Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2011, 15:21   #18
Slywalk
 
Reputacja: 1 Slywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodze
- Panowie musimy zająć ten budynek. Do drzwi nie damy rady się dostać. Więc zrobimy to na chama. Vest, Ramirez ta ściana ma mi zniknąć - powiedział sierżant i wskazał na ścianę z dużym oknem - Wiecie o co mi chodzi?
Obaj pokiwali głowami i uśmiechnęli się.
- Aż za dobrze - powiedział Vest.
- My chowamy się przy północnej ścianie, Ramirez jak tylko rozwalicie ścianę, to zajmiecie się tym czołgiem. Welsh i White będą was ubezpieczać. Reszta szturmuje kamienice. Compton, ty prowadzisz w kamienicy. Pytania?
- Najmniejszych... - opowiedział Lipton.
- Sierżancie jeśli czołg zmieni pozycję lub nie będziemy mogli oddać czystego strzału? - odezwał się po chwili Ramirez.
-Wtedy wycofacie się do nas. Wszyscy za schować się! - Winters i jego ludzie pobiegli za północna ścianę kamienicy i zajęli pozycję. Vest i Ramirez natomiast odsunęli się od ściany, po czym wycelowali w nią i strzelili z bazooki. Wintersa ogłuszył huk eksplozji. Szybko doszedł do siebie i rozkazał:
- Compton, Lipton, Evans, wy pierwsi.
Podbiegł do niego Vest.
- Sir, zostały nam dwa pociski - zameldował.
-Dobra robota, a teraz zajmijcie się tym czołgiem, tylko ostrożnie. Nie ryzykujcie. W razie czego niech załoga Shermana się martwi. Reszta z mną!
Richard i reszta jego żołnierzy ruszyła do wyrwy w ścianie. Compton, Lipton i Evans zajęli pozycję przy wyrwie i celowali do środka kamienicy.
- Sir! To jakiś cholerny gabinet dentystyczny - zameldował Lipton.
- Compton, Evans, wchodzicie. Reszt ubezpiecza. Talibur, Grant i Wynn zostajecie tutaj i osłaniacie nasze tyłki.
Donald i John ruszyli przed siebie, tumany kurzu, tynku i dymu jeszcze nie opadły, ale widać było charakterystyczny fotel dentystyczny. Pomieszczenie było czyste, nawet jeśli byłby tu jakiś szkop to ciężko by mu było przetrwać eksplozję. Compton i Evans zajęli pozycję przy drzwiach. Evans kiwnął głową i powoli otworzył drzwi.
- Czysto - wrzasnął Compton i ruszył przed siebie. Minął drzwi recepcji znajdujące się po jego prawej stronie. Po lewej miał schody, a na wprost drzwi do kolejnego pomieszczenia. Richard i reszta weszli do gabinetu. Sierżant zajął pozycje przy drzwiach i celując w głąb korytarza, lekko ponad plecami Comptona. Dał znak ręką, by Evans ruszył za Donaldem. Compton doszedł do końca korytarza, celując w schody. Po chwili wrzasnął :
- GRANAT- szybko się rozejrzał i rzucił się w stronę drzwi do pomieszczenia po swojej prawej. Na szczęście nie były zamknięte i ustąpiły pod naporem ciała Donalda. Evans w tym czasie odwrócił się i rzucił na ziemię. Winters skulił się za framugą. Po chwili nastąpiła eksplozja, która wzbiła kolejne tumany kurzu w gabinecie i na korytarzu.
Richard odkaszlał kilka razy by pozbyć się kurzu i wrzasnął:
- COMPTON nic ci nie jest?!
-Ni.. yheyh..sir - nadeszła odpowiedź. Szczęściem dla Comptona było również to, że pokój do którego wpadł był pusty.
Richard wskazał Evansowi pomieszczenie po lewej stronie. Evans zrozumiał i podszedł do drzwi. Uchylił je lekko i wpadł do środka.
- Czysto - wrzasnął.
Parter był zabezpieczony, ale na piętrze czaili się Niemcy, trzeba ich jakoś wykurzyć.
- Ile ja bym dał z miotacz ognia - powiedział Winters - Dobra, trzeba ich wykurzyć. Evans, Compton, dwa odłamkowe powinny załatwić sprawę. Później odczekamy chwilkę i wchodzimy. Evans tym razem ty prowadzisz.
 
Slywalk jest offline