Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2011, 21:03   #19
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Chwila po rozpoczęciu pierwszego postoju. Niezrozumiała dyskusja Vergila, Nancy i Sony.

Vergil Pomógł Claudi opuścić maszynę, po czym sam zsiadł ze śmigacza i oparł się o skałę. Jednym okiem cały czas obserwował małą pannę Sulivan, gdyby się jej coś stało, to prawdopodobnie ostrzeżenia Nancy by się niechybnie ziściły.
Sona przeciągnął się w cieniu, spoglądając na motocykl. Wybrał Furię wyłącznie dla tego że ma większą pojemność, jeśli stwierdzi że woli obrać własną drogę i poszukać lepszego zlecenia, większy bak się przyda.
Rozejrzał się parę razy szukając zajęcia. W pierwszej kolejności wyciągnął z kieszeni pudełko tabletek. Połknął dwie z nich, schował je z powrotem.
Wreszcie jego wzrok złapał Vergila, nie wiedział o nim za wiele, a lepiej się upewnić, że w razie czego nikt nie zrobi cię w konia pod koniec akcji.
Oparł się jedną nogą o kamień przy którym siedział, spoglądając na niego z góry
- Yo. Twoja Furia padał co chwilę w trakcie jazdy, jesteś pewien że nie masz wadliwej? Co prawda wszystkich najbardziej opóźniał golem, ale najlepiej widziałem waszą dwójkę obok.
Czarnowłosy chłopak powoli podniósł wzrok na nowego rozmówce.
-Wiesz, nie znam się na tym.- Wzruszył obojętnie ramionami.
-Takie zabawki służą mi tylko do przemieszczania.-Zlustrował wzrokiem Sonę, po czym przeniósł wzrok niżej, patrząc w bliżej nie określonym kierunku. Mogłoby się zdawać, że jest w trakcie prowadzenia dialogu z samym sobą.
- Nie są pierwszego rzędu, ale wciąż się dziwię, że same raczyły się wyłączać. Ale tak właściwie...To kim ty jesteś? Dostaliśmy dwóch emerytowanych pracowników kopalni złota, wandala, jakąś dziewczynę...i dziewczynkę - przeniósł wzrok na szkraba - oraz kupę złomu i pracownika zoo. O ile ten ostatni najpewniej faktycznie jest łowcą, to nie wiem jak z resztą, no i z tobą. Ty i Ruda wydajecie się być jako jedyni normalni...choć znowu widząc tą małą nie wiem czy jesteś łowcą-pedofilem czy ojcem na wycieczce, któremu nie w głowie polowania. - spytał całkiem zwyczajnie, lekko wesoło, jakby był lekko pobudzony (choć co prawda nie pasowało to do obecnej godziny, zwarzywszy że cały pozostały czas spędzili na łażeniu w te i we wte po karczmie, oraz podróży motorami.
Vergil rzucił Sonie jednoznaczne spojrzenie, że tego typu uwagi go nie bawią.
-To jest tak, że kim jestem nie powinno cię interesować, lepiej spożytkował byś czas odpoczywając, bo zaręczam cię ten staruch z Grotu coś knuję napewno nie jest to proste zlecenie typu, wytrop i zabij.-Ruchem głowy odrzucił włosy które przysłoniły mu oko.
Chłopak westchnął ciężko i odrzekł
- Nie zrozumiałeś aluzji. Jeśli nie powiesz trzech zdań o sobie, ludzie będą mieli cię za takiego jakim cię widzą, a obecnie jesteś neutralnym skrytym facetem z małą dziewczynką, którego ciężko dopasować do obrazka. - objaśnił - Dostaliśmy to samo zlecenie, a skoro facet jest podejrzany, najpewniej będzie masa okazji aby rzucić podejrzenia nie tylko jemu, ale i sobie na wzajem. Moment w którym nikt nie będzie wiedział co się dzieje, najpewniej skończy się krwawą łaźnią. Jeśli nikt nie będzie wiedział kim jesteś, znajdziesz się w jej środku, a to oznacza, że razem z tobą również mała.
Po tej wypowiedzi Sona usiadł obok niego, krzyżując nogi
- Wolę mieć pojęcie z kim mnie mieszają w kotle, niż potem stać pod ścianą z bronią w ręku, i najpierw strzelać, a potem sprawdzać co się rusza, i czy robi to po śmierci.
Wyprostował wcześniej zgięte nogi, a ręce założył na siebie.
- Naprawdę mnie nie obchodzi jak ludzie mnie postrzegają- Odparł dość znużonym tonem
- Ale jeżeli koniecznie chcesz trzy zdania o mnie, to mogę zaspokoić twoją ciekawość.
- Jestem Vergil. Pracuję jako łowca. I masz rację nie pasuję do reszty.
Przesunął się kilka centymetrów, gdyż słońce zmieniło pozycję i zaczęły do jego skóry docierać pojedyńcze promienie. Bladą ręką poprawił wielki krzyż wiszący przy pasie..
- Dalej wydajesz się cicho-ciemny, ale przynajmniej nie jesteś powodem do obaw, w wypadku podziału gotówki. Przynajmniej nie w porównaniu z tą zgrają. - spojrzał na kilka inny, dość wyróżniających się osób - choć w sumie, chyba o to chodzi w byciu łowcą, każdy jest w dużym stopniu inny, więc zabijają to co jest inne, bo nie pasują do zajęć uważanych powszechnie za zwykłe. - ta krótka i pseudo filozoficzna wypowiedź nie miała w rzeczywistości znaczenia. Znudzony Sona rysował ciężkie do sprecyzowania kształty w piasku, najwyraźniej nie wiedząc co ma robić.
- Spać nie zamierzam, będę na warcie całą noc...no, prawie, najpóźniej godzinę przed świtem ruszam dalej. Więc z pożytkowaniem czasu na odpoczynek, lepiej sam się tym zajmij, chyba że nie masz nic przeciwko szukaniu lekarstwa na nudę w środku nocy. Nawet nie ma z kim jej zająć ciekawszą drogą, a co dopiero zwykłą.
Po chwili podeszła do nich Nancy, rzucając spojrzeniem na Sonę. Kucnęła przy dziewczynce i uśmiechnęła się do niej.
- Jak podróż? - spytała Claudię.
- Nie byłoby źle, gdyby Vergil nie był takim marnym kierowcą - odparła, chichocząc cicho pod nosem. - Jestem zmęczona - dodała, ziewając przeciągle.
- Rozłożyłam przy moim ścigaczu śpiwór, możesz odpocząć. Napij się wody - powiedziała z troską w głosie, wskazując dziewczynce kierunek, w którym powinna się udać.
Gdy Claudia odeszła spory kawałek, rudowłosa wyprostowała się i spojrzała ponownie na Sonę.
- My się chyba jeszcze nie znamy - zagadnęła, uśmiechając się.
- Sona - rzekł wstając spokojnie, po czym z dosyć niedopracowanym ukłonem, powtórzył dodając... - Sona Red - ...nazwisko starego rodu wampirów. Uśmiech świadczył że był to żart, ale fakt czy ktoś go pochwyci...zależał od tego skąd się wywodził, i czy był łowcą. Jeśli tak, dla samego Sony byłaby to spora informacja. - Pani matką, i jego żoną, rozumiem? - spytał.
- Rozumowanie to chyba nie twoja najlepsza cecha - odparła, również z uśmiechem. - Nancy, a to Claudia, moja młodsza siostra - dodała, wskazując na dziewczynkę pakującą się do śpiwora.
Chłopak zamrugał porównując je dwie, po czym spytał - ona ma jakiegoś pasożyta, czy może ty wcale nie jesteś łowcą? Jak to właściwie działa. - podrapał się po głowie nie mogąc znaleźć logiki w tym wszystkim.
Rudowłosa podniosła jedną brew, po czym zaśmiała się krótko.
- Urocze - rzekła.
- Wybacz, powtórzę się, jesteś łowcą, czy mam cię odstrzelić gdy zaczniesz bezcelowo plątać się pod celownikiem?
Vergil co jakiś czas spoglądał to na Sonę, a to na Nancy. Do końca nie rozgryzł toku rozumowania tego pierwszego, jednak przewidywał, iż z tej rozmowy może narodzić się jakiś konflikt. Czarnowłosy chłopak rozmyślał nad sposobem zmiany toru dyskusji.
-Sona to chyba oczywiste, nie znajdziesz wsród nas naniek czy też gosposi. Swoją drogą to o sobie nic nie mówisz, a nas wypytujesz.- Chłopak o białej cerze utkwił wzrok w nowo poznanym osobniku.
- I właśnie w tym rzecz - odparł młodzieniec - albo mała jest jakąś waszą zabawką w stylu pupilka staruszka... - skinął głową na Vovę - albo świadomie prowadzicie ją do miasta które zostanie napadnięte przez wampira, najprawdopodobniej kończąc zabawę krwawą łaźnią...druga opcja brzmi idiotycznie, więc staram się zrozumieć co tu się święci. Jeśli to zlecenie będzie zbyt skomplikowane, wole poszukać nowego, albo podorabiać jakąś chwilę w burdelu. Ehh - westchnął - a ciężko mi stwierdzić czy chce się w coś mieszać, jeśli nie jestem pewien z kim przyszło mi pracować. Już wiem że nie pochodzimy z tych samych stron, a to mi nie pomaga - ocenił wynik "żartu".
- Nikt przecież ci nie każe z nami współpracować - wtrąciła się Nancy. - A wiedzieć też za wiele nie musisz, ciekawiej będzie, jeśli pozostaniesz w sferze swoich pokręconych domysłów. - Mrugnęła do niego okiem, po czym spojrzała w stronę horyzontu.
Vergil powoli dochodził do wniosku, że nie da rady dogadać się z Soną.
-Lubisz mówić o krwawej łaźni prawda?- Zapytał dość uszczypliwie, zazwyczaj tak nie robił jednak po tej serii wywodów nie mógł się powstrzymać.
- Jasne - stwierdził szczerząc mechaniczne, dosyć ostre zęby - ma ładne kolory. - ton znów wskazywał na brak powagi, po prostu rozmowa była na swój sposób zgubiona. Sona nie rozumiał odpowiedzi dwójki, a nie zdawał sobie sprawy, że oni nie rozumieją jego. - Właśnie, że jest przeciwnie. Co mi karze? - odparł kobiecie - fakt że mamy to samo zlecenie! Więc albo będziemy współpracować, albo ścigać się kto pierwszy zdobędzie głowę wampira, oraz kto da radę donieść ją z powrotem do latającej karczmy. Dlatego właśnie chcę wiedzieć, kim jesteście. Chyba, że współpracować nie chcecie, ale wtedy nie wiem czemu w ogóle jedziecie z nami jedną grupą, zamiast podróżować własnym tempem, tym bardziej że macie dodatkowy balast - jego ton nie brzmiał ofensywnie względnie dobranych słów, choć nie wyglądał na zmęczonego.
-Wiesz to nie jest tak, że jeżeli nie chcemy z tobą współpracować, to nie zechcemy z resztą, a dlaczego podróżujemy w grupie?-Zapytał trochę ironicznie jak może bardziej retorycznie.
-A dlatego, że tak jest bezpieczniej. Jeżeli z kimś nie robię to nie znaczy, iż muszę mu przyłożyć spluwę do skroni.-Zamknął oczy i palcami rozcierał zmęczone powieki.
Na słowa Vergila o przykładaniu spluwy do skroni, zrobił dosyć głupią minę - codziennie uczę się czegoś nowego, no ale w sumie jestem młody - stwierdził. - każdy ma własne zasady, jednak wiedzcie że ja gdy robię coś samemu, to niedzielę się z kimś kto patrzył, rób robił po swojemu, tak więc...pewnie jednak zmienię zasady. Choć spluwy akurat nie mam. - przeciągnął się dosyć leniwie spoglądając na Vergila. Nie zdawał sobie sprawy z tego jak wygląda w rzeczywistości, choć czuł się jak łowca na pikniku pacyfistów.
Nie przejmował się specjalnie Vergilem, który był po prostu...zwykły, ani dziewczyną, która wydawał się...być. Jednak wciąż nie mógł zrozumieć sprawy z małą dziewczynką. Jeśli będzie coś na co będzie uważał to zapewne ten właśnie brzdąc.
Czarnowłosy podwinął rękawy, gdyż robiło się strasznie gorąco.Można było dostrzec liczne blizny na przegubach, były spowodowane głównie cięciami jak i poparzeniami To co mówił Sona było.. jakby to ująć... strasznie chaotyczne. Toteż postanowił nie wdawać się w dalszą dyskusję, ponieważ nie miał obecnie nic istotnego mu do powiedzenia.
Sona odszedł do swojego pojazdu. Siadł na nim wpatrując się przed siebie...chyba zrezygnuje mimo wszystko z tej misji.
Słońce było już wystarczająco nisko by kontynuować podróż.
-Nancy, chyba pora ruszać?-Vergil zapytał z uśmiechem rudowłosą.
- Tak, myślę, że jeszcze uda nam się przejechać kawałek zanim zapadnie noc - odpowiedziała. Przeciągnęła się jeszcze, po czym udała się do Claudii, by jej oznajmić, że czas ruszać. Dziewczynka niechętnie wyszła ze śpiwora i jeszcze sennym krokiem ruszyła w stronę Vergila. Nancy natomiast zwinęła pośpiesznie śpiwór i spakowała do plecaka. Spojrzała jeszcze na niebo. Niedługo miała zapaść noc, dosyć niebezpieczna pora jak na pustynię.
Gdy już chłopak wraz z dziewczynką wygodnie siedzieli na machinie, gestem ręki wskazał Nancy by ruszyła przed nimi. Odpalił motor, nie miał obycia z śmigaczami, toteż wkoło rozszedł się hałas “zarzynanego” silnika, a kłęby dymu rozeszły się po okolicy. Jeszcze tylko kątem oka upewnił się czy młoda Claudia aby na pewno bezpiecznie siedzi na swoim miejscu. Potem już był gotowy do drogi.
 
Fiath jest offline