Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2011, 23:03   #213
Gekido
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Era spojrzała bezradnie na komunikator usiłując przełknąć jakoś rosnący gniew i bezsilność, która dusiła ją na myśl o sytuacji w jakiej sie znaleźli. Nie mogła nic zrobić. I musiała to jakoś przełknąć.
Opuściła kokpit wolnym krokiem zmierzając do sypialni gdzie zostawiła Tamira. Szła cicho w obawie żeby go nie obudzić, potrzebował snu żeby zregenerować siły. A farmakologia chroniła go przed koszmarami, z którymi będzie musiał się zmierzyć na jawie. Śmierć towarzyszy, których chwilowo nie mieli, kiedy opłakać. Póki byli na tym tonącym w żarze świecie nie mogła sobie pozwolić na łzy. Nie w chwili gdy trzeba być gotowym na przybycie wroga.
Ostrożnie zajrzała do pokoju.
Tamir nie spał już od jakiegoś czasu. Jednak nie miał ochoty na opuszczanie łóżka w poszukiwaniu kogokolwiek z towarzyszy. Zresztą nie wiedział kogo mógłby szukać. Wiedział o Mistrzu Karnishu i Erze, oni na pewno przebywali na Ambasadorze. Ale w tej chwili nawet tego nie był pewny. Zresztą nie przejmował się tym zbytnio. Lepiej niż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że znów jest jak kula u nogi, dlatego nie zdziwiłby się, gdyby pozostali ruszyli się rozejrzeć, zostawiając go samego na statku.
Od czasu pobudki nie próbował opuszczać łóżka. Leki, które dostał uśmierzały częściowo ból, a on czuł się wyspany i wypoczęty, ale miał na tyle oleju w głowie, żeby się nie ruszać. Zresztą spodziewał się, że prędzej czy później i tak ktoś do niego zajrzy. Ciche syknięcie drzwi sprawiło, że leniwie odwrócił głowę w tamtą stronę i uśmiechnął się delikatnie na widok swojego gościa.
- Możesz wejść, nie śpię już od jakiegoś czasu. -
Dziewczyna również sie uśmiechnęła, szeroko, szczerze.
- Jak sie miewa mój ulubiony pacjent? – spytała.
- Mógłbym rwać uszy Gundarkom. - odparł przeciągając się nieznacznie. - Acz i tak mogłoby być lepiej. -
- Urywać uszy? Nie powiem ciekawe hobby. Masz takich więcej?- usiadła na skraju posłania. - Zawsze może być lepiej, zawsze może być gorzej
- Taa, lądowanie w skrzydle szpitalnym to moje kolejne hobby. - odparł, acz z niewielką wesołością. - Tym razem kiepsko mi poszło, skoro obyło się bez kąpieli w zbiorniku z bactą
- Jakbym wcisnęła na tego trupa zbiornik z bactą już byś w niej pływał i pewnie był na chodzie – odpowiedziała. – Jak tam? Nie głodny? Nie mamy tu zbyt wykwintnego menu ale zawsze coś dla ciała.
- Tylko trochę głodny. - odparł, unosząc się na przedramionach. Dała o sobie przy tym znać rana z boku. Ale tylko przelotny grymas pojawił się na twarzy Zabraka i równie szybko zniknął. - Wracamy już na Coruscant?-
- Natychmiast gdy tylko Irton znajdzie Ziewa i Kastara. Nie wiem jak ty, ale ja mam juz powyżej uszu piasków. – odpowiedziała. – Zaraz przyniosę ci coś ciepłego.
Po chwili wróciła z kubkiem parującego bulionu.
- Mniej mdłe niż papka a za to łatwiejsze we wchłanianiu – podała mu kubek.
- Oby to nie potrwało długo. - wziął kubek i ponownie nawiązał do informacji otrzymanych od Ery. - Chcę już opuścić to zakazane miejsce i poczuć spokój Świątyni. - westchnął. - Cokolwiek, byle z dala od wojny i jej konsekwencji. -
- Też mam nadzieję, ze szybko ich znajdzie. To był mój „genialny” pomysł żeby się rozdzielić – westchnęła ciężko patrząc na Zabraka, miała dziwne wrażenie, że znowu coś między nimi wisi, jakaś czujność, niepokój, duszący brak swobody. – Trochę spokoju przydałoby się nam wszystkim i dystans... dystans od tego wszystkiego.
- Taak. - westchnął przeciągle, upijając łyk zawartości kubka. - Ale nie wiem na ile spokoju będziemy mogli liczyć po powrocie. Tym bardziej, że każde z nas będzie musiało składać raport Radzie osobno. Nikt z nas nie próżnował. Ty byłaś więziona przez Mrocznego Jedi, a ja jednego ukatrupiłem. - westchnął teatralnie. - Chyba będę musiał poszukać nowego śmiertelnego wroga. -
Era delikatnie wyciągnęła rękę do Tamira.
- A może czas ruszyć do przodu nas śmiertelnymi wrogami... zanim następny ukatrupi ciebie. – odpowiedziała. – A po rozmowie z radą dadzą nam pewnie parę dni spokoju.
Tamir zaśmiał się.
- Pomyślę nad tym. - obiecał ujmując dłoń Ery i pogładził kciukiem wierzch jej dłoni. - Kilka dni się przyda. Ale chyba będę potrzebował dłuższego wolnego, niż parę dni. - dodał dziwnym tonem
- Coś się stało? – spytała zaniepokojona. – Chodzi o Jareda i Nejla?
Tamir skinął głową i zamyślił się. Jego wzrok był utkwiony w zawartości kubka, a kciukiem wciąż gładził wierzch dłoni Ery. Gdy kątem oka na nią zerknął, nie bardzo wiedział czy może jej powiedzieć prawdę.
- Powiedzmy, że ich śmierć ma dodatkowe konsekwencję, poza utratą przyjaciół i dobrych wojowników. -
D’an przez chwilę milczała czując lodowaty język strachu na karku.
- Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć, prawda? – spytała mocno ściskając jego dłoń.
- Wiem. Wszystko, co dotyczy nas i tego co dzieje się ze mną. Co mnie trapi, jakie mam wątpliwości. - powiedział uspokajająco. - Nie wiem, czy powinienem mieszać cię w to, co wiem. Mam wrażenie, że to, że ja wiem, to i tak o jedną osobę za dużo. Ale... - westchnął ciężko. - Mogę potrzebować pomocy w poszukiwaniach. Ale to znaczy, że będę musiał odsunąć się od działań wojennych na jakiś czas. Otwartych, czy też tajnych, jak teraz. -
- Pomocy w poszukiwaniach czego? – spytała marszcząc brwi.
- Raczej kogo. - odparł spokojnie, acz niezbyt przekonany, czy powinien dzielić się z Erą całą swoją wiedzą. - Ostatnia prośba umierającego Nejla. -
Westchnęła ze smutkiem. Strach zmienił się w napięcie. Jeśli to były jakieś kłopoty tym razem to nie Tamir je wywołał.
- Jaka to była prośba.
- Mam zaopiekować się pewną osobą. - odparł odwracając głowę w kierunku dziewczyny. Jednocześnie odłożył kubek. - To dziecko. Nie wiem w jakim wieku, ale znam imię i nazwisko. To może jakoś pomóc. -
- Dziecko? Czemu Nejl chciał żebyś zaopiekował sie dzieckiem? - spytała.
Tamir patrzył Erze głęboko w oczy. W jego spojrzeniu była duża siła i pewność. Patrzył na nią w sposób, który mówił, że będzie musiał to i tak zrobić. Nie wiedział, co mogła jeszcze wyczytać w jego spojrzeniu. Może całą prawdę związaną z tym zadaniem, z tym brzemieniem, które Zabrak chciał na siebie wziąć?
- Całkiem możliwe, że to dziecko jest wrażliwe na Moc. -
Gwizdnęła cicho, zdaje się, ze Nejl był bardzo niegrzecznym chłopcem.
- Jego dziecko?
Zabrak przytaknął nieznacznie głową. Era nie powinna wiedzieć. Nikt nie powinien wiedzieć, ale ufał jej. Ufał temu, że nikt więcej nie pozna sekretu zmarłego Jedi.
- Teraz wiesz, dlaczego to tak ważne dla mnie. -
Westchnęła, no tak to mogła być ciężka misja. Z drugiej strony umierającemu przyjacielowi nie sposób odmówić.
- Chcesz je znaleźć – powiedziała i to nie było pytanie.
- Tak. - przyznał. - Chcę spełnić jego prośbę. Muszę się jednak zastanowić, jak się nim zaopiekować. - westchnął ciężko, spuszczając na chwilę głowę. - Ale wiem, że będę to robił najlepiej jak potrafię. Po tym bólu jaki był wymalowany na jego twarzy. Jaki czułem, gdy odchodził... gdy powierzał mi swój sekret... -
Ścisnęła mocno rękę Zabraka starjąc się przekazać mu jak najwięcej ciepła. Historia brzmiała znajomo. Dość by na chwilę skleić jej gardło.
- Trzeba przynajmniej sprawdzić jak ma się dziecko... być może jego matka sobie radzi i w sumie niewiele pomocy jej potrzeba - stwierdziła. - Powinna się dowiedzieć co się stało.
- Wiem. Pomyślałem o tym. Ale trzeba ich znaleźć, a do tego trzeba się znaleźć na Coruscant. - powiedział, sięgając ręką w kierunku twarzy Ery. Jego dłoń spoczęła miękko na policzku dziewczyny. - Będzie dobrze. Jakoś się pozbieramy i wszystko poukładamy. -
Nie wiedział, skąd wziął się u niego ten optymizm. Może to bliskość Ery tak na niego działała?
- Będzie – uśmiechnęła się. Znów zadziałało cudowne prawo wyłączania logiki w towarzystwie Tamira. – Tęskniłam za tobą.
- Ja za tobą też... - uśmiechnął się do niej promiennie. I chociaż był to szczery uśmiech, to nie miał aż takiego blasku jak wcześniej. Nawet Elom nie odbił się tak na Zabraku. Część blasku pewnie zabierało podbite oko i pęknięta warga, ale to nie było tylko to.
- Mogę liczyć na nieco mniejszą odległość między nami? - zapytał uśmiechając się łobuzersko
Na chwile znów wszystko wydawało się jak trzeba. A może po prostu nie myślała o tym co było nie tak?
- Sam byś się trochę podniósł leniu – powiedziała nachylając się nad nim z uśmiechem.
Zabrak pokręcił tylko nieznacznie głową i uniósł się nieco bardziej. Jednak to było wciąż za mało, by ich usta mogły się zetknąć. Nadal dzieliło ich te kilka centymetrów, których Tamir nie miał zamiaru pokonać.
- Czekam. - powiedział
- Czy ja napradę wszystko muszę robić sama? - spytała cicho i pocałowała zabraka. I świat znowu przestał istnieć na tych kilka magicznych chwil kiedy dwa oddechy zlały się w jeden.
- Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem. - powiedział, gdy ich usta się rozłączyły, a pomiędzy nimi znów zawitała pusta przestrzeń, wypełniona przyspieszonym oddechem Zabraka. - I jak bardzo się bałem, że już więcej nie będzie mi dane cię zobaczyć. -
- Mężczyźni, wam tylko jedno w głowie - odpowiedziała Era omiatając swoim oddechem usta Tamira, słowa nie były w stanie wyrazić o czym teraz myślała i na co miała ochotę. Tyle, ze aż za dobrze znała stawkę w tej grze, opowieść o synu Nejla aż za dobrze jej o tym przypomniała.
- Musimy być ostrożniejsi... - szepnęła całując Jedi w kącik ust po czym położyła głowę na jego ramieniu.
Tamir objął ją czule. Świadomość, że byli teraz sami i, że nie musieli się kryć ze swoimi uczuciami, poprawiała mu nastrój. Jednak groźba śmierci któregoś z nich wciąż wisiała w powietrzu. A ostatnie wydarzenia tylko to potwierdzały.
- Przede wszystkim, musimy postarać się o znacznie lepszy wywiad. - mruknął. - Już któryś raz wpadamy przez nich w tarapaty. Zaczynam podejrzewać, że mamy wśród nich ludzi Separatystów. -
Zabrak nie zrozumiał o co jej chodziło, ale w sumie była nawet wdzięczna za zmianę tematu. Odetchnęła wsłuchując sie w miarowe bicie serca Tamira.
- Ja raczej podejrzewałam twie’lekańskie nimfomanki, dają ciała na wszystkie strony – stwierdziła. – Chyba sama sobie zrobię rozpoznanie przed następną misją.
- A ja zajmę się poważną rozmową z naszymi agentami. - powiedział ostro. - To się nie może ciągle powtarzać. Jeżeli są wśród nich agenci Separatystów, to trzeba ich wykryć. Do tej pory działaliśmy mało stanowczo w tej kwestii. Nie mam zamiaru oglądać kolejnych przyjaciół umierających przez niekompletne lub fałszywe informacje. - Ostre tony wyraźnie przebijały w głosie Zabraka
- Wiesz... – oparła brodę na dłoni złożonej na piersi zabraka. – …żeby to zbadać trzeba by samemu do rozpoznania wstąpić
- Wszystko jedno. Coś zrobić trzeba. - powiedział niezwykle pewny swoich słów. - Na blasterowe błyskawice! - zaklął poddenerwowany. - Guzik teraz zrobię! Dalej siedzimy na tym odludziu Galaktyki, a ja znów chce robić za zbawcę wszystkich i wszystkiego! -
- ”Na blasterowe błyskawice” – Uniosła brew. – Dużo się po kantynach ostatnio latało, co? – Podniosła się i wolną ręką pogładziła zabraka po policzku. – Wiesz... z ratowaniem innych jest tak, że jeśli nie pomyślisz o swoim bezpieczeństwie nie zdołasz nikogo ocalić. A ty chyba trochę o własnym bezpieczeństwie zapominasz kochanie.
- Niby jak miałem ostatnio o nim pamiętać? - zapytał z westchnieniem. - Wszyscy myślą, że pakuję się w kłopoty specjalnie. Że szukam adrenaliny i bez zagrożenia nie mogę żyć. A ja nie mam na to aż takiego wpływu, jak się niektórym wydaje. -
- Wiem... masz straszny pech... ale myśl trochę więcej o sobie, dobrze? – spytała.
- Postaram się. - mruknął. - Może zamknę się na jakiś czas w swoim pokoju w Świątyni? - myślał głośno, po czym osunął się trochę niżej. Syknął przy tym nieznacznie z bólu. - Jeżeli masz chwilę czasu, to może pokażesz mi, jak mogę się sam połatać? Nie zawsze będę mógł czekać, aż ty to zrobisz. - poprosił
- Studia medyczne w pigułce, co? – podniosła się do pionu. – Przede wszystkim noś odpowiednio wyposażoną apteczkę… zaraz wracam.
Pobiegła po jedną z dwóch zapasowych apteczek na statku i zaraz wróciła z nią do Tamira.
- To jest optymalny. Przetestowany na Caprice zestaw gdzie znajdziesz coś na każdą okazję… – Rozłożyła apteczkę pokazując mu serię stabilizatorów, bandaży nasączonych bactą i leków. – Teraz po kolei…
Wyjmowała każdy z elementów tłumacząc jego zastosowanie na przykładach i ogólnie.

Tamir tymczasem siedział na swoim łóżku i próbował ochłonąć. To, co się wydarzyło przed chwilą... nie potrafił tego zrozumieć. Wszystko działo się za szybko. Mroczny Jedi, nie Korel, bo ten był martwy, nie Artel, bo wyglądał inaczej i nosił inne imię, wdarł się na Ambasadora i chciał ich zabić. Kolejny Mroczny Jedi? Trzeci? Trzeci, podczas gdy na planecie miał być tylko jeden? JEDEN!!
Zabrak nie rozumiał. Jego umysł, mimo skoku adrenaliny związanego z bliskością śmierci tak realną, że właściwie czuł jej oddech, nadal był nieco zaćmiony przez leki, które Era mu podała jakiś czas temu. Medykamenty, które uśmierzały ból, niestety osłabiały organizm i otępiały do tego stopnia, że Torn nie mógł zrobić nic. Absolutnie nic. Gdy ten cały Ennrian stał nad nim, by jednym ruchem móc go zabić, Tamir nie potrafił się skupić, by przyzwać na pomoc Moc i zaatakować. By bronić siebie i pomóc ukochanej.
Ale to wydarzyło się chwilę temu. Ledwie parę minut. O tym, że niemal zginęli z ręki kolejnego upadłego Jedi na Tatooine, przypominał tylko płaszcz Ennriana leżący na podłodze sypialni. Na szczęście, chyba tylko dzięki woli Mocy, nikt nie zginął w czasie tej potyczki. Ale Mistrz Karnish został ranny, sam Tamir nie był do niczego przydatny, o czym przekonał się nie tylko, gdy był łatwym celem dla Mrocznego, ale też gdy próbował ruszyć za Erą i Karnishem, a przewrócił się i leżał przez chwilę.
Wiele myśli i uczuć w nim krążyło, gdy patrzył na młodą Jedi, która przywlokła Karnisha do sypialni i zajmowała się teraz jego opatrunkami. Był zły. To było uczucie, które dominowało, ale ciężko było ustalić kierunek gniewu. Bo co go tak naprawdę nakręcało najbardziej? Własna bezsilność? To, że znów był bezużyteczny i mógł robić za łatwy cel dla Mrocznych Jedi, których w ogóle nie powinno tu być? A może na zwiad Republiki, który znów zawalił przez co śmierć ponieśli już Jared i Nejl, a teraz niewiele brakowało i cała ich trójka mogła do nich dołączyć!
- Co to, na gniazdo Mynocka, miało być?! - zapytał, zaciskając dłonie w pięści. - Kolejny Mroczny Jedi?! O ilu jeszcze nam nie powiedziano?! Może wdepnęliśmy w ich legowisko, że wyłażą jeden za drugim?!- irytacja i złość były wyraźnie słyszalne w słowach młodego Jedi. Bezsilność. Własna bezsilność. To było to, co napędzało jego złość.
- Zrób coś z moją nogą. - zwrócił się w kierunku Ery. W jego oczach widać było determinację, wymieszaną ze złością i wolą walki. Płonęły chęcią działania. Cała radość, ten błysk, który w nich zwykle był gdzieś zniknęły.
- Ustabilizuj, bym mógł się poruszać, a nie leżał jak ofiara grzecznie czekająca, aż dopadnie ją drapieżnik. - uporczywie wpatrywał się w Erę, widząc w niej jedyną nadzieję na szybką możliwość jakiejkolwiek przydatności dla drużyny. - Jeśli będzie trzeba, to amputuj. Zrób cokolwiek, bylebym tylko nie leżał tu bezczynnie. -
 
Gekido jest offline