Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-05-2011, 20:19   #31
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Klął w myślach na czym świat stoi. Wyglądało na to, że wpieprzyli się po uszy.
Ostrożnie zaczął się wycofywać. Co prawda chciał wiedzieć, co kryją drzewa, ale przede wszystkim musiał ostrzec Wagnera, żeby nie atakował.

Powrót zajął mu niecałe pół godziny, ale w tym czasie Słońce schowało się już za horyzontem.

- Poruczniku! - zeskoczył z konia i podszedł do oficerów zgromadzonych na zboczu. - Trzeba zatrzymać kolumnę. Orkowie są już na tym brzegu w znacznej sile. Zgrupowani są w trzech miejscach, tuż przy rzece, za wzgórzem i w lesie. Za wzgórzem jest równina, tam będzie ich ze dwie setki, z czego połowa to dzicy. W lesie nie wiem ilu, posłałem tam człowieka, żeby sprawdził, ale stawiam, że też sporo. Ja wróciłem najszybciej jak mogłem. Poruczniku, nie chcę szerzyć defetyzmu - zbliżył się do Wagnera, ściszył głos - ale nie damy rady. Nie z tyloma ludźmi i tą hałastrą za plecami. Innemu zwiadowcy kazałem szukać jakiegoś obejścia, ale jeśli nie znajdzie albo nie wróci... - urwał i pokręcił głową.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 23-05-2011, 21:28   #32
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Wagner uważnie słuchał Siedlicza, jednoczenie obserwując przez lunetę przeprawiających się orków. Raport kaprala był dobry, mniej więcej to spodziewał się zobaczyć, po wspięciu się na wzgórze. Czas działać.

- Z tej setki konnych, tylko niespełna płowa ma cięższe zbroje i oręż. Reszta to strzelcy. Oni nie mają szans w rąbaninie, do jakiej dojdzie, jeśli spróbujemy utrzymać bród. Nawet ci ciężsi nie ustoją, jest ich zbyt mało a wśród orków widzę wielkie bestie, o których tylko słyszałem, ale wiem, że będą dużo trudniejszym przeciwnikiem niż ci z pod wioski. Dzicy orkowie, tak ich nazywają, choć nie wiem, którzy z ich zielonej rasy, mieli by być nie dzicy. W dodatku, jeśli poprowadzimy piechotę do brodu, to zaatakują nas ze wzgórza, osłaniani przed ostrzałem przez drzewa. Nie, sierżancie nie możemy sobie na to pozwolić. Nie wdam się w rąbaninę z liczniejszym i lepszym w takiej walce wrogiem. -

Wagner przerwał na chwile, widząc zbliżającego się kaprala. Wieści nie były najlepsze, ale nie były też najgorsze. Mogło ich tam być pół tysiąca, w dodatku są w traktacie rozkładania obozu.

- Poruszmy się zbyt wolno kapralu. Jeśli zostawimy ich sobie za plecami, to z łatwością nas dogonią w nocy a wtedy nie będziemy mieli szans się skutecznie bronić. Co więcej, połączą się z grupa ściągająca nas z tyłu a wtedy będzie nas zbyt mało, aby wydać im bitwę i zniszczyć. Musimy skorzystać z tego, że ich siły są aktualnie podzielone i rozproszone, bo lepszej szansy możemy nie dostać. -

Wagner znowu przerwał, raz jeszcze rozważając wszystkie możliwości, po czym przeszedł do wydawania rozkazów.

- Sierżancie Siedlicz weźmie Pan całą jazdę, którą mamy i natychmiast uderzy Pan na orki przy brodzie. Proszę uderzyć szybko i mocno, nie tracić czasu na zmiękczanie ich ostrzałem. Nie mamy go za dużo do zachodu słońca, a bitwa trochę potrwa. Nie są przygotowani do walki, więc powinien Pan ich rozbić i pogonić w stronę obozu i reszty zielonych.

- Jak pójdą w rozsypkę, pogoni ich Pan wzdłuż traktu do obozu, ale tylko cięższą jazdą. Łuczników i kuszników proszę zostawić przy brodzie. Przetniecie liny, którymi pomagają sobie zieloni w czasie przeprawy i szyć do tych w wodzie i na drugim brzegu. Dla strzelców to będzie idealna okazja a i sama przeprawa nowych zielonych się mocno opóźni.

- Cięższa jazda musi sprowokować tych w obozie do ataku. Będzie ich sporo więcej, niż was, wiec powinni chwycić haczyk. Musi się Pan o to postarać, pozorując ucieczkę. Ucieka Pan na wzgórze, na którym teraz stoimy, po drodze zabierając resztę jazy spod brodu. Do tego czasu, będzie już tu stała piechota i strzelcy. Musi ich Pan wystawić na nasz ostrzał. Łucznicy, kusznicy i muszkieterzy zasypia ich ogniem. Być może samo to wystarczy, aby ostudzić ich zapał ale sadzę, że jak poprzednio dopadną do muru z tarcz piechoty. Będą osłabiani przez ostrzał i atakować pod górę, więc piechota powinna wytrzymać. W tym czasie jazda zawróci i uderzy na nich z boku lub z tyłu. To powinno zdecydować o zwycięstwie. -


Wagner spojrzał po swoich oficerach, oczekując komentarzy do swojego planu, o czym wydał końcowe rozkazy.

- Sierżancie Siedlicz proszę wziąć ze sobą kaprala. Przyda się Panu pomoc, żeby zapanować nad wszystkim oddziałami. Proszę nie dać się okrążyć i kontrolować działania, szczególnie rycerzy. Nie wolno wam ugrząźć w masie zielonych, w razie czego lepiej wcześniej ogłosić odwrót. Ja zostanę tutaj z sierżantem Schnitze ustawimy piechotę. Strzelcy z przodu, tarczownicy i włócznicy z tyłu. Chłopskich włóczników, zostawimy w odwodzie, na wypadek, gdyby jakieś gobliny lub coś innego próbowało nas zajść lasem z flanki. Z nimi mogą walczyć, orkowie by ich roznieśli. O ile by wcześniej nie uciekli.

- Tak jak ostatnio sierżancie Siedlicz, jeśli usłyszycie róg, to znaczy, że zdarzyło się coś niespodziewanego i jest źle. Wtedy bezwarunkowo proszę zawrócić do piechoty. Pytania? -


Wagenr popatrzył po swoich oficerach, czekając na ewentualnie wątpliwości i pomysły z ich strony.

- Do dzieła Panowie, zieloni czekają. Nie bądźmy niegrzeczni i nie naraźmy ich cierpliwości na próbę! –
 
malahaj jest offline  
Stary 25-05-2011, 11:07   #33
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Siedlicz i Biehler szybko zebrali ludzi. Czekanie na zwiadowcę zabrało trochę czasu i teraz nie można było się ociągać, jeśli chcieli przynajmniej początek bitwy rozegrać podczas dziennego światła. Słońce już dotknęło horyzontu, choć nie bardzo widoczne przez deszczowe chmury, to doświadczeni ludzie doskonale wiedzieli ile im zostało czasu. Ruszyli, kopyta uderzyły w błoto pokrywające zbocze wzgórza, zjeżdżając równymi szeregami na dół i wjeżdżając na podmokłe łąki, które jednakże nie spowalniały ich tu za bardzo. Mieli dużo miejsca na rozpędzenie się, a wystarczyło jechać nieco bokiem, by być całkiem długo zasłoniętym przez praktycznie wszystkimi orkami. Dopiero gdy wyłonili się zza wzgórza, wjeżdżając na trakt i rozwijając formację, obie grupy dojrzały się nawzajem, ale tylko jedna z nich była zaskoczona.

Przy przeprawie stało ze trzydzieści zielonkawych stworów, które rykiem przyjęły pojawienie się szarżującej na nich jazdy. Tu już nie było co kombinować. Z połowa z nich rzuciła się i tak do ucieczki, inne sięgnęły po broń i ruszyły do samobójczej szarży. Nie było sensu i powodu wymyślać skomplikowanych taktyk. Rozpędzone rycerstwo oraz rozwinięci lansjerzy wdeptali w ziemię tych nielicznych, którzy nie padli od strzał i bełtów podążających za cięższą jazdą strzelców. Nie było czasu nawet się im przyglądać. Jeszcze kilku innych chciało bronić lin, ale zostali wyrżnięci bez litości, choć w tym przypadku już nie obyło się bez strat. Gdy ludzie dopadli do grubych sznurów, tnąc je i siekając, z przeciwległego brzegu posypały się strzały i przynajmniej kilka z nich było celnych, trafiając w lekkokonnych. Ale liny puściły, pozwalając wycofać się na bezpieczną odległość. Chwilowa wymiana strzał pokazała, że mimo, ze orków po drugiej stronie padało znacznie więcej a ich strzały były mniej celne, to jednak ilość łuczników robiła swoje.
Zwłaszcza, że orki nie wiedziały teraz, jak pokonać rzekę. Kilka z nich rzuciło się w wodę, dopływając rozpaczliwie może do połowy, zanim porwał je prąd. Kilka spłynęło z nim już po odcięciu lin, których się trzymali. Może z jeden czy dwa dotarły do brzegu, gdzie zostały zwyczajnie zastrzelone. Tłum zielonoskórych ciał kłębił się przy brzegu, wypuszczając jednak co najwyżej roje strzał i rycząc głośno z wściekłości.

Znacznie poważniejszy problem mieli bezpośrednio po prawej stronie. Najbliżej nich, choć wciąż oddalony o setkę metrów, znajdował się obóz goblinów i mniejszych orków. Część z tych stworzeń uciekała w tył, inne szykowały broń, ale zbijały się w grupę, nie mając najwyraźniej ochoty szarżować. Ale to nie one były główną siłą tej armii, nie miały wśród swoich żadnego wielkiego wodza. Niewiele za nimi, na granicy lasu, znajdował się bowiem inny obóz. Kolorowe, większe orki, wyglądały na jeszcze dziksze, niż ich zwyczajni pobratymcy. Całe ciała miały albo pokryte dziwacznymi wzorami, albo wręcz nacięciami po nożach, którymi ranili samych siebie przed bitwą. Wszystkie teraz podrywały się i sięgały po broń, rycząc wściekle. Rysowały kolejne wzory, lub ostrzami znaczyły swoje ciała, puszczając krew i dodając sobie siły w walce. Ich pyski często były paskudnymi maskami, wykrzywionymi mordami berserkerów. Część już pędziła w ich kierunku. Ich samych było około dwóch setek, choć bardzo ciężko było policzyć ich wśród drzew. Setka mniejszych zielonych wyglądała przy nich niegroźnie. A przecież jakieś orki mogły kryć się jeszcze gdzieś głębiej w lesie.
Sięgały po łuki. Wielu dzierżyło ciężkie włócznie. Nie stanowili żadnej formacji, ale niewątpliwie szarża na nich nie będzie już tak łatwa, jak rozjeżdżanie goblinów pod Mielau.

Wagner i Schnitze musieli natomiast pomyśleć nad rozmieszczeniem piechoty. Ustawiona na zboczu, nawet lekko w lesie, była zwyczajnie widoczna. Pewnie i tak nie odstraszyłoby to orków, ale w ten sposób nie mogli liczyć na jakiekolwiek zaskoczenie. Z drugiej strony, strzelcy na zboczu mieli idealne pole ostrzału, nie zakłócane zupełnie niczym. Widzieli, że jazda wdała się już w walkę i zdobyła przeprawę, ale teraz już tylko od Siedlicza i Biehlera zależało to, co zrobią dalej.
Oni musieli czekać. Mieli przynajmniej kilka-kilkanaście minut, czas idealny do wykorzystania jak najlepszego.
Zauważyli także coś dziwnego. Na szczycie wzgórza wyraźnie pojawiło się kilkanaście orczych sylwetek, widocznych tylko dzięki temu, że ze swojej pozycji także spoglądali niejako z góry. Kawalerzyści widzieć ich raczej nie mogli, zasłonięci drzewami także u podstawy. Ciężko było stwierdzić co robiły znajdujący się tam zielonoskórzy., ale nad nimi niebo zaczęło wyraźnie ciemnieć. Przypadek? Gruba warstwa burzowych chmur kłębiła się i narastała. Zerwał się delikatny wietrzyk. Zły omen? Czy coś jeszcze gorszego?
 
Sekal jest offline  
Stary 26-05-2011, 14:02   #34
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Von Seydlitz próbował jeszcze trochę spierać się z Wagnerem, lecz poznał już trochę swego nowego dowódcę i wiedział kiedy odpuścić. Porucznik podjął decyzję i nie zamierzał jej zmieniać. Czekając między drzewami na piechotę i powrót Biehlera mogli tylko obserwować jak zapada zmierzch a przez rzekę przeprawiają się kolejne dziesiątki zielonoskórych. Pożytek z tego był taki, że jazda miała nieco odpoczynku przed walką a Vaslaw czas na zaplanowanie ataku.
Biehler wyglądał jak siedem nieszczęść, lecz Siedlicz nie dał mu chwili wytchnienia.

- Kapralu - rzekł do zwiadowcy - dostaniecie pod komendę koczowników i konnych łuczników oraz strzelców konnych z pocztów rycerzy von Klitzkego. Razem trzydziestu ludzi. Ja poprowadzę resztę: rajtarów, lansjerów, rycerzy i straż dróg.

Mówiąc to trzymał się na dystans, jakby bał się czymś zarazić. Po raz kolejny zastanawiał się, które z rodziców Biehlera było orkiem. Na Sigmara, co za morda!

***

Ruszyli do szarży przy ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Siedlicz z rajtarami po prawej, z lansjerami w centrum, a rycerzami i strażą dróg po na lewym skrzydle. Strzelcy w drugiej linii tuż za nimi. Grunt był twardy, teren wzdłuż traktu w miarę płaski, lekko opadający ku rzece, warunki idealne. Orków przy brodzie rozpędzili więc bez trudu, problemy pojawiły się dalej. Za wzgórzem było ich dużo, za dużo dla niespełna sześćdziesięciu konnych.
Vaslaw zatrąbił na "stop", po chwili konie zwolniły i zatrzymały się.

- Marcus - powiedział do swojego zastępcy - poczęstuj ich karakolem, potem zwiewaj na bezpieczną odległość naładować pistolety i baw się tak z nimi aż podprowadzimy ich do naszej piechoty.

Rajtarzy ruszyli. Czterdzieści dwie lufy celowały w największe skupisko orków. Po chwili rozległa się palba, hordę zielonoskórych przesłonił dym, jednocześnie utrudniając życie wrogim łucznikom.
W tym czasie Siedlicz rozkazał lansjerom, rycerzom i strażnikom dróg rozpocząć już nieśpieszny odwrót wzdłuż drogi. Mieli trzymać się na bezpieczny dystans od wroga, lecz też nie zostawiać zbytnio w tyle rajtarów i konnych strzelców. Mieli też raz zatrzymać się i stanać w szyku czołem do nieprzyjaciela, niby chcąc jednak przyjąć bitwę, co miało jeszcze bardziej sprowokować zielonoskórych. Skoro zaś już znikną orkom z oczu za obsadzonym przez piechotę wzgórzem niechaj zawrócą i ustawią się w ukryciu na prawej flance armii, chyba, że Wagner rozkaże inaczej.

Vaslaw zerknął jeszcze na cofających się za resztą jazdy rajtarów, po czym pognał do ludzi Biehlera przy brodzie, wymieniających z zielonoskórymi strzały przez rzekę. Przeprawa była zerwana i minie dużo czasu nim uruchomią ją ponownie.

- Biehler! - Krzyknął do kaprala. - Nie marnujcie strzał i ludzi na zabawę z zielonymi na drugim brzegu, są już niegroźni. Rozpoczynamy odwrót! Teraz musimy związać walką tą całą hordę z obozu, by doprowadzić ją w zasadzkę naszej piechoty. Cofaj się w luźnym szyku jakieś sto metrów przed nimi i cofając zasypuj strzałami.

Siedlicz popędził konia, by być cały czas po środku między trzeba konnymi oddziałami i nadzorować pozorowany odwrót. Zabrał też trzech strażników dróg jako gońców, gdyby trzeba było błyskawicznie przekazać jakiś rozkaz. W tej sytuacji cieszył się, że ma do czynienia z dzikimi orkami. Były one odważne do szaleństwa i skrajnie niezdyscyplinowane. Będą ich ścigać zawzięcie aż zmęczone i przetrzebione ostrzałem wpadną wprost w zasadzkę. Idealny wróg do tego typu taktyki.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 26-05-2011 o 14:17.
Bounty jest offline  
Stary 28-05-2011, 18:00   #35
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wagner cierpliwie wysłuchał opinii swoich podwładnych, po czym i tak zrobił po swojemu. Schnitze tylko wzruszył ramionami i poszedł wykonywać rozkazy. Niestety tym razem porucznik miał zamiar osobiście zadbać o to, żeby wykonano je dokładnie i bez pomyłki. Wolfgang zebrał powierzonych sobie strzelców i przyjrzał im się krytycznie. Swoich muszkieterów postanowił ustawić na samym końcu. Raz dlatego, że już zostali trochę przetrzebieni, a dwa ponieważ mieli najlepszy zasięg. Zdecydował, że na czole staną kusznicy Ragnara, jako najbardziej doświadczeni w walce. Co prawda oni też już mieli jedną potyczkę za sobą tego dnia, ale jako jedyni dawali względną pewność, że nie uciekną widząc nacierających orków. Za nimi stanęła reszta kuszników, a dalej łucznicy, także zaczynając od tych bardziej doświadczonych. Nakazał luźny szyk, żeby nie żołnierze przeszkadzali sobie nawzajem, jak to żółtodzioby miały w zwyczaju.

Rozejrzał się po terenie. Nie było wielkiej szansy na ukrycie się w lesie. Z resztą miałoby to sens tylko w przypadku, gdyby mogli szybko spod osłony drzew wyjść, żeby nie przeszkadzały w ostrzale. W końcu zdecydował się na dość wysokie miejsce o najbardziej stromym zboczu. Im więcej trudu będzie kosztowało orków dobiegnięcie do nich, tym lepiej. A i zasięg w ten sposób się poprawia.

Rzucił jeszcze okiem jak sobie radzi Ragnar ze swoją częścią ludzi, po czym wszedł między łuczników. Chodził od jednego do drugiego, poprawiał ich postawę, dawał jakieś drobne wskazówki ("Wyżej złap ten łuk!", "Kołczan sobie tutaj przesuń i zapnij jak należy", "Nie odwracaj się tyłem do napastników, choćby nie wiem co"). Przede wszystkim chciał odwrócić ich uwagę od rozmyślań o niebezpieczeństwie, a czepianiem się drobnostek stworzyć wrażenie, że nic co ich za chwilę spotka, nie będzie gorsze niż niedopięty guzik. Ryzyko, że się zbytnio rozluźnią raczej nie istniało, natomiast nie chciałby, żeby zwiali jak tylko zobaczą orków.

- Pamiętajcie ofermy: macie robić to co mówię, tak jak mówię i kiedy mówię! Najważniejsze żebyście się sami nie pozabijali strzałami! I, na Sigmara, wykrzeszcie z siebie trochę życia, żebyście mogli z dumą opowiadać o swoim udziale w tej bitwie!

Rozkaz Wagnera skwitował krótkim "Tak jest". Pomyślał też, że na przyszłość musi koniecznie nauczyć ludzi z taborów przeładowywać broń. Zapasowych sztuk nie mieli zbyt dużo, ale czasem nawet jeden strzał, może przeważyć szale bitwy. Choćby wtedy, gdy trzeba wyeliminować wrogiego dowódcę.

Gdy wszystko zdawało się gotowe przeszedł na lewą stronę oddziału i stanął z przodu. Przygotował broń. W duchu przeklinał, że nie z przodu tarczowników, ale na to niestety nic nie mógł poradzić. Musiał być gotów do ucieczki.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 29-05-2011 o 02:13.
Radagast jest offline  
Stary 28-05-2011, 20:18   #36
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Wagner obserwował poczynania swoich oficerów z grzbietu wierzchowca. Na razie szło względnie dobrze, choć niepokoili go orkowie na wzgórzu. Szamani? Nie miał już kogo wysłać aby sprawdzić. Została tylko luneta, którą teraz rozłożył, chcąc przyjrzeć się dokładniej wzgórzu i grupie zielonych na jego szczycie. Chciał ocenić, ilu ich tam jest i jakie stanowią zagrożenie, jeśli chciałby wysłać po nich wracająca jazdę.

Po chwili odłożył lunetę i podjechał do Schnitzego.
- Przypuszczam, że wśród dzikich orków jest przywódca całej bandy. Jeśli udałoby się go zabić, reszta mocno straci ochotę do walki. Jeśli uda się go zidentyfikować zanim dopadną piechoty, skupcie na nim ostrzał muszkieterów. Jego śmierć jest więcej warta niż trupy trzydziestu jego pobratymców. -

Posłuchał jeszcze ewentualnej odpowiedzi sierżanta, po czym podjechał do Ragnara.

- Proszę ustawić mur z tarcz na samym szczycie wzgórza. Znów będzie tylko pojedynczy, ale włócznicy wesprą was z tyłu. Ochroną skrzydeł zajmie się wracająca jazda, w ostateczności użyjmy chłopskiej piechoty. -

Udzieliwszy ostatnich instrukcji Wagner sam ustawił się na szczycie wzgórza, tak żeby drzewa jak najmniej blokowały mu widok, załadował pistolet i wrócił do obserwowanie pola bitwy przez lunetę.
 
malahaj jest offline  
Stary 30-05-2011, 02:08   #37
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Biehler zagwizdał przeraźliwie na palcach, by zwrócić uwagę swojej gromady.
- Słyszeliście go!? Jazda za resztą i pruć w zielonych! - ryknął.
- Fuks, za mną! - wraz z drugim zwiadowcą wyrwał się z kawalkady i obaj pognali w stronę wzgórza.

- Szefie! - krzyknął z tyłu Fuks - Z całym szacunkiem, ale czy szefa pojebało!?
- Hę?
- Franz zwolnił, gdy wpadli między drzewa.
- Na chuj się pchamy na tę górę?
- Widziałeś tych typów, co się tam zamelinowali? No, to jedziemy sprawdzić, co z nimi.
- Tego, a nie powinniśmy, no nie wiem, bić się z innymi?
- A co, życie ci się znudziło? Jak chcesz dać sobie rozłupać łeb bydlakowi dwa razy większemu od ciebie, to są z tyłu, możesz wracać.
- Niby tak, ale co jak się Wagner dowie?
- Tym to się będziemy, kurwa, martwić po bitwie. O ile oni przeżyją.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 31-05-2011, 15:30   #38
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nie wiadomo co myślał sobie Biehler, porzucając przydzielonych mu ludzi. Może zwyczajnie nie nadawał się i nie chciał być dowódcą. Zamiast tego, wraz tylko z jednym człowiekiem pognał na wzgórze, doskonale widoczny dla walczących po obu stronach. Zrobiło się już prawie całkiem ciemno i możliwe, że to właśnie na to liczył, tylko, że zmierzch nie był jeszcze pełny, a noc wcale nie zapowiadała się zupełnie czarna. Tak czy inaczej, kapral szybko zniknął ludziom z oczu, ale wcale nie oznaczało to końca zadań strzelczej kawalerii, a tylko jej początek.
Nie dało się bowiem ukryć, że trzydziestu rozproszonych ludzi za diabła nie słyszało co krzyczał Siedlicz do Biehlera. Mogli się tylko domyślać, a wiadomo jak to było z domysłami. Konni łucznicy, doświadczeni wojacy, od razu dołączyli do sierżanta i jego rajtarii. Nie mieli jednakowej taktyki, dlatego krążyli na granicy strzału, posyłając pocisk za pociskiem. Koczownicy od razu odjechali od pozostałych, zajeżdżając orki bezpośrednio od wschodu, ale tam już między namiotami pojawiały się potężni berserkerowie. Ludzie nie mieli doświadczenia z tym przeciwnikiem, podjechali zdecydowanie za blisko i przywitał ich rój strzał, bez problemu ściągający ich z siodeł. Zdemoralizowani zawrócili i od tamtej chwili trzymali się z daleka, a ich pociski ledwo dosięgały celów. Strzelcy konni radzili sobie jeszcze gorzej. Nie potrafili dotrzymać kroku lekkim strzelcom ani rajtarii, więc tylko raz podjechali bliżej, oddając salwę i tracąc przy okazji jednego człowieka, trafionego z łuku przez dzikiego. Później nie wiedząc co zrobić, trzymali się w sporym oddaleniu.

Rajtaria radziła sobie lepiej, choć nawet ich sprawność nie mogła zapobiec stratom. Pistolety miały krótki zasięg i ich efektywność była duża tylko w przypadku ataku bezpośrednio na gobliny i mniejsze orki, które zaraz po pierwszej salwie zrejterowały do lasu, mniej więcej prosto na Biehlera, którego plecy mignęły jeszcze Siedliczowi. Jazda zawróciła, widząc jeszcze, jak z dzikimi orkami ścierają się koczownicy, ponosząc mniej więcej tyle samo strat, co sami zadając. Nieliczni już bardzo wyprzedzili po chwili przeładowujących rajtarów, którzy zawrócili i uderzyli jeszcze raz, tym razem w liczniejszego i groźniejszego przeciwnika. Salwa zgrała się z rojem strzał, z których niektóre niestety trafiły, uszczuplając oddział. Kule pistoletów także trafiały, ale ani one, ani huk, ani dym, nie były w stanie przestraszyć berserkerów. Dwieście orków pędziło na złamanie karków, z powodzeniem całkiem goniąc jazdę, mającą niejakie problemy na grząskim gruncie. Dogonić nie mogli, ale i manewry utrudniali swoją niesamowitą prędkością. Część z nich już odrzuciła łuki, dobywając włóczni i toporów.
I ryczeli tak wściekle, że słyszała ich doskonale ustawiona na wzgórzu piechota.

Biehler w tym czasie zdał sobie sprawę, że popełnił paskudny błąd. Tu nie było miejsca na zwiady, a całkiem gęsty las ukrywał zielonych. Jeszcze podczas rozmowy z kompanem, kilku z nich wychynęło z krzaków, zupełnie ich zaskakując. Pierwszego ściął sam, drugiego nadział na miecz jego człowiek. Ale potem był już tylko wrzask i kolejne nadciągające gobliny, a zaraz za nimi orki. Spięli konie, wyrywając się z kotła, ale było już za późno. Kompan oberwał w plecy, a koń poniósł go daleko do przodu. Sam Biehler pogonić za nim nie mógł, bowiem jego wierzchowiec oberwał najpierw jedną, a potem jeszcze dwoma strzałami. Stanął dęba, a potem przewrócił się na bok i kapral musiał mocno się wytężyć, aby zeskoczyć bez szwanku. A chwilę później nadbiegło kilka goblinów, dostrzegając swoją przewagę i szansę. Pierwszy cios odbił, drugiemu ściął pół głowy, ale włócznia trzeciego zahaczyła go w bok. A przecież nadbiegali następni...

Wagner i Schnitze obserwowali podchody na równinie. Wydawało się, że jazda nawet nie musiała zachęcać orków, które biegły szybko. Ale biegły też zupełnie rozproszone, przez co wydawało się, że jest ich jeszcze więcej, niż było faktycznie. Niestety linie ustawionej na trakcie piechoty wyglądały przy tym także na bardzo krótkie. Opierały się o drzewa, ale przecież sam las nie przeszkadzał zbytnio w szarży ich przeciwnikom, a pewnym było, ze jeśli nie zacieśnią szyków to wyjdą im także na flanki a może nawet plecy.
Weterani stali spokojnie, z determinacją wymalowaną na twarzach. Brali z nich przykład pozostali regularni, przynajmniej na razie zachowując pełen spokój, choć wpatrywali się uporczywie w łąki przed nimi. Gorzej było z chłopstwem. Kręcili się i spoglądali na towarzyszy, wyglądając jakby mieli uciec przy najmniejszej oznace strachu u kogokolwiek. Trzymali ich tu jeszcze cywile, wśród których prawie wszyscy mieli rodziny i znajomych. Ich mogli bronić. Tylko pytanie jak długo?
Zwłaszcza, że chmury zbierały się coraz ciemniejsze. Kłębiły się nad wzgórzem, gdzie zmrok zasłonił ruchy kilkunastu orków. Zrywał się jednakże wiatr, wzmagała wilgoć. Pojawiła się nawet lekka mżawka.
I nagle niebo rozjaśniła błyskawica, a głowy wypełnił huk. Walnęło w sam wierzchołek wzgórza, na którego szczycie coś jeszcze jaśniało przez chwilę. Wśród chłopów rozbrzmiały przestraszone głosy.
- Magya, jak nic...
- Co my możem...
- Upieką nas żywcem!
- Trzeba za wzgórze... między drzewa...!
 
Sekal jest offline  
Stary 03-06-2011, 15:12   #39
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Tego Siedlicz nie przewidział. Nie spodziewał się, że Biehler porzuci powierzony mu zlepek oddziałów i pogna jak wariat w kierunku zajętego przez zielonoskórych wzgórza. Co też mu odbiło?! Co tam zobaczył, kurde, mamusię? Vaslaw nigdy nie oceniał ludzi po wyglądzie, ale chyba zacznie.
Teraz mógł tylko zakląć głośno patrząc na plecy Biehlera oraz wyczyny pocztowych strzelców i koczowników. Czym prędzej popędził w stronę tych drugich.

- Za mną! Za mną! - Zawołał, a gdy usłuchali poprowadził ich galopem ku konnym łucznikom. Horst niestety był na zwiadzie, lecz zastępował go kompetentny dziesiętnik imieniem Ohap, z pochodzenia rodowity ostermarcki koczownik. Jego jeźdźcy posyłali sprawnie strzały w tłum nacierających orków, cofając się w luźnej tyralierze i w ciągłym ruchu, dla zminimalizowania własnych strat. Wprawdzie większość dzikich orków odrzuciła już łuki, ale niektórzy wciąż co jakiś czas zatrzymywali się, by wypuścić strzałę.
- Trzymajcie się ich i róbcie to co oni! - Siedlicz wskazał koczownikom wzór. - Słuchacie odtąd kaprala Ohapa.
- Kapralu! - Podjechał do Ohapa. - Daję wam pod komendę pobratymców. Kontynuujcie odwrót, a potem ustawcie się na lewej flance piechoty i osłaniajcie ją do końca bitwy. Strzelajcie zza drzew dla lepszej osłony. Strzelajcie póki wam ręce nie omdleją.

Vaslaw zerknął jeszcze na rajtarów na prawym skrzydle, którzy pod komendą Marcusa oddali właśnie kolejną salwę, po czym pognał ku strzelcom pocztowym. Ci, nienawykli działać samodzielnie, wprawdzie zarepetowali swoje lekkie kusze, lecz nie palili się do walki.
- Do mnie! - Ryknął na nich Siedlicz i wskazał dobytą szablą na orków, którzy weszli właśnie w zasięg. - Nawiją!
Siedem bełtów poleciało ponad głowami koczowników, gdzieś w tłum wyjących orków. Chyba któryś trafił.
- Za mną! - Zawołał Vaslaw i ruszył w stronę lasu. Do odwrotu nie trzeba było ich zachęcać. Wjechali między drzewa i przejechali między szeregami piechoty na prawą flankę armii, gdzie reszta jazdy już skryła się w lesie. Pocztowi dołączyli do swych rycerzy a Siedlicz zwołał Klitzkego, Krupsta i dowódcę lansjerów.

- Panie von Klitzke -
rzekł - ustawcie swoich na prawo od tarczowników, ale nie tuż przy nich, żeby mieć pole do szarży. Na prawo od pana staną kolejno lansjerzy, rajtarzy, a skraj prawej flanki zajmie straż dróg. Na sygnał mojej trąbki uderzamy wszyscy na flankę i tyły zielonych.

Sam Vaslaw ustawił się tak, by z pomiędzy drzew widzieć przedpole. Właśnie dołączyła rajtaria, zajmując lukę między lansjerami a strażą dróg. Jakieś dwieście metrów dalej pędziły wyjąc orki, wchodząc właśnie w zasięg piechoty.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 03-06-2011 o 15:29.
Bounty jest offline  
Stary 06-06-2011, 00:06   #40
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dwaj jeźdźcy odłączyli się od atakującego oddziału. Z tej odległości nie było widać kto to. Trudno też było ustalić motywy tego działania. Próba ucieczki? Zdrada? Nieudolny zwiad? W każdym razie byli za daleko, żeby piechota mogła się nimi w jakikolwiek sposób teraz zająć. Nie można było ani ratować, ani dobić.

Schnitze stał na czele oddziału, patrząc w dół, ku nadciągającym wrogom. Sytuacja nie była różowa. Biegli w luźnym szyku, co nie dość, że zmniejszało skuteczność ostrzału, to jeszcze działało źle na morale. Zmiana pogody też nie pomagała. Wolfgang nie był z tych, co winą za wszystko obarczali magię, ale niestety nie można było wykluczyć, że plugawy nieprzyjaciel ucieka się do swoich mrocznych sztuczek. Na wszelki wypadek wolał uciszyć chłopów, nim zasieją więcej trwogi w sercach kompanów.
- Zamknąć się! - wrzasnął przez ramię. - Każdemu kto się cofnie bez rozkazu osobiście nogi urwę.
Przez kolejną chwilę analizował sytuację. W końcu odwrócił się do żołnierzy.
- Pamiętajcie, że Waszym zadaniem jest ich przetrzebić. Bić na małą odległość się będą inni. Od tego jak dobrze Wy się spiszecie, zależy jak wielu z nich przeżyje. To wielka odpowiedzialność, więc nie zawiedźcie. Ucieczka to najprostszy sposób na pewną śmierć. Dopóki jesteśmy razem, jesteśmy silni. Wiecie co do Was należy - zróbcie to dobrze.

Gdy w pobliżu pojawił się Wagner, Schnitze odezwał się do niego.
- Panie poruczniku, można przesunąć piechotę na skrzydła strzelców? Z tyłu wiele nie zwojują - zaproponował.

Gdy jazda wróciła, jakiś geniusz postanowił władować ją między jego ludzi. Schnitze zaklął siarczyście.
- Trzymać szyk, idioci! - krzyknął do łuczników. Ciepłe słowa pod adresem dowódcy na razie opuścił. Nie chciał mu robić awantury przy żołnierzach.

Gdy orkowie zbliżyli się wystarczająco, Wolfgang wrzasnął:
- Muszkieterzy, strzelać bez rozkazu!
Po chwili taki sam rozkaz dostali kusznicy, a zaraz po nich łucznicy.
- Zwolnienie z warty dla oddziału, który odstrzeli wodza tej halastry!
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172