Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2011, 15:13   #21
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Wszystko było już ustalone, drużyna podzieliła się na dwie grupy. Większą stanowiły osoby, które pod przewodnictwem Foxa chciały przy pomocy skrótu objechać główne siedlisko czerwi pustynnych. Druga grupka w której skład wchodziły jedynie dwie osoby : Vergil oraz Nancy postanowiła wyminąć robale dłuższa acz bezpieczniejszą drogą. Silniki zostały odpalone, a obie grupy ruszyły w swym kierunku, jednak nawet w najlepszym planie często natrafia się na nieprzewidziane dziury.
Tym razem była to wadliwa maszyna.
Golem-667 przez szwankujący system słuchowy nie do końca zrozumiał jaki był plan, następnie zawiodły ośrodki odpowiedzialne za ruch, przegląd był mu już dawno potrzebny. Gdy obie grupki były już dobry kawałek od skalnej płyty na której się zatrzymali usłyszeli dość głośny trzask. Wszyscy odruchowo odwrócili się w stronę źródła dźwięku.
Odgłos wywołał mobil golema, który bez sprawnego kierowcy, potoczył się przed siebie, wywracając się i koziołkując na jednej z piaszczystych tub. Nim ktokolwiek zdążył wymówić przekleństwo, piasek eksplodował w wielu miejscach, na skutek wyskakujących zeń czerwi.


Jeden z gigantycznych robali paszczą upadł na miejsce gdzie przed chwilą leżał pojazd golema, jak i sam kierowca. Rozległ się szczęk miażdżonego metalu, a robal ponownie zniknął pod ziemią. Na piasku zostały tylko kawałki rozerwanego na strzępy mobilu jak i golema. Jednak nie tym było teraz trzeba się martwić, bowiem odgłos pracujących silników większej grupy zwabił czułe zmysły czerwi pustynnych...

Fox, Sona, Buckley, Borya, Lfert


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Tk9dzqIhupU&feature=related[/MEDIA]

Powstające wybrzuszenia na piasku, świadczyły o tym że robale zmierzają w waszym kierunku. Co gorsza nie można było wrócić na płytę z której wyjechaliście, bowiem wiązało by się to z przejechaniem po samych czerwiach. Fox jako doświadczony przewodnik po tych piaszczystych terenach zareagował niczym błyskawica. Od razu wydał rozkaz do rozproszenia się, oraz przycisnął pedał gazu jak tylko się dało, ruszając przed siebie w celu dotarcia do kolejnej płyty skalnej.
Grupa rozproszyła się na wszystkie strony, zachowując jednak jeden kierunek. Lfert na swym koniu bez problemu wyprzedził wszystkich, niczym błyskawica pędząc w stronę wskazaną przez Billiego , sam przewodnik jednak był niemal tuż za nim wyciskając ze swej maszyny co tylko się dało.
Sona odbił na lewo, zaś jeden robal pędził tuż za nim. Chłopak manewrował motocyklem jak tylko umiał, robale bowiem do bardzo zwrotnych nie należały. Piasek za nim został rozrzucony na boki, gdy wyskoczyła z niego potężna głowa piaskowego czerwia. Sona jednak zareagował niczym profesjonalista, robiąc zwrot przez kierownicę, oraz lekko spuszczając nogę z gazu. Wielkie niemal dziesięciometrowe cielsko pustynnego łowcy, przetoczyło się nad nim, paszczą lądując w miejscu gdzie znalazłby się gdyby jechał normalnie. Chłopak jednak nie miał czasu na celebrowanie tego małego sukcesu, tylko czym prędzej ruszył w stronę płyty skalnej.
Największe problemy mieli Buckley oraz stary Iwanowicz. Wspólna jazda nie szła im jeszcze najlepiej, zaś pojazd obciążony Vovą był wolniejszy od reszty. Jednak sam zwierzak był niczym radar na czerwie, jego słuch nadawał się idealnie do ich wykrywania. Właśnie ta zdolność uratowała dwójkę kierowców przed pożarciem, bowiem małopolud wyskoczył ze swego kosza, w mogło by się zdawać przypadkowe miejsce na pustyni. Jednak w okres krótszy niż jedno uderzenie serca, Vova siedział już na grzbiecie jednego z czerwi który wyskoczył z piasków. Ostre pazury tresowanego mutanta, rozdarły ciało robala, który wydał charakterystyczny pisk, od razu nurkując w piasek. Gdyby nie ta interwencja grupa zmniejszyłaby się o dwie osoby. Zwierzak Iwanowicza silnym susem wrócił do swego kosza, zaś ranny robak zrezygnował z pościgu za zwierzyną.
Wszyscy dotarli bez szwanku, choć z szybciej bijącymi sercami na półkę skalną, gdzie z wyłączonymi silnikami przeczekali polowanie robaków.

Reszta drogi przebiegła już bez większych ekscesów, lecz łatwą nazwać jej nie można było. Wiele razy drużyna zmuszona była do postojów, zawracania oraz rozpraszania się, jednak Fox kontrolował te manewry bez błędnie. Gdy słońce zaczęło wschodzić, wszyscy mimo zmęczenia pędzili przez pustynię w stronę Luny. Dzięki decyzji podróży w po zachodzie słońca, jak i użyciu skrótu grupa mogła dotrzeć do miasta jeszcze tej noc.
Gdy słońce stało już wysoko wszyscy potraktowali odpoczynek w cieniu wielkiej skały z ulgą. Wreszcie mogli się przespać, jak i spożyć jakiś syty posiłek ( o ile żarcie z puszek sytym można nazwać.)
Jako pierwszy na warcie stanął Sona który jako jedyny spać nie miał zamiaru.

Gdy słońce poczęło chylić się ku zachodowi, łowcy ponownie zasiedli na swych maszynach i z rykiem silników pognali w stronę Luny. Przyjemnym wietrzyk smagał ich po twarzach, sprawiając, iż jazda była nawet przyjemna. Stopniowo jednak wiatr nabierał na sile, pierw było to nawet przyjemne, potem jednak zaczęło utrudniać jazdę. Piasek uderzał w oczy i gogle ograniczając widoczność, małe kamyczki smagały łowców po twarzy, ciężko było oddychać, i wcale nie zapowiadało się na to by wichura miała ustać.
Jadący na czele grupy Lfert po godzinie jazdy zatrzymał swego mechanicznego konia na małym wzgórzu. To co zobaczył od strony w która zmierzali nie napawało go optymizmem, innych którzy wjechali na szczyt góry zresztą też nie. W ich stronę bowiem szybko zbliżały się tumany wzburzonego piasku – silna jak na te rejony burza piaskowa.


Fox jednak wiedział że w tych rejonach Toris burze piaskowe nie trwają zwykle długo, za godzinę, lub dwie droga powinna być przejezdna. Oczywiście przy dużej dozie szczęścia i jeszcze większej szaleństwa można było próbować przebić się przez wzburzony piasek, chociaż logicznym rozwiązaniem zdawało się być ukrycie w pobliskiej jaskini. Jednak była tez druga strona medalu o której wiedział stary treser jak i Billy. W jaskiniach takich jak ta za dnia lubiły chować się czerwie pustynne, chociaż nie było to regułą. Zwłaszcza że powoli zbliżał się wieczór, więc czerwie zapewne opuściłyby już schronienie. Decyzje, całe życie się na nich opiera, teraz zaś było trzeba zadecydować, co robić?

Vergil, Nancy


Mieliście sporo szczęścia bowiem czerwie pustynne skierowały się za drugą grupą, was zapewne nie zauważając. Bez problemu więc ruszyliście obraną przez siebie trasą. Droga była spokojna, nudna wręcz. Pustynia nie jest miejsce gdzie można podziwiać widoki, zaś sama sytuacja też do tego nie skłaniała. Droga przez was obrana była dłuższa niż typowa trasa do Luny, nie marnowaliście więc czasu na zbędne postoje. Świt nadszedł wcześniej niż można by się tego spodziewać, do miasta zaś był jeszcze spory kawałek. Zatrzymaliście się dopiero gdy słońce uniemożliwiało jazdę. Była was tylko dwójka więc warty, następowały w odstępach czasu. Jedynie Claudia nie musiała się tym martwić, bycie młodym ma swe przywileje.

Gdy ruszyliście ponownie na podstawie mapy, Vergil ocenił że jeżeli znowu zadecydujecie się podróżować w nocy, to do Luny dotrzecie o świcie. Była to kwestia do ustalenia, teraz bowiem ile tylko siły w ścigaczach pędziliście przed siebie. Gdy blisko było już do wieczora zatrzymaliście na wysoko usytuowanej półce skalnej, by ustalić co dalej. W oddali na horyzoncie szalała burza piaskowa, ale zanim tam dotrzecie pewnie już się uspokoi. Bardziej martwiący był jednak cienki słup dymu widoczny na zachodzie, nie był on zbyt daleko. Czyżby ktoś rozbił tu obóz?
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline