Leiko wróciła do swych towarzyszy, którzy... znaleźli już chatkę odpowiednią na spoczynek. I idealną do obrony, w razie, gdyby Matka Głodu nie była jedynym czającym się w tym lesie zagrożeniem.
Takie wioski jak ta, kryły bowiem inne zagrożenia. Takie jak dusze, które nie zaznały spokoju po śmierci.
I wracają nocami by prześladować żywych.
Nie tak potężne zagrożenia jak oni, ale... nadal zagrożenie.
Łowczyni łatwo mogła odczytać twarze swych towarzyszy, gdy szykowali się do podziału wart. Zamyślenie u
Kohena, niecierpliwość u
Sogetsu. Nerwową niecierpliwość. Czyżby młody łowca prowadził jakąś osobistą wendettę przeciw oni? I czemu zaciskał nerwowo dłonie na swym tachi, z którym nie rozstawał się, ani na moment.
A Takami? Wychudzony i śmiertelnie blady czarownik, miał spokojne spojrzenie i skupione. Ale gdy natykali się na bestie w jego oczach zdawał się płonąć taki sam ogień nienawiści co u
Kazamy. Nic dziwnego, że się polubili. Nic dziwnego, że mieli wspólne sekrety.
Nic dziwnego, że z takim zapałem parali się swym zajęciem.
Noc...
[media]http://www.youtube.com/watch?v=x640eqzhMEo[/media]
...upłynęła spokojnie. Jedynie widma jakie nawiedzały trójkę łowców to widma przeszłości z ich snów.
O poranku głód przypomniał łowcom, że wyruszyli w pośpiechu i bez planu. I bez zapasów jedzenia.
Pozostało udać się więc zapuszczoną ale wciąż wyraźną drogą prowadzącą z wioski. I mieć nadzieję, że doprowadzi ona do zamieszkałych terenów.
Spokojny spacer, trwał trzy godziny nim trójka łowców dotarła do kolejnej wioski na brzegiem rzeki.
Ufortyfikowanej wioski i pełnej życia wioski.
Na widok zbliżających się wędrowców, kilku wieśniaków i jeden ashigaru ruszyli w ich kierunku. Inni pognali do centrum wioski, zapewne powiadomić starszyznę i być może kogoś jeszcze.
Sama wioska była dość duża, ale... zdyscyplinowana.
Zaskoczenie mogły budzić same fortyfikacje, zbudowane z naostrzonych palików bambusa,ustawionych pod kątem w kierunku strony “wroga”... w kierunku rzeki.
Gdy trójka łowców przedstawiła się wioskowym strażnikom. Ashigaru rzekł.-
Rzeczywiście wczoraj do wioski dotarł konno samuraj-sama z rannym Jia-Min-sama. Obrażenia mnicha są ponoć dość poważne, a i sam mnich stracił dużo krwi. Ginsei-san opatrzyła go i podała mu jakieś napary, ale... -wzruszył ramionami.-
Kami jedynie wiedzą, czy z tego wyjdzie. Samurai-sama zatrzymał się w chacie Sansa-san, to największa chata, a zresztą...- rzekł włócznik machnął ręką w kierunku grupki chłopek i wrzasnął.-
Samisu! Samisu-san!
Do rozmawiającej grupki podbiegła młoda, acz ładna wieśniaczka. Szczególnie zwracały uwagę jej duże sarnie oczy.
-Taaak. O co chodzi.- rzekła zaraz po skłonieniu się o
bcym.
-Zaprowadź tę trójkę łowców, do Kuma-sama. On będzie wiedział co zrobić.- rzekł ashigaru i dodał.-
Ona będzie waszą przewodniczką. I opiekunką. -Hai.- rzekła i skłoniwszy się łowcom, rzekła.-
Jestem Samisu. Proszę za mną. Jeśli czegoś będziecie potrzebowali, to proszę... powiedzcie. A ja już postaram się pomóc.
Cała trójka więc ruszyła za
Samisu, w kierunku dużego młyna na obrzeżu wioski. Siedziby owego tajemniczego
Kuma-sama.
Młoda wieśniaczka z uśmiechem odpowiadała na pytania łowców i obiecała zająć się ich potrzebami, zaraz po spotkaniu z owym tajemniczym
Kuma-sama. O którym nie mówiła wiele, poza tym, że jest obrońcą przysłanym przez klan Hachisuka.
Kuma-sama okazał się być rosłym i szerokim w barach roninem ubranym w nieco znoszone kimono.
Niedogolona twarz, zmierzwione czarne włosy związane z tyłu i rzucona niedbale katana oraz puste dzbany po sake, dość wyraźnie mówiły o podejściu tego ronina do dyscypliny.
Sama
Kuma spał chrapiąc głośno, na podłodze młyna.
-Kuuuuma-saaaan.- rzekła czerwieniąc się ze wstydu oraz gniewu Samisu i kopiąc samuraja w kostkę.-
Mieliście treeenować.
-Odejdź. Treeenuję.-odparł przez sen
Kuma i obrócił się na bok.-
Reeegenureję siły. Odejdź ptaszyno.
-Kuuuma-saaaan. Macie gości.-
Samisu jednak nie ustępowała.
-Niech przyjdą później. Nie widzisz że zajęty jestem, natrętny ptaszku.- burknął przez sen ronin. I naraził się tym na gniew "ptaszyny". Zacisnąwszy dłonie w piąstki, dziewczyna z całych sił kopnęła ronina w zadek.
To niewątpliwie obudziło pijaka. Zerwał się na nogi ryknął głośno swym chrapliwym basem.-
Co ty sobie wyobrażasz tak mnie budzić! Oj... niech no cię...! Kuma... było dobrym przydomkiem. Rzeczywiście swą posturą osiłka przypominał niedźwiedzia.
Kuma... niedźwiedź. Nie był jednakże tak agresywny jak to zwierzę.
Spojrzał w kierunku trójki łowców i zerkając im się rzekł.-
A ci, to kto?
-To łowcy Kuma-san.- rzekła
Samisu i dodała cichaczem.-
Przybyli pomóc. Och, Kuuuma-san. Wyglądasz jak moczymorda. Mówiłam, że czas o siebie zadbać.
-Cicho kobieto, bo ci skrócę o głowę. Wyglądam bardzo dobrze...-otarł dłonią twarz z śliny i resztek śniadania.-
Do czego to doszło, żeby wieśniaczka pouczała samuraja.
Wieśniaczka jakoś nie przejęła się pogróżkami ronina. Widać ten niedźwiedź więcej ryczał, niż gryzł.
A sam
Kuma spojrzał na trójkę łowców, już bardziej trzeźwym spojrzeniem.
Wysoki i niezabliźniony ronin był mocarnie zbudowany. I strasznie wysoki. Blizny na twarzy i torsie świadczyły o doświadczeniu wojennym. Stare i znoszone kimono o biedzie, a włosy o... niechlujstwie. Długie i nieułożone, przypominały grzywę zdziczałego konia.
-Kunashi Marasaki... dla przyjaciół Kuma. Łowca oni.- usmiechnął się i rzekł.-
Proponuję od razu przejść do rzeczy. Tej wioski strzegę ja... już od dłuższego czasu. Robota w sumie niezbyt trudna. Oni atakują po zmierzchu i w dużych ilościach. Są to stwory zbudowane z wody, więc ogień radzi sobie z nimi dobrze. Katana też, jeśli wie gdzie się uderzyć. Tyle, że oni atakują kilka wiosek. A Sagi strzeże drugiej. Sagi... Czapla. Niewątpliwie przydomek drugiego łowcy. Czyżby się dobrze znali?
-Pozostałe mniejsze wioski, strzegą się same. Na szczęście, jakoś to im wychodzi.- wzruszył ramionami ronin. I uśmiechnął się wesoło.-
Więc każda pomoc się przyda. W mniejszych wioskach są, co prawda zawsze jacyś bushi. Przynajmniej jeden. Oraz świeżo przeszkoleni ashigaru. Więc są w stanie pokonywac bestie, ale to do niczego nie prowadzi. Potwory przychodzą co noc, my je odpieramy i krąg się zamyka.
Owe wodne oni to niewątpliwie czyjeś sługi wysyłane do boju. Ale nie wiem czyje.-
Podrapał się małym palcem za uchem, ignorując wzburzenie malujące się na twarzy
Samisu i mówił dalej.-
Wczoraj przybył jakiś samuraj z rannym Jia-minem. Ponoć ważna persona, ten samuraj. Stwierdził też, że trójka łowców którzy mu towarzyszyli, wyruszyła polować na jakieś oni. Tak więc, jak wam poszło? Owocne były te łowy?
-Iye.- stwierdził
Kohen i dodał po chwili.-
Oni nam uciekł. I może zaatakować tą wioskę. Sogetsu pierwszy wyrwał się do pytań, ciekawy owych wodnych oni, ale szybko zamilkł. Najwyraźniej
Kunashi-san, nie wiedział więcej, ponad to, co wiedzieli w stolicy. Natomiast
Kohen bardziej był ciekaw liczebności tutejszych sił.
-Noo... jestem ja. Czterech... nie...Pięciu bushi, z tym co przybył. I trzydziestu ashigaru. Do tego dwudziestka chłopów, jako tako sprawnych w walce. To dotychczas wystarczało.- stwierdził ronin licząc na palcach.
Jak się później okazało.
Yasuro nie było w wiosce. Wybrał się na wycieczkę po pobliskim lesie, by sprawdzić, czy nie kryje jakichś zagrożeń. Na szczęście
Samisu,stwierdziła, że bez problemu jest w stanie odnaleźć ową grupkę samurajów.
Trójkę łowców więc czekał pracowity dzień. Wszak wiosce przyjdzie się zmierzyć, nie z jednym...a z dwoma zagrożeniami naraz.