Mallorn wstał w dobrym humorze. Nigdy nie potrzebował zbyt wiele snu. Chyba, że po upojnej nocy z hożą dziewoją, ale to inna sprawa.
- Eeech, stare dobre czasy – westchnął czarodziej do słodkich wspomnień.
Młode cintryjskie winko zawsze wprawiało go w pogodny, choć trochę melancholijny nastrój. O dziwo, mimo że bukłaczek był całkiem pusty, nie miał nawet kaca. „Górskie powietrze, ot co” – skonstatował trzeźwo.
Humoru nie zepsuł mu nawet fakt, że Suir nie kwapił się obudzić go na ostatnią wartę, tylko bezczelnie poszedł spać.
- Suir, smyku – zwrócił się do młodego adepta sztuki magicznej, manewrując „Sroką”, tak by jechali strzemię w strzemię – zapamiętaj mi na przyszłość: „Służba nie drużba”. Jak masz wartę, to masz być, kurwa, karny. Masz być jak magiczny pies wartownik, rozumiesz? Bo inaczej skończysz jak, nie przymierzając, komando elfów w leśnym parku w Novigradzie. To jest martwy – zaakcentował ostatnie słowo. – Zakarbuj, więc sobie raz na zawsze: Warta rzecz święta. Niebezpieczeństwo jest ciche. Nie usłyszysz, gdy nadleci na szarych piórach. Ale możesz przynajmniej ograniczyć niepotrzebne ryzyko.
- A co do Triss… Jakby to ująć, żeby nie zburzyć Twojego światopoglądu, budowanego przez lata, który narzuciła Ci Pani Merigold… O! Może tak Ci odpowiem: „Człowieka poznaje się nie po tym, o czym mówi, ale po tym, o czym milczy”. Więc zamilcz, proszę smyku.
*
Gdy weszli do gospody Cedrik od razu skinął głową karczmarzowi na powitanie.
- Wina, dobry człowieku! – zakrzyknął. – Dla całej naszej trójki. I coś do jedzenia – skierował się ku ławie w środku karczmy.
Widząc po chwili jak dwóch chłystków, szamocze się z biedną kobietą, zerknął na Midaeve i cicho skomentował:
- Wiedźminko, strzyg, wiwern, endriag i wilkołaków wkrótce nie będzie na świecie. Ale skurwysyny będą zawsze. To mi wygląda jak Twoje pierwsze zlecenie na szlaku, bo tutejsi nadają się raczej do ziemi i grzebania w gnoju, niż ratowania niewiast w opresji. Spróbujmy najpierw z nimi po dobroci. Może nam się uda. Wy dwoje, rozmawiajcie jakby nigdy nic, a ja tymczasem...
Skupił się. Wbił wzrok w draba, trzymającego sztylet przy żebrach biednej kobiety. Powoli i starannie wyszeptał słowa zaklęcia uśpienia, składając znaki pod dębową ławą. Gdy skończył, powiedział: - Wiecie towarzysze, zauważyłem ostatnio, że im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.
Ostatnio edytowane przez kymil : 21-05-2011 o 21:48.
|