Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2011, 13:04   #94
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Leiko wróciła do swych towarzyszy, którzy... znaleźli już chatkę odpowiednią na spoczynek. I idealną do obrony, w razie, gdyby Matka Głodu nie była jedynym czającym się w tym lesie zagrożeniem.
Takie wioski jak ta, kryły bowiem inne zagrożenia. Takie jak dusze, które nie zaznały spokoju po śmierci.
I wracają nocami by prześladować żywych.
Nie tak potężne zagrożenia jak oni, ale... nadal zagrożenie.
Łowczyni łatwo mogła odczytać twarze swych towarzyszy, gdy szykowali się do podziału wart. Zamyślenie u Kohena, niecierpliwość u Sogetsu. Nerwową niecierpliwość. Czyżby młody łowca prowadził jakąś osobistą wendettę przeciw oni? I czemu zaciskał nerwowo dłonie na swym tachi, z którym nie rozstawał się, ani na moment.
A Takami? Wychudzony i śmiertelnie blady czarownik, miał spokojne spojrzenie i skupione. Ale gdy natykali się na bestie w jego oczach zdawał się płonąć taki sam ogień nienawiści co u Kazamy. Nic dziwnego, że się polubili. Nic dziwnego, że mieli wspólne sekrety.
Nic dziwnego, że z takim zapałem parali się swym zajęciem.

Noc...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=x640eqzhMEo[/media]

...upłynęła spokojnie. Jedynie widma jakie nawiedzały trójkę łowców to widma przeszłości z ich snów.
O poranku głód przypomniał łowcom, że wyruszyli w pośpiechu i bez planu. I bez zapasów jedzenia.
Pozostało udać się więc zapuszczoną ale wciąż wyraźną drogą prowadzącą z wioski. I mieć nadzieję, że doprowadzi ona do zamieszkałych terenów.
Spokojny spacer, trwał trzy godziny nim trójka łowców dotarła do kolejnej wioski na brzegiem rzeki.
Ufortyfikowanej wioski i pełnej życia wioski.
Na widok zbliżających się wędrowców, kilku wieśniaków i jeden ashigaru ruszyli w ich kierunku. Inni pognali do centrum wioski, zapewne powiadomić starszyznę i być może kogoś jeszcze.
Sama wioska była dość duża, ale... zdyscyplinowana.
Zaskoczenie mogły budzić same fortyfikacje, zbudowane z naostrzonych palików bambusa,ustawionych pod kątem w kierunku strony “wroga”... w kierunku rzeki.

Gdy trójka łowców przedstawiła się wioskowym strażnikom. Ashigaru rzekł.- Rzeczywiście wczoraj do wioski dotarł konno samuraj-sama z rannym Jia-Min-sama. Obrażenia mnicha są ponoć dość poważne, a i sam mnich stracił dużo krwi. Ginsei-san opatrzyła go i podała mu jakieś napary, ale... -wzruszył ramionami.- Kami jedynie wiedzą, czy z tego wyjdzie. Samurai-sama zatrzymał się w chacie Sansa-san, to największa chata, a zresztą...- rzekł włócznik machnął ręką w kierunku grupki chłopek i wrzasnął.- Samisu! Samisu-san!

Do rozmawiającej grupki podbiegła młoda, acz ładna wieśniaczka. Szczególnie zwracały uwagę jej duże sarnie oczy.

-Taaak. O co chodzi.- rzekła zaraz po skłonieniu się o
bcym.
-Zaprowadź tę trójkę łowców, do Kuma-sama. On będzie wiedział co zrobić.- rzekł ashigaru i dodał.-Ona będzie waszą przewodniczką. I opiekunką.
-Hai.- rzekła i skłoniwszy się łowcom, rzekła.- Jestem Samisu. Proszę za mną. Jeśli czegoś będziecie potrzebowali, to proszę... powiedzcie. A ja już postaram się pomóc.

Cała trójka więc ruszyła za Samisu, w kierunku dużego młyna na obrzeżu wioski. Siedziby owego tajemniczego Kuma-sama.
Młoda wieśniaczka z uśmiechem odpowiadała na pytania łowców i obiecała zająć się ich potrzebami, zaraz po spotkaniu z owym tajemniczym Kuma-sama. O którym nie mówiła wiele, poza tym, że jest obrońcą przysłanym przez klan Hachisuka.

Kuma-sama okazał się być rosłym i szerokim w barach roninem ubranym w nieco znoszone kimono.
Niedogolona twarz, zmierzwione czarne włosy związane z tyłu i rzucona niedbale katana oraz puste dzbany po sake, dość wyraźnie mówiły o podejściu tego ronina do dyscypliny.


Sama Kuma spał chrapiąc głośno, na podłodze młyna.
-Kuuuuma-saaaan.- rzekła czerwieniąc się ze wstydu oraz gniewu Samisu i kopiąc samuraja w kostkę.- Mieliście treeenować.
-Odejdź. Treeenuję.
-odparł przez sen Kuma i obrócił się na bok.- Reeegenureję siły. Odejdź ptaszyno.
-Kuuuma-saaaan. Macie gości.
- Samisu jednak nie ustępowała.
-Niech przyjdą później. Nie widzisz że zajęty jestem, natrętny ptaszku.- burknął przez sen ronin. I naraził się tym na gniew "ptaszyny". Zacisnąwszy dłonie w piąstki, dziewczyna z całych sił kopnęła ronina w zadek.
To niewątpliwie obudziło pijaka. Zerwał się na nogi ryknął głośno swym chrapliwym basem.- Co ty sobie wyobrażasz tak mnie budzić! Oj... niech no cię...!
Kuma... było dobrym przydomkiem. Rzeczywiście swą posturą osiłka przypominał niedźwiedzia.
Kuma... niedźwiedź. Nie był jednakże tak agresywny jak to zwierzę.
Spojrzał w kierunku trójki łowców i zerkając im się rzekł.-A ci, to kto?
-To łowcy Kuma-san.-
rzekła Samisu i dodała cichaczem.- Przybyli pomóc. Och, Kuuuma-san. Wyglądasz jak moczymorda. Mówiłam, że czas o siebie zadbać.
-Cicho kobieto, bo ci skrócę o głowę. Wyglądam bardzo dobrze...-
otarł dłonią twarz z śliny i resztek śniadania.- Do czego to doszło, żeby wieśniaczka pouczała samuraja.
Wieśniaczka jakoś nie przejęła się pogróżkami ronina. Widać ten niedźwiedź więcej ryczał, niż gryzł.
A sam Kuma spojrzał na trójkę łowców, już bardziej trzeźwym spojrzeniem.


Wysoki i niezabliźniony ronin był mocarnie zbudowany. I strasznie wysoki. Blizny na twarzy i torsie świadczyły o doświadczeniu wojennym. Stare i znoszone kimono o biedzie, a włosy o... niechlujstwie. Długie i nieułożone, przypominały grzywę zdziczałego konia.
-Kunashi Marasaki... dla przyjaciół Kuma. Łowca oni.- usmiechnął się i rzekł.- Proponuję od razu przejść do rzeczy. Tej wioski strzegę ja... już od dłuższego czasu. Robota w sumie niezbyt trudna. Oni atakują po zmierzchu i w dużych ilościach. Są to stwory zbudowane z wody, więc ogień radzi sobie z nimi dobrze. Katana też, jeśli wie gdzie się uderzyć. Tyle, że oni atakują kilka wiosek. A Sagi strzeże drugiej.

Sagi... Czapla. Niewątpliwie przydomek drugiego łowcy. Czyżby się dobrze znali?
-Pozostałe mniejsze wioski, strzegą się same. Na szczęście, jakoś to im wychodzi.- wzruszył ramionami ronin. I uśmiechnął się wesoło.- Więc każda pomoc się przyda. W mniejszych wioskach są, co prawda zawsze jacyś bushi. Przynajmniej jeden. Oraz świeżo przeszkoleni ashigaru. Więc są w stanie pokonywac bestie, ale to do niczego nie prowadzi. Potwory przychodzą co noc, my je odpieramy i krąg się zamyka.
Owe wodne oni to niewątpliwie czyjeś sługi wysyłane do boju. Ale nie wiem czyje.-

Podrapał się małym palcem za uchem, ignorując wzburzenie malujące się na twarzy Samisu i mówił dalej.- Wczoraj przybył jakiś samuraj z rannym Jia-minem. Ponoć ważna persona, ten samuraj. Stwierdził też, że trójka łowców którzy mu towarzyszyli, wyruszyła polować na jakieś oni. Tak więc, jak wam poszło? Owocne były te łowy?

-Iye.- stwierdził Kohen i dodał po chwili.- Oni nam uciekł. I może zaatakować tą wioskę.

Sogetsu pierwszy wyrwał się do pytań, ciekawy owych wodnych oni, ale szybko zamilkł. Najwyraźniej Kunashi-san, nie wiedział więcej, ponad to, co wiedzieli w stolicy. Natomiast Kohen bardziej był ciekaw liczebności tutejszych sił.
-Noo... jestem ja. Czterech... nie...Pięciu bushi, z tym co przybył. I trzydziestu ashigaru. Do tego dwudziestka chłopów, jako tako sprawnych w walce. To dotychczas wystarczało.- stwierdził ronin licząc na palcach.

Jak się później okazało. Yasuro nie było w wiosce. Wybrał się na wycieczkę po pobliskim lesie, by sprawdzić, czy nie kryje jakichś zagrożeń. Na szczęście Samisu,stwierdziła, że bez problemu jest w stanie odnaleźć ową grupkę samurajów.

Trójkę łowców więc czekał pracowity dzień. Wszak wiosce przyjdzie się zmierzyć, nie z jednym...a z dwoma zagrożeniami naraz.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-05-2011 o 13:38. Powód: ważne poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem