Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2011, 17:36   #130
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Widać żaden ze złośliwych skrzatów nie stanął na ich drodze, bo przejście po zwalonym, udającym mostek drzewie, obyło się bez niemiłych niespodzianek. A od owego przełomowego momentu z każdym krokiem, aż po samą plażę, teren stawał się bardziej równy i coraz łatwiejszy do pokonywania. Pomimo sporego obciążenia na ramionach, dotarli na skraj lasu szybciej niż się spodziewali.
- No i jesteśmy w domu - powiedział Chris.
Określenie ‘dom’ było przeogromną przesadą, ale ostatecznie takie określenie można było nadać miejscu, gdzie ktoś na nich czekał i gdzie mieli spędzić noc.
- To my - powiedziała niezbyt głośno Samkha, gdy zbliżyli się do ogniska. Tego jeszcze brakowało, żeby Jan użył tej swojej plującej ogniem broni, albo Erlene poszczuła ich jakimś demonem.

Pozostało im niewiele czasu na przygotowanie pieczeni na dzisiejszą kolację. Samkha zastanawiała się przez chwilę, jak wykorzystać zdobyte mięso. Łatwiej byłoby upiec nad ogniem kilka mniejszych kawałków, lecz musieli pomyśleć też o jutrze. W końcu nad ogniskiem zawisł hojnie natarty ziołami i nieco oszczędniej, wysupłaną z osobistych zapasów Chrisa solą, udziec z ustrzelonej przez niego sarny. Żałowała, że nie mają chociaż kawałeczka słoniny, którą można by naszpikować suchą nieco sarninę, ale w końcu nie można było mieć wszystkiego. Poza tym i tak lepsza było świeże mięso niż suszone, zabrane jeszcze ze stolicy.
Samkha z pewną podejrzliwościa w oczach spoglądała na szary proszek, który, zdaniem Chrisa, miał dodać pieczeni nieco smaku. Wzięła odrobinę na palec próbując ostrożnie koniuszkiem języka i zanim zdążył zaprotestować, nieświadoma konsekwencji, lekko zaciągnęła się intrygującym zapachem.

- Co to było?! - zapytała przestraszona trochę, przecierając załzawione oczy, kiedy już wreszcie przestała kichać.
- Zapomniałem... - Chris wyglądał na skruszonego, ale w oczach tliły mu się wesołe ogniki. - Nie znacie tego przecież... To dodaje smaku potrawom, ale tego się nie wącha... Przepraszam cię bardzo.
- Nie musisz. - Uśmiechnęła się przez łzy i jeszcze raz potężnie kichnęła, aż włosy rozsypały jej się na twarz. - Mamy takie zioło, które suszy się i rozciera na proszek. Działa prawie tak samo, jak to, ale na przyprawę się nie nadaje. - Tym razem roześmiała się głośniej.
Chris sięgnął do kieszeni po kawłek gazy i starł z policzka Samkhy łzę, która spłynęła jej z oka. Potem dwie kolejne, z drugiego policzka.
- Koniec psikania? - spytał, chowając szmatkę. Czasy, gdy dysponował chusteczkami do nosa z prawdziwego zdarzenia minęły dawno temu.
- Przepraszam - sapnęła nagle, przysuwając obie dłonie do twarzy i pobiegła nad wodę. Odgłosy wydmuchiwanego nosa wszystko tłumaczyły. Wróciła po chwili, by zabrać się za odrobinę niestety chaotyczne przeszukiwanie swoich rzeczy. W końcu spojrzała nieco błagalnie na Chrisa.
- Powinnam to już dawno zrobić, ale zupełnie nie potrafiłam ich tak ładnie wyprostować, by były gładkie i ślicznie, jak wtedy kiedy mi je dawałeś - powiedziała nieśmiało, siadając przy nim i podając mu coś w wyciągniętej dłoni.

Chusteczki. Chusteczki do nosa. Nieco pogniecione, ale czyste.
Zamknął dłoń Samkhy wokół skrawków materiału.
- Zatrzymaj, proszę - powiedział.
- Wezmę jedną, tę niebieską, dobrze? Nie posiadasz zbyt wiele. Nie mogę zabierać Ci wszystkiego. Nawet własną koszulę oddałeś, okrywając nią królewską córkę - powiedziała z dziwnym błyskiem w oczach. - Była wam wdzięczna za to, co zrobiliście. Gdyby nie wy... - przerwała. - W waszym świecie szanuje się kobiety? - zapytała niespodziewanie.
Chris przez moment zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Różnie to bywa, prawdę mówiąc - odparł. - Zdarzają się i tacy ludzie, i tacy. Ale od kobiet niekiedy również to zależy - dodał. - Są takie, niestety, które nie szanują siebie.
- Ludzie są do siebie podobni nawet, jeśli żyją w innych światach, prawda? - bardziej stwierdziła niż spytała, zapatrzona w tlące się żarem ognisko. Uśmiechnęła się do płomyków trawiących drwa.
- Zapewne tak bywa - odparł Chris, zastanawiając się nad powodem, dla którego Samkha podjęła taki temat. - Na szczęście my należymy do tych lepszych. - Uśmiechnął się do niej.
Może nie znała ich na tyle długo, by mieć całkowitą pewność, ale widziała i przeżyła już chyba dość, by sądzić, że to czego dotąd była świadkiem, mogło wypływać z wnętrza ludzi złych.

Syk kropel tłuszczu kapiących do ogniska przerwał na moment rozmowę. Samkha obróciła prowizoryczny rożen, by mięso mogło się podpiec również z innej strony. W końcu jedzenie czegoś przypalono-surowego nawet przy obozowym ognisku nie należało do przyjemności.
- Erlene, weźmiesz pierwszą wartę? - spytała Samkha. - Przy okazji rzucisz okiem na pieczeń...
Erlene skinęła głową.
- Jak już mówiłem, biorę drugą - przypomniał Jan.
- W takim razie dla ciebie zostanie czwarta, Chris - powiedziała z udawanym współczuciem Samkha. ‘I nie spieraj się ze mną’ dopowiedziało jej spojrzenie.
Chris skinął tylko głową. Miał nieodparte wrażenie, że wojowniczka nie zmieniłaby zdania bez względu na to, co by powiedział.

Wszystko zostało ustalone ku zadowoleniu każdej ze stron. Pozostało tylko odkroić kilka plastrów mięsiwa, pożywić się i udać na spoczynek, oddając resztę sarniej pieczeni pod opiekę Erlene.
I tak też uczynili. Chwile odpoczynku zbyt były cenne, by bez potrzeby zwlekać z ułożeniem się w skromnych posłaniach przy żarzących się już tylko, trzaskających cicho i posykujących polanach. Po kolei pogrążali się we śnie...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline