Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2011, 11:31   #129
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- I tak i nie....Nim ten sztylet stanie się niezdatny do użytku - odparł Jan spoglądając na swój nóż. - Kolczugi które przebije będą już przerdzewiałe. Mój lud umie tworzyć przedmioty naprawdę długowieczne. Spojrzał na jej nóż przy pasku.
-Do czego go dotąd używałaś?
- Uparty jesteś - mruknęła niezadowolona z pozoru całkowicie ignorując jego pytanie. - Ale ja też jestem uparta - odparła cicho uśmiechając się jakoś tak niezbyt przyjaźnie. - Tam, skąd pochodzisz może i przydawała się broń długowieczna, ale teraz jesteś na naszej ziemi, więc chyba powinieneś się zacząć stosować do tutejszych zasad - odparła dumnie, choć w jej głosie słychać było nutę urazy.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i spytał żartobliwym tonem. - Lubisz mieć zawsze rację, co?
- Owszem - mówiąc to uśmiechnęła się, ale w jej głosie dalej można było wczuć pewną rezerwę. - Ale zdaję się, że ty też.
- Zazwyczaj - potwierdził i dodał żartobliwym tonem. - Choć... czasami warto ulec kobiecie... po to, by żar kłótni przeniósł się na żar alkowy.

Erlene spojrzała mu głęboko w oczy, zaraz jednak jej wzrok przeniósł się na tańczące po drwach płomienie. Wreszcie znów na niego spojrzała, a na jej twarzy zagościł szelmowski uśmiech.

- Obawiam się, że tym razem uległeś kobiecie na darmo - powiedziała poważnie, ale dziwny błysk w oku, w połączeniu z owym uśmieszkiem zdecydowanie zepsuły efekt. - Nie mamy alkowy - dodała po chwili mimowolnie przygryzając dolną wargę.

- I tak pewnie Samkha i Chris wróciliby w najmniej odpowiednim momencie. - Wzruszył ramionami Jan uśmiechając się i wędrując wzrokiem po twarzy... acz i po piersiach Erlene, choć teraz były kształtem trudnym do zauważenia z powodu płaszcza. - Bo... dla chcącego nic trudnego, jak powiadają w moim kraju.

- Dobre powiedzenie - zaśmiała się podążając za jego wzrokiem. - Bardzo dobre.
Spojrzał na jej twarz wciąż zastanawiając się jakim cudem znalazła się w miejscu, z którego wracali. Nie pasowała do niego. Zmienił więc temat na bardziej neutralny.
- Jakie rozrywki zna twój lud? - Potarł policzek w zamyśleniu. - Jakie zabawy ty lubiłaś? Tańce?
- Rozrywki... - zastanawiała się przez chwilę - Różne są. Polowania na przykład, albo tańce. Są różne gry... Hnefatafl na przykład albo Kubb, albo Knattleikr. To taka gra z pałkami i skórzaną piłką. Moi bracia chętnie w to grali z kolegami. Jak się któregoś razu rozpędzili w tym graniu to ojciec później za szkody płacić musiał. Oj, wściekał się wtedy - mówiąc to Erlene uśmiechała się z sentymentem. Zamilkła na chwilę, by po niebawem kontynuować rzeczowo - Młodzieńcy lubują się w zapasach, zwłaszcza tych toczonych w wodzie. Poza tym mamy gry w kości i walki koni. No i oczywiście alkohol, szczególnie Nabidu. Czasami podczas uczt urządzane są zawody pijacko-poetyckie. No i... to by było na tyle.
- A ty które z nich lubisz? - spytał Jan zaciekawiony jej zainteresowaniami.
- To wszystko są męskie rozrywki. Kobiety w nich nie uczestniczą - odparła tonem pełnym zdziwienia, tak jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. - Kobiety dla zabicia czasu haftują, robią na drutach i wyszywają, ale ja nigdy nie byłam w tym mistrzem. Umiem, ale nie sprawia mi to przyjemności. Kiedyś lubiłam tańczyć, ale teraz... od dawna nie miałam ku temu okazji. Wiesz... żyjąc na pustkowiu i mając za jedynego towarzysza staruchę za wiele poszaleć nie można - zaśmiała się, ale w jej głosie słychać było nutę goryczy.
- Nie pasuje do ciebie haft i robienie na drutach. Za dużo masz ognia w oczach - stwierdził Jan spoglądając w twarz Erlene i kiwając głową.
- Tak... już to słyszałam - odparła z uśmiechem ten jednak zaraz spełzł z jej twarzy. Najwyraźniej wspomnienie tego, który te słowa wypowiadał nie należały do najszczęśliwszych. - Ten ogień niestety już nie raz mnie sparzył. Czasem nawet bardzo dotkliwie - znów gorzki uśmiech zagościł na jej twarzy. Spojrzała na Jana z ukosa i mruknęła - Dawne dzieje.
- Ja uważam to.. za fascynującą cechę u kobiety - stwierdził Jan z uśmiechem. I wzruszył ramionami. - Szkoda pięknej nocy na gorycz przeszłych wspomnień. Lepiej się skupić na przyszłości, nie uważasz?
- Może, ale to nie takie proste. Przeszłość jest nieodłączną częścią naszego życia. Określa nas, decyduje o tym, jacy jesteśmy. A przyszłość... zawsze się może zmienić, nie znamy jej póki nie staniemy z nią oko w oko w teraźniejszości.
- Poważne słowa. Znak... że za mało wypiliśmy - odparł żartobliwie Rosiński. I zerknął w nocne niebo. - Jaka by ta przeszłość nie była, nigdy nie jest tyle warta, by się nią zadręczać.

Erlene spojrzała na mężczyznę wyraźnie zdziwiona jego słowami. Uśmiechnęła się nieznacznie, po czym również spojrzała w niebo. Nie odezwała się, bo i co mu miała powiedzieć? Że nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak naiwne jest jego myślenie? Czy coś by się zmieniło, gdyby mu powiedziała? Szczerze w to wątpiła.

Jan zerknął na twarz Erlene i rzekł. - Do twarzy ci z uśmiechem.
- Wiem - odparła dziarsko i spojrzała mu prosto w oczy. Zastanawiała się, co Jan chciał osiągnąć obsypując ją komplementami. Chciał ją zawstydzić? No to mu się nie udało, nie takie komplementy już na swój temat słyszała. Chciał jej się przypodobać? No może... i może nawet mu się to udawało. - Wiesz... byłeś pierwszym mężczyzną od dawna, jakiego miałam okazję oglądać z bliska - odezwała się po dłuższej chwili milczenia zmieniając temat. - Nie licząc oczywiście Hirvio, ale te dzikusy są jak zwierzęta i wzbudzają we mnie jedynie odrazę. Cieszę się, że tam w lesie spotkałam właśnie ciebie.
- Ja też... wyglądałaś wtedy jak... - Janowi znowu brakło słów. Powiedział jakieś dziwne stwierdzenie: "Driada"... Po czym je wyjaśnił. - Duch drzewa w postaci, pięknej kobiety.

- Driada - powtórzyła nie będąc pewną, czy właściwie wymawia słowo. Znów czuła się jak wtedy na leśnej polanie, gdy rozmawiali, choć mówili w dwóch różnych językach. - Naprawdę sądziłeś, że jestem tylko duchem, a nie żywą istotą?
- Nie spodziewałem się delikatnej kobiety tak głęboko w dziczy... i w dodatku samej -odparł Jan po czym szybko dodał. -Wiem, że umiesz sobie radzić z mężczyznami ci wrogimi, ale...- Wzruszył ramionami. - Masz drobną budowę ciała.
- Czasami siła mięśni nie jest niezbędna. Owszem, pomaga, ale są inne sposoby - rzuciła dziewczyna z przekonaniem, po czym uśmiechnęła się. - A ja... no cóż, jestem kobietą. Chyba dziwnie bym wyglądała, gdybym miała takie mięśnie jak ty - Mówiąc to delikatnie ścisnęła jego biceps, zupełnie jak wtedy w lesie.
- Różne kobiety chodzą po świecie. Zdziwiłabyś się muskułom niektórych. - powiedział, po czym położył swą dłoń na jej dłoni ściskającej jego biceps. - A ty mi się podobasz, taka jaka jesteś.
- Miło mi to słyszeć - powiedziała uśmiechając się zadziornie, po czym dodała - Zapamiętam te słowa i nie omieszkam się ich wykorzystać w najmniej oczekiwanym momencie.

Puściła jego biceps, jednak jeszcze przez chwilę trzymała dłoń na jego ramieniu, tuż pod jego dłonią. Spojrzała mu głęboko w oczy i uśmiechnęła się tajemniczo, po czym zabrała rękę.

- Nie ma czegoś takiego jak idealna kobieta czy mężczyzna. Trzeba brać ludzi z całym dobrodziejstwem inwentarza.- Uśmiechnął się w odpowiedzi Jan.
- Ale pomarzyć zawsze można.
- To prawda. A o jakim ty marzysz? - spytał Jan zerkając w oblicze tej zmiennej jak wiosenne niebo kobiety. Bądź co bądź, trudno było przewidzieć, jej odpowiedzi czy zachowanie. Była bardziej zagadkowa od Samkhi, bardziej enigmatyczna, bardziej... interesująca.
- Moja matka zawsze powtarzała, że prawdziwy mężczyzna to taki, który oddaje bogom, co boskie, a ludziom, co ludzkie - odparła dziewczyna z pozoru zbaczając z tematu. - Ja jakoś nigdy jej nie słuchałam w tej materii. W ogóle niepokorną córką byłam. Podobali mi się mężczyźni, którzy ani trochę nie spodobaliby się mojemu ojcu, tacy, którzy nijak nie nadawali się na męża. Ale w sumie nic w tym dziwnego, wszak nigdy nie szukałam kandydata na dobrego męża, wolałam takich mężczyzn, w których towarzystwie miło spędzało się czas, w ten czy inny sposób - zaśmiała się dziewczyna.
Jan splótł dłonie razem przysłuchując się tej wypowiedzi i zerkając na Erlene.- Jesteś więc jak... - kolejne obce słowo: "Sylf" - duszek wiatru, nieuchwytna, niepokorna i nieujarzmiona?
- Żadna ze mnie driada, ni Sylf. Jestem kobietą z krwi i kości - szepnęła Erlene i uśmiechnęła się.
- Doprawdy? - Rosiński zmrużył oczy przyglądając się Erlene. Po czym dodał po chwili milczenia.-Może będzie okazja się przekonać. Na pewno jesteś... niezwykła.
- Może - mruknęła bardziej do siebie niż do niego, po czym spojrzała w ogień tańczący po drwach.

Jej oczy zalśniły złotem, ale nie do końca można było być pewnym, czy to wina blasku ogniska, czy może wrodzony urok dziewczyny. Właścicielka niezwykłych oczu spojrzała na siedzącego obok niej mężczyznę i uśmiechnęła się.

- Zdaję się, że niezbyt lubisz mówić o sobie. Przez cały czas rozmawiamy niemal wyłącznie o mnie. Może teraz ty byś o sobie coś opowiedział?
- Nie wiem czy... Mój świat jest inny - odparł Jan spoglądając w niebo. Jak miał jej wytłumaczyć, skoro nawet znając jej język nie potrafił niektórych wyrażeń powiedzieć. - Urodziłem... - przerwał na moment, by ominąć nie wytłumaczalne pojęcia. -... wychowałem się w domu w lesie. Bowiem mój ojciec był... - znów zaciął się, szukając odpowiedniego słowa ich języku -... łowczym. Jego zadaniem było pilnowanie lasów, doglądanie zwierzyny. Wychowałem się w górskim lesie, choć... nie wśród wysokich gór. Mam dwie siostry Annę i Mariolę. Moja matka... u mnie kobiety nie zajmują się tylko opieką nad domem. Moja matka była trochę piastunką trochę tym, czym jest dla ciebie Noituus... uczyła je, na temat budowy ludzkiego ciała, natury roślin i zwierząt.
Spojrzał na Erlene ciekaw, czy zrozumiała to, co jej powiedział.
- Twoja matka musi być bardzo mądrą kobietą - zauważyła dziewczyna z uznaniem. - Twoje siostry pewnie z dumą i radością pójdą w jej ślady.
- Z tego co wiem... nie poszły - odparł Jan. Jakoś żadna z sióstr Rosińskiego nie skusiła się na dość kiepsko płatną i wyczerpującą pracę nauczycielki. Następnie kontynuował. - Ja zaś... zostałem... jakby to określić... - znów zamilkł. - Uczyłem się tajemnic metalu i konstrukcji. To coś jak kowal i... więcej niż kowal.
- Musisz się cieszyć wielkim szacunkiem i posłuchem wśród swoich, skoro w tak młodym wieku masz taką wiedzę - powiedziała dziewczyna zerkając na Jana z podziwem, ale i z dziwnym błyskiem w oczach. - U nas wiedźmy są bardzo szanowane, bowiem na zdobycie swej wiedzy musiały poświęcić wiele lat ciężkiej pracy i obserwacji otaczającej natury.
-U nas...wiedzę zdobywa wielu.- odparł Jan uśmiechając się.- My informacje czerpiemy z pisma. Każde pokolenie zostawia coś po sobie korzystając z dorobku przodków. Nie musimy poświęcać lat, na samo obserwowanie świata, tylko poznajemy wiedzę zdobytą poprzez wysiłek innych. Sami zaś dokładamy kolejną cegiełkę, do zdobytej już wiedzy i... tak to się kręci od lat.
- Dziwne to - mruknęła Erlene cicho, jakoś nie mieściło jej się w głowie, by wszyscy musieli, a przede wszystkim chcieli zdobywać wiedzę. Bo i po co? Po co uczyć się tego wszystkiego, co musi wiedzieć i umieć i wiedźma, i wojownik, i kowal i setki innych ludzi. Skoro każdy wie wszystko to z pewnością ludzie nawzajem włażą sobie w paradę. A tak... wojownik jest od walki, chłop jest od siania i jeden drugiego nie poprawia, bo się na tym zwyczajnie nie zna. Każdy zna swoje miejsce. Dzięki temu jest na świecie jakiś porządek. - Musi u was panować straszny chaos - podsumowała na głos swoje myśli.
-Nie większy od tego tutaj. Też są wojny i kłótnie i polityka.- westchnął Jan z pewną ironią w głosie.- Niby... mamy wielkie miasta i... dobrobyt. Ale są i bezdomni i biedni w moim świecie. Pewne sprawy pozostają takie same.
Spojrzał na Erlene i dodał.- Ale pewnie nuży cię taka rozmowa o tak późnej porze. Możesz położyć się spać. Ja będę czuwał, aż do ich powrotu.
- Gdybym mnie to nużyło to chyba bym nie pytała - zauważyła spokojnie, choć w jej głosie słychać było nutę rozdrażnienia - I gdybym była zmęczona to bym się położyła. Nie traktuj mnie jak małej, bezbronnej i bezwolnej istotki. Nie trzeba za mnie myśleć i podejmować decyzji. To, że jesteś mężczyzną ani cię do tego nie zobowiązuje, ani nie upoważnia - dodała chłodno, a niedawny blask w jej oczach rozgorzał ze zdwojoną siłą, choć tym razem było w nim coś złowrogiego.
- Wybacz... w moim kraju...- uśmiechnął się i wzruszył ramionami.- Są także takie jak ty. Takie co... walczą o... hmmm...trudno to nazwać. O miejsce kobiety na równi z mężczyzną. I przyznaję, że mają ale...
Spojrzał na Erlene.- Niemniej mnie matka wychowała wedle starych zasad, a te wymagają pewnego szacunku dla kobiet i opieki nad nimi, choć...w postaci drobnych gestów.
- Nie wiesz jaka jestem. Nie wiesz czy i o co walczę. A kobiety nigdy nie będą na równi z mężczyznami. Nigdy nie będę taszczyć toporu i tarczy, a ty nigdy nie urodzisz dziecka. A szacunek do kobiet najwidoczniej mylisz z przekonaniem, że trzeba się nimi opiekować. Mną nie trzeba. Radziłam sobie bez ciebie to i teraz sobie poradzę - głos dziewczyny był spokojny, dziwnie spokojny, jak na sens słów, jakie wypowiadała. I choć była w stanie okiełznać emocje w swoim głosie, to jednak tych wciąż królujących w oczach nie mogła opanować.
-Nie wiem...- potwierdził Jan. Przez chwilę milczał, nim spytał.- Więc powiedz... jaka jesteś Erlene?
- Mówisz tak, jakby się to dało opisać jednym zdaniem - fuknęła nie rozumiejąc, czy mówi poważnie, czy stroi sobie z niej żarty. - Tego, jaki jest człowiek nie da się opisać w paru zdaniach, o tym trzeba się przekonać. Czasem trwa to krótko, czasem wiele lat, a czasem, tak naprawdę nie poznaje się drugiego człowieka nigdy.
-Tak? Ty wydajesz się jak ten ogień, figlarna i ciepła, by w kilka minut zmienić się w gorejący żar.- odparł Jan wędrując wzrokiem po ciele.- Nieprzewidywalna. A mimo... przyciągasz uwagę... chyba cię opisałem, mimo że... znajomość nasza, ograniczona jest do dwóch rozmów.
- Nie, Janie. Opisałeś to, jaka wydałam ci się po dwóch zaledwie rozmowach. A ponieważ obraz wydaje się być kuszący, chcesz wierzyć, że jest prawdziwy. Nie znasz mnie. Nie wiesz jak bym się zachowała widząc w wodzie tonącego człowieka, a na brzegu cały jego dobytek. Ja też ciebie nie znam. I tyle.
Jan nie odpowiedział na te słowa. Spojrzał w gwiazdy w milczeniu. Zastanawiał się przy której z nich leży jego dom. Nie znał tutejszych gwiazdozbiorów. Zresztą ziemskich też nie. Ale... miło było na nie patrzeć.Na iskrzące się gwiazdami niebo.


Erlene również spojrzała w niebo i uśmiechnęła się. Przypomniała sobie bezchmurne ciepłe letnie noce ze swego dzieciństwa, gdy siadała w ogrodzie razem z ojcem, by wysłuchać wymyślonych przez niego podczas długich miesięcy rozłąki bajek.

Kilkuletnia wtedy dziewczyna siadała na kolanach ojca, wtulała swą ognistorudą czuprynę i piegowate lico w potężne i przyjemnie ciepłe ramiona mężczyzny i zasypiała ukołysana do snu jego spokojnym, pełnym czułości głosem.

Gdy znów przeniosła swój wzrok na Jana, nie było już w nim złości ni chłodu. Wspomnienia szczęśliwych lat sprawiły, że cała złość rozprysła się, niczym bańka mydlana.

- To iskry Muspelheimu zawieszone na nieboskłonie przez bogów - rzuciła Erlene wskazując głową w niebo. Głos jej był spokojny i przyjazny, bez śladu dawnej oschłości. Dziewczyna uśmiechnęła się, lecz widząc, że mężczyzna nie rozumie, dodała - Gdy byłam mała ojciec opowiadał mi na dobranoc różne historie. Jedna z nich była o stworzeniu świata. Gwiazdy to odłamki Muspelheimu, Krainy Ognia, które rozprysły się, gdy bogowie rzucili w otchłań między Ogniem a Lodem martwego olbrzyma Yrmira, którego zabili, by przejąć władzę nad stworzeniem.

Jan uśmiechnął się spoglądając na nią, a potem spojrzał na niebo.- To chyba... ciekawsza opowieść, niż... to co... nas uczą o...gwiazdach.
- A czego was uczą o gwiazdach? - zagadnęła wyraźnie zaciekawiona jego wersją wydarzeń.
-Że to.... olbrzymie kule ognia, płonące goręcej niż wulkaniczna lawa, rozwieszone w gigantycznej pustce przez Wielki Wybuch, który dał początek wszystkiemu. Że wokół tych kul ognia krążą...- znów Janowi zabrakło słów. Zamilkł na moment.-...światy. W większości puste i jałowe...martwe.
- Bajka dobra jak wszystkie inne - zaśmiała się Erlene.
-Możliwe...-uśmiechnął się Jan. Jakoś nie wiedział jak jej wytłumaczyć, że to co mówi jest prawdą. Zresztą, wątpił by mu uwierzyła. I spytał.- Widziałaś kiedyś.... swe ziemie z lotu ptaka?
- Nie, przecież ludzie nie mają skrzydeł, nie potrafią latać - odparła zdziwiona niedorzecznością jego pytania.
-Ludzie nie mają też płetw, a pływają. Skoro da się zbudować okręty płynące po morzu, da się i skrzydła.-odparł z uśmiechem Jan zerkając w ogień.- Skoro tu jestem...to nie jest to dowodem, że wszystko jest możliwe?
- Gdyby bogowie chcieli, żeby ludzie latali, to już dawno by się tak działo - zauważyła dziewczyna. - Njord chciał, by ludzie zgłębiali tajemnice wód i dalekich zamorskich krain, więc nauczył ich pływać i budować okręty. Bogowie chcieli, byś się tu zjawił i oto jesteś. To jest dowodem, że wszystko jest kwestią boskiej woli.
- Cóż... widać u mnie bogowie są bardziej... wyrozumiali.- uśmiechnął się Jan. I spojrzał w niebo.- Latamy, pływamy na wodzie i pod nią. Sami nauczyliśmy się budować odpowiednie machiny.
- A może w swej próżności uważacie, że to tylko wasze zasługi - mruknęła w zamyśleniu. - Może nie dostrzegacie, że w pewnym momencie ktoś miał szczęście, jakiego wcześniej inni nie mieli. I to właśnie z pewnością była boska pomoc. - Uśmiechnęła się łagodnie, po czym kontynuowała. - Bogowie są dobrzy i mądrzy. Dzielą się z ludźmi swoją wiedzą, ale pewnie chcą, żeby to był proces stopniowy, bo stopniowe zdobywanie wiedzy kształtuje. Poza tym myślę, że nie zarzucają nas na raz całą swą wiedzą, z troski o nas samych.
-Może...- odparł Jan nie chcąc się spierać o tą sprawę. W nauce zdarzały się szczęśliwe odkrycia. Ale nie wszędzie. Chemia była pełna takich przypadków, ale inżynieria bazuje na fizyce i matematyce. I nie ma w niej żadnego łutu szczęścia. Tylko liczby. W matematyce nie ma miejsca na przypadek. Jest tylko prawdopodobieństwo.

Erlene chciała coś odpowiedzieć, ale przerwały jej szelest liści i odgłosy zbliżających się kroków. Niebawem w kręgu światła ukazały się dwie ludzkie sylwetki - Samkha i Chris wrócili z polowania. Udanego, jak widać, bowiem nieśli ze sobą dorodną, młodą sarnę, w sam raz do jedzenia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline