Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2011, 09:01   #46
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Twierdza Kreda
wczesna noc


Althea zwana „Cierniem” i Albrecht zwany "Nawróconym"

Krew łatwo wsiąka w kredę. Z białej staje się ona różowa, a jeśli krwi jest wyjątkowo dużo, staje się czerwona, jak rubiny. Zresztą barbarzyńcy ze słonecznej Rhantharii rozciągającej się daleko od Kredy na południe, wierzą właśnie, że rubiny to krew Jedynego. Uwierzycie... Jedynego! Wszyscy przecież wiedzą, że jest sześć bóstw. Mroczna Szóstka. Aspekty. I niech ktoś odważy się pomyśleć inaczej....

Kilkadziesiąt sekund szaleństwa pochłonęło dziewięć ludzkich istnień, siedmioro ludzi odniosło poważne rany – w tym thar Ushmajel. Jednak nie każdym mogły zająć się kapłanki Lyrii ze swoją mocą modlitw. Więź z Aspektem to bardzo krucha i nietrwała sprawa, o której niewielu znało prawdę. Nawet większość kapłanów nie rozumiała jak to się dzieje, że Aspekt przybywa na wezwanie i obdarza modlącego się odrobinką swej własnej mocy.
Jednym z nieszczęśników, którym magia ożywionego plugastwa odebrała życie był, jak się szybko okazało, wierny sługa thara Ushmajela – Balthazar. Cokolwiek staruszek miał do przekazania alchemikowi, ten drugi chyba raczej nie chciałby się za szybko spotkać z martwym majordomusem.

Wrota twierdzy zostały zamknięte na głucho, a wartownicy otrzymali rozkaz nikogo nie wypuszczać. Poza kapłanami. Powody były dwa. Po pierwsze – zakładano, że gdzieś wśród żałobników skrywać się może ktoś, kto wie coś więcej na temat dramatycznych wydarzeń. Po drugie – duchowni nie chcieli, by wieści o „powrocie do życia” Nathanelli rozeszły się zbyt szybko po okolicy. W końcu ktoś będzie musiał podjąć jakieś działania i wydać określone polecenia. Zazwyczaj sprawami związanymi z istotami z Nieświata zajmowali się kapłani Maraji. Jednak w tym przypadku wiązała się z tym krwawa łaźnia i było to niejako konsekwencją śledztwa prowadzonego przez świątynię Varunatha, co wymagało współdziałania.

A współdziałanie pomiędzy kapłanami rzadko układało się zgodnie.


Althea zwana „Cierniem"


Zmęczona Althea wiedziała, że to, co dzieje się w Kredzie, zaczyna zdecydowanie kierować się w stronę, w którą niebezpiecznie wędrować. Była zmęczona, ale ciepła woda pozwalała zmyć z niej brud i powrócić myślom na właściwe tory. Cierń robiła to, co potrafiła najlepiej, i co wykształcono jej podczas szkoleń w Świątyni.

Analizowała kolejne elementy układanki. Nathanella, posąg szczura, dziwną książeczkę, klucz, ożywienie podczas uroczystości pogrzebowych.

Nie wiedząc czemu, przed oczami stanęła jej scena, w której upokorzony został Świeca. Pewność zmroziła jej serce podobnie jak woda, która zdążyła lekko wystygnąć. W zamku mieli teraz ważniejsze sprawy, niż grzanie wody na kąpiele. Uganiano się za strzelcem, który posłał strzałę w ciało władcy Kredy.

* * *

Wstałaś z wody, rozchlapując ją na posadzkę. Szybko, nawet nie wycierając się dobrze, wskoczyłaś w śmierdzące dzisiejszymi wydarzeniami szaty i ruszyłaś, by potwierdzić swoje domysły.

Otóż bowiem byłaś prawie pewna, że Świeca, z którym spotkałaś się zaraz po przyjeździe i Świeca, który przygotowywał ciało do pochówku tuż przed ceremonią pogrzebową, to były dwie różne osoby. Maska i kapłańskie szaty pozwoliły wejść do twierdzy komuś, kto zapewne stał za tym całym zamieszaniem. Komuś, kto podszył się za duchownego Aspektu. Na tyle dobrze, że nie rozpoznałaś go ani ty, ani nikt z jego współwyznawców. Kogoś, kto być może jeszcze jest na zamku.

Nim zdążyłaś dokończyć ubieranie drzwi otworzyły się. Z początku myślałaś, że to przyszedł Albrecht by z tobą porozmawiać, tak jak to ustaliliście. Kątem oka zobaczyłaś jednak, że ten, kto wszedł do sali jest wyższy i ubrany w brązowy strój z wysokimi butami.

To był elf, którego widziałaś na dachu twierdzy, podczas pogrzebu. Kot zamykał właśnie drzwi opierając się o nie plecami.....

Gdzie, do jasnej cholery jest Kara, która miała pilnować twoich drzwi.



Albrecht zwany "Nawróconym"



Dochodziłeś do siebie pomagając kapłankom Lyrii w niesieniu pomocy rannym i poszkodowanym w wyniku paniki.

To ty znalazłeś Balthazara. Stary sługa nie żył. Ale na jego ciele nie było widać takich śladów, jakie zostawia magiczny ogień. W zamieszaniu i ciemności ktoś zwyczajnie, wręcz prozaicznie, wbił mu nóż w plecy. Fachowo. Sprawnie. Nie pozostawiając szans na przeżycie.

Siwowłosy starzec wpatrywał się już w czarną twarz Maraji i jeśli wierzyć temu, co słyszałeś w świątyni, odpowiadał teraz przed kolczastą maską Varunatha za grzechy tego życia. Osądzony przez Aspekty miał cztery drogi. Wrócić do świata żywych, jako nowonarodzone dziecię i przeżyć swe życie na nowo, w innym ciele, bez pamięci wcześniejszych żywotów. Mógł zostać skazany na Nieświat i błąkanie się po krainie duchów, aż odpokutuje cięższe grzechy. Mógł zostać potępiony i trafić przez Bramę Czerni do Otchłani, gdzie wtrącano duchy tych, którzy kłaniali się zakazanym religiom, którzy mieli styczność z magią lub czcili demony. W końcu mógł przejść na wyższe stadium egzystencji – stać się którymś z licznych duchowych Posłańców Aspektów. Skrzydlatym Żniwiarzem Maraji, Jaśniejącym- który wspierał kapłanki Lyrii, Kruczym Mędrcem – Serenekhana – Pana Wiedzy i Tajemnicy bądź zupełnie czymś innym.

Twierdzę zamknięto. Ciało dziedziczki, czy raczej to co z niego zostało, pozbierano i w skrzyniach miano przetransportować do świątyni Maraji pod miastem.

Miałeś plany. Ale, jak to często bywa, plany biorą w łeb....

Tym razem dosłownie.

Ktoś, kogo nie zauważyłeś, czekał w niszy ściennej, za posągiem, a kiedy go minąłeś, coś ciężkiego spadło ci na potylicę skutecznie pozbawiając przytomności.


* * *

Pierwsze, co poczułeś to wrażenie, że leżysz na czymś twardym. Zapach zimnej piwnicy. I coś jeszcze. Świeża krew.
W głowie huczało ci jednak za bardzo, byś szybko zdołał stanąć na nogi.

Ktoś zdjął ci coś skórzanego, cuchnącego wymiocinami z głowy i twoje oczy poraziło światło pochodni.

- Żyjesz – powiedział ktoś męskim, pozbawionym emocji, chłodnym głosem. – To się nawet dobrze składa .....



Miasto Kreda
Wczesna noc



Anah zwana "Dzierzbą"


To nie był najbardziej udany początek wieczoru w twoim życiu. No, ale bywały też i gorsze.

Luminacja nad Twierdzą i krzyki ucichły już zastąpione dziwną ciszą. A miasto u stóp zamczyska powróciło do swojej nocnej krzątaniny.
Z ulic zniknęli „aspektobojni” obywatele a pojawiły się drobne szumowiny, ludzie żądni mocniejszych wrażeń po kilkunastu godzinach pracy nad dołem z gliną, czy przy piecach do wypalania cegieł i ceramiki. Tych z wyrobisk wokół Kredy można było poznać po wapnie na skórze i charakterystycznym kaszlu, po którym często spluwali na ziemię krwawą plwociną. Praca przy dołach miała swoje minusy. Właściwie miała tylko swoje minusy.

Początkowo miałaś zamiar po prostu przejść się po mieście, rzucić okiem na Twierdzę, zapoznać się z układem uliczek po zmroku, ich oświetleniu, ścieżkom patroli straży. Nigdy nie wiadomo było, kiedy taka wiedza może uratować ci tyłek.

To, że masz ogon, wyczaiłaś przechodząc się w cieniu murów Twierdzy Kreda, kierując wąską ulicą Przy Murze, wyłożoną kocimi łbami i szerokim łukiem idącą w stronę portu nad rzeką. W dzień było to ulubione miejsce żebraków, po zmroku wystawały tam ladacznice, ze ściśle podzielonymi odcinkami. Przyglądały ci się zainteresowane, błyskając zębami na zachętę.

Było ich dwóch. Obaj szczupli i dość wysocy. Szare opończe wędrowców, pod którymi mogli skryć nawet krótkie miecze. Jeden z nich odepchnął nachalną dziwkę, a ta wpadła plecami na mur kamienicy, przy której stała. Szybko podniosła się z bruku posyłając za mężczyzną soczystą wiązankę bluzgów.

Obaj przyśpieszyli. Ich krok stał się szybszy, bardziej nerwowy. Taki szybki krok oznajmiał światu, a przede wszystkim tobie – „wiemy, że o nas wiesz i nie damy ci uciec”.

Dziwki patrzyły obojętnie, jak mężczyźni je mijają. Znałaś ten typ ulicznic. Jeśli zaczęlibyście „tańcowanie” tu i teraz, pytane przez straż okażą się być ślepe, głuche lub akurat dupczone kilka ulic dalej przez pragnących zachować anonimowość klientów.

Takimi prawami rządziło się nocne życie wielu miast. A Kreda nie należała do wyjątków w tej materii.

Mężczyźni zbliżali się...



WSZYSCY


Las szumiał poruszany gwałtownymi podmuchami wiatru. Znad północy znów nad region nadciągała zmiana pogody. Upalny dzień zapewne będzie jutro marzeniem wielu ludzi, którym na głowy lać będą się strugi wody.

Przecinającym puszczę duktem szła jakaś postać. Zmęczona, ledwie powłóczyła nogami. Na każdy głośniejszy dźwięk zatrzymywała się i nasłuchiwała spłoszona. Brudną, podrapaną przez zarośla twarz, wykrzywiał grymas przerażenia.

Nagle, niczym spłoszone zwierzę, wędrowiec zanurkował w przydrożne zarośla przywierając płasko do ziemi.

Traktem jechało dwóch zbrojnych. Dość szybko. Ziemia leciała spod kopyt ich wierzchowców. Minęli uciekinierkę nie spoglądając w stronę krzaków.

Dziewczyna długo jednak nie ruszała się z miejsca. Płakała, gryząc z przerażenia i bezsilności zaciśniętą pięść. Była wyczerpana. Była zdruzgotana. Nike wiedziała, komu zaufać. Bała się własnego cienia.

W końcu jednak odważyła się znów wejść na leśny gościniec. Ruszyła przed siebie. Nadal czujna, niczym łasica.

Nie wiedziała jednak, że od kilku godzin ktoś ja obserwuje. Że od kilu godzin ktoś podążą za nią, niczym widmo. Ktoś, kto na razie nie podjął decyzji co zrobić z tą zagubioną damae .

Zaczynała się noc .....
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 24-05-2011 o 09:15.
Armiel jest offline