkowicie sprowadziła na siebie skupienie samuraja, jednocześnie uciszając jego czujność na resztę świata poza nią. Gdy mu szeptała, gdy ciałem prawie do niego przylegała, gdy rękami obejmowała jego szyję w przypływie czułości.. to jej dłonie nie były bierne. Leiko ponad ramieniem młodego bushi uważnie obserwowała ostrożną pracę swych palców sięgających ku ręce utrzymującego się na koniu mnicha, a potem walczących z rzemieniem. Wzniesienie się w geta było dobrym pomysłem pozwalającym jej dokładniej manewrować, acz.. Jia-Min musiał naprawdę wielce pilnować swego skarbu, bowiem skórzane paski nie pozwalały się tak po prostu rozplątać. Zmusiło to łowczynię do użycia sztyletu schowanego w rękawie i dyskretnie zeń wysuniętego za głową Yasuro. Wszelkie przeciwstawienie się rzemyka szybko ustąpiło pod drobnym, ale celnym ruchem ostrza, pod którego wpływem drgnęła triumfalnie smuga jej brwi. Oba dowody swej nikczemności schowała w otchłaniach kimona.
Zrobiła to sprytnie. Zrobiła to paskudnie względem samuraja.
Zachowała się jak sroka, choć to nie o zniewalające blaskiem świecidełko chodziło.

Uniosła lekko dłoń, by móc się dokładniej przyjrzeć swej zdobyczy. Niebyła zbyt gustowna, acz wątpiła by mnich wybierał biżuterię pod kątem aktualnych mód panujących na dworach. Jednak nie można było wisiorkowi odmówić niezwykłości, zarówno w wyglądzie i dotyku.




Składał się z trzech klejnotów. Z pierwszym z nich spojrzenie Leiko prawie się skrzyżowało – z ciemności nocy spoglądało na nią kocie oko, wyglądające niemal jak prawdziwe. Kolejny był zaskakująco zwyczajnym, błyszczącym i oszlifowanym kawałkiem kwarcu. Zaś ostatni z trójki.. całkowicie wynagradzał niezbyt osobliwy wygląd swego poprzednika. Pod dotykiem opuszka palca przypominał opal, w czym nie byłoby niczego dziwnego, gdyby nie jego przeźroczystość. Przywodził na myśl bąbelek powietrza powstały w spienionym górskim strumieniu i zamykający w sobie drobne, niebieskie kryształki. A choć każdy z nich był inny, to wszystkie trzy łączyła gładkość, twardość i.. przyjemne ciepło w dotyku. Początkowo sądziła, że zagrzały się od materiału jej odzienia bądź od bycia trzymanymi w dłoni, jednak to nie było to. Klejnoty same w sobie były nienaturalnie ciepłe.
Ale na tym ich nadzwyczajność się kończyła, bo choć kobieta oglądała je z każdej strony i z przeróżnych odległości od swej twarzy, to nic się nie wydarzyło. Żadnych szeptów dobiegających z amuletu. Żadnych magicznych iskierek obsypujących jej palce. Żadnego pieczenia skóry, choć nie była pełnoprawnym właścicielem. A i też kocie oko ni razu jednego nie mrugnęło, pozostając tylko martwym świecidełkiem ponownie ukrytym w zakamarkach kimona.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 09-05-2011 o 05:40.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-05-2011, 19:51   #92
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Przytulona do Yasuro, łowczyni powoli odsunęła się od samuraja. Powodów było ku temu wiele. Jedne dobrze widoczne w świetle ostatnich zachodzącego słońca. Inne ukryte.
Te najbardziej oczywiste kryły się w gorzkim grymasie na twarzy Leiko podążającej za pozostałymi łowcami. Wszak z całej trójki, właśnie ona najbardziej nie pasowała do obecnej natury łowów. Jej strój czynił z nią idealną łowczynię na terenach miejskich. Ale tu?
Tu była dzicz. Tu był starożytny las. Miejsce dla myśliwych innego rodzaju. Nic dziwnego, że Maruiken podchodziła do tych łowów z niewielkim entuzjazmem.
Póki co... jednak trzeba się było spieszyć, zanim zapadający zmrok uniemożliwi polowanie. Zwłaszcza, że większość wilków wyprzedziła już łowców.
Cóż...sprawy wiosce zajęły im trochę czasu.
Niemniej Kami obdarzyli ich łaską. Jeden z wilków był ranny i świeży trop krwi łatwo było znaleźć.
Tak więc cała trójka ruszyła tym krwawym tropem. Sogetsu Kazama pierwszy, Takami Kohen drugi, a Maruiken Leiko trzecia. Z niesmakiem stwierdzając, że obecny jej strój nie nadaje się na leśne ostępy.
Było niewygodnie się w nim przedzierać przez las o gęstym poszyciu.
Mogłaby co prawda wykorzystać inną drogę, szybszą drogę przeskakując pomiędzy koronami drzew, ale czemuż miała się popisywać przed dwójką wspólników, którzy najwyraźniej mieli własne sekrety. A do których ona nie została dopuszczona.
Mimo to...szybko wyprzedziła Kohena. Czarownik często zatrzymywał się dostając zadyszki. Nie miał dostatecznej kondycji by wytrzymać to mordercze tempo. Jedynie Kazama był równie niezmordowany w pościgu, tak jak był w boju.
Coś go pchało do przodu, coś nie pozwalało się zatrzymać. Coś... także ich tropiło?
Podobnie jak podczas podróży Leiko zdarzało się mieć wrażenie, że od czasu do czasu są obserwowani.
I jak na złość... nie potrafiła potwierdzić swych przeczuć.

A robiło się coraz ciemniej. Nagle, cała trójka usłyszała wycie i odgłosy walki. To przyspieszyło bicie serc i ruchy trójki łowców. Wkrótce dotarli na miejsce walki, tuż po jej zakończeniu. Jedynie zraniony wilk którego tropili był tu żywą istotą. Zapewne bestia dotarła do swych kamratów niewiele wcześniej od nich.


Popiskując i warcząc przemierzał niedawne pole bitwy, a obecnie pobojowisko na którym leżały jedynie zwłoki podobnych mu bestii. Nie było śladu po przeciwnikach... lub przeciwniku.
Wilk trącał nosem trupy poległych towarzyszy...


… którzy zginęli z ręki nieznanego przeciwnika. Skrytego w ciemnościach otaczających polanę na której stoczono bój. A którą wypełniały trupy martwych już bestii.
Magle wilk sprężył grzbiet i zawarczał w kierunku ciemności zalegającej pomiędzy omszałymi drzewami.
Ciemności z których wynurzyła się ona


Wysoka japonka o nieszczególnie urodziwej twarzy, acz ubrana w czerwone kimono. Było jednak w jej rysach coś co sprawiało, że... wydawała się być nieludzkim stworzeniem.
-Czyżby jeden z tych psów uszedł mojej uwadze?- spytała retorycznie. I uśmiechnęła się złowieszczo.- A więc będę się rozkoszowała tą chwilą.
Wilk zawarczał i w kilka chwil skoczył w kierunku kobiety. Także i Kazama wyciągnął tachi i ruszył do ataku. Yōjutsusha skupił energię maho wypowiadając inkantację. przyzywając prosty ognisty pocisk. Ognistą strzałę, która wystrzeliła z jego dłoni i pomknęła do celu z śmiercionośną precyzją.
I nie dosięgła go...
Z zimnym uśmieszkiem kobieta patrzyła na ognisty pocisk jak i szarżującego wilka. Wykonała ruch dłonią i ognista smuga zbiła pocisk wprost w nacierającego na nią wilka. Bestia pisnęła z bólu trafiona zrykoszetowanym ognistym pociskiem, ale nie zmieniła kierunku ataku. Skoczyła i odleciała w bok w bok... śmiertelnie raniona bronią owego oni.


Ognistym biczem z żelaznym cierniami, którym ta kobieta władała z dużą skutecznością. Także i atak Sogetsu oraz Leiko wstrzymała odskakując w tył jednocześnie wyprowadzając cios ognistym biczem.
Płonąca broń przecięła powietrze tuż przed Leiko i Kazamą i zmusiła oboje do uskoczenia w tył. A sama kobieta wskoczyła pomiędzy gałęzie dużego drzewa.
-Śmiertelnicy igrający z siłami, które was przerastają. Potomkowie jednego z siedmiu. Jeszcze się spotkamy. Jeszcze będziecie mogli wyzwać mnie do boju, ale nie tu i nie teraz. Moje dzieci są głodne i ich głodu nie zaspokoi mięso tylko trzech ludzkich ciał.-uśmiechnęła się lubieżnie przesuwając długim językiem po zębach.- Spotkamy się w najbliższej wiosce pełnej życia. Nie zawiedźcie mnie wtedy. Bądźcie interesującą rozrywką.
I śmiejąc się pomknęła w mrok nocy, szybciej niż ktokolwiek z nich mógł ją dogonić. Była zaprawdę ciężkim przeciwnikiem, równie groźnym jak oni z gospody.

A trójka łowców została sama w lesie, w ciemnościach nocy i pośród zwłok “wilków”.
Ścigać owego demona nie było sensu. Zresztą bestia w swej pysze sama rzuciła im wyzwanie. I nie bez powodu pyszniła się swą potęgą. Była bowiem silna i niewątpliwie nie ujawniła wszystkich swoich atutów podczas tej walki. Ale... zdradziła kilka z nich, a wiedza którą łowcy zdobyli tutaj... warta była włożonego w nią wysiłku.

W lesie zapadła już głęboka noc.


Teraz, kiedy opadła gorączka łowów, trójka łowców szukała odpowiedniego miejsca na nocleg. Każde z nich w milczeniu rozważając to czego było świadkiem. Poza Kohenem oczywiście.
-Ogień może być nieskuteczny przeciw niej, skoro ma władzę nad tym żywiołem. Może woda?- rozważał na głos czarownik.- Szkoda że nie znamy imienia potwora. I... o jakich dzieciach mówiła. Czyżby chodziło o te potworki, z którymi walczyły wilki? Ale przecież wszystkie zostały zabite.

Po pół godziny dotarli do opuszczonej wioski. Był to zły omen. Wszak ostatnia wioska okazała się być pułapką zastawioną na nieostrożnych wędrowców. A poprzednia tajemnicza wioska, była leżem oni obdzierającego kobiety ze skóry. Ta zaś była wymarła.
Masakry tutaj dokonał jednak inny potwór... stworzony przez ludzi. Wojna. Wioska musiała być przeszkodą dla jednej z wojujących armii. Wymordowali oni większość wieśniaków, spalili część budynków, resztę przerabiając na tymczasowe kwatery. A z kobiet uczynili niewolnice w dzień zajmujące się rannymi, w nocy służące chuciom zdrowych wojowników. Po wojnie zaś została opuszczona, pozostając zapomnianym zbiorowiskiem chat. Zbiorowiskiem chat kryjącym jednak skarb, dość cenny by zwrócić na niego uwagę.
Gorące źródła, których mgiełka oparów wznosiła się nad chatami. I które sprawiały, że powietrze w wiosce było cieplejsze. Poza tym, mimo że opuszczone, chaty nadal nadawały się do zamieszkania. A po tym wyczerpującym i długim wieczorze, odpoczynek był jak najbardziej zasłużony.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-11-2011 o 14:01.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-05-2011, 05:54   #93
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nigdy..

Samotna postać sunęła przez opuszczoną wioskę. W nocnych mrokach rozjaśnianych przez chłodny blask księżycowy, odznaczała się wyraźnie na tle szarych, smutnych chatek. Wyróżniała się swoją barwnością i elegancją jakich to miejsce nie widziało od dawna, a także tym.. że żyła i jeszcze tutaj tak beztrosko spacerowała, gdy wszyscy mieszkańcy opuścili swe dobytki. Porzucone domy wypełniały ciche świsty wiatru, wywołane szczelinami w ścianach i dachach. To była wioska duchów, a kobieta nijak takim tworem nie była.

Nigdy..

Czasem zaledwie muśnięciami dłoni rozsuwała drzwi mijanych chatek, by móc wejrzeć do środka. Witała ją tam przejmująca pustka, której przyczyny nie należało szukać tylko w braku mieszkańców. Opuszczający swe domy ludzie zabrali ze sobą meble i rzeczy osobiste, pozostawiając tylko szkielety ponurych, czterech ścian. Nie było nigdzie śladów walk, ni rozpryśniętych plam krwi, ni trupów zastygłych w agonalnych pozach. Miejsce tych makabrycznych pozostałości jakie zwykle zostawiała za sobą wojna, zajmowały zgoła inne drobiazgi wiele mówiące o tutejszych ostatnich gorączkowych chwilach. Rozbity dzban po sake, zapomniana łyżka, ułamana strzała.. niewielkie przedmioty, zapomniane pamiątki i wspominające swych właścicieli śmieci. Był także spokój wypełniający wszystkie zakątki wioski. Ale na ileż on był prawdziwy, a na ile dawał tylko zwodnicze poczucie bezpieczeństwa, gdy w pobliżu mogły krążyć demony?

Nigdy..
Nigdy się o to nie prosiła.
O tą.. nienaturalność, to kuriozum oddzielające ją od sióstr. Mogłaby w dalszym ciągu wypełniać swe zlecenia, mieć świadomość tego na czym stoi.. mogłaby, ale wraz z jedną misją przyszło to jej przekleństwo z darem wymieszane. A może nie przyszło, tylko skorzystało z okazji i przebudziło się, zawiadomiło o swoim istnieniu? To oko dziwaczne z kryjącymi się w nim mocami nieznanymi dotąd nikomu w domu Leiko, łączące ją z demonicznymi bytami. Była wdzięczna za ten żart od losu, dzięki któremu stała się przydatniejszą Matce na sposoby nieosiągalne swym siostrzyczkom. Tylko w ten sposób mogła się odwdzięczyć za poświęcony sobie czas i cierpliwość, za dach nad głową i dobre wychowanie.
Ale jednocześnie też nienawidziła, za wyrwanie ze swojej dotychczasowej rzeczywistości i zderzenie ze światem wypełnionym oni. Natura demonów była inna od ludzkiej, której wszak mechanizmów uczyła się przez tak wiele lat. Nagle musiała stawić czoła czemuś tak nowemu i niebezpiecznemu, nigdy nie będąc prawdziwie szkoloną w walce przeciwko takim bestiom. Sumiko oraz ta tutaj napotkana kolejna diabelska matrona reprezentowały zupełnie inny, wyższy poziom od tych słabych oni, na które okazyjnie zdarzało się Leiko wpadać. Przy tej pierwszej dopisała jej karma, acz.. ile razy mogła polegać na czymś tak kruchym?
Po spotkaniu w lesie zostało jej poczucie niepokoju, delikatnymi dreszczami wędrujące po smukłym ciele jak z porcelany. Musiała dalej bawić się w te polowania, nie miała innego wyboru nawet jeśli było to równoznaczne z tak dużym narażaniem się. Miała wrażenie, że stopniowo traci kontrolę nad swym zadaniem, że wpadła głęboko w bagno, a każdy ruch zbliża ją do własnej tragedii..

Drewniane zęby geta niezaplanowanie gwałtowniej stuknęły o ziemię. Leiko zgubiła rytm swych kroków przytłoczona ukrytym sensem, do których prowadziły takie zdradliwe przemyślenia. W lekkim popłochu rozejrzała się na boki, czy aby nikt nie był świadkiem tej jej haniebnej chwili zwątpienia. Jeśli pozwoliłaby się temu rozwinąć, to najprawdopodobniej zabiłoby ją poczucie winy i zdrada jakiej dopuściłaby się wobec swej Matki. Już samo oscylowanie naokoło tak zgubnych refleksji było zbyt.. zbyt.. to było zbyt wiele dla tak przecież silnej i samodzielnej kobiety. Ta niegodziwość, której prawie dała w sobie wykiełkować, bolała i ciążyła jej na duszy.
Potrząsnęła głową odganiając od siebie te podłe myśli, a potem odetchnęła głęboko próbując odnaleźć swoją harmonię. Nie było w jej kompetencjach poddawanie w wątpliwość misji lub kroków jakie musiała podejmować do ich wypełnienia. Miała swoje obowiązki, zadania powierzone w wierze, że jej się powiedzie.
Była szczęśliwa mogąc przysłużyć się i pomóc Matce w dążeniu do wyższych celów.
Była szczęśliwa, a wszelakie przeszkody, nawet w postaci okrutnych demonów, były naturalnymi zjawiskami, które musiała pokonać na swojej drodze.
Była szczęśliwa.


…będę cię chronił z mroków nocy, moja Tsuki no musume…


Wspomnienie tych słów rozbrzmiało w umyśle Leiko, być może w reakcji obronnej na to jej miotanie się. Odruchowo zerknęła ku dachowi pobliskiej chatki, jak gdyby tam próbowała się dopatrzeć któregoś z charakterystycznych szczegółów „tylko ronina”. Błyśnięcia długiego ostrza katany. Ciemnych włosów powiewających na tle jeszcze ciemniejszego nieba. Tych słodko-gorzkich ust kryjących się za ironiczną maską..
Jednakże Kami tej nocy już wiele razy ukazali swe kaprysy rzucając Leiko w coraz to nowsze ich wcielenia, a jeszcze pojawienie się Kojiro w tym miejscu byłoby niebywałym zbiegiem okoliczności. Który nie nastąpił. Szczęśliwie, albo i nie. Bynajmniej takie odwrócenie nim swojej uwagi od wcześniejszych niebezpiecznych rozważań, nie świadczyło o romantycznych uczuciach płonących w kobiecie. Jej, bądź co bądź, najnowszy kochanek ze swoim stylem walki i zadziwiającą umiejętnością posługiwania się nim, przydałby się w starciu przeciwko tutejszej oni. Nie to, żeby Leiko była jakąś bezbronną istotką, acz.. była także przywiązana do tego ciałka, którym tak hojnie została obdarowana. Zaś ronin przy ich ostatnim spotkaniu pokazał.. kilkukrotnie i jakże zawzięcie, że jakakolwiek krzywda zrobiona jej ponętnym krągłościom byłaby wielce niemile widziana. Jednakże Kojiro nie sprawiał wrażenia mężczyzny gustującego w nieporadnych kobietach, czy nawet podróżującego za swymi kochankami, by zapewniać im bezpieczeństwo na każdym kroku. A i sama Japonka nie była typem damy potrzebującej ciągłego towarzystwa swego czempiona strzegącego ją przed złem tego świata w wielu wymyślnych postaciach. Naturalnie, byłoby przyjemnie nie musieć obawiać się, że znowu jaki oni zechce zedrzeć jej cenną skórę. Ale byłoby to też zbyt podejrzane, zbyt gryzące się z jej rolą łowczyni, której mimo wszystko, może trochę ślepo, była oddana.

W czasie tych swoich licznych rozważań krążyła po wiosce, jednakże niczym ją ona nie zainteresowała.. oszczędziła także bycia zaatakowaną przez kogoś lub krwiożercze coś. Nogi zaprowadziły kobietę też i ku obrzeżom, gdzie gorące źródła otaczała ciepła, wilgotna mgiełka. Były tylko lekko ogrodzone, niemniej ślady po spalonym drewnie świadczyły, że przed laty lepiej były zabudowane. Niewielkie sadzawki wypełnione gorącą wodą były luksusem, niewątpliwie zrekompensowałyby trudy obecnej wyprawy i zmyły z Leiko brud niedawnych myśli. Niestety, możliwa obecność oni zmuszała do rezygnacji z tej przyjemności. A szkoda.

-To ciekawe miejsce na spotkanie, czyż nie Maruiken-san?

Skrzekliwy, nieprzyjemny, a mimo to starający się być przymilnym głos wypełnił uszy kobiety, nie będąc tym razem zaledwie wytworem jej wyobraźni. Tak samo jak i źródło, z którego pochodził. Pośród unoszącej się pary nieco zawadzającej w postrzeganiu okolicy, Leiko po kilku krokach dostrzegła wyraźnie niewielką postać. Starzec siedział pomiędzy głazami otaczającymi gorące źródła od strony lasu. Słomiany kapelusz wydawał się zakrywać jego głowę, pomarszczoną niczym suszona śliwka.




Był pielgrzymującym mnichem, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Wydawał się być kruchy, delikatny i bardzo stary. I były to pozory kryjące się za mętnie patrzącymi oczkami i ironicznym uśmieszkiem. Zauważył ją bowiem od razu, gdy pojawiła się w jego polu widzenia. Mimo to nie przestał moczyć stóp w ciepłych wodach.

-Z pewnością przyjemniejsze od reszty wioski- jej odpowiedź popłynęła wraz z parą, gdy zbliżyła się i zatrzymała po przeciwnej stronie sadzawki niż siedział nieznajomy. Na potwierdzenie tych słów powiodła palcami po swej szyi, przechyliła trochę głowę, aż dłonią zawędrowała na bark i ucisnęła go lekko, dając się ciału zrelaksować zaledwie otulającą je ciepłą parą.
Choć zachowanie Leiko pełne było beztroski, jak gdyby widok mnicha w tym miejscu nie był niczym dziwnym, to.. zdziwiła się natrafiając na jakąś żywą duszę pośród opuszczonych chat. Zaskoczył ją obcy głos, sylwetka innej postaci w tak wymarłej okolicy, a zostanie postawioną ponownie w krępującej sytuacji bycia znaną acz samej nie znając drugiej osoby, było tylko słodkim owocem na czubku niespodzianek tej nocy. I mimo tego, że tak szczodrze była nimi raczona, swym zdziwieniem zajęła się w iście dworski sposób – nie dając go po sobie poznać.
Odetchnęła z zadowoleniem racząc się źródlanym, ciężkim powietrzem, a następnie spod półprzymkniętych powiek spojrzała na mnicha –Ah, gomen. Jednak czyżbyśmy już mieli kiedyś okazję wymienić uprzejmości? Obawiam się, że nie mogę sobie przypomnieć..
-Jestem Daikun, mnich pielgrzymujący od świątyni do świątyni w poszukiwaniu duchowego oświecenia.- przymilny głosik, a jednocześnie skrzekliwy. Bezzębny prawie uśmiech i kruche ciałko. Niegroźny, a jednak... cała ta postać wydawało się Leiko fałszywa, mimo że na owym kłamstwie nie można go było przyłapać. A mnich dalej kontynuował wypowiedź.-A kiedy się tak podróżuje, plotki same wpadają do ucha.
Skinął głową, jakby potwierdzenie własnych słów, po czym spytał.- A wy... spotkaliście może coś ciekawego podczas wędrówki do tej opuszczonej wioski?
-To musiały być wyjątkowo zmyślnie tworzone plotki, przypadkiem zawierające tak dokładne informacje oraz równie chętnie, choć zapewne nadal samoistnie i wbrew cudzej woli dające się podsłuchać.. ne? – powiedziała łowczyni konfrontując głos mnicha ze swoim równie miłym i niewinnym, a także na jego uśmiech reagując swym rozciągnięciem drapieżnie warg.
-Wy? – zaraz potem odpowiedziała mu pytaniem i wzniesieniem brwi w uprzejmym zdziwieniu na to jedno słówko. Nim coś więcej padło z jej ust, rozejrzała się na boki przez unoszącą się parę. Koniec końców w iście teatralny sposób wzniosła ręce i pokręciła głową -Iye, nie widzę nikogo przy mnie. Zatem ja..
Upatrzyła sobie jakiś co bardziej przystępniejszy dla jej wydelikaconej tylnej części ciała głaz i przysiadła na nim, przygotowując się do zdradzenia tajemnicy dotychczasowego polowania -.. napotkałam inną wymarłą wioskę.
I znowu ten głos, i znowu ten uśmieszek przymrużający czujne oczy wyraźnie bawiącej się Leiko. Skoro on mógł wcześniej zabawiać się w śledzenie ich grupki, to ona miała teraz wręcz prawo do bycia nieufną i nieprzychylną do dzielenia się ostatnimi przeżyciami.
-Rozumiem... Zatem nie napotkaliście oni, którą ścigały wilcze duchy przyzwane przez Kami lasu? -staruszek udawał że nie zauważył jej ironii, zamyślając się i rozważając jej słowa. Łyknął nieco cieczy z tykwy przy pasie. Zapewne sake.-To bardzo niefortunna wieść.
Skinął znów głową potwierdzając własne słowa.-Tak, tak. Bardzo niefortunna.
-Sądzę, że dla wielu ludzi brak przyjemności spotkania demona byłoby czymś bardzo fortunnym – pogodny, krótki chichot powstał w krtani kobiety, będąc dopełnieniem jej złudnej trzpiotliwości.
-Ale skąd ta ciekawość? Czyżby dla odmiany chęć spróbowania się w fachu łowcy i stąd też potrzeba wcześniejszego… - zamilkła poszukując przez chwilę w myślach odpowiedniego określenia i pomagając w tym sobie lekkimi muśnięciami opuszek palców na ustach - … podróżowania za nami w dość skryty, umykający oczom sposób? Prawie się udało.
-Prawie?- na twarzy starca zagościł kpiarski uśmieszek. Spojrzał na Leiko mówiąc.- A czy aby na pewno?
Pomachał stopami w wodzie niczym dziecko mówiąc ironicznym tonem głosu.-Ach... młodzi. Widzą stare ciało. Myślą. Niedołężne ciało. Widzą pomarszczoną twarz. Myślą. Powolne myśli.
Uśmiechnął się do dziewczyny mówiąc.- Zupełnie doceniają mądrości jaką przynosi wiek. Spotkaliście ją prawda? Spotkaliście Muqin Jie, jak ją zwą Chińczycy. Spotkaliście Matkę Głodu?
-Spotkaliśmy.. – zaczęła łowczyni powoli, oczami wyobraźni powracając do tamtego dość niepokojącego zdarzenia w lesie - ..możliwe, że ją. Nie przedstawiła nam się ani jednym, ani drugim, ani żadnym innymi mianem. Acz o głodzie i swych dzieciach mówiła, więc wiele wskazuje na tą oni. Spotkaliśmy i.. zapewne niedługo spotkamy ponownie. To zaledwie przystanek.
Melancholijna nuta zakradła się i zabarwiła sobą melodyjny, kobiecy tembr. Powoli powiodła spojrzeniem ku koron drzew majaczącym za gęstą parą. W trakcie tego swojego lustrowania pogrążonego w mroku lasu, Leiko nogę na nogę założyła i jedną ręką machnęła w powietrzu.. w chęci rozgonienia tego naturalnego tworu wydobywającego się z gorących źródeł, bądź w reakcji na wcześniejsze słowa mnicha -Doprawdy, mógłbyś być nawet rumianym dziewczęciem o cielęcych oczach, a i tak bardziej od Twego wyglądu czy wieku interesowałby mnie powód wędrowania za naszą czwórką. Czyż ma podejrzliwość jest tak dziwna, patrząc na okolice i jej atrakcje?
-Powód. A czyż starcy potrzebują powodu, by spoglądać na młódki?- zaśmiał się Daikun skrzekliwym głosem.-W moim wieku tylko to mi pozostało, ne?
Potem spojrzał na Leiko i poważniejszym już tonem głosu dodał.- No i dzielenie się wiedzą z następnymi pokoleniami.
Znów skinął na potwierdzenie własnych słów. I kontynuował wypowiedź.- Pilnuję czasem uczniów mych... przyjaciół.
Po czym się zaśmiał wstając.- Ale starcy są od dawania dobrych rad, ne? Więc dam ci parę. Mugin Jie nie boi się ognia. Włada wszak tym żywiołem. Bo jest ogniem suszy pustoszącym pola. Matka Głodu zaprawdę jest wcieleniem suszy. Ale ziemia może pozbawić ją ognia, goła ziemia. Nie tam, gdzie jest las, pełen żywiołu drewna, nad którym ogień ma kontrolę. Na pozbawionej drewna ziemi, ona pozbawione będzie ognia. No i... nie lubi wody... bardzo nie lubi.
Założył sandały i uśmiechnął się.- Woda i ziemia, mogą uczynić ją słabszą, ale nie słabą. No i są jeszcze jej dzieci.
Nagle ruchem dłoni rozsypał jakiś proszek, pytając cicho.- Słyszałaś może o skarbie czterdziestu i czterech? Szukam go.
Substancja ta połączywszy się z wodą, olbrzymi opar mgły otulający sylwetkę starca. A gdy się przerzedziła, już go nie było. Leiko znała tą sztuczkę, znała aż za dobrze. Sztuczkę shinobi. Mnisi nie powinni jej znać. Ale ten starzec wydawał się dobrze znać podstępy ninja, zwłaszcza jeśli chodzi o ukrywanie się... i śledzenie.
-Iye.. – odpowiedziała kobieta, choć nie było już komu. Pewien zawód i niezadowolenie wymieszały się w tym jej mruknięciu. Faktycznie nie słyszała o żadnym skarbie, ni napomknięcia jednego, bądź przez przypadek wyrwanego słówka, a przecież już kilka dobrych razy miała okazję słuchać o „czterdziestu i czterech”. Właśnie ten brak wiedzy był powodem jej rozczarowania, a zaś poznanie miana napotkanej oni nie było informacją rzucającą zbyt jasnego światełka nadziei na całą sytuację.

Matka Głodu..
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 18-05-2011 o 06:08.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-05-2011, 13:04   #94
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Leiko wróciła do swych towarzyszy, którzy... znaleźli już chatkę odpowiednią na spoczynek. I idealną do obrony, w razie, gdyby Matka Głodu nie była jedynym czającym się w tym lesie zagrożeniem.
Takie wioski jak ta, kryły bowiem inne zagrożenia. Takie jak dusze, które nie zaznały spokoju po śmierci.
I wracają nocami by prześladować żywych.
Nie tak potężne zagrożenia jak oni, ale... nadal zagrożenie.
Łowczyni łatwo mogła odczytać twarze swych towarzyszy, gdy szykowali się do podziału wart. Zamyślenie u Kohena, niecierpliwość u Sogetsu. Nerwową niecierpliwość. Czyżby młody łowca prowadził jakąś osobistą wendettę przeciw oni? I czemu zaciskał nerwowo dłonie na swym tachi, z którym nie rozstawał się, ani na moment.
A Takami? Wychudzony i śmiertelnie blady czarownik, miał spokojne spojrzenie i skupione. Ale gdy natykali się na bestie w jego oczach zdawał się płonąć taki sam ogień nienawiści co u Kazamy. Nic dziwnego, że się polubili. Nic dziwnego, że mieli wspólne sekrety.
Nic dziwnego, że z takim zapałem parali się swym zajęciem.

Noc...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=x640eqzhMEo[/media]

...upłynęła spokojnie. Jedynie widma jakie nawiedzały trójkę łowców to widma przeszłości z ich snów.
O poranku głód przypomniał łowcom, że wyruszyli w pośpiechu i bez planu. I bez zapasów jedzenia.
Pozostało udać się więc zapuszczoną ale wciąż wyraźną drogą prowadzącą z wioski. I mieć nadzieję, że doprowadzi ona do zamieszkałych terenów.
Spokojny spacer, trwał trzy godziny nim trójka łowców dotarła do kolejnej wioski na brzegiem rzeki.
Ufortyfikowanej wioski i pełnej życia wioski.
Na widok zbliżających się wędrowców, kilku wieśniaków i jeden ashigaru ruszyli w ich kierunku. Inni pognali do centrum wioski, zapewne powiadomić starszyznę i być może kogoś jeszcze.
Sama wioska była dość duża, ale... zdyscyplinowana.
Zaskoczenie mogły budzić same fortyfikacje, zbudowane z naostrzonych palików bambusa,ustawionych pod kątem w kierunku strony “wroga”... w kierunku rzeki.

Gdy trójka łowców przedstawiła się wioskowym strażnikom. Ashigaru rzekł.- Rzeczywiście wczoraj do wioski dotarł konno samuraj-sama z rannym Jia-Min-sama. Obrażenia mnicha są ponoć dość poważne, a i sam mnich stracił dużo krwi. Ginsei-san opatrzyła go i podała mu jakieś napary, ale... -wzruszył ramionami.- Kami jedynie wiedzą, czy z tego wyjdzie. Samurai-sama zatrzymał się w chacie Sansa-san, to największa chata, a zresztą...- rzekł włócznik machnął ręką w kierunku grupki chłopek i wrzasnął.- Samisu! Samisu-san!

Do rozmawiającej grupki podbiegła młoda, acz ładna wieśniaczka. Szczególnie zwracały uwagę jej duże sarnie oczy.

-Taaak. O co chodzi.- rzekła zaraz po skłonieniu się o
bcym.
-Zaprowadź tę trójkę łowców, do Kuma-sama. On będzie wiedział co zrobić.- rzekł ashigaru i dodał.-Ona będzie waszą przewodniczką. I opiekunką.
-Hai.- rzekła i skłoniwszy się łowcom, rzekła.- Jestem Samisu. Proszę za mną. Jeśli czegoś będziecie potrzebowali, to proszę... powiedzcie. A ja już postaram się pomóc.

Cała trójka więc ruszyła za Samisu, w kierunku dużego młyna na obrzeżu wioski. Siedziby owego tajemniczego Kuma-sama.
Młoda wieśniaczka z uśmiechem odpowiadała na pytania łowców i obiecała zająć się ich potrzebami, zaraz po spotkaniu z owym tajemniczym Kuma-sama. O którym nie mówiła wiele, poza tym, że jest obrońcą przysłanym przez klan Hachisuka.

Kuma-sama okazał się być rosłym i szerokim w barach roninem ubranym w nieco znoszone kimono.
Niedogolona twarz, zmierzwione czarne włosy związane z tyłu i rzucona niedbale katana oraz puste dzbany po sake, dość wyraźnie mówiły o podejściu tego ronina do dyscypliny.


Sama Kuma spał chrapiąc głośno, na podłodze młyna.
-Kuuuuma-saaaan.- rzekła czerwieniąc się ze wstydu oraz gniewu Samisu i kopiąc samuraja w kostkę.- Mieliście treeenować.
-Odejdź. Treeenuję.
-odparł przez sen Kuma i obrócił się na bok.- Reeegenureję siły. Odejdź ptaszyno.
-Kuuuma-saaaan. Macie gości.
- Samisu jednak nie ustępowała.
-Niech przyjdą później. Nie widzisz że zajęty jestem, natrętny ptaszku.- burknął przez sen ronin. I naraził się tym na gniew "ptaszyny". Zacisnąwszy dłonie w piąstki, dziewczyna z całych sił kopnęła ronina w zadek.
To niewątpliwie obudziło pijaka. Zerwał się na nogi ryknął głośno swym chrapliwym basem.- Co ty sobie wyobrażasz tak mnie budzić! Oj... niech no cię...!
Kuma... było dobrym przydomkiem. Rzeczywiście swą posturą osiłka przypominał niedźwiedzia.
Kuma... niedźwiedź. Nie był jednakże tak agresywny jak to zwierzę.
Spojrzał w kierunku trójki łowców i zerkając im się rzekł.-A ci, to kto?
-To łowcy Kuma-san.-
rzekła Samisu i dodała cichaczem.- Przybyli pomóc. Och, Kuuuma-san. Wyglądasz jak moczymorda. Mówiłam, że czas o siebie zadbać.
-Cicho kobieto, bo ci skrócę o głowę. Wyglądam bardzo dobrze...-
otarł dłonią twarz z śliny i resztek śniadania.- Do czego to doszło, żeby wieśniaczka pouczała samuraja.
Wieśniaczka jakoś nie przejęła się pogróżkami ronina. Widać ten niedźwiedź więcej ryczał, niż gryzł.
A sam Kuma spojrzał na trójkę łowców, już bardziej trzeźwym spojrzeniem.


Wysoki i niezabliźniony ronin był mocarnie zbudowany. I strasznie wysoki. Blizny na twarzy i torsie świadczyły o doświadczeniu wojennym. Stare i znoszone kimono o biedzie, a włosy o... niechlujstwie. Długie i nieułożone, przypominały grzywę zdziczałego konia.
-Kunashi Marasaki... dla przyjaciół Kuma. Łowca oni.- usmiechnął się i rzekł.- Proponuję od razu przejść do rzeczy. Tej wioski strzegę ja... już od dłuższego czasu. Robota w sumie niezbyt trudna. Oni atakują po zmierzchu i w dużych ilościach. Są to stwory zbudowane z wody, więc ogień radzi sobie z nimi dobrze. Katana też, jeśli wie gdzie się uderzyć. Tyle, że oni atakują kilka wiosek. A Sagi strzeże drugiej.

Sagi... Czapla. Niewątpliwie przydomek drugiego łowcy. Czyżby się dobrze znali?
-Pozostałe mniejsze wioski, strzegą się same. Na szczęście, jakoś to im wychodzi.- wzruszył ramionami ronin. I uśmiechnął się wesoło.- Więc każda pomoc się przyda. W mniejszych wioskach są, co prawda zawsze jacyś bushi. Przynajmniej jeden. Oraz świeżo przeszkoleni ashigaru. Więc są w stanie pokonywac bestie, ale to do niczego nie prowadzi. Potwory przychodzą co noc, my je odpieramy i krąg się zamyka.
Owe wodne oni to niewątpliwie czyjeś sługi wysyłane do boju. Ale nie wiem czyje.-

Podrapał się małym palcem za uchem, ignorując wzburzenie malujące się na twarzy Samisu i mówił dalej.- Wczoraj przybył jakiś samuraj z rannym Jia-minem. Ponoć ważna persona, ten samuraj. Stwierdził też, że trójka łowców którzy mu towarzyszyli, wyruszyła polować na jakieś oni. Tak więc, jak wam poszło? Owocne były te łowy?

-Iye.- stwierdził Kohen i dodał po chwili.- Oni nam uciekł. I może zaatakować tą wioskę.

Sogetsu pierwszy wyrwał się do pytań, ciekawy owych wodnych oni, ale szybko zamilkł. Najwyraźniej Kunashi-san, nie wiedział więcej, ponad to, co wiedzieli w stolicy. Natomiast Kohen bardziej był ciekaw liczebności tutejszych sił.
-Noo... jestem ja. Czterech... nie...Pięciu bushi, z tym co przybył. I trzydziestu ashigaru. Do tego dwudziestka chłopów, jako tako sprawnych w walce. To dotychczas wystarczało.- stwierdził ronin licząc na palcach.

Jak się później okazało. Yasuro nie było w wiosce. Wybrał się na wycieczkę po pobliskim lesie, by sprawdzić, czy nie kryje jakichś zagrożeń. Na szczęście Samisu,stwierdziła, że bez problemu jest w stanie odnaleźć ową grupkę samurajów.

Trójkę łowców więc czekał pracowity dzień. Wszak wiosce przyjdzie się zmierzyć, nie z jednym...a z dwoma zagrożeniami naraz.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-05-2011 o 13:38. Powód: ważne poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-05-2011, 05:00   #95
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko siedząc w jednej z wioskowych chatek, opuszką palca wskazującego sunęła delikatnie po krawędzi czarki wypełnionej sake. Wsłuchiwała się w rozmowę toczoną na temat dzisiejszą nocy, acz sama raczej siedziała cicho, skinięciem głowy tylko reagując na bycie w grupie walczącej z Matką Głodu. Czy jej się to podobało czy nie, bo tak po prawdzie nie miała zbyt dużego wyboru. A mimo tego, że chwilowo od siebie dawała tak niewiele, to w umyśle rozgrywała już przeróżne scenariusze tego zbliżającego się polowania. Jedne kończyły się ich przegraną. Innych zakończenie zawierało w sobie.. śmierć łowców, dla odmiany. I tylko w nielicznych migotały iskierki nadziei.

W końcu, gdy tak wiele już zostało powiedziane i zaplanowane, jedyna przedstawicielka płci pięknej myśli swe wyartykułowała mruknięciem -Znajdziemy się w płonącej pułapce.. znowu..
Chociaż słowa te zdawały się być bardziej do siebie samej wypowiedziane, to wyraźnie wzniosły się ponad głowami siedzących. Także i Leiko sprawiała wrażenie trwającej w głębokim zamyśleniu i nijak świadomej tego, co opuszcza bramy jej ust. Dopiero zwilżenie warg sake i przy okazji pozostawienie na czarce ich purpurowego odbicia, zaowocowało jej faktycznym zwróceniem się do towarzyszy.
-Każde drzewo w pobliskim lesie, chata w wiosce i bambusowy pal z tutejszych umocnień.. każde z nich będzie działało na korzyść naszej oni walczącej ogniem – mówiła ze spokojem, ale też z oczami opuszczonymi skromnie na trzymane naczynko - Nie dość, że będzie to walka na sprzyjających jej warunkach, to jeszcze wszystko może spłonąć i cała dotychczasowa ochrona zapewniana przez Kunashi-san pójdzie na marne.
Kolczyki zdobiące uszy Leiko zadźwięczały w swej cichutkiej, przypadkowej melodii, kiedy w uznaniu pochyliła głowę w stronę postawnego łowcy -Sądzę, że powinno się ją odciągnąć na jaką jałową ziemię, nim choćby zdoła tutaj postawić nogę. Dzięki temu powinna być choć trochę łatwiejszym przeciwnikiem, a my mielibyśmy większe szanse w tej potyczce.. Ne, panowie?
Figlarna nuta ujawniła się w pytaniu kobiety, jak gdyby pewna swych przemyśleń nie była i nareszcie wzniesionym, wodzącym od jednego do kolejnego mężczyzny wzorkiem, poszukiwała potwierdzenia lub zanegowania jej opinii.
-Albo... na pola ryżowe... dużo wody.-stwierdził Kunashi i spytał.- Kto jednak będzie robił za przynętę?
Zaś Yasuro zamyślił się przez chwilę.- Najgorsze jednak jest to, że przychodzi walczyć w wielce niefortunnej sytuacji taktycznej. Takami-san, czy jesteś w stanie powstrzymać oni z rzeki, przed wdarciem się w głąb wioski i przeszkadzaniem nam w walce?
Youjutsusha dodał z pewnością w tonie głosu.- Myślę że tak. Pomniejsze wodne oni, nie powinny się oprzeć mojej maho ognia.
Krótkie zerknięcie najpierw na czarownika, a potem na młodego bushi roztańcowało w piwnych tęczówkach iskierki niezadowolenia na takie zignorowanie jej słów. Ale to była tylko chwila, po której kobieta dołączyła do tej lekceważącej gry i uśmiechem pełnym wdzięczności rozświetliła swe lica - Hai, Kunashi-san. Albo na pola ryżowe. Dobre będzie każde miejsce, którego oni nie będzie w stanie jednym smagnięciem bicza postawić w płomieniach. Wprawdzie mamy dwie możliwości, z których nasz wróg może nadejść, acz.. gdybym to ja była tą poczwarą, to wybrałabym las. Przyjaźniejsze otoczenie dla kogoś parającego się ogniem, a samemu nie obawiającego się sparzenia nim.
Wzruszyła lekko ramionami, a następnie upiła łyczek alkoholu w zadumie nad dalszymi kwestiami.
-Z tego co widzieliśmy, nasza kreatura jest nie tylko silna, ale też szybka i zwinna, bez problemu porusza się pośród gałęzi drzew. Jeśli mam rację, to przynęta będzie musiała potrafić nie tylko dotrzymać jej kroku, ale także nie dać się złapać – długimi palcami przesłoniła wargi na równi nieśmiało i z rozbawieniem przed swym kolejnym pytaniem - A, gomen, niedźwiedzie chyba tracą na zręczności, gdy przychodzi do tak karkołomnych pościgów prawie w koronach drzew, ne?
I w dalszym ciągu ten dość beztroski wyraz malował się na jej twarzy, chociaż sama Leiko w środku się prawie zwijała i skręcała, dając się kierować na tak niebezpieczne ścieżki. Wszak to do dominującej teraz, oddanej swemu fachowi łowczyni należał i uśmiech, i finalne stwierdzenie - Zdaje się zatem, że to ja najlepiej sprawdziłabym się w roli tej umykającej pokusy.
-Niedźwiedzie nie skaczą po drzewach... niedźwiedzie je powalają. Jak wszystko co stanie im na drodze.-uśmiechnął się wesoło Kuma i spojrzał na kobietę.




-Niech pomyślę... na północ stąd, jest nieco gołej skały. Rok temu był tam pożar lasu, więc jeszcze nic nie zdołało tam odrosnąć.- zaczął rozważać na głos ronin.- Tyle, że zostawimy wioskę na pastwę wodnych oni. I być może nawet ognistej panny, jeśli się nie skusi na przynętę. Znowu by trzeba było rozdzielić siły pomiędzy tych, którzy zostaną bronić wioski, a tych którzy będą czekali na kamienistym bezdrożu.
-Mamy jednego konia, mógłbym tam dojechać w miarę szybko.- stwierdził Yasuro po chwili namysłu.
-Będę tam czekał na miejscu.- uśmiechnął Sogetsu, a w jego oczach zabłysły iskierki niecierpliwości.
-Daleko? Można dostrzec tamto miejsce z wioski? Być może wystarczyłoby stąd wypatrywać smug płomieni dla potwierdzenia czy mi się powiodło? – zasypała łowcę pytaniami i rękę z czarką wyciągnęła ku blatowi stoliczka, co by odstawić ją pomimo odrobiny trunku ciągle zalegającego na dnie. Nie puściła naczynka, acz prowadząc je dłonią zaczęła delikatnie, może z sugestią nerwowości, zataczać kółeczka po drewnianej powierzchni -Ich brak będzie oznaczał jeszcze trwanie pościgu. Albo okaże się, że nie miałam racji, oni nie wpadła w moją pułapkę lub po prostu przeceniłam swe możliwości. Cokolwiek by to nie było, wtedy najważniejsza będzie obrona wioski. Zaś ogień byłby sygnałem, aby nie zostawiać mnie dłużej na pastwę demona.
-Niezbyt daleko, ale smug płomieni wypatrzeć się nie da. To wielka dziura pośrodku lasu, wypalona przez pożar. Drzewa więc zasłonią płomienie, a czy... dym byłby widoczny w nocy? Chyba nie.-każde zdanie Kuma potwierdzał łyknięciem sake z ceramicznej buteleczki, którą trzymał blisko siebie.- Niemniej.- spojrzenie ronina skupiło się na Leiko.- Lepiej jednakże zaryzykować z tym planem, ne?
Ostatnie słowa były skierowane do wszystkich. Yasuro zaś rzekł.- Musimy zaryzykować, walka w wiosce obleganej z obu stron przez oni, może przynieść wiele ofiar.
Kobieta westchnieniem skomentowała zaistniałą sytuację i tę, wręcz dosłowną, dziurę w i tak dość niepewnym planie. Czarka zachybotała się nieco mocniej pomiędzy jej palcami.
-Hai. I może karma nam wszystkim dopisze, a Kami uśmiechną się dzisiaj do nas – odparła, sama rozciągając wargi w uśmiechu będącym na pograniczu bladości oraz pocieszenia siebie i swych towarzyszy. I znowu popadła w milczenie, przyswajając sobie to w co się właśnie wpakowała.
Dopiero po kilku chwilach rozległo się głośniejsze stuknięcie naczynka o stolik, po którym Leiko podniosła się z zajmowanego przez siebie miejsca. Wygładziła dłońmi materiał kimona na swych udach i nadal wspierając je na tej wysokości, z gracją skłoniła się zgromadzonym – Jeśli decyzja już została podjęta, to pójdę się rozejrzeć, przygotować się do mojego zadania.
-Kunashi-san, czy poradzisz sobie z wodnymi oni z pomocą Takami-san?- spytał Yasuro.- Kazama-san będzie czekał na wypalonej polanie, Maruiken-san sprowadzi tam oni, a ja...spróbuję dotrzeć tam za nimi.
- Oczywiście, że sobie poradzę, nawet bez czarownika...nie pierwszy raz wszak toczę taki bój.- odparł ronin obficie racząc się sake. A Yasuro spojrzał po pozostałej dwójce łowców. Nie oponowali.
Więc wszystko było jasne. Mieli już plan, mieli role, a Leiko znów robiła za słodką przynętę dla oni.



***



Liście drzew z pobliskiego lasu szumiały cicho, gdy gubiły się pośród nich kolejne powiewy wiatru. Acz ten wydźwięk natury był złowrogi, odczuwalny w taki sposób przez umysły i serca świadome rychłych zdarzeń mających nawiedzić wioskę i jej okolice. Spokój i sielankowość dość ciepłego wieczoru rozświetlanego przez blask księżycowy były tylko pozorne. Napięcie gęsto wypełniało powietrze, aż strach było choćby potrzeć o siebie palcami w obawie o wzniecenie iskier.
A pośród tego wszystkiego była Leiko, przeprowadzająca walkę z samą sobą. Jeszcze raz. A choć w jej wnętrzu aż się kotłowało od przemyśleń wszelakich, krok jej pozostał miarowy i spokojny. Ta jej osobista bitwa, z przerwami trwająca już od wczorajszej nocy, była już z góry spisana na przegraną. A raczej wygraną, choć było to bardzo pokrętne myślenie, do którego klucza należałoby szukać w tej równie skomplikowanej kobiecej kreaturze. O ile bycie sam na sam z potężną demonicą i posiadanie wobec niej planu mogącego się pokruszyć w wielu momentach było dalekie od poczucia bezpieczeństwa, to Leiko o wiele bardziej bała się konsekwencji jakie wynikłyby z jej unikania swoich obowiązków, niekoniecznie tylko tych dotyczących polowania. To było proste, tego należało się trzymać i o tym tylko pamiętać. Właśnie to było kwintesencją bezpieczeństwa.

Wędrując przez wioskę i planując swoją całkiem własną strategię bycia drapieżnikiem w skórze ofiary, obserwowała też jej mieszkańców szykujących się do przeżycia. Być może były to już ich rutynowe przygotowania, w końcu to nie pierwszy raz mieli stawić czoło naciągającym oni, ale kobieta powątpiewała by coś takiego mogło się wpleść w zwykłą codzienność. Mimo to brak histerii, której miejsce zajęło zdyscyplinowanie, było godne podziwu w takiej sytuacji. Wieśniacy znali swoje miejsca, kobiety z dziećmi kryły się domach, co sprawniejsi mężczyźni chwytali broń w dłonie nieprzywykłe do takich walk, a zaś starcy..
Już wcześniej to widziała, czyż nie? Rzeźbionego smoka zajmującego poczesną pozycję pośród mniejszych wyobrażeń innych Kami. Także po przybyciu do wioski dostrzegła staruszków modlących się w kapliczce do tego nieznanego jej bóstwa.. wtedy nieznanego. Teraz, przechodzącej ponownie nieopodal grupki wznoszącej swe modły, Leiko było bogatsza o wiedzę dzięki młodej Samisu. Smocza Kami. Kisume-sama. Duch rzeki Kisu.. tymi trzema tytułami określiła dziewczyna owego smoka. Podobno jest opiekunem tutejszych wiosek, pilnuje by w studniach zawsze była czysta woda, a pola nawadniane. Ludzie mieszkający wzdłuż praktykują na początku jesieni, gdy nadejdą pierwsze chłody, festiwal na pożegnanie Kisume-sama, bo zasypia wtedy w swej grocie. Gdzieś w górze rzeki, której duch zasypia wraz z zamarzającymi wodami, a budzi się dopiero na wiosnę. Mówiła też, że duch zawsze był dla nich dobry i dopiero od zakończenia wojny coś się zaczęło psuć. Wymysłów i domniemań takiego odwrócenia się od nich smoczej łaski, było i ciągle jest wiele. Jedni twierdzą, że to duch rzeki się gniewa, inni że został on spętany przez złego czarownika. Jeszcze inni, że duchy zmarłych bushi przybrały postać wodnych demonów, by mścić się za swą śmierć. Brzmiało to jak zwykłe bajdurzenia, jak na siłę lub na potrzebę złudnego uspokojenia duszy tworzenie tłumaczeń takiej drastycznej zmiany. Czy kryło się w tym jakieś ziarenko prawdy? Tego już łowczyni nie wiedziała.

Minęła ostatnią z chatek i znalazła się na obrzeżach wioski, niewiele przed granicą ciemnego, górującego nad nią lasu. Zatrzymała się przy jednej z wysokich wiśni nie należących jeszcze do tego gęstego skupiska drzew, w których niedługo miała się zanurzyć. Mogłaby z łatwością się na nią wspiąć, aby zasiąść w jej koronie i niby ptak drapieżny rozejrzeć się po okolicy, być może dostrzec nawet choćby mignięcie wiadomej pułapki.. Mogłaby, ale zamiast tego obróciła się tyłem do drzewa i oparła się o nie plecami.
Upłynęło trochę czasu, kiedy ostatnim razem musiała się porywać na tak brawurowe wyczyny jakimi było prawie latanie z jednego drzewa na następne. Już od dawna jej swoistym środowiskiem naturalnym stały się miasta, tworzące je budynki, pałace, zamki.. tam nie były potrzebne takie sztuczki przypisywane shinobi, więc i im właśnie je pozostawiała.. choć ta niewątpliwa bliskość z naturą przywoływała wspomnienia młodzieńczych lat i wykonywania zgoła odmiennych zleceń niż te tutaj.

Odchyliła się lekko i rękami sięgnęła za siebie. Ujęła w dłonie te części szerokiego pasa obi tworzące dużą kokardę na plecach kobiety i pociągnęła wprawnie, co by mocniej zacieśnić kimono w talii. Nie był to strój swoim krojem ułatwiający przenikanie między gałęziami, ani też jego barwa nie sprzyjała chowaniu się pośród nich, ale.. przecież to nie tak, że zamierzała się ukrywać przed Matką Głodu. Wręcz przeciwnie! Pragnęła.. iye, musiała zostać dostrzeżona, aby sprawdziły się te jej błyskotliwe wywody w czasie narady. A choć jej kreacja, jak pewnie i każda z poprzednich, wydawała się być tak bardzo nieodpowiednią na łowy, to wszak nieraz Japonka pokazała jak umiejętnie potrafi się w niej poruszać. Co więcej, demoniszcze też nie grzeszyło praktycznością w ubiorze, a z taką łatwością skakało po gałęziach.. dlaczego więc Leiko miałaby być gorsza w swej zręczności? Wszak w grę nie wchodziła walka jako taka, może zaledwie zaczepki by podjudzać oni do dalszego ścigania, ale w szczególności chodziło o prostą, paniczną ucieczkę.

Na powrót wsparła się nonszalancko o wiśnię, dłonie chowając głęboko w czeluściach szerokich rękawów kimona. Nie czuła zniecierpliwienia, ani rozkosznego podniecenia wizją przyszłego rozlewu krwi oni. Daleko jej było do zwierzęcia lubującego się w takiej rzezi, a choć nieszczęsne oko niejako ją zbliżało do demonów, to i obca jej była ich krwiożerczość. Te łowy były koniecznością. Tylko obowiązkiem. Tym nieprzyjemny elementem fachu, który chciało się mieć jak najszybciej za sobą.

Zatem stała, spoglądając w stronę ponurego lasu, jak gdyby tym spojrzeniem rzucała wyzwanie jemu i każdej plugawej istocie czającej się w jego mroku.
Przymrużyła oczy, aby móc widzieć więcej, dokładniej.. aby żadna kreatura jej nie umknęła.
Szukała dla siebie odpowiedniego miejsca na rozpoczęcie pogoni, gdy już sygnał zostanie wydany.
Czekała na właściwy moment.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-05-2011, 16:51   #96
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zabijanie Oni. Tym się zajmują Łowcy mierząc się co noc z koszmarami, wzbudzającymi strach w śmiertelnikach.
Zabijanie Oni. Walka z istotami, tak odległymi w swej naturze od zwykłych ludzi.
Leiko w swej podróży miała okazję poznać kilku z nich. Młodego i zapalczywego Kirisu, kogucika płonącego namiętnością, Sakurę o ciele naznaczonym wieloma walkami z oni. Cyniczną pijaczkę pozbawioną strachu o swe życie. Wreszcie Kohena, czarownika stojącego niemal nad swym grobem. A mimo to nadal walczącego z nimi.
Czy też Sogetsu, który wydawał się być wręcz ogarniony obsesją ich zabijania.
Kunashi... czy ten rozleniwiony obszarpany ronin, był rzeczywiście tak dobry, jak twierdzili wieśniacy?
Leiko oceniła, że tak... Mimo leniwych ruchów i oddechu świadczące o nadużywaniu shochu i sake, wydawał się być groźnym wojownikiem. Kuma... ten przydomek dobrze oddawał jego naturę.
No i nie mogła zapomnieć o “tylko roninie”... Kojiro niewątpliwie był doświadczonym bushi i biegłym łowcą.
Każdy z nich był inny, każdy naznaczony był innym podejściem do oni, innymi metodami.
A wśród... była i Leiko. Egzotyczny delikatny kwiatuszek. Wyjątkowa.
Ale i każdy z nich był wyjątkowy... na swój sposób.
Niemniej, zbliżał się kolejny bój z oni. Przedstawienie w którym miała zagrać główną, acz niewdzięczną rolę... przynęty.
-Marui... Leiko-san?-z ponurych rozmyślań wyrwały dziewczynę czyjeś słowa. Zerknęła w stronę głosu.
Yasuro... Jego spojrzenie było lekko zmartwione.


A mina poważna. Przez chwilę milczał spoglądając na nią.-Martwi cię plan łowów? Mnie także... Może by było lepiej, gdybym cię zastąpił w roli zwierzyny. Koń Jia-Mina jest rączy.
Spojrzał w kierunku lasu mówiąc.-Wracają te wspomnienia z tamtej karczmy na środku bagien?

Nadchodziła wieczór. Zapowiadający niespokojną noc. Ale i pełną wrażeń. Takie noce opiewają wojownicy w swych wspomnieniach. Ale żaden z nich nie chciałby na nowo ich przeżyć.
Woda zafalowała, woda dotąd leniwie płynąca w rzece zaczęła się burzyć. Pojawił się pierwsze gejzery wyrzucające w górę spienioną wodę. Widok niespotykany w płynących wodach. Kolumny spienionej wody zaczęły tworzyć humanoidalne kształty.
Pierwsze wodny oni zaczęły się formować.


Duże ponad dwumetrowe postacie, stworzone głównie z wody. Potężne łapska o ledwo znaczonych kształtach pazurzastych palców. Nieco gadzi pysk ze szczelinami imitującymi oczy, wąski wężowy niemal tułów kończący się gejzerem. I dwie bransolety, jakby ze złota i zdobione niebieskimi kamieniami.
Jedna bestia, druga, trzecia... Dziesięć wodnych oni zmierzało w kierunku wioski, bronionej przez łowców.

Zapłonęły pochodnie, bushi chwycili za miecze, Yōjutsusha rozpoczął inkantacje. Bowiem tym razem to Takamiemu przypadła samotna rola odpierania ataku tej grupki oni. Pozostali Łowcy mieli się zmierzyć z innym wrogiem. Maruiken, Dasate, Kunashi, ci łowcy z pomocą kilkunastu ashigaru bronili przeciwległego krańca osady.
A tymczasem wodne oni ruszyły w stronę wioski...

Trójka łowców stała na granicy lasu, tuż za nimi ashigaru. Wyczekiwali.
Było niemal pewne, że ów oni przybędzie do tej wioski. Tylko jak? Nie znali metod jej działania. Nie znali wszystkich je sztuczek. Widzieli jedynie niektóre z nich. Widzieli wybitą wioskę, martwe wilcze oni, widzieli ognisty bicz i szybkość z jaką się poruszała.
Kroki, spokojne ciche kroki, kołyszący chód kobiecy bioder. Sylwetka wyłaniająca się z lasu.
Mugin Jie... była bardzo pewna siebie, arogancka wręcz. Wyszła z lasu powoli i spokojnie.
Nie kryła się, nie próbowała podkraść, nie próbowała ich zaskoczyć.
Uważała, że nikt jej nie jest w stanie pokonać. Arogancka. Pewna siebie bestia.
Czyż ich nie ostrzegała? Czyż nie rzuciła im wyzwania?
Uśmiechnęła się na widok Leiko i pozostałych łowców.- Ach... Widzę że czekaliście na mnie. To dobrze. Poprzednia wioska była taka nudna. Liczę, że dostarczycie mi dreszczyku emocji... śmiertelnicy.


Jej szkarłatne kimono załopotało rękami, gdy zamaszystym ruchem chwyciła jego poły. I odsłoniła gołe stopy i łydki. Trudno było nazwać Matkę Głodu ładną kobietą, ale w tej postaci wydawała się zwodniczo ludzka i krucha.
Do czasu...


Na łydkach kobiety zaczęły pojawiał się w błyskawicznym tempie czarniawe pulsujące cysty. Niczym narośle na starych drzewach. Jedna po drugiej... narośle odpadały zmieniając się w ropucho-podobne potworki, jakie łowcy napotkali w poprzedniej wsi. A więc to były jej dzieci...
Małe pokraczne potworki rozpełzły się falą w kierunku wsi i łowców.
Lecz łowcami nie były zainteresowane. Ich ofiarami miały być wieśniacy, starcy kobiety, dzieci, ranni... wszyscy. Poza łowcami. Ci mieli stanowić rozrywkę dla ich matki.

A ona...


wyciągnęła błyskawicznie z rękawa swej szaty płonący kolczasty bicz, tuż przed swą twarzą. Gotowa by ruszyć do walki.
I ruszyła na łowców, pędząc szybko i zaciekle. W jej kierunku i Kunashi i Yasuro wystrzelili strzały.
Oba pociski niosły śmierć, celując w witalne obszary jej ciała. I oba zostały odbite przez ognisty bicz.
A ona krzyknęła –Więcej! Pokażcie na co was stać... śmiertelnicy.
Bicz w jej ręku zawirował, ognista końcówka broni bez problemu dosięgła miejsc z których strzelali Yasuro i Murasaki.

Nowo poznany łowca wyjął katanę i dość niedbałymi ruchami i niezbyt gładkimi w wykonaniu, przecinał kolejne z dzieci Matki Głodu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Qw9S6VyQ85k[/MEDIA]

Niedźwiedziemu kata brakowało precyzji. Jego zamaszyste ruchy sprawiały, że widać było wiele otwarć, który sprawny szermierz mógłby wykorzystać. Kunashi Murasaki za bardzo się odsłaniał podczas walki... czy aby na pewno?
Leiko miała wrażenie, że nie do końca. Mimo wszystko, bicz Matki Godu nie zdołał dosięgnąć łowcy. A niedbałe i zamaszyste cięcia niosły śmierć jej dzieciom, zadziwiająco precyzyjnie odcinając łby od tułowi.
Tak że i cięcia Yasuro masakrowały stworki, próbujące przedrzeć się przez linie obrońców, do ukrytych w chatach wieśniaków.
O wiele gorzej radzili sobie ashigaru. Ich włócznie yari, niezbyt nadały się do walki z małym i ruchliwym przeciwnikiem, jakim były dzieci Matki Głodu.
Lecz uwaga Leiko na moment jedynie skupiła się na Kunashim. Przede wszystkim, przyglądała się Mugin Jie. Już wiedziała, że słaba i bezbronna ofiara nie skusi demona do pościgu.
O nie.... Arogancka i żądna rozrywki Matka Głodu, przypominała bardziej ambitnego myśliwego szukającego ofiary, godnej jej sztuki łowieckiej. Jeśli miała skusić Mugin Jie do pościgu za nią, to musiała udowodnić, jej że jest zdobyczą godną jej uwagi.
Zwierzyną na którą warto zapolować.

A gdzieś na wypalonej ogniem polanie, na starym głazie siedział mężczyzna. Jego dłonie opierały się o schowanym w saya tachi, postawionym pionowo na gołej ziemi. Sogetsu Kazama siedział i czekał... Niecierpliwie wyczekiwał kolejnej ofiary, medytując.
Nieświadomy oczu, które mu się przyglądały ukryte wśród poszycia leśnego.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-05-2011 o 16:57.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-06-2011, 05:18   #97
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko powiodła wzrokiem tuż za spojrzeniem samuraja. Nie odpowiedziała od razu, jak gdyby głęboko kontemplowała zadane przez niego pytanie, a wynik tych rozmyśleń zaowocował jej skinięciem -Hai.. choć są to pocieszające wspomnienia. Wszak było tam nas mniej, w samym środku Trzęsawiska i do tego bez planu działania, a mimo to nam się powiodło.
Ciągle plecami przywierając do wiśniowego drzewa, także głowę i odchyliła, co by delikatnie jej tył oprzeć o twardą korę. Opuściła powieki, acz nie do końca, by móc w dalszym ciągu spoglądać na roztaczający się przed nimi krajobraz.
-Jesteś samurajem i wykonywanie każdego rozkazu daimyo jest Twoim obowiązkiem, ne? Pewnie niegodnym byłoby obarczanie nimi kogo innego. Dla mnie właśnie takim obowiązkiem są łowy. Nikt mnie nie zmuszał do przyjęcia roli przynęty, sama to zaproponowałam. Czyż nie sprowadzono mnie do likwidowania demonów? – w jej głosie mieszały się ze sobą rozmarzenie i melancholia. Dając pytaniu zawisnąć w powietrzu, zza pasma włosów zerknęła spod długich rzęs na mężczyznę -Nie martw się o powodzenie naszego planu, Yasuro-san. Postaram się nie zawieść pokładanego we mnie zaufania.
Rozchyliła wargi w czarującym uśmiechu. Plan.. miała przeczucie, że to nie on wywoływał zmartwienie u ich młodego przewodnika. Być może to była kobieca intuicja, albo już wieloletnie doświadczenie, acz.. w tym jego zachowaniu dopatrywała się dotykającego go powoli przekleństwa. Tego konkretnego, którym była sama Leiko.

-Iye...- zmieszał się młodzian.-Nie wątpię, że ci się powiedzie Leiko-san. Tylko...-zabrakło mu chyba słów, by wyrazić to co czuł.-... wydawałaś się zmartwiona. Czy oni, które spotkaliście tam w lesie, czy ono jest naprawdę tak potężne?
-Jest – odparła krótko łowczyni- Z łatwością zabiła watahę tamtych wilków i uniknęła naszych ataków. A gdybyśmy wtedy zdecydowali się wyruszyć za nią w pościg.. to wątpliwym jest, abyśmy ją dogonili, tak szybko i zręcznie poruszała się pośród gałęzi drzew.
Westchnęła głośno, jakby opis tego przeciwnika, z którym miała sobie niedługo niebezpiecznie pląsać w lesie, był już nazbyt ciężki dla tych jej delikatnych, kobiecych ramion. Pozwoliła sobie okazać, mniejszym lub większym przypadkiem, tę słabość w towarzystwie innym niż tylko samej siebie.. i zmieszała się lekko, gdy to sobie uświadomiła. Uniosła dłoń i ciągle zakrywającym ją rękawem przesłoniła swe usta- Gomennasai, Yasuro-san. Me troski nie powinny zawracać głowy nikomu innemu niż mnie samej. Ale pomimo największej ilości zabitych oni w Nagoi, to chyba nie jestem tak pewna swych umiejętności jak inni łowcy. Rozmyślam nad naszym planem i martwi mnie każdy jeden, nawet najdrobniejszy element, który może się nie powieść.
-Iye... Masz prawo się martwić i dzielić troskami z pozostałymi członkami tej misji. Ten plan jest ryzykowny i niebezpieczny, zwłaszcza dla ciebie Leiko-san.- stwierdził stanowczym tonem głosu Yasuro. Była w nim ta sama pewność głosu co u jego wuja. Zapewne był szkolony na przyszłego dowódcę. Potarł podbródek pytając.-Masz doświadczenie w takich działaniach?
Miała... a ich wspomnienia ostatniej takiej akcji wywoływały lekki uśmiech na jej twarzy. Czyż w Nagoi nie była przynętą chronioną przez dwóch mężczyzn, których żaru ciał miała okazję zakosztować? Ironią losu, że z każdym z nich posmakowała jednej nocy rozkoszy. I pewnie nigdy się nie dowiedzą o tym fakcie.
-Drobne, wszak.. – zaczęła Leiko i w tym samym momencie z lekkością odstąpiła od drzewa. Tanecznie wręcz wykonała kilka kroków, finalnie zatrzymując się niewiele dalej i tyłem do samuraja. Załopotały rękawy kimona, kiedy rozłożyła je w teatralnym geście, niby racząc jego uszy opowieścią - ..niektórym demonom wystarczył widok samotnej, delikatnej kobiety, aby w swej chęci pożarcia tego zjawiska wpadały w zastawione sidła.. – opuściła dłonie na swą wąską talię i przesunęła po niej leniwie, w prezentacji tej delikatności jaka zgubiła te domniemane oni. A potem zamarły, gdy zmiana też i nastąpiła w słowach łowczyni, zamyślenie w nie wplatając - Jednak przynęta musi się dopasować do konkretnego drapieżnika, być dla niego pociągającą, na tyle kuszącą by na ślepo za nią ruszył..
Przechyliła głowę, by spojrzenie skierować na mężczyznę. Może i demony nie były rzeczywiście jej najmocniejszą stroną, ale paskudne zagrania odganiające jej własne troski.. w nich była podłą mistrzynią -Czyż nie, Yasuro-san?
Nie odpowiedział. Milczał, a jego wzrok wędrował za dłońmi Leiko po jej talii. Dopiero kolejne natarczywe "Czyż nie, Yasuro-san?" wyrwało go z zamyślenia. Bushi pokiwał głową zgadzając się z jej słowami.- Hai. Masz rację Leiko-san.
Po czym dodał wędrując wzrokiem po dziewczynie.- Gome. Niełatwo w tobie widzieć łowczynię demonów. Wydajesz się być taka krucha i delikatna, jak... origami.
Origami... Już nawet Kirisu dobrałby pewnie bardziej pasujące do sytuacji określenie. Ale niedoświadczonemu młodzikowi, można było wybaczyć te drobne wpadki.
-Origami?Leiko zaśmiała się melodyjnie na takie porównanie, po czym w pełni obróciła się ku samurajowi -Może to i trafne. Ale w takim razie jest to moja siła i mój urok. Było to zgubne dla demonów w Nagoi. Było też zgubne dla Sumiko na Trzęsawisku. A niedługo przekonamy się, cóż zgubnego będę mogła zaoferować tutejszej oni.

Na powrót się zbliżyła, choć tym razem nie do drzewa. Stanęła przed Yasuro i ujęła za swą parasolkę, co by rozłożyć ją na pełną szerokość i drewnianą rączkę wesprzeć wygodnie o ramię. Uśmiechnęła się figlarnie i rzuciła żartobliwie -Jeszcze kilka takich pełnych atrakcji podróży z nami i sam będziesz mógł się uważać za łowcę.
-Sam nie wiem. Widziałaś pani tego... Kumę. Mówi o walce z oni, jakby to byli bushi. Jakby nie było dla niego różnicy, pomiędzy człowiekiem i demonem. I pewnie ma rację. Zabijał i jednych i drugich.- zamyślił się Yasuro wspominając swe spotkanie z tutejszym łowcą. I powędrował spojrzeniem po wiosce zmieniając temat na bardziej weselszy.- Zapewne tobie, przywykłej do zgiełku i splendoru wielkich miast, taka mała wioska i jej widoki, wydają się niezbyt warte uwagi, ne? Może będzie okazja jednak pokazać, że i wieś ma swoje uroki.
-Zatem.. gdy już będzie po wszystkim, gdy demony odejdą w świetle poranka bądź zostaną przez nas zabite przed jego nastaniem.. – mówiła powoli, w zadumie artykułując słowa, jakby rozmyślała dokładnie nad sensem każdego z nich oraz płynącą z ich połączenia końcową treścią. Także i obeszła nieco samuraja, aby będąc już przy jego boku pod rękę go ująć -Pomożesz mi wtedy dostrzec te uroki?
Nieśpiesznym kroczkiem bardziej pasującym do spaceru pod usianym gwiazdami nocnym niebem niż do pełnych napięcia oczekiwań na walkę, Leiko poczęła iść w stronę wioski -Czyż nie jestem gościem na ziemiach Twego klanu, co zaś Ciebie niejako czyni mym gospodarzem, Yasuro-san?
-Hai. To prawda.- Yasuro ruszył powoli, by dostosować się tempem do drobnych kroczków Leiko.- Gdy byłem młodszy, dużo pływa... -urwał na moment uznając, że taka rozrywka nie zainteresuje dziewczyny wychowanej w mieście. Szybko więc zmienił temat, mówiąc.-Wieśniacy, zwłaszcza ci najstarsi znają wiele opowieści, wiejskie uroczystości nie są tak widowiskowe jak te w miastach, ale za to bardziej spontaniczne. No i polowania. Choć na zwierzynę, nie na oni.- uśmiechnął się dodając.- Czasami też podg...hmm... podsłuchiwałem śpiewające wieśniaczki nad strumieniem. Jak każdy młodzik, zapewne. Dostawałem za to w skórę od mego sensei. Mimo, że to Kojiro-sempai mnie tam zaciągał. Ale... on umiał zniknąć w lesie, zanim sensei nas znajdował.
-Ah, podsłuchiwałeś.. – kobieta zachichotała cicho, zerkając kątem oka na towarzysza - Musiały naprawdę pięknie śpiewać, skoro zafascynowały takich dwóch młodzików i wbrew swemu sensei zakradaliście się posłuchać.
O ile niewinnego i niewykraczającego poza granice etykiety Yasuro trudno jej było sobie wyobrazić w takiej sytuacji, o tyle do jego beztroskiego przeciwieństwa jakim był ronin, o wiele bardziej to pasowało. Aż strach było myśleć, jak bardzo ci dwaj się od siebie różnili -Czy to znaczy, że byliście blisko? Ty i Kojiro-san?
Yasuro zamyślił się nad tym pytaniem. A może raczej... zaczął wspominać dawne dzieje, pocierając dolną wargę kciukiem w zamyśleniu.
-Dosyć blisko, jak na różnicę lat. Nasz sensei był strasznie wybredny jeśli chodzi o uczniów. Potrafiłby odmówić nauki własnemu synowi, jeśli ten nie wykazał się odpowiednim talentem.- stwierdził po chwili milczenia.- Więc nie było nas wielu. W takim wypadku naturalnym jest trzymanie się razem. - po czym dodał z uśmiechem.- A Kojiro-sempai potrafi być charyzmatyczny, jeśli chce. To znaczy... potrafił.-ostatnie słowa wyraźnie zawierały w sobie smutek i żal za martwym towarzyszem.
-Hai, potrafił.. – mruknęła Leiko, sama odpływając ku nie tak znowu dawnym wspomnieniom. Kilka chwil trwało to ich obopólne, ale jakże odmienne w swym znaczeniu milczenie, które jednak po minięciu jednej z chatek przerwała łowczyni. Palcami uścisnęła pocieszająco rękę samuraja, a następnie całkiem świadomie jęła z uśmiechem prawie powtarzać jego własne słowa z pewnego wieczoru w karczmie – Gomen. Ale jestem pewna, że dzisiejsze polowanie pozwoli Ci zasnąć z uśmiechem. Słyszałam, że te demony są bardzo wzruszające, gdy padają martwe.
-Na pewno padnę zmęczony, to będzie ciężki wieczór. Ale jeśli wszystko pójdzie dobrze... drogę powrotną do wioski spędzisz na końskim grzbiecie.- odparł Yasuro i dodał z lekkim uśmiechem odwzajemniając dotyk jej dłoni swymi palcami.- Nie sprawiłaś mi przykrości słowami. Losem wojownika jest umrzeć w walce. A i miło wspomnieć beztroskie czasy dzieciństwa.
-Ah.. na tej bestii.. – niezadowolenie wkradło się w ten mało konspiracyjny szept kobiety. Ot, znakiem ono było jej dobrej pamięci, która ciągle świeżymi utrzymywała tak przecież niedawne doświadczenia w siodle o wątpliwej wygodzie. A chociaż wielkość tych niedogodności zostało złagodzone w czasie ich wspólnej, już spokojniejszej jazdy, to jednak.. całe zdarzenie nadal pozostawiało w Leiko swoistą niechęć do tak prędkich powtórek.
-Skoro tak mówisz. Wszak nie ma co jeszcze sobie dzisiaj dokładać zmartwień, ne? – nie zareagowała na ten dotyk mężczyzny na swej skórze, co jednak nie było równoznaczne z niezauważeniem. Nie czując potrzeby przyprawiania go o zakłopotanie i groźbę posiadania zarumienionych policzków przy innych łowcach, uznała ten drobny gest za zwykłą uprzejmość.. bądź za ten typ pieszczoty, która winna pozostać pozornie niedostrzeżoną.
-Ale trzymaj się tych beztroskich myśli, dobrze Yasuro-san? Jeśli Kami podarują nam trochę chwil wolnych od polowań, to z chęcią posłucham o waszych młodzieńczych wybrykach – zatrzebiotała pogodnie, niby ucieleśnienie światełka nadziei i nieugiętej radości w tych ciężko wiszących nad wioską ponurych nastrojach. Zresztą każdy element jej zachowania: ta dłoń ujmująca samuraja pod ramię, ta kurtuazja w słowach i mimika rozjaśniająca bielutkie lica, to wszystko wydawało się istnieć poza ponurymi problemami tutejszych ziem. A może pomimo ich? Na wiele sposób przypominało to przechadzkę jaką odbyli po zamku Miyaushiro, choć niewątpliwie brakowało zamku oraz soczystych sekretów wypatrywanych i nasłuchiwanych przez Leiko.
Ale i teraz cel swój osiągnęła. Zdołała zgrabnie, wręcz niepostrzeżenie odwrócić troskliwą uwagę Yasuro od swych zmartwień.. bo wprawdzie łączyły się one z planami na dzisiejszą noc, ale jednocześnie od nich odbiegały. A nie były to ścieżki przyjazne młodemu przywódcy.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 05-06-2011 o 05:36.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-06-2011, 05:26   #98
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Mrugnęła przesłaniając piwne tęczówki, niby lśniące zwierciadła odbijające ogniste smugi.
Kilka kosmyków wykorzystało okazję i niesfornie połaskotało kobietę w porcelanowy policzek. Śmieszne, że zawsze w miejscach bitew wiatr oznajmia swoją obecność. Jak zupełnie niefrasobliwy widz kręcący się pomiędzy postaciami dramatu. Wyczuwalna, ale niewidoczna jedyna publika tego krwawego spektaklu. Swoimi tchnieniami ochładzał skupione na walce twarze, razem z pędem powietrza wprowadzał nieład we włosy, wspólnie szeleścili liśćmi drzew, powiewami niecnie wkradał się pod kimono..

Mrugnęła, a każdy jeden taki ruch jej powiek wydawał się być oddzielany wiecznością od następnego.
Miała poczucie odizolowania od tych scen walki z demonami, jak gdyby zaledwie swych duchem była świadkiem zdarzeń dziejących się w wiosce. Bynajmniej winy takiego jej odseparowania się od rzeczywistości nie należało szukać w obezwładniającym ją strachu. Ona raczej.. czuła nic, co było bezpieczne w sytuacji tak żywcem wyjętej z jakich powieści do straszenia dzieci. Nie bała się, więc nie mogła popaść w zgubną panikę. I tylko cały świat wydawał się poruszać w zwolnionym tempie, a ona sama już w szczególności.

Obserwowała żabie oni „zradzające się”, a potem pędzące w jej kierunku. W oczach Leiko, tych nienaturalnych, korzystających z dobrodziejstw innego pomiotu piekielnego, jarzyły się światłem i prawie zlewały w jedną, pulsującą masę. Przypominały przez to lawę, nieubłaganie zbliżającą się do jej stóp. Czuła lekkie muśnięcia na swych kostkach, gdy demony przebiegały tuż obok i pomiędzy jej nogami. Nie zaczepiały, nie podgryzały, choć przecież zaledwie poprzedniego wieczora ich liczne rodzeństwo nie dawało jej tak po prostu spokoju. Dla tych tutaj nie istniała, bądź była zaledwie przeszkodą, której nie należy niszczyć tylko wyminąć. Obróciła się powoli, oglądając tę rzekę świecących się pokrak płynącą ku wiosce i natrafiającą na tamy w postaci bushi i ashigaru.

Obserwowała małe pokraki szczerzące kiełki i ginące od ostrzy.
Obserwowała Mugin Jie z zastraszającą łatwością wywijającą swym biczem. Matkę Głodu, oni o imponującej sile i szybkości, kolejnego demona o zwodniczych kobiecych kształtach. Pomiot pochodzący z jakich najodleglejszych, najczarniejszych otchłani, który jednym celnym smagnięciem swej broni byłby w stanie zmasakrować ciało łowczyni. Czy ludzką reakcją nie powinna być ucieczka od tak oczywistego zagrożenia, póki szczęśliwie uwaga drapieżnika jest skierowana na inną ofiarę?

Odetchnęła gwałtowniej, na podobieństwo łapania powietrza po długim, niekoniecznie z własnej woli przebywaniu od wodą. Dopiero głośniejszy, przeraźliwy trzask bicza rozcinającego powietrze nieopodal zdołał wyrwać Leiko z tego chwilowego stuporu. Ten dźwięk zadziałał na nią jak otrzeźwiające uderzenie otwartą dłonią w policzek, jak rozkaz dobitnie wydany przez jej Matkę. Przywrócił czujność. Przywrócił świadomość czasu i miejsca. Przywrócił także pamięć o całym planie i jej własnego w nim zadania.
Syknęła cicho przez zęby na taką swoją bezsilność trwającą zbyt długo w jej mniemaniu. Odjęła od ramienia parasolkę, po czym prawie dosłownie zamiotła nią kilka paskudnych żab, które nagle zaczęły jej wyjątkowo wadzić. Niewielkie ohydztwa przeleciały kawałek, a nim zdążyły z nieprzyjemnym plaśnięciem opaść na ziemię, Leiko już nie było na jej poprzednim miejscu. Tutaj, na tych obrzeżach wioskowych, wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi ta Japonka delikatna z lekkością sunęła w stronę swego odzianego w szkarłat celu. Niezbyt blisko. Aby jej nie dostrzeżono. Nie od razu.
Przystanęła, by mieć dobry widok na Matkę Głodu. Jedną dłonią ujmowała drewnianą rączkę parasolki, a drugą zaś ujęła ją niewiele przed zwieńczeniem i wycelowała nieprzyzwoicie ostry szpic w demonicę. Przyglądała się uważnie jej ruchom próbując przewidzieć kolejne. Nie potrzebowała trafić śmiertelnie, choć niewątpliwie byłby to miły i prędki koniec wieczoru. Musiała tylko zwrócić na siebie zainteresowanie Mugin Jie, nawet jej wściekłość, jakkolwiek irracjonalnym by się to wydawało.
Poruszyły się skomplikowane mechanizmy.

Oni była zwinna, szybka i arogancka. Ale nie była gotowa na niespodzianki.
Wystrzelony z parasolki metalowy rdzeń, poleciał w kierunku głowy Matki Głodu, wyminął bicz, nie podzielając tym samym losu odbitych nim strzał.
Sunął wprost ku profilowi głowy oni i...




... gdyby nie uskoczyła, ta walka mogłaby się zakończyć bardzo szybko. Kolejny ważny fakt dostrzegła Leiko, Muqin Jie niezbyt dobrze radziła sobie z niespodziankami i zaskoczeniem. Wtedy nawet jej ognisty bicz zawodził.
Ten zaskakujący atak, rozwścieczył oni. Ognisty bicz z głośnym świstem uderzył w powietrze, dosięgając Leiko i trafiając na przeszkodę. Rozłożoną parasolkę. Płomień nie przepalił niezwykłego materiału rozpiętego na jej żebrach. Niemniej na parasolce pozostała czarna pręga. Potem dwie kolejne, bowiem rozwścieczona tym śmiałym atakiem na swą osobę, Matka Głodu wyprowadziła kolejne dwa ataki biczem. Również nie dosięgając łowczyni.
Leiko prychnęła pogardliwie i głośno, aby odgłos ten dotarł do uszu oni. Po jednym ze swych akrobatycznych uników i obrony siebie samej parasolką, zgrabnie wylądowała na ziemi w kuckach.
-Doprawdy.. to wszystko? Po tym całym gadaniu spodziewałam się z Tobą większej zabawy. Zawiodłam się.. – powiedziała wstając i prostując się powoli.
Z uniesionym władczo podbródkiem spojrzała na Matkę Głodu i usta rozchyliła pragnąc pewno coś jeszcze dopowiedzieć.. ale zamiast tego skuliła się w sobie, głowę odwróciła i przesłoniła się na moment parasolką.
Na bogów, naprawdę jesteś paskudna.. już widzę po kim to mają te Twoje dzieciaczki.. – wolną dłonią zasłoniła swe wargi, jak gdyby już samo patrzenie na demonicę sprawiało jej cierpienie wywracające żołądek we wszystkie strony i zbierające żółć w gardle – Aż nie mogę na Ciebie patrzeć..
Jeszcze kilka pełnych napięcia chwil pozostawała w takiej bezbronnej, kruchej pozie. Czyżby rzeczywiście słabość ją nagle dopadła, czyżby i cały plan miał przez to polegnąć w gruzach razem z wioską?
-Zresztą..- mruknęła w końcu i parasolką szarpnęła, co by odsłonić widok na swój chytry, pewny siebie uśmieszek -.. to nie tak, że nie potrafiłabym z zamkniętymi oczami zabić tak żałośnie słabej poczwary. Ne?
Kroczek przed siebie postąpiła i właśnie jemu zawtórował skrzek przeraźliwy, dobiegający z okolic stóp łowczyni. Ot, akuratnie tak się trafiło, że jedno z uroczych, dogorywających właśnie dzieci oni poznało dotkliwie drewniane zęba geta Leiko. Ta zaś nic sobie z tego nie robiąc, a już na pewno nie dbając o dobro wierzgającej pod jej ciężarem istoty, nawet mocniej je przydepnęła. Zawołała donośne, a nijak jej głos nie zadrżał, chociaż sytuacja nie należała do najmilszych -Ne, maszkaro?!
-Dużo świergoczesz ptaszyno. Ale ja uciszę twój szczebiot.- syknęła bestia z wyjątkową irytacją w tonie głosu. W oczach Matki Głodu widać było iskierki nienawiści.




Jej ognisty bicz zatańczył i z hukiem przeciął powietrze, gdy krzyczała.- Rozgniotę cię jak robaka... pyskata istoto!
Bicz jednak nie celował w Leiko. Jego końcówka przecięła jedno z pobliskich drzew pod takim kątem że runęło prosto na Maruiken. Zwykła wieśniaczka nie uniknęła by uderzenia. Sparaliżowana strachem patrzyłaby na zbliżającą się śmierć. Ale Leiko lęk nie paraliżował, a pobudzał do działania. Obróciła głowę w stronę opadającego drzewa, które w piwnych oczach powiększało się z każdą sekundą. Bo to wszystko działo się właśnie w ciągu kilku sekund, będących okresem przecież zbyt krótkim do zaistnienia odpowiedniej reakcji ludzkiego mózgu i ciała.. ale dla łowczyni o refleksie i zręczności drapieżnika, te krótkie chwile przeciągały się w czas wystarczająco długi.
Drzewo z łomotem uderzyło o ziemię, wprawiając w drżenie najbliższe sobie otoczenie.
Ale kobiety już tam nie było.

- Ara ara.. - odezwała się, a źródła tego głosu i ust wypowiadających te słowa należało szukać nieco dalej.. i nieco wyżej. Stała sobie, na jednej z niższych gałęzi innego drzewa i wolną dłonią bawiła się liściem zerwanym w trakcie uskakiwania przed pewną śmiercią. Niewzruszona taka, choć serce łomotało od tak dużej dawki adrenaliny - Ah.. chyba złapanie tej oto ptaszyny Cię przerasta..
Wypuściła spomiędzy palców swą zabawkę i od niechcenia machnęła ręką w stronę swych towarzyszy -Może biedactwo powinnaś zostać przy walce z tymi tam..
Demonica spojrzała na Yasuro i Marasaki, walczących plecami do siebie. Sprytna taktyka z ich strony. Osłaniając się nawzajem masakrowali dzieci Muqin Jie. I szło im nadspodziewanie dobrze, choć nie powinno... Oszczędny w ruchach styl Ślepego Smoka w żaden sposób nie współgrał z chaotycznymi wręcz pijackimi zamaszystymi ruchami Kumy. A jednak... tutejszy łowca niemalże instynktownie wyczuwał ruchy Yasuro, dopasowując swoje ataki do jego działań.
-Dotąd sprzyjało ci szczęście. Ale nie łudź się, że zawsze tak będzie.- niemalże warknęła Matka Głodu i zaszarżowała na Leiko. Jej bicz gniewnie przecinał powietrze i rył bruzdy w ziemi rozrzucając jej grudki, gdy zbliżała się do łowczyni. Połknęła przynętę...
Błysnęły białe perełki zębów Leiko w dzikim uśmiechu zadowolenia.
Delektowała się tą chwilą swojego triumfu. Jakże prawdziwie przekonująco musiała jej się udać rola, skoro zdołała nawet oni wyprowadzić z równowagi. Nawet gdy przeciwnik był w stanie zwalać na nią drzewa, ogień nie był mu straszny, a i przecież same groźby padające z ust demona były w stanie zmrozić krew w żyłach.. to łowczyni dalej grała pomimo tak wielkiego zagrożenia swego życia. I ni razu nie pozwoliła swej masce pęknąć. Ah, jakiegoż z niej bezdusznego, zdolnego potwora zrobiły te wszystkie lata szkoleń!
Byłaby roześmiała się na tę myśl i jednocześnie w ukazaniu swej radości na chęć demonicy do dalszej zabawy. Ba! Byłaby nawet przyklasnęła kilka razy w swym ukontentowaniu, że jednak Matka postanowiła się za nią porządnie zabrać. Byłaby, ale zamiast tego pochyliła się, wolną dłonią klepnęła kilkukrotnie o swe udo i zacmokała jeszcze, jak gdyby nawoływała zwierzę –Chodź, chodź, szkarado. Pobawmy się, tylko my dwie.
Dopiero po tym zaśmiała się z dziecięcą beztroską, jak gdyby to wszystko rzeczywiście było dla niej tylko psotną zabawą. W niej to właśnie oni przyjmowała stronę goniącą, Leiko uciekającą i tylko wszechmocne klepnięcie było w stanie zmienić ten stan rzeczy. Nie mając zamiaru być łatwą zdobyczą, kobieta obróciła się na swej gałęzi i odbiła od niej przeskakując na kolejną, unikając tym samym bliższego spotkania z nienawiścią Mugin Jie. Tym razem nawet sekunda nie dzieliła jej od spotkania z biczem, pod którym przełamało się wpół ramię drzewa..


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1SK2Q3dWpHI&feature=related[/MEDIA]

Zanurzyła się w leśnej gęstwinie. Tylko ona, las.. i demonica pałająca do niej szczerym gniewem.
Rozpoczęła się wyjątkowo niebezpieczna zabawa w kotka i myszkę. Geta głucho stukały o korę, kiedy łowczyni zręcznie przeskakiwała na kolejne konary, nie mogąc sobie przy tym pozwolić na choćby moment nieuwagi. W swoim obuwiu była w stanie bez cienia niepewności biegać, skakać i wykonywać akrobacje najrozmaitsze na ziemi oraz na dachach budynków, aczkolwiek gałęzie były już co najmniej problematyczne. Nierówne, różnych wielkości i szerokości.. Średniej wysokości drewniane zęby wymuszały na niej potrzebę analizowania każdego skoku, aby nie zakończył się upadkiem czy choćby obsunięciem stopy i niebezpiecznym zachwianiem równowagi. I jeszcze..

Z bólem stęknęło jedno ze starych drzew, na którego ramionach dopiero co zawitała w swych przeskokach. Zatrzeszczało. Zaszumiało. Uderzyło ciężko o ziemię, a żarząca się długa rana zamigotała w mroku. Matka Głodu nie poprzestawała tylko na prostym pościgu.Leiko słyszała wycie bicza młócącego powietrze, a w wyjątkowych przypadkach było to prawie namacalne, gdy niepostrzeżenie jego końcówce udawało się smagnąć przestrzeń ponad jej głową lub z nieprzyjemnym odgłosem odbić się od będącej w pogotowiu parasolki. Ale to nie wszystko, bowiem demonica w swej arogancji najwyraźniej nie przesadzała mówiąc o chęci rozgniecenia Japonki . Jej broń z trywialną wręcz łatwością przecinała potężne pnie drzew, których smutne truchła znaczyły makabryczną drogę pościgu. Co kilka chwil roznosiły się po okolicy te donośne uderzenia, jak powolne dźwięki bębnów bojowych. A ponad nimi rozbrzmiewał perlisty śmiech łowczyni, wydobywający się ze ściśniętej grozą sytuacji krtani.

Barwna ptaszyna frunęła pomiędzy konarami. Mknęła zwinnie przed siebie, prawie czując oddech złaknionego drapieżnika na swych delikatnych piórkach. Było coś wybitnie figlarnego w tych jej podskokach. Uciekała przed straszliwą śmiercią, ale jednocześnie nieprzerwanie kusiła ją do kontynuowania gonitwy za sobą. Bezczelnie wyśmiewała starania demonicy, a i nie omieszkiwała też swymi słowami podjudzać dodatkowo jej ognia nienawiści. Bo wprawdzie pierwszą część zadania już miała za sobą, ale na nic będzie to maleńkie zwycięstwo, jeśli Matka Głodu zaniecha pogoni w samym jej środku. A póki co pozostawała w niej bardzo wytrwała. Leiko szczyciła się swoją szybkością i zręcznością, ale oni okazywała się być godną konkurencją w tych kwestiach. Bez umęczenia pędziła za swoją ofiary, jak gdyby ta zmiana położenia nie stanowiła dla niej jakiejkolwiek przeszkody. I tylko czasem łowczyni pośpiesznie wykonywała zwód pośród gałęzi, by na krótki, zbawienny moment schować się przed oczami tego piekielnego pomiotu. Przylegała wtedy kurczowo do drzewa, pozwała sobie na kilka spokojniejszych oddechów i wodziła spojrzeniem po okolicy w poszukiwaniu potwierdzenia na to, że w dobrym kierunku prowadzi bestię. A nim następowało kilkanaście uderzeń rozedrganego serca wychodziła ze swej kryjówki, by od niechcenia rzuconą drwiną łaskawie zawiadomić Mugin Jie o miejscu swego pobytu i wrócić do dalszej zabawy.

Drzewa migały i przesuwały się przed oczami kobiety, ale nie pozostawały tylko biernymi świadkami lub bezsilnymi ofiarami smagnięć bicza. Ich wkład był odrobinę większy, bowiem ograniczały się do niemiłego ocierania dłoni Japonki szorstkimi korami, gdy opierała się o nie wspomagając swoje wyskoki. Gałęziami zaczepiały także złośliwie materiał odzienia, pociągając ją do tyłu, ale za każdym razem przegrywając w walce o zatrzymanie tego zjawiska. Po dłuższym namyśle okazywało się, że Leiko tej nocy nie była do końca przystosowana do tak karkołomnych pościgów. Choć wszystkie jej kimona spełniały aż nadto swe zadania do których normalnie były przeznaczone, to w takiej sytuacji nijak miały się do obcisły strojów ninja. Bo wprawdzie w odpowiednich miejscach materiał przylegał do ciała kobiety, ale wciąż pozostawały te szersze i luźniejsze partie stroju, nad którymi nie do końca panowała w tym zgoła odmiennym polowaniu. Jedyne co, to wcześniej jeszcze zmianę niewielką wprowadziła i nogi swe zgrabne odsłoniła.. nie, nie, nie w nagłym przypływie próżności. Aż do ud uwolnione od zwyczajowo nachodzących na siebie części kimona, uzyskały większe pole do popisu swej sprawności. Pod czarnymi pończoszkami rysowały się na skórze linie dzielnie pracujących mięśni, usilnie starających się doprowadzić ich właścicielkę całą i zdrową do pułapki. Zresztą, całe jej filigranowe ciało stawało na wyżynach swego wytrenowania, aby tylko nie dać się zabić w tak ponurym lesie i z rąk tak szkaradnej przeciwniczki..

I w końcu swoboda, wolność od wszechobecnych macek z gałęzi.
Załopotało kimono, gdy pędząc wydostała się z gęstego morza drzew.
Trzepotały długie rękawy, gdy leciała w powietrzu z wzniesionymi do tyłu rękami.
Na tle nocnego nieba wyglądała jak piękny motyl, który właśnie wygrał walkę z pajęczą siecią, wyrwał się na wolność i majestatycznie ją celebrował.
Ale przecież Leiko w przeciwieństwie do niego nie została obdarzona skrzydłami, więc opadała pełna gracji, nie mogąc nawet walczyć z prawami natury.
Stuknęły cicho geta o wypaloną ziemię polany.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 05-06-2011 o 05:35.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-06-2011, 15:12   #99
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tego wieczoru, pola spłynęły krwią.
Wioska bowiem była oblężona. Z jednej strony nadciągały bowiem potężne wodne oni, lodowymi pazurami próbując dosięgnąć ciał wieśniaków i bushi.
Z drugiej, małe pokraczne dzieci Matki Głodu.

Atakowały zaciekle wykorzystując swoją zwinność i szybkość...i znaczną liczebność. Mimo swych rozmiarów stanowiły duże zagrożenie. Tym straszniejsze, że nowe i nieznane.
Z jednego strony Kohen otoczony przez bushi koncentrował się na macho ognia. Płomienie kształtowane jego wolą uderzały wodne oni, niszcząc ich ciała. Wioskę od strony rzeki spowijały obłoki pary, w których walcząc ryżowymi pochodniami, wieśniacy zmagali się z wodnymi oni, wspomagani przez ogniste “węże” czarownika.
Z drugiej strony Yasuro i Marasaki uderzeniami katan, przecinali kolejne ropuszki, które się wokół nich roiły.
Im dłużej walczyli, tym ruchy obu samurajów były bardziej zharmonizowane. Bestie skaczące do ich gardeł, próbujące dobrać się do ich tętnic udowych ginęły rozcięte, jeszcze podczas skoku.
Wkrótce ropuchy odpuściły sobie, zbyt duże zagrożenie, jakie stanowili Kuma i Yasuro.
I ruszyły by polować na łatwiejsze cele... wieśniaków.
Pędzące do przodu, dzikie i nieujarzmione potworki, rzucały się na przeciwników i zabijały z morderczą skutecznością.


Dasate i Kunashi rozdzielili się i popędzili w kierunku uciekających od nich stworzeń. Obaj nie zwracali uwagę, że ich katany pokryły się już krwią tych potwór.
Gniew i strach popychał ich do dalszego wysiłku, do kolejnych uderzeń kataną, do kolejnych śmierci potworów.
Nie bali się jednak o swoje życia.
Marasaki martwił się o Samisu. Tą małą szczebioczącą Samisu, która mu niemal matkowała. Mimo, że była młodsza od niego. Martwił się o bezpieczeństwo tej wesołej i żywiołowej dziewczyny, która tak bardzo przypadła mu do serca, podczas pobytu w tej wiosce.
A Yasuro martwił się o Leiko. Dziewczyna wszak była sam na sam ze straszliwą bestią, z której potęgą młody bushi miał przed chwilą okazję się zmierzyć. Każda chwila tutaj zwiększała szansę, na śmierć łowczyni. Powinien już siedzieć na grzbiecie wierzchowca i gnać na polanę. Ale nie mógł. Dopóki choć jedno dziecko Mugin Jie żyje, nie mógł opuścić wioski.

Leiko zapewne nieświadoma tych myśli samuraja przeskakiwała z konaru na konar kolejnych drzew, rozmyślnie zwalniając, by być prawie w zasięgu bicza oni. Prawie...


Huk padających drzew, ścinanych uderzeniami bicza świadczył o tym, co się stanie, jeśli przeliczy się z siłami, jeśli zlekceważy siłę Mugin Jie... jeśli się potknie.
Była już blisko polany, poprzez rząd drzew widać było już wypaloną ziemię. Ślad po pożarze lasu.
Skacząc z konaru na konar Leiko coraz bliżej znajdowała się celu. A za sobą słyszała trzask ognistego bicza i szybkie skoki. Matka Głodu nie odpuściła sobie polowania na Maruiken.

Jeszcze dwa skoki i... Leiko dobiegła do czekającego na nią Kazamę. A raczej czekającego na sprowadzoną przez nią oni.
Jounin stanął w postawie bojowej i zacisnął dłonie na mieczu. Uśmiechnął się niemal szaleńczo, gdy Mugin Jie znalazła się na ziemi. Teraz była okazja sprawdzić, ile warte są rady starca.
Pierwszy efekt, był już widoczny. Ogień na biczu Matki Głodu przestał płonąć.
-Rozumiem. Myślicie, że tu będzie wam łatwiej? Naiwne robaki.- pogardliwe słowa padły z ust oni. Słowa pozbawione strachu i pełne ironii. Nie bała się. Uśmiech na twarzy potwora nadal był złowieszczy.
Mugin Jie uznała tą sytuację za zabawną.

Sogetsu zaatakował. Szybko i błyskawicznie jak wąż uderzający z trawy. Ostrze jego tachi zatoczyło poziomy łuk i chybiło.
Matka Głodu odskoczyła jej bicz przeciął ze świstem powietrze i uderzył w mgiełkę którą otoczył się Kazama. Nieskutecznie. Bicz przeciął cały obszar mgiełki, owijając się na obiekcie, który stawił mu opór w owym oparze... na ciele Sogetsu. Łowca docisnął tachi płazem do swego ciała, dzięki czemu udało mu zmniejszyć zagrożenie poważniejszych obrażeń ciała. Ale i tak broczył krwią z ran, które mu zadała.
A widząc to Leiko, oczami wyobraźni zobaczyła... świątynię poprzedniej wioski, magiczny krąg i zaatakowanego przez Mugin Jie mnicha. Tak właśnie zginął, opleciony mocno ognistym biczem oni.
To wyjaśniałoby rany, które u niego widziała. Nie wyjaśniało, jednak czemu nie dobył broni. Nie zdążył?
Nie spodziewał się potrzeby jej dobywania?
Na razie jednak to życie Sogetsu było zagrożone. Powinna więc wkroczyć do boju i... nagle coś diametralnie zmieniło sytuację.

Cztery kule srebrzystego ognia poleciały w kierunku oni, tuż zza pleców Leiko. Demonica trafiona pierwszymi, odskoczyła, porzucając swe kimono i krwawiącą od ran ofiarę.


A dziwaczne łuski na jej łonie i brzuchu w pełni pokazywały demoniczną naturę Matki Głodu.

Leiko zerknęła do tyłu, by sprawdzić, kto włączył się tą batalię z oni.
I zobaczyła dwie osoby. Młodziutką dziewczynkę, chudą i wysoką jak trzcina.


W stroju przypominającym kapłanki Miko, ale... przystosowanym do częstych pieszych podróży. Typowa chłopczyca, tuż na progu dorosłości. Chuderlawe chucherko, które za kilka lat może zmienić się w wysoką piękność.
Ale póki co, była trzciną.
Tuż za nią stał wyrośnięty mężczyzna. Ronin uzbrojony w długi i ciężki miecz no-dachi.
Resztki zbroi świadczyły o tym, że albo był byłym samurajem. Albo ograbił parę grobów.


Jego skórę, zwłaszcza na ramionach, znaczyły ślady po poważnych oparzeniach. Rozległe i świeżo zagojone. Lewa dłoń niedbale spoczywała na saya do broni.
-Powstrzymaj ją nieco Furoku.- dziewczątko zwracało się do rosłego mężczyzny, jak do swego sługi.
-Nie gorączkuj się tak Korogi.- odparł Furoku i nadal opierając obnażone no-dachi o swój kark pobiegł w kierunku Mugin Jie. Korogi... pasikonik. Dziewczynka nie lubiła chyba tego przezwiska, bowiem zaperzyła się mocno nadymając w irytacji policzki. I czerwieniąc się rzekła cicho.- Furoku-baka.
Furoku-głupiec. Gniewne słowa, wypowiedziane jednak cicho. Zbyt cicho by bushi je dosłyszał. Nie dość cicho, by ominęły czułe zmysły Leiko.

Sogetsu także szaleńczo rzucił się do boju. Szarpane rany na jego ciele, jakie zostawił po sobie bicz, krwawiły mocno, ale to nie powstrzymywało Jounina przed dalszą walką. Przeciwnie. Wydawało się, że ból budzi w nim tylko więcej szału.
-Nie sądźcie, że tak łatwo będzie mnie wam pokonać robaczki.-rzekła szyderczo demonica i ruszyła do ataku.


Skoczyła pomiędzy nich i wykonując obroty ciałem, cięła powietrze szybkimi uderzeniami bicza, próbując dosięgnąć któregokolwiek z nich. Ostrze bicza niczym tarcza zablokowało ataki. I to pełne furii pchnięcie tachi Sogetsu w okolice lędźwi demona. I te niezdarne cięcie z góry nowego bushi.
Furoku nie walczył za dobrze. Ciężko mu było kontrolować uderzenia no-dachi trzymając go jedną ręką.
Nie bez powodu. Tego typu oręż powinno się używać oba dłońmi. Ale lewa ręka Furoku wydawała się być, bez użyteczna. Nie była sparaliżowana, bo czasem nią poruszał, więc... czemu jej nie używał?

I ranny Kazama i niezdarny Furoku nie byli w stanie zabić Mugin Jie. Nawet atakując jednocześnie, mogli tylko przyciągać jej uwagę. A młoda Korogi, przeglądała wąskie paski papieru w poszukiwaniu konkretnego zaklęcia.
Zaś pierwotna rola Maruiken skończyła się. Nie musiała już być przynętą. A nie będąc bezpośrednio narażona na atak i obserwując pole walki, mogła przygotować się do uderzenia, które rozstrzygnie cały bój na korzyść łowców.
A poza tym... Dasate Yasuro się spóźniał ze swym pojawieniem na polu bitwy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-06-2011 o 18:13. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-06-2011, 05:41   #100
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Trysnęła krew. Dużo krwi. Różnobarwnej.

Najpierw ta czarna, o wyglądzie i konsystencji smoły.
Atakowana z dwóch stron demonica osłaniała się swym biczem, wywijając nim groźne łuki i tym samym blokując ciosy mieczy obu mężczyzn. Wymuszała ten dystans nie pozwalając się do siebie zbliżyć, ale jednocześnie błyskawicznie wyprowadzała ataki najeżoną bronią. Z trywialną łatwością odbijała mknące w jej stronę dwa ostrza, poddając w zwątpienie powodzenie planu ubicia poczwary. Ale pojawiła się też iskierka, choć.. jej źródło pewno byłoby co najmniej niezadowolone z tak miłego przydomku. Sogetsu, bo o nim przecież była mowa, zdołał zręcznie wymanewrować i zmienić tor swego tachi z nietrafionego cięcia w szybkie pchnięcie. Ostrze sięgnęło swego celu i zraniło Mugin Jie w bok, pierwszy raz tej nocy przelewając jej krew.

A potem ta czerwona, jak najbardziej ludzka.
Gniewne syknięcie demonicy zlało się ze świstem bicza wściekle przecinającego powietrze naokoło jej straszliwej postaci. Nie celowała w żadnego z mężczyzn konkretnie, mając w zamiarze tylko zemścić się na ślepo, wyrządzić krzywdę któremuś z tych bezczelnych śmiertelników. Ostra końcówka jej broni zataczała groźnie łuki, aż uderzyła w klatkę piersiową Kazamy. Pod impetem tego ciosu rozerwały się jego szaty i ciało tworząc paskudną ranę, z której niemal trysnęła fontanna krwi. Nie było to trywialne zranienie, a Leiko mogła tylko obserwować jak mężczyzna się chwieje na nogach i ciężko zwala na ziemię bez przytomności.
Ale to nie był koniec siania postrachu przez oni, której wściekłość została tylko podjudzona przez zostanie zranioną. Jej ostrze zdołało także trafić drugiego agresora w udo tuż ponad kolanem, a choć uderzenie nie było tak mocne jak poprzednie, to i tak powaliło Furoku na wypaloną polanę.

Dwóch odpadło. Pozostały dwie. Wiedziała o tym Leiko, z całą pewnością wiedziała też stojąca niedaleko za nią Korogi, a i sama Mugin Jie niewątpliwie była tego świadoma. Pozbywszy się namolnych muszek ją atakujących, zwróciła swe ślepia w stronę łowczyni i przygotowującej się do rzucenia zaklęcia miko. Pech chciał, że akurat tej pierwszej przypadła kolejna, tym razem z góry narzucona przez zwykły przypadek, rola żywej tarczy dla młodej dziewuszki. Nie podobało jej się to, bo czyż w tym polowaniu nie wypełniła już swego jakże niebezpiecznego zadania? Wszak grała przynętę pozostawioną samotnie przeciwko tej oni, już sama pogoń przez las wyczerpała dzienny limit narażania się Japonki w łowach. Według planu miała teraz być zaledwie postacią poboczną w scenie ubijania oni przez łowcę i młodego bushi, acz.. wszystko się posypało. Kazama zadał jeden cios, ale w zamian otrzymał potężniejszy wyłączający go z dalszej walki. Yasuro zaś jeszcze się nie pojawił na polanie. Wprawdzie w ich miejsce wkroczyła ta nieznajoma dwójka, ale.. to ciągłe była nieznajoma dwójka, po której nie wiedziała czego się spodziewać. Póki co jednak sytuacja wymagała odepchnięcia na bok wszelkich nieufności. Oni zaszarżowała, zamaszystymi uderzeniami bicza starając się dosięgnąć obu dziewcząt i rozerwać ich delikatne ciałka..

I gdzież teraz byli samozwańczy obrońcy Leiko?
Gdzież był płonący pasją, pożądaniem i młodzieńczą energią Kirisu? Gdzież ten młody wilczek tak niechętnie opuszczający rozkoszne miejsce u jej boku? Gdzież ten Płomyczek z takim powodzeniem partnerujący jej w Nagoi?
A gdzież podziewał się Yasuro? Gdzież był ten dodatkowy towarzysz ich łowów o dworskich manierach wobec kobiet? Gdzież był ten szlachetny samuraj tak troskliwie dotąd dbający o jej bezpieczeństwo?
A w końcu.. gdzież był jej tajemniczy czempion? Gdzieś jednocześnie urzekający i ironiczny Kojiro mówiący jej prosto w oczy, że będzie ją chronił? Gdzież był najzdolniejszych z tej trójki i jakże niezwykle ją fascynujący „tylko ronin”?

Iye, nie było w pobliżu żadnego z tych mężczyzn mniej lub bardziej ubarwiających jej podróż. Brakowało tej nocy kompetentnych łowców. Nie było nikogo mającego w ostatniej chwili wpaść pomiędzy nią i rozdrażnione obraźliwymi komentarzami ego Matki Głodu. Nie zapomniała jeszcze arogancji jaką odznaczała się Leiko w czasie jej zachęcania do gonitwy za sobą pośród konarów drzew. Pamiętała i domagała się zapłaty za każde słowo, które padło spomiędzy muśniętych fioletem barw. Dlatego ataki swoje skupiła właśnie na niej i już pierwsze przecięcie powietrza biczem trzasnęło tuż przy łowczyni, zmuszając jej ciało do instynktownego odskoczenia. A potem do następnych. Uderzenia padające zbyt blisko kobiecego ciała wprawiały ją całą w podskoki, mające na celu oddalić się jak najbardziej od mogącej ją zmasakrować, rozszarpać i stratować oni. To było prawie jak taniec, w którym piruetami i unikami reagowała na ataki swej „partnerki”. Wirowała i łopotała kimonem, w z góry narzuconej sobie prędkości zlewając się w cudny, kolorowy twór.

Przełomem było syknięcie Leiko przez zęby, jednak nie była to reakcja na poczucie bólu, a na najszczersze zaskoczenie. Ostre krawędzie bicza porwały za sobą skrawki miękkiego materiału stroju kobiety, potem powiewem wiatru pognane ponad polaną. On też załopotał smętnie zwisającym rękawem, a raczej jego poszarpanymi resztkami, efektem bliższego spotkania kobiety z bronią demonicy. Oszołomiona tym uderzeniem opadła na ziemię po kolejnej serii swych uskoków i gwałtownie dłonią sięgnęła do trafionej ręki, z której prawie wypuściła trzymaną parasolkę. Odruchowo zacisnęła palce na ramieniu, uciskając nimi otrzymaną ranę.. ale takiej nie było. Jasna skóra pozostała nieskazitelna, bowiem szczęśliwie długi, szeroki rękaw wziął na siebie to pieszczotliwe muśnięcie najeżonego ostrzami bicza. A nieszczęśliwie, gdyż.. wziął na siebie ten cios rozrywający materiał na strzępy, a przecież Leiko była bardzo przywiązana do swych kreacji. I była w szoku, że pomimo swej zwinności została trafiona i jak niewiele brakowało do stracenia ręki..
Kolejny złowieszczy świat bicza wypełniający jej uszy był jak krzyk przyzywający ją do porządku, jak nagły impuls wyrywający ciało i umysł z bojaźliwego odrętwienia. Zacisnęła dłoń na drewnianej rączce parasolki i rozłożoną prawie podrzuciła do góry, by w ostatniej możliwej sekundzie osłonić się nią przed zabójczym ciosem. Jego siła aż cofnęła odrobinę Leiko, wskutek czego swymi geta zaryła o ziemię pozostawiając nań płytkie ślady po ich wysokich zębach. Pewniej się nimi zaparła, aby nie stracić równowagi co byłoby prawie jednoznaczne z przegraną w tej potyczce i w pochyleniu schowała się za napiętym materiałem.

Zaledwie kwestią kilku chwil było zostanie powaloną pod naporem spadających na parasolkę ciosów, więc nawet nie wchodziło w grę bierne im się poddawanie. Przyszedł czas na zrobienie demonicy niespodzianki.
Leiko zerknęła szybko w bok na mamroczącą, modlącą się dziewczynę, nazbyt zajętą wyszukiwaniem odpowiedniej karteczki. Potem nieznacznie zmieniając położenie parasolki przesunęła spojrzeniem za Mugin Jie, której ciało przesłaniało widok obcego mężczyzny, a tym samym pozostawiało łowczynię dla niego niewidoczną. Koniec końców wzrok piwnych oczu padł na leżącego Kazamę upewniając ją, że w dalszym ciągu jest nieprzytomny. Zatem nie było nikogo mającego jej zawadzać w wykonaniu następnego kroku w walce. Nie miała bowiem zamiaru dzielić się swoim przekleństwem z kimkolwiek z obecnych.
Odetchnęła głęboko. Wsłuchiwała się w odgłosy bicza tańczące w powietrzu i stopniowo zbliżającą się Matkę Głodu. Pośród tych sekund znalazł się ułamek jednej z nich będący wyjątkowym w nieco dłuższej przerwie pomiędzy kolejnymi uderzeniami.
Opuściła parasolkę. Odsłoniła się samowolnie.

I chyba.. chyba serce jej się zatrzymało na moment. A może to cały świat zwolnił tempo?
Widziała dokładnie mięśnie mimiczne maszkary układające się w nienawistną minę. Była w stanie wejrzeć jej w oczy, niczym najbardziej krwiożerczemu drapieżnikowi nieznającemu litości. I wtedy właśnie twarz tegoż drapieżnika wykrzywiła się w dzikim, pełnym zdumienia i boleści grymasie. To było tylko spojrzenie. Tylko skrzyżowanie się tęczówek kobiety i tej istoty kobietopodobnej. Ale jednocześnie było to coś więcej niż tylko zobaczenie w oczach Leiko strachu, który dzięki dawno temu rozbudzonej w niej mocy eksplodował blaskiem dwóch słońc. Oślepiały te ogniste kule jakimi dla Mugin Jie stały się oczy łowczyni. Rażące światło wydawało się prawie wypalać jej własne, sprowadzając nań paraliżujące cierpienie. Rozdzierający ból odwrócił jej uwagę od barwnej ptaszyny. Długi ogon bicza opadł na ziemię i miotał się po niej szaleńczo pod wpływem ruchów ciała demonicy, pragnącej uciec od tej krzywdy jaką jej wyrządziła Leiko. Dociskała dłonie do oczu, ale jaskrawe rozbłyski nie znikały nawet gdy mocno zaciskała powieki w poszukiwaniu kojącej ciemności. Katusze oni dały czas Japonce na umknięcie na bezpieczną odległość. A zaś cały proces unikania przez nią ataków trwał wystarczająco długo, by Kami dali się uprosić przez miko o pomoc dla nich. Uśmiechnęli się łaskawie do tych pozostałych na polu bitwy, po czym dłonią chudego dziewczątka zesłali przeszkodę pod nogi poczwary. Dosłownie. U stóp powracającej do zmysłów Matki Głodu popękała wypalona ziemia, a w następnej chwili wystrzeliła z niej parka kamiennych węży.





Oplotły ciasno jej nogi i w każdą dodatkowo powbijały długie kły. Któraż to już była dla niej niespodzianka tej nocy? Po raz wtóry została nieprzyjemnie zaskoczona, a mieszanina wściekłości oraz prób wydostania się z pułapki, skutecznie zaowocowała utratą przez nią czujności. I właśnie tę chwilę postanowił ktoś wykorzystać, aby przypomnieć swoją obecność w tym boju z oni. Przypomnieć, a także zaznaczyć ją krwawo i dobitnie.
Z raną na udzie przewiązaną na szybko zaimprowizowanym opatrunkiem, za plecami bestii piekielnej pojawił się Furoku. Zamachnął się swym nieporęcznym no-dachi, którym sami Kami tylko mogli wiedzieć dlaczego władał zaledwie jedną ręką, i cisnął olbrzymim ostrzem w plecy przeciwniczki. Weszło pod prawą łopatkę, ale nie było poprowadzone na tyle mocno, by dumnie stać się śmiertelnym ciosem kończącym łowy. Co więcej, wbity zbyt płytko miecz wysunął się z zadanej rany i z głuchym uderzeniem opadł na ziemię. Mimo to z ust Mugin Jie pociekła strużka krwi.




Byłoby zbyt dużo powiedzieć, że stała się bezbronna. Nawet w takim momencie pozostawała niebezpieczna, choć straciła równowagę, a zdumienie czyniło ją podatną na ciosy. Wystarczyło tylko odrąbać jej szkaradną głowę bądź wbić ostrze prosto w serce. I to byłby koniec, nareszcie nastąpiłoby słodkie wytchnienie..
Ale mężczyzna znowu mógłby wyprowadzić nieodpowiedni cios, zaś Leiko w swych unikach znalazła się zbyt daleko do zadania bezpośredniego, ostatecznego pchnięcia. A czas nieubłaganie mijał, zwiększając prawdopodobieństwo na powrót Mugin Jie do wcześniejszego stanu. Jeśli wszystko miało się zakończyć tu i teraz, to łowczyni musiała działać błyskawicznie. I właśnie wizja szybkiego końca tego polowania napędzała ją do dalszego działania.
Uniosła rękę i długimi palcami chwyciła za jedną ze swych szpil. Wyciągnięcie jej z włosów spowodowało poruszenie całej misternej konstrukcji fryzury oraz lekkie rozluźnienie czarnych pasm z ciasnego upięcia. Mierząc, oceniając i przypatrując się demonicy obróciła zręcznie szpilę w dłoni. Rzuciła. Radośnie zatańczyły w powietrzu kolorowe płatki kwiatów zdobiących błyskotkę. A potem ich urok stał się iście groteskowy, gdy zabójczo ostra końcówka szpili wbiła się głęboko w gałkę oczną Mugin Jie. Leiko całą sobą, każdym drobiazgiem ją upiększającym, była niebezpieczną bronią, co po raz kolejny zostało potwierdzone tym atakiem. Połowicznie oślepiona bestia wrzasnęła z bólu, ale zaraz ten przeszywający dreszczami odgłos zmienił się w paskudny charkot. Oto bowiem druga szpila wprowadzona w lot dłonią kobiety zagłębiła się w tym wrażliwym miejscu jakim była szyja Matki Głodu. Z łatwością pokonała barierę skórę, przebiła się przez mięśnie, aż bezlitośnie sięgnęła krtani wywołując nieprzyjemny dla uszu charkot z ust ofiary.

Z pewnością nie tego spodziewała się demonica tej nocy, nie takiego obrotu sytuacji na jej niekorzyść. Czyż nie była potężna? Czyż nie była nienaturalnym stworzeniem na wiele sposób przewyższającym tę grupę śmiertelników? Czyż nie miała się tylko z nimi odrobinę zabawić, dostarczyć sobie trochę rozrywki, a potem każdego rozgnieść jak robaka?
Ale aktualnie nic nie szło po tej myśli. Wszystko było źle, nie tak. Powstałe z ziemi węże oplatały jej nogi nie pozwalając uskakiwać czy choćby ruszyć się gwałtowniej z miejsca, a ciało znaczyły już obficie krwawiące rany.
Zaś dla Leiko to była okazja jedyna w swoim rodzaju. Szerokim łukiem zaczęła obchodzić bestię w taki sposób, aby ta nie mogła jej dostrzec swym sprawnym okiem. Jedną ręką przywiesiła zbędną jej chwilowo parasolkę do pasa obi, a drugą sięgnęła za swe plecy i płynnym ruchem wysunęła wakizashi z saya. Nie biegła, a czaiła się krzyżując ze sobą nogi w cicho następujących po sobie krokach. Atak musiał być perfekcyjny, nie było miejsca na pomyłkę. Dlatego nie rzuciła się od razu na Matkę Głodu, a skradając przyglądała się jej w poszukiwaniu fragmentu jej ciała niezakrytego przez łuski i równocześnie prowadzącego do upatrzonego przez kobietę organu. Przód.. bok.. plecy..
Ukąsiło wakizashi. Błyskawicznie, jak atakujący wąż. Zatopiło głęboko swe smukłe ostrze w ciele demonicy, rozcinając każdy mięsień i organ jaki znalazł się na jego drodze. Wbiło się pod lewą łopatkę tworząc ranę prawie na tej samej wysokości co wcześniej uderzające no-dachi, acz umiejętnie poprowadzone kobiecymi dłońmi sięgnęło serca. Mugin Jie rozszerzyła oczy z tego ostatniego dla niej zaskoczenia. Twarz jej zastygła w tym wyrazie i nawet krzyk bólu nie dobiegł z pobrudzonych krwią ust. Ni jęk, gdy Leiko przekręcała leniwie rękojeść w torturze mającej dać jej pewność, że idealnie trafiła, że bestia zaraz sczeźnie wcześniej przechodząc męczarnie.
Wbijając wakizashi jeszcze głębiej, naparła swym wątpliwym ciężarem na demonicę.
Kamienne węże rozluźniły swe oploty.
Rzucające się w przedśmiertnych konwulsjach ciało Matki Głodu opadło na ziemię.
Uśmiercona przez ptaszynę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172