| Wagner uważnie słuchał Siedlicza, jednoczenie obserwując przez lunetę przeprawiających się orków. Raport kaprala był dobry, mniej więcej to spodziewał się zobaczyć, po wspięciu się na wzgórze. Czas działać. - Z tej setki konnych, tylko niespełna płowa ma cięższe zbroje i oręż. Reszta to strzelcy. Oni nie mają szans w rąbaninie, do jakiej dojdzie, jeśli spróbujemy utrzymać bród. Nawet ci ciężsi nie ustoją, jest ich zbyt mało a wśród orków widzę wielkie bestie, o których tylko słyszałem, ale wiem, że będą dużo trudniejszym przeciwnikiem niż ci z pod wioski. Dzicy orkowie, tak ich nazywają, choć nie wiem, którzy z ich zielonej rasy, mieli by być nie dzicy. W dodatku, jeśli poprowadzimy piechotę do brodu, to zaatakują nas ze wzgórza, osłaniani przed ostrzałem przez drzewa. Nie, sierżancie nie możemy sobie na to pozwolić. Nie wdam się w rąbaninę z liczniejszym i lepszym w takiej walce wrogiem. -
Wagner przerwał na chwile, widząc zbliżającego się kaprala. Wieści nie były najlepsze, ale nie były też najgorsze. Mogło ich tam być pół tysiąca, w dodatku są w traktacie rozkładania obozu. - Poruszmy się zbyt wolno kapralu. Jeśli zostawimy ich sobie za plecami, to z łatwością nas dogonią w nocy a wtedy nie będziemy mieli szans się skutecznie bronić. Co więcej, połączą się z grupa ściągająca nas z tyłu a wtedy będzie nas zbyt mało, aby wydać im bitwę i zniszczyć. Musimy skorzystać z tego, że ich siły są aktualnie podzielone i rozproszone, bo lepszej szansy możemy nie dostać. -
Wagner znowu przerwał, raz jeszcze rozważając wszystkie możliwości, po czym przeszedł do wydawania rozkazów. - Sierżancie Siedlicz weźmie Pan całą jazdę, którą mamy i natychmiast uderzy Pan na orki przy brodzie. Proszę uderzyć szybko i mocno, nie tracić czasu na zmiękczanie ich ostrzałem. Nie mamy go za dużo do zachodu słońca, a bitwa trochę potrwa. Nie są przygotowani do walki, więc powinien Pan ich rozbić i pogonić w stronę obozu i reszty zielonych.
- Jak pójdą w rozsypkę, pogoni ich Pan wzdłuż traktu do obozu, ale tylko cięższą jazdą. Łuczników i kuszników proszę zostawić przy brodzie. Przetniecie liny, którymi pomagają sobie zieloni w czasie przeprawy i szyć do tych w wodzie i na drugim brzegu. Dla strzelców to będzie idealna okazja a i sama przeprawa nowych zielonych się mocno opóźni.
- Cięższa jazda musi sprowokować tych w obozie do ataku. Będzie ich sporo więcej, niż was, wiec powinni chwycić haczyk. Musi się Pan o to postarać, pozorując ucieczkę. Ucieka Pan na wzgórze, na którym teraz stoimy, po drodze zabierając resztę jazy spod brodu. Do tego czasu, będzie już tu stała piechota i strzelcy. Musi ich Pan wystawić na nasz ostrzał. Łucznicy, kusznicy i muszkieterzy zasypia ich ogniem. Być może samo to wystarczy, aby ostudzić ich zapał ale sadzę, że jak poprzednio dopadną do muru z tarcz piechoty. Będą osłabiani przez ostrzał i atakować pod górę, więc piechota powinna wytrzymać. W tym czasie jazda zawróci i uderzy na nich z boku lub z tyłu. To powinno zdecydować o zwycięstwie. -
Wagner spojrzał po swoich oficerach, oczekując komentarzy do swojego planu, o czym wydał końcowe rozkazy. - Sierżancie Siedlicz proszę wziąć ze sobą kaprala. Przyda się Panu pomoc, żeby zapanować nad wszystkim oddziałami. Proszę nie dać się okrążyć i kontrolować działania, szczególnie rycerzy. Nie wolno wam ugrząźć w masie zielonych, w razie czego lepiej wcześniej ogłosić odwrót. Ja zostanę tutaj z sierżantem Schnitze ustawimy piechotę. Strzelcy z przodu, tarczownicy i włócznicy z tyłu. Chłopskich włóczników, zostawimy w odwodzie, na wypadek, gdyby jakieś gobliny lub coś innego próbowało nas zajść lasem z flanki. Z nimi mogą walczyć, orkowie by ich roznieśli. O ile by wcześniej nie uciekli.
- Tak jak ostatnio sierżancie Siedlicz, jeśli usłyszycie róg, to znaczy, że zdarzyło się coś niespodziewanego i jest źle. Wtedy bezwarunkowo proszę zawrócić do piechoty. Pytania? -
Wagenr popatrzył po swoich oficerach, czekając na ewentualnie wątpliwości i pomysły z ich strony. - Do dzieła Panowie, zieloni czekają. Nie bądźmy niegrzeczni i nie naraźmy ich cierpliwości na próbę! – |