Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2011, 13:40   #218
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Światło i kolory powróciły, Ravna patrzyła się nieruchomo i bezrozumnie na Cirna, otwierając usta coraz szerzej i szerzej. Przełknęła wreszcie ślinę i chciała coś powiedzieć, ale nie miała pomysłu, jak zacząć. Szkiełko zegarka wymsknęło się jej z drżącej, śliskiej od krwi dłoni i szamanka zanurkowała pod stół. Kiedy na powrót wynurzyła się nad blat, wilkołaccy przywódcy byli już przy drzwiach, a ona dalej nie potrafiła wydusić ani słowa. Zakryła dłońmi twarz, zatrzęsły się jej ramiona.

- Ravna, coś się stało?
- Adam ujął ją lekko za nadgarstki. - Płaczesz?
Pokręciła głową, nadal przyciskając ręce do twarzy, i nadal brakowało jej słów. Kiedy wreszcie odjęła dłonie od policzków, ukazała światu przymrużone oczy i poczerwieniałą twarz i drgające od powstrzymywanego chichotu usta.
- Stało się. Zostałam ukarana. Cirn również. Nie płaczę, tylko się śmieję, bo sposób, w jaki nas ukarano, znajduję cholernie perwersyjnie zabawnym. Obawiam się jednak, że wasz dumny przywódca może mieć inne zdanie. Właściwie to jestem tego pewna.

***

- ... i właściwie to tyle, zdechł pies
- Ravna podwinęła nogi pod siebie i niezbyt epicko zakończyła relację z wizji. Adam zreflektował się i wreszcie strzepnął popiół z tlącego się papierosa.
- Uważasz, że to znaczy, że zginie?
- Każdy będzie miał swoją interpretację -
wzruszyła ramionami. - Ja uważam, że tak. Dostanie kulkę, może od przeciwnika, może przypadkiem od kogoś po naszej stronie, a może nie przypadkiem...
- Zdrajca?
- Czemu nie? Myśmy mieli jednego, może ich być więcej. Także wśród was. W każdym razie Srebrny Kieł oberwie, pójdzie pod lód i to będzie koniec Cirna i jego wielkiego przeznaczenia.
- I co w tym zabawnego?
- To, że ma go spotkać los, na jaki chciał skazać ciebie. Zostanie ukarany. Ja o tym wiem, a przysięgałam go chronić, za wszelką cenę, więc coś będę musiała z tym zrobić, choć z radością bym popatrzyła, jak dostaje wpierdol i czołga się bezradnie po śniegu. Jak i on, zostałam ukarana, za to, że chciałam być pasterzem stada, do którego należał, a nie potrafiłam wyzbyć się pogardy. Obydwoje nie jesteśmy zbyt posągowi -
zaśmiała się. - Rościmy sobie prawo - on do ziemi, ja do wędrujących po nim stad - a nie potrafimy wyzbyć się małostkowości. To jest zabawne, Adam. Zabawne, przewrotne... i sprawiedliwe, niestety. Nie mogę nie przyjąć słusznej kary. Powiedz mi tylko... dlaczego on jest tak cenny? Czemu tak się nad nim trzęsiecie? Jakie miałoby być to wielkie przeznaczenie? I tak będę go chronić - uśmiechnęła się wymuszenie. - Nienawidzę go serdecznie, ale tak, by mu napluć w gębę i upokorzyć, nie dość, by zabić czy patrzeć bezczynnie, jak umiera. Należy do stada, a ja przysięgałam, że będę go chronić. Chcę tylko wiedzieć, czy ty uważasz, że warto.

-Widzisz... Nie wszystko jest takie, jak być powinno. Crin ma kiedyś, tam daleko być przywódcą wszystkich z nas. Tak mówiły przepowiednie. Dlatego jeździ po wszystkich ważnych świętach i wiecach, jednoczy sobie innych. Trzeba przyznać, że mu to dobrze idzie. Przepowiednia, jego biegłość w boju oraz miecz zapewniają mu posłuch. Jest ważny, bo ma do tej pory największą szansę zacieśnić więzy między plemionami. Jest również czysty. To tylko nadzieja Ravna, tylko nadzieja. Jest przy tym sprytny, oficjalnie gardzi plemionami miejskimi lecz naprawdę posyła poselstwa. Tylko, że... Wszystko jest źle. Miał być jeden, urodziło się dwóch. Crina uznano za przepowiedzianego bo potrafił walczyć mieczem, a do tej pory nikomu się to nie udawało. Robił to sprawnie. Nic nie robił sobie ze Żmijowych.. No wiesz sama. Ze srebra. Nie ma defektu Srebrnych Kłów... Ale... Jego brat jest taki sam. Tylko, że on nie może walczyć mieczem. Duchy akceptują tylko jednaki podział. Jeden walczy, drugi opukuje się bronią. Więc Carcarin towarzyszy bratu jako najwierniejszy zausznik pomagając mu wypełnić przeznaczenie. Tylko, że to wszystko i tak wygląda na roztrzaskane. Rozumiesz? Crin jest wojownikiem, Carcarin nie. Lecz Carcarin jest doskonałym mówcą. Crin bazuje na sile i pojedynkach. Crin cieszy się sympatią duchów. Carcarin zna się na nich. I nie ma takie wstrętu do cywilizacji. Tak naprawdę nikt z nich nie spełnia warunków z osobna. I nie idzie im tak dobrze jak powinno. Widzisz? Może przepowiednie wcale się jeszcze nie spełniły? A może za ich czystość, to jest największym fermentem Żmija? Czy uważam... Sam nie wiem. Nie wiem jaka jest cena. Ja nie wierzę do końca w przepowiednię, a jak już – to trzeba chronić obu braci.

- Tak też myślałam... Mam też obawę, paskudną obawę, że Akin postanowi dopiąć swego i w ferworze walki zabije Vovka. Miałby to, czego chciał, a przy okazji pogrążyłby nas. Muszę pomówić o tym z Aureliuszem. Pocieszające jest to, że pilnowanie Crina i jego brata naraz trudne nie będzie, raczej się nie rozdzielą, prawda? Mam nadzieję... w tej wizji słyszałam tylko jednego. Powiedz mi - jaki masz plan? Co chcesz zrobić? Ja mam nadzieję, że uda mi się przetrwać całość wydarzeń, ciskając maże sztuczki zza drzewa albo zza pleców kogoś większego ode mnie. Ty chcesz odzyskać dobre imię, prawda? Ile jesteś w stanie poświęcić? Życie również? - nachyliła się i wyciągnęła papieros ze zmiętej paczki, którą trzymał w dłoni. - Chciałabym, żebyś mi obiecał, że nie będziesz skakał pod lód, cokolwiek by się działo... ale chyba nie mam prawa tego żądać.


***

Studiowała z uwagą drzwi pokoju Aureliusza, wreszcie zapukała. Zasadziła kciuki za pasek i skurczyła ramiona.
- Wiem, że nie jestem teraz twoim ulubionym członkiem fundacji - wypaliła hermetykowi w twarz jak tylko otworzył drzwi. - Przeprosić mogę tylko za to, że niesprawiedliwe cię osądzałam. Mogę wejść?

Aureliusz przywitał szamankę bez słowa, tylko szerokim gestem zaprosił ją do wnętrza swej komnaty. Zatrzymali się w stosunkowo małej, zakurzonej izbie z grubo ciosanym, dębowym stołem oraz czterema wiklinowymi fotelami. Na jednym spał pies.

Przysiadła na krawędzi krzesła, obserwowała przez chwilę poruszane spokojnym oddechem boki psa.
- Też mi go brakuje... - powiedziała nagle, pociągnęła nosem. - Nawet nie będę próbować, skoro uznałeś, że nie da się go teraz przywrócić... ale brakuje mi go.

Postukała palcem w szkiełko zegarka, pod którym zakrzepła krew wilkołaka.
- Widziałam, a właściwie słyszałam coś złego - plastycznie i szczegółowo przedstawiła wizję.
-Adeptko, adeptko... Możliwe. Wcześniej radziliśmy sobie bez wilkołaków i teraz poradzimy. Nie tylko my, w Moskwie bo nas już Crin po zakończeniu obrzędów nie będzie interesował, zostanie tylko garstka tutejszych mieszkańców. Wilkołaki znowu staną się nic nie znacząca siłą. Jednak ich lud wymiera. Nie sądzę aby ten młody polityk był aż tak ważny. Umrze wiele wilkołaków, od nas zapewne też. Zapewne uważasz inaczej, ja jednak zrównuje życie tego młodego polityka z wartością życia pozostałych przywódców.
- Zastanawiam się tylko nad skutkami niedotrzymania słowa. Oprócz zrobienia sobie z gęby wyciora. Oprócz bardzo oczywistego fizycznego zagrożenia. Jestem Saami, Aureliuszu. My wierzymy, że duchy mszczą się na krzywoprzysiężcach. Ale to mój problem, prawda? Sądzę, że winniśmy chronić obydwu braci - bo się równoważą - zostawienie przy życiu tylko jednego, zwłaszcza jeśli to będzie Cirn, może się skończyć tragicznie. Nawet nie dla nas - dla przypadkowych ludzi na jego drodze.
-Powiadasz, że się równoważą? Tylko, że to Crin jest przywódcą, a Carcarin tylko go uzupełnia. Tutaj nie ma równowagi. Jeśli przyjmiesz za prawdziwe wilkołacze poglądy, to może śmierć jednego z nich uwolniłaby od słabostek drugiego, pozwoliła być takim, jakim powinien? Jeśli dwóch ludzi posiadałoby jednego avatara... Śmierć drugiego sprawiłaby, że drugi by na jednej płaszczyźnie zyskał. Takie przypadki są niebywałe. Lecz to zmiennokształtni. U nich działają zapewne inne mechanizmy. Może to jest klucz? Tylko, czy czujesz się panią życia i śmierci?

Uniosła głowę i uśmiechnęła się spoglądając mu w oczy.
- Nie, Aureliuszu. Wydaje mi się, że to przychodzi z wiekiem... A jeśli chodzi o równowagę, to i tutaj mam odmienny pogląd na jej kształt. Jak oceniasz szanse przetrwania pod lodem, czy da się stamtąd wyjść w miarę całym i normalnym? Adamowi w końcu się udało.
- Tutaj tak. W umbrze tylko nad lodem. Pod może też, acz będzie to trudne, tam jest sporo zgubionych istot. Tylko, że jezioro może zarefować. Tuż pod lodem będzie bliżej dna. Jesteś Mówczynią Marzeń. To jakby stanąć przed bramą w Muszli Snów gdy pod drugiej stronie czyha zewnętrzny nephandi. Oceń jakie są skutki spotkania z czymś takim.

Wzruszyła ramionami obojętnie, choć oczy jej pociemniały.
"Oceniłam. I wiem już, że aż tak bardzo go nie nienawidzę."

- Został jeszcze Akin - szamanka zmieniła gładko temat. - Czy nie będzie chciał dopiąć swego, zabijając Vovka podczas bitwy? Zamierzamy się jakoś przed tym zabezpieczyć?
-Zadbałem, aby Akin nie zrobił nic bez mojej wiedzy i przyzwolenia. Zrzuci kiedyś te więzi, lecz teraz jest na mej dłoni. Chociaż nie sadzę, aby zabójstwo Vovka było jego celem. Pozwól, że resztę tych domysłów zachowam na przyszłą rozmowę, Adeptko.
- Mam nadzieję, że będziesz miał z kim rozmawiać - pokręciła głową. - Co z Dołmatowem?
-Z którym? Mamy dwóch. Jeden to katatonik po przesłuchaniu przez Roberta... Drugi będzie wykorzystany w inwigilacji. Mniej lub bardziej skutecznie. Teraz jest pod kluczem.
- Zastanawiam się, jak to się stało, że tak słabo nam ufał, by powiedzieć, że jest szantażowany. Przykre to. Jego decyzja więcej mówi o nas niż o nim... Inspektor dostał wody na młyn, jak sądzę. Pójdę już, Aureliuszu. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś - wyciągnęła do Mistrza rękę.

***
 
Asenat jest offline